Prater – park rozrywki w Wiedniu

Prater nieodłącznie kojarzy się z Wiedniem, a ogromny diabelski młyn jest jednym z symboli miasta. Wizyta w tym wyjątkowym parku rozrywki to obowiązkowy punkt programu zwiedzania stolicy Austrii nie tylko dla rodzin z dziećmi. Prater to jednak nie tylko niezliczona ilość lunaparkowych atrakcji. To także otaczające go zielone tereny z infrastrukturą sportową służącą mieszkańcom Wiednia i, może przed wszystkim, tradycja sięgająca korzeniami 1766 r.  – to właśnie wtedy dawne tereny łowieckie Habsburgów zostały udostępnione mieszkańcom Wiednia.

Cały obszar Prateru jest stale otwarty dla odwiedzających, a wstęp na jego teren jest bezpłatny. Płacimy tylko za wejście do poszczególnych atrakcji i dzięki temu nawet w szczycie sezonu nie ma tutaj kolejek. Wiedeński park rozrywki odwiedziliśmy z trójką dzieci w wieku od 5 do 13 lat w sierpniu 2019 r. Zapraszamy na relację z naszej parogodzinnej wizyty na Praterze! Continue reading

Europa-Park – rodzinna królowa rozrywki

Najlepszy park rozrywki? Najwyższy i najszybszy rollercoaster w Europie? Do wyścigu staje kilka europejskich parków, a Europa-Park zajmuje miejsce w ścisłej czołówce.

15 sierpnia 2017, wtorek (update sierpień 2018)

Europa-Park

Ten największy park tematyczny w Niemczech kusi ponad 100 atrakcjami rozmieszczonymi na blisko 100 hektarach powierzchni, w tym kilkunastoma rollercoasterami (w tym jedną z trzech najwyższych kolejek górskich w Europie – kolejką Silver Star). Całość została ujęta w konwencję oprowadzania turystów po różnych krajach Europy – park dzieli się na kilkanaście części, z których każda jest związana tematycznie z innym europejskim krajem. Znajdziemy typowe zabytki, style architektoniczne czy symbole z różnych stron naszego kontynentu. Nawet oferta restauracji jest dopasowana tematycznie do danej części parku – we Włoszech możemy zajadać się pizzą, w Skandynawii zjeść smaczną rybę, a w Niemczech spróbować kiełbasy, precli i wybornego piwa. Szkoda oczywiście, że zapomniano o Polsce i innych krajach naszej części Europy – miejmy nadzieję, że przy kolejnej rozbudowie ta luka zostanie uzupełniona.

Tak, tak, tak właśnie wygląda procesja do świątynii rozrywki w wakacyjny dzień.

Europa-Park – wchodzimy!

Cały park rozrywki to świetnie zaplanowana i doprowadzona do perfekcji w działaniu machina rozrywkowa. Swoje miejsce znajdą tu rodziny z małymi i nieco starszymi dziećmi, ale też młodzież i dorośli. Wszystkie atrakcje umieszczono w pięknej scenerii architektury pochodzącej z kilkunastu europejskich krajów oraz pięknie zadbanej roślinności i cieków wodnych – jeziorek, rzek i strumieni. Atrakcji starczyłoby na kilka dni, a spędzenie tutaj nawet kilkunastu godzin z trójką dzieci nie zmęczyło nas tak bardzo, jak się tego spodziewaliśmy (po zeszłorocznym doświadczeniu Legolandu z dwuletnim Grzesiem niespecjalnie ciągnęło nas do kolejnego parku rozrywki, a tymczasem po jednym dniu spędzonym w Europa-Parku mieliśmy ochotę na więcej!).

Szczerze podziwiamy organizację wszystkiego pod względem logistycznym. Odpowiednia ilość toalet, punktów gastronomicznych, miejsc wypoczynku dla tysięcy ludzi. Bardzo podobały nam się też niektóre rozwiązania organizacyjne. Na przykład kolejki do najbardziej obleganych atrakcji są poukrywane wewnątrz konstrukcji rollercoasterów lub wręcz w specjalnie stworzonych do tego celu budynkach (jak w przypadku kolejki Silver Star). Podczas oczekiwania można zobaczyć krótkie prezentacje reklamowe czy gadżety związane z tematyką atrakcji. Dobrym pomysłem są też strefy stworzone specjalnie z myślą o najmłodszych, czyli Irlandia czy Zaczarowany Las Braci Grimm. Wytchnienie znajdą tam nie tylko dzieci, ale też ich rodzice ;-).

Główne wejście wprowadza w krainę Niemiec.

Europa-Park ma nawet swój ratusz.

Po doświadczeniu nabytym wczoraj (korek do Europa-Parku zaczynał się jeszcze na autostradzie, nie dostaliśmy się nawet na parking), dziś postanawiamy wstać i wyjechać jeszcze wcześniej. Pobudka o 5:00, dzieciaki o 6:00, wyruszamy o 7:20. To tylko 40 minut wcześniej niż wczoraj, ale przekłada się na co najmniej dwugodzinny zysk czasu – stawiamy się na parkingu o 8:45, a przed 9:00 już jesteśmy za bramą i możemy zacząć całodzienną zabawę, unikając stania w parokilometrowym korku dojazdowym i kolejek do bramy głównej. O tej porze ludzi już jest bardzo dużo, ale ruch jest płynny.

Wyprawa do parku rozrywki z trójką dzieci, z których każde jest w innym wieku i ma zupełnie inne upodobania i oczekiwania co do odwiedzanych atrakcji, to prawdziwe wyzwanie. Tymo to już nastolatek, interesują go tylko najszybsze i największe kolejki, ale samego go jeszcze nie puścimy. Sebuś chętnie towarzyszyłby starszemu bratu, jednak czasami trudno przełamać mu własny strach przed rozmachem rollercoasterów. W sumie można by z nim odwiedzić prawie wszystkie atrakcje parku. Natomiast Grześ to jeszcze małe dziecko. Wprawdzie prawie niczego się nie boi i zadziwiająco dobrze znosi całkiem szybkie i szalone karuzele, jednak ze względu na wiek i wzrost może wchodzić tylko do części atrakcji, a dodatkowo często potrzebuje czasu na wyciszenie i odpoczynek.

Żegnamy Niemcy, ruszamy w stronę Irlandii.

Europa-Park

Słynna kolejka Eurosat pędzi w całkowitej ciemności na podbój kosmosu.

Dotarliśmy aż do Skandynawii!

Od Skandynawii niedaleko do Islandii.

Pora na Szwecję.

No właśnie: troje dzieci, a nas tylko dwoje. Musimy się rozdzielić. Na zmianę jedno z nas spędza czas w długich kolejkach skrytych we wnętrzu ogromnych konstrukcji rollercoasterów, towarzysząc Tymkowi w oczekiwaniu na krótki, ale przynoszący najwięcej emocji przejazd. Drugie natomiast zalicza kolejne miłe atrakcje, próbując dopasować je do gustów Grzesia i Sebusia. Na szczęście Sebuś jest dzisiaj skłonny do kompromisów, a do zwykłych karuzel nie ma długich kolejek. Potem robimy inną kombinację, łącząc ze sobą starszych chłopców, podczas gdy drugie z nas opiekuje się Grzesiem. Okazuje się to jednak trudniejsze, bo Tymo nie chce odpuścić wizyt w najbardziej ekstremalnych atrakcjach, których jednak nieco obawia się Sebek. O kompromis dużo trudniej.

Gdy R. z Tymkiem czeka w kolejce do najpopularniejszych rollercoasterów, M. z młodszymi chłopcami cieszy się iście bajkowymi atrakcjami.

Puppet boat ride.

Teraz pora na przyjemne Elf Ride.

Wycieczka w świat elfów bardzo podoba się chłopcom.

W kolejce do Volo da Vinci możemy pooglądać modele różnych projektów Leonardo.

Volo da Vinci – podróżujemy maszyną latającą!

Z góry wypatrujemy R. z Tymkiem, którzy odbyli właśnie szaloną przejażdżkę kolejką Silver Star.

W Irlandii jest dużo atrakcji dla najmłodszych, tu łódeczki Sheep Rock.

Przyjemna przechadzka przez wodny ogród na granicy Irlandii i Wielkiej Brytanii.

Ruchome lustra oszukują nasze zmysły.

Crazy Taxi – idealne już dla trzylatków!

Pegasus – łagodniejszy rollercoaster dla czterolatków i starszych.

Szalone taksówki to zabawa dla całej rodziny.

W sumie nasze młodsze pociechy zaliczają, lekko licząc, po ponad dwadzieścia przejazdów, a Tymo tylko kilka (za to tych najbardziej ekstremalnych). Wszyscy są jednak bardzo zadowoleni, chociaż oczywiście opuszczamy Europa-Park z poczuciem niedosytu. Na zobaczenie wszystkich atrakcji parku jeden dzień to stanowczo za mało. Spędziliśmy tu 11 godzin, a do niektórych części parku nawet nie dotarliśmy! Chciałoby się odwiedzić jeszcze niejedno miejsce. Najnowsze, wyjątkowo oblegane Voletarium, kolejki na terenie Szwajcarii, wyprawa w kosmos mknącym w ciemności rollercoasterem Eurosat, spływ pontonami i inne wodne atrakcje czy jedna z najnowszych kolejek – Arthur. Dzieciaki chętnie pobawiłyby się na jednym z wodnych placów zabaw – następnym razem weźmiemy dla nich stroje kąpielowe. Musimy tu jeszcze wrócić – może w przyszłym roku?

Przejażdżka Wodanem może napędzić niezłego stracha.

Kto tak szaleje na rollercoasterach ? – to nasz Sebuś – w drugim rzędzie!

Z pewną obawą zostawiamy chłopców samych w samolocie.

Ale radzą sobie znakomicie!

Samodzielność górą – do samochodzików też nie wolno nam wchodzić.

Przejażdżka Monorailem umożliwia popatrzenie na Europa-Park z góry.

Teraz pora na rejs tratwą.

To Jungle Rafts w Adventure Land.

Płyniemy przez osadę na wodzie.

Płyniemy przez osadę na wodzie.

Teraz pora na wielkie buju…

…czyli statek Vindjammer w Skandynawii.

Do Posejdona była strasznie długa kolejka.

Do Grecji udało nam się zajrzeć po drodze.

Nie mamy szczęścia do wodnych atrakcji – Atlantica też dzisiaj nie dla nas.

Na Fjord Rafting też poczekamy na następny raz.

Z założenia nie przepadamy za rozbuchanymi produktami przemysłu rozrywkowego, ale Europa-Park to produkt naprawdę z najwyższej półki. Nie wyobrażamy sobie, żeby ktoś tu przyjechał i wyszedł rozczarowany.

Za przewodnikami i poradnikami powtórzymy radę, żeby przyjechać tu wczesnym rankiem (a najlepiej oczywiście poza sezonem) i zaczynać zwiedzanie od najbardziej oddalonych krajów i atrakcji – rano jest tam najmniej ludzi. U nas przeważyła dzisiaj chęć przejechania się słynnym Silver Starem i od niego zaczęliśmy zabawę. Później trzeba było już czekać do niemal każdej większej atrakcji, więc do najdalszych zakątków parku po prostu nie dotarliśmy. Nie uczestniczyliśmy też w różnorodnych pokazach i wydarzeniach artystycznych, których codziennie odbywa się co najmniej kilkanaście. Wow, naprawdę wow!

Na zakończenie dnia –  Parada Eda Euromyszki

To był miły akcent na koniec pobytu.

Dzieci zachwycone, my też, niech żyje Europa -Park!.

Europa-Park to miejsce, w którym można spokojnie spędzić kilka dni, nie nudząc się. Na razie nam jednak wystarczy jeden dzień –  w kolejnych latach Grześ będzie jeszcze lepszym kumplem. Dzisiaj spędziliśmy prawie 11 godzin na miejscu. To i tak bardzo dużo, zważywszy na fakt, że Młody nawet na chwilę nie zdrzemnął się w dzień, mimo usilnych starań R., który urządził mu w samochodzie całkiem wygodne łóżko. Zasnął za to w drodze powrotnej i spał potem ponad 12 godzin jak zabity;-). My wróciliśmy tak pełni wrażeń, jak tylko można sobie wyobrazić. Mega atrakcja dla całej rodziny!

Europa-Park

Silver Star nadal mknie nad parkingiem.

Europa-Park

Ostatni śmiałkowie załapują się na przejazdy – za chwilę zamykają!

Europa-Park w sierpniu 2018 – update

Zadowoleni z zeszłorocznej wizyty, wracamy do jednego z największych europejskich parków rozrywki. W Rust w sumie niewiele się zmieniło. Można odnieść wrażenie, że gospodarze skupiają się już na przyszłorocznej premierze zupełnie nowego, całorocznego parku wodnego Rulantica. Logo nowego parku widoczne jest w wielu miejscach, są specjalne pokazy o tej nazwie itp. Z nowości największą jest zupełnie nowa odsłona kolejki Eurosat – CanCan Coaster. Niestety przy tej atrakcji ciągle trwają ostatnie prace – nie jest jeszcze dostępna dla odwiedzających (stan na połowę sierpnia 2018).

W 2018 r. ponownie zawitaliśmy do Europa-Parku!

W tym roku zmienia się nieco nasze podejście do spędzania czasu w parku rozrywki. Nasz najmłodszy Grześ skończył już 4 lata, dzięki czemu wspólnie możemy odwiedzić znacznie więcej atrakcji. Nie musimy już rozdzielać się na wiele godzin, żeby zaspokoić potrzeby dzieci w różnym wieku. Skupiamy się na rodzinnych atrakcjach dostępnych od 4 lat i 100 cm wzrostu. A Europa-Park oferuje wiele takich możliwości!

Tym razem dobrze już wiedzieliśmy, co i jak:)

Znów odbyliśmy podróż przez wybrane europejskie kraje.

Rano zaczynamy od przemieszczenia się parkowym ekspresem aż do Hiszpanii (oczywiście chodzi o najbardziej oddalony od wejścia obszar tematyczny parku). Tam jedziemy szaloną karuzelą Columbus. Ta niepozorna atrakcja dostarcza całkiem przyjemnych wrażeń, dzięki możliwości dowolnego obracania stateczku względem kierunku jazdy oraz efektom świetlnym (ciemność, burza itp.). Również na terenie Hiszpanii, tuż obok jest druga schowana w budynku karuzela – też dostępna od 4 lat i 100 cm wzrostu i atrakcyjna dla każdego!

W Hiszpanii płynęliśmy wzburzonymi wodami Columbusa.

Podobało się wszystkim!

Dalej szalejemy na wielkiej łańcuchowej karuzeli w Austrii, a potem ruszamy do Skandynawii na Fjord Rafting (nie jest przejazd z dużą dawką adrenaliny, ale zachlapywanie z różnych stron daje okazję do mnóstwa rodzinnej zabawy!) i Windjammer (evergreen – statek rozhuśtujący się prawie do pionu do przodu i do tyłu).

W Austrii lataliśmy na karuzeli Wiener Wellenflieger.

W Skandynawii udało nam się przetrwać szalony rafting.

Rozdzielamy się tylko parę razy na pojedyncze atrakcje. M. z Tymem wracają na strasznie trzęsącego i pędzącego Wodana, a potem jeszcze dwa raz umożliwiamy Sebusiowi i Tymsiowi przejażdżkę na nieco poważniejszych rollercoasterach – zaliczamy w ten sposób Swiss Bob Run i Euro-Mir. Szczególnie ta druga kolejka, utrzymana w klimacie podróży w kosmos i zjazdu przez zakamarki stacji kosmicznej, wydaje się niedoceniana (patrząc na czasy oczekiwania), a dostarcza ciekawych wrażeń.

Szwajcaria zaczarowała nas swoim klimatem

Nawet pawilony wejściowe do poszczególnych atrakcji były zaaranżowane w spójnym klimacie.

Zaraz pojedziemy kolejką Swiss Bob Run

Zjazd przypomina tor bobslejowy

Wszyscy (chociaż w podgrupach) jedziemy bardzo fajnym rodzinnym rollercoasterem Pegasus. Grześ po przejeździe pędzącą 65 km/h kolejką krzyczy: „Dlaczego tak wolno i tak krótko! I dlaczego nie wpadłem na koniec do wody?!”. Przed kolejnymi atrakcjami domaga się: „tylko żeby była szalona”!

Rollercoaster Pegasus najbardziej podobał się Grześkowi – był wystarczająco szalony:)

Po ponad godzinnym oczekiwaniu M. i T. na przejazd Wodanem świadomie rezygnujemy z najbardziej popularnych kolejek, bo uznajemy, że strata czasu na czekanie jest warta 2 minut przejazdu. Lepiej wspólnie spędzić miło czas! Najdłużej czekaliśmy 45 minut, żeby przejechać się wspólnie jedną z najnowszych kolejek – Arturem. To taki „fabularny” rollercoaster. Po drodze możemy poczuć się jak uczestnicy kilku scen inspirowanych filmem „Artur i Minimki”. Sam przejazd odbywa się na podwieszonych krzesełkach, trochę podobnych do wyciągu krzesełkowego, który dodatkowo przekręca się w różne strony, jadąc bokiem, tyłem, wolno lub chwilami całkiem szybko. A przejazd trwa niemal trzykrotnie dłużej niż na większości kolejek, bo aż 4,5 minuty! Naprawdę świetna rodzinna rozrywka!

Wyczekaliśmy się w kolejce do Arthura – ale było warto!

Arthur przenosi nas w krainę Minimoysów.

Po wyjściu z kolejki na młodszych czekają bajkowe zjeżdżalnie.

Przespacerowaliśmy się przez zaczarowany las braci Grimm.

Kibicowaliśmy babci w trzepaniu poduszek.

W przemieszczaniu się po Europa-Parku bardzo pomagają pociągi i kolejki.

Na koniec udaje nam się dostać do Voletarium. Otwarta w zeszłym roku atrakcja nie jest co prawda rollercoasterem, ale dostarcza bardzo przyjemnych wrażeń. Możemy poczuć się, jakbyśmy odbywali lot jedną z pierwszych na świecie latających maszyn, Voletusem 2. Przelatujemy nad pięknymi górami i miastami Europy.  Podróż kończymy pokazem sztucznych ogni nad Europa-Parkiem. Wszystkich szczegółów nie zdradzamy, bo warto mieć chociaż małe niespodzianki! To świetna atrakcja na zakończenie pobytu w parku, a sklep z pamiątkami przy wyjściu jest bardzo dobrze zaopatrzony. Chłopaki kupują sobie latające heliballe po 25 euro, wyczerpując wyjazdowy budżet z niewielką nadwyżką ;-).

Zeszłoroczna nowość – Voletarium – lecimy przez Europę, by w końcu wylądować… wiadomo gdzie!

Do zobaczenia jeszcze kiedyś!