Kampinos, 4 października 2013
Pierwszy ładniejszy dzień od dłuższego czasu, rano -1 st., w dzień do 10 st. i piękne słońce
Od kilku miesięcy planowaliśmy, żeby wybrać się na dłuugi spacer do lasu tylko we dwoje , ale ciągle nie było okazji… Dzisiaj nareszcie stwierdziliśmy, że praca poczeka, a taki ładny dzień nie może się zmarnować i zaraz po odprowadzeniu dzieci do „placówek” ruszyliśmy na spacer po Puszczy Kampinoskiej.
Na dzisiaj wybieramy pętelkę szlaków w okolicy Kampinosu. Podjeżdżamy w okolice dawnej miejscowości Narty (obecnie pustoszejącej, jak większość dawnych puszczańskich przysiółków, trwa bowiem wykup gruntów na rzecz KPN) i ruszamy niebieskim szlakiem w kierunku Zamczyska.
Idziemy skrajem obszaru ochrony ścisłej (OOS) „Nart”. W tym miejscu można zobaczyć, jak wyglądały puszczańskie lasy przed masowymi wyrębami i zalesianiem monokulturą sosnową. Tutejszy las został z trudem uratowany przed wyrębem w czasie II wojny, polski nadleśniczy nawet przekonał Niemców do założenia tutaj już w 1940 r. rezerwatu! Szczególnie podobają nam się tutaj ogromne okazy sosen (200-letnich) i grabów (nawet 300-letnich!).
Po kilkudziesięciu minutach docieramy do samego Zamczyska, czyli pozostałości po plemiennym grodzisku z ok. XI-XII w. Do dzisiaj przetrwały wyraźnie zaznaczone wały ziemne i fosy otaczające uformowany fragment wydmy. Na grodzisko wchodzimy po trochę podniszczonych schodkach, myśląc sobie, że na pewno bardzo podobałoby się tutaj chłopcom. To chyba zboczenie każdego rodzica. Przy dzieciach marzy się o chwili dla siebie, bez dzieci zaraz tęskni się za nimi…
Po krótkim odpoczynku w wiacie przy rozstaju szlaków (warto było zabrać termos z gorącą herbatką i coś słodkiego!) idziemy czerwonym szlakiem w kierunku Górek Kampinoskich. Zatrzymujemy się na chwilę refleksji przy pozostałościach sosny, na której w czasach Powstania Styczniowego powieszono schwytanych powstańców.
Ostatnią część trasy pokonujemy ok. 5-kilometrowym odcinkiem zielonego szlaku prowadzącego do Granicy. Podobnie jak podczas całego dzisiejszego spaceru, jest tutaj bardzo spokojnie, spotykamy tylko furmankę. W pewnym momencie słyszymy jednak gdzieś z boku trzask łamanej gałęzi, dzięki któremu udaje nam się zobaczyć dwa dorodne łosie przebiegające pomiędzy drzewami! Niestety, biegną zbyt szybko i są za daleko (i za drzewami…), żeby zrobić im zdjęcie. Na koniec, docierając już do samochodu, widzimy wijącego się na środku drogi zaskrońca (nawet syczy na nas).
Udało nam się dziś podejrzeć trochę puszczańskich zwierząt. Z przyjemnością przypomnieliśmy też sobie specyfikę kampinoskiego krajobrazu, w którym przeplatają się pasy zarośniętych lasem wydm oraz bagien. To był zdecydowanie udany spacer!
Izabelin, 28 października 2012
Słonecznie, ale niewiele ponad 0 stopni
Nieoczekiwana zmiana pogody na zimową okazała się sporą atrakcją dla chłopców. Wczorajszy śnieg utrzymał się i ranek powitał nas zupełnie zimową aurą. Tymek chciał nawet wyciągać sanki i lepić bałwana… Postanowiliśmy więc zobaczyć, jak taka jesienna zima wygląda w naturalnych warunkach. Wybraliśmy Izabelin, ponieważ mogliśmy zajrzeć na obrzeża Puszczy, a jednocześnie ogrzać się w ośrodku dydaktycznym urządzonym w budynku siedziby KPN.
Pierwszym etapem naszej wycieczki był niedługi spacer leśną drogą do Leśnego Ogródka Botanicznego KPN. Na parkingu w Izabelinie powitała nas zupełna zima. Większość drzew nie zdążyła jeszcze pogubić liści, więc las wyglądał bardzo oryginalnie z jesiennymi barwami pokrytymi świeżym puchem. Właściwie sam ogródek był dla nas tylko pretekstem – najbardziej zależało nam na chwili spaceru po lesie. Tymek rzucał śnieżkami, Rega biegała, Sebuś dreptał z R. Przeszliśmy ścieżką w poprzek ogródka – całość przypomina mini-ogród botaniczny urządzony na naturalnym leśnym terenie. Można pospacerować leśnymi dróżkami i jednocześnie wypatrywać tabliczek z nazwami mijanych drzew i krzewów. Wróciliśmy tą samą drogą.
Po spacerku podjechaliśmy pod siedzibę dyrekcji Kampinoskiego Parku Narodowego w Izabelinie. Mieści się ona w obszernym, nowoczesnym budynku, mieszczącym zaplecze administracyjne, sale konferencyjne i ośrodek dydaktyczny. Wokół duży, ładnie utrzymany teren, obok stylowa restauracja. Chłopaków zainteresowały tablice przedstawiające zdjęcia-wizytówki polskich parków narodowych.
Ośrodek dydaktyczny KPN w Izabelinie okazał się dla nas zupełnym zaskoczeniem. Nie spodziewaliśmy się niczego spektakularnego, może jakiejś małej salki z tradycyjnymi gablotkami, a tu jaka miła niespodzianka! Dla zwiedzających udostępniona jest niewielka, ale interesująco zaaranżowana, interaktywna wystawa przedstawiająca florę i faunę KPN. Jak mniejsza wersja Muzeum Białowieskiego Parku Narodowego. Nie tylko jest tu co oglądać, ale i dotykać (rękaw „zgadnij co to”), słuchać (specjalne miejsca w ścianie z rozlegającymi się z nich odgłosami Puszczy), można nawet sprawdzić swoją wiedzę przyrodniczą w interaktywnych grach i quizach prezentowanych na ekranach dotykowych. Pobyt tu był bardzo interesujący i dla nas, i dla chłopców. Polecamy!
Wólka Węglowa, 2010.10.24
Jesień zawsze, przynajmniej w pewnym stopniu, usidla nas w domu. Bo i pogoda nie ta, i żeby wyjść, i trzeba poubierać chłopaków, a to nie jest proste…
Mimo wszystko mobilizujemy się i wybieramy się na spacer po Puszczy Kampinoskiej. Tym razem wybór pada na okolice Wólki Węglowej: na mapie wypatrujemy pętelkę odpowiedniej dla nas długości.
Po drodze, wbrew prognozom pogody, zaczyna kropić. Po chwili wahania zapada decyzja: do odważnych świat należy. Idziemy.
Krople deszczu miały być chyba odstraszaczem, bo gdy tylko wysiadamy z samochodu, przestaje padać. Mimo pochmurnej, wilgotnej aury, jesienny las jest po prostu przepiękny.
Sebuś chwila moment zasypia w wózku, a Tymo jest zachwycony, bo idziemy chwilę wzdłuż Absolutnie Fascynującej Linii Energetycznej.
Zataczamy około półtoragodzinne kółeczko. Tymo szura liśćmi pod nogami i nawet nie woła, że chce na barana. Na koniec urządzamy sobie postój na polanie turystycznej Opaleń. Sebuś wsuwa słoiczek, a my mamy herbatę i coś słodkiego, czyli to, co tygrysy lubią najbardziej.
Truskaw, 2009.04.05
Korzystając z pierwszych wiosennych dni, jedziemy na przemiłą wycieczkę do Puszczy Kampinoskiej. Chcemy tak naprawdę POCZUĆ wiosnę. Uznajemy, że nie da się tego zrobić przez okna w domu!
Urządzamy sobie ok. 3-kilometrowy spacer czarnym szlakiem z Truskawia. Po podmokłych miejscach trasa wiedzie po drewnianych kładkach, co chyba najbardziej podoba się Tymusiowi. Przez dużą część trasy towarzyszą nam estetycznie wykonane tablice ścieżki edukacyjnej.
T. przez zimę wyrósł na fajnego kompana. Biegnie sam po mostkach, śpiewa piosenki o swoich maskotach, zagaduje do napotkanych ludzi („Pani, jak się nazywa to zwierzątko?”)
Wycieczkę kończymy oczywiście na placu zabaw przy parkingu. Prawdę mówiąc, przydałby mu się remont, ale dobrze, że w ogóle jest!
Po spacerze uznajemy, że możemy pozwolić sobie bez wyrzutów sumienia na niedzielny obiad (…i deser) u Dziadków!
To samo miejsce odwiedzamy rok później, już w pełniejszym składzie – z półrocznym Sebusiem. Trudno się wybrać całą ekipą, ale – jak zwykle – warto!
Widzimy ogromny przeskok w rozwoju Tyma w porównaniu z zeszłym rokiem: przechodzi już sam cały spacer, i to własnymi ścieżkami.
Wał Wiślany k. Zakroczymia, 2006.10.21
Mimo drugiej połowy października jest piękny, ciepły dzień – trzeba to wykorzystać!
Wybieramy się na spacer wałem wzdłuż Wisły: jesienne widoki na porośnięte, dzikie brzegi rzeki i okoliczne łąki są po prostu przepiękne.
Przemiły, słoneczny szlak, tylko trochę mylnie oznaczony. Uwaga! Jesienią, nawet mimo słonecznej pogody, trawa na wale jest bardzo mokra.
Warto zejść nad sam brzeg Wisły. Jest cudnie. Z mostu roztacza się bardzo ciekawy widok z twierdzą Modlin w tle.
Tymuś, nakarmiony w samochodzie przed spacerem i przewinięty, większość czasu śpi w wózku. Rega natomiast daje upust wszystkim swoim psim instynktom i szaleje, oj szaleje.