Czy chcielibyście przenieść się w czasie o 6 albo chociaż o 3 tysiące lat wstecz? A może boicie się, bo przecież wtedy ludzie musieli żyć bardzo prymitywnie? Nic bardziej mylnego. Warunki nie różniły się istotnie od tych, jakie panowały na naszej wsi pod koniec XIX w.! Najciekawsze jest jednak to, że całe osady zbudowano na palach wbitych w dno jeziora.
Pfahlbauten – skansen archeologiczny w Uhldingen-Mühlhofen
15 sierpnia 2018, środa
Gorąco, do 28 st.
Skansen archeologiczny Pfahlbauten to kolejna, odwiedzona przez nas atrakcja spośród dziewięciu tzw. „Bodensee classics”. Zdecydowanie zasługuje na miano klasyka, bo też uważamy, że nie powinno jej zabraknąć w żadnym programie zwiedzania okolicy Jeziora Bodeńskiego!
Informacje praktyczne
Nie da się zaparkować blisko Pfahlbauten. Chyba że rowerem. Duży parking dla jednośladów znajduje się tuż obok skansenu. Dodatkowym atutem najbliższej okolicy jest położona tuż obok bezpłatna plaża z placem zabaw. Pojemny parking znajdziecie nieco dalej, blisko głównej drogi, tuż obok innej atrakcji Uhldingen-Mühlhofen: Reptilienhaus. Dojście spacerem do Pfahlbauten zajmuje nam około 10 minut z Grześkiem na rowerku biegowym – jego tempo jest nieco szybsze niż przeciętnego spacerowicza ;-).
Bilet do skansenu dla osoby dorosłej kosztuje 10 euro, my wstęp mamy gratis w ramach Bodensee erlebniskarte. W Pfahlbauten spędzamy niespełna dwie godziny, razem z dojściem i powrotem do samochodu. Oczywiście wizytę można przedłużyć o kąpiel, spacer nadmorską promenadą, odwiedziny w jednym z wielu punktów gastronomicznych czy też we wspomnianym Reptilienhaus, czyli vivarium z okazami gadów.
Neolityczne osady na palach
Historia domów budowanych na palach przy brzegach Jeziora Bodeńskiego i innych jezior rozmieszczonych wokół Alp rozpoczęła się co najmniej 6000 lat temu, jeszcze w neolicie! Tajemnicze resztki pali dość regularnie wbitych w dno jeziora zainteresowały archeologów. Po głębszym zbadaniu wielu obszarów z tego typu pozostałościami odkryto mnóstwo pamiątek po dawnych osadach: fragmenty domów, ale też narzędzia, naczynia, biżuterię, a nawet pozostałości jedzenia! To wszystko potwierdziło przypuszczenia o istnieniu wielu osad na wodach przedalpejskich jezior.
Już w latach dwudziestych XX w. rozpoczęto prace nad rekonstrukcją domów budowanych na palach przy brzegach Jeziora Bodeńskiego. Obecnie w tym jednym z największych i najstarszych w Europie skansenów archeologicznych możemy zobaczyć 23 zrekonstruowane budynki z epoki żelaza i brązu. Podzielone są na 6 osad, które odwiedzamy kolejno, wędrując po pomostach ustawionych razem z budynkami na długich palach, wbitych jak niegdyś w dno jeziora.
Budowanie na palach zapewniało ochronę przed powodziami czy ciężkimi warunkami zimowymi, a także przed wieloma innymi niebezpieczeństwami, dawało dostęp do wody i możliwość rozwoju rybołówstwa. Dodatkowym atutem było położenie alpejskich jezior na trasie wielu ówczesnych szlaków handlowych, co również przyczyniło się do rozwoju osad na palach, szczególnie w epoce brązu.
W położonym kilkaset kilometrów stąd Hallstatt również w epoce brązu (choć ze szczytem rozkwitu przypadającym nieco później, bo od 850 do 450 lat p.n.e.) i również nad alpejskim jeziorem rozwinęło się osadnictwo, od którego nazwę wzięła kultura halsztacka (byliśmy tam pół roku temu, relację z odwiedzin tego cudnego miasteczka, nazywanego często wizytówką Austrii, zamieściliśmy tutaj)
Skansen Pfahlbauten – przenosimy się w inną epokę!
Oglądamy pojedyncze domy i całe fragmenty osad z epoki kamienia i brązu. Bardzo ciekawi nas sama konstrukcja domów, na przykład z ciekawością czytamy o tym, że ściany niektórych domów były najpierw wyplatane z wikliny, a następnie oblepiane gliną. Zadziwiło nas, że na palach powstawały nawet piece do wypalania glinianych naczyń oraz do wytopu brązu, a w budynkach trzymano zwierzęta domowe!
Część rekonstrukcji, które możemy dzisiaj oglądać, jest swoistym eksperymentem archeologicznym, mającym na celu lepiej przybliżyć warunki życia w dawnych epokach. Na przykład łodzie dłubanki, których znajdujemy na terenie skansenu co najmniej kilka rodzajów, były w stanie przy wprawnym wiosłowaniu dopłynąć do oddalonej o 3 kilometry wyspy Mainau w pół godziny, a w ciągu jednego dnia wiosłowania można było dopłynąć do najdalszych zakątków Jeziora Bodeńskiego (podobno sprawdzano to eksperymentalnie!).
Z kolei tzw. wioska SWR TV to zrekonstruowane domy z epoki kamienia, w których w 2006 r. niemiecka telewizja SWR zorganizowała dwumiesięczny pobyt siedmiorga dorosłych i sześciorga dzieci w warunkach, w jakich żyli ludzie kilka tysięcy lat temu. Replika jednego z najstarszych znanych domostw nad Jeziorem Bodeńskim (z ok. 3912 r. p.n.e.) także jest długoterminowym eksperymentem archeologicznym. Okresowo bywa zamieszkana!
Informacje dla zwiedzających w poszczególnych obiektach zamieszczono w trzech językach – po niemiecku, francusku i angielsku. Tylko w tzw. „domu pytań” prawdopodobnie z powodu ograniczeń przestrzennych kilkadziesiąt najczęściej zadawanych pytań i odpowiedzi dotyczących skansenu zapisanych zostało tylko po niemiecku. Możliwość przeczytania ich byłaby niewątpliwie ciakwa, choćby w smartfonie po zeskanowaniu kodu QR, ale nie czepiajmy się szczegółów ;-).
Wędrówka po pomostach jak podróż w czasie
Spacer po kilkusetmetrowych kładkach zamocowanych na palach jak przed tysiącleciami jest dla nas szczególnie przyjemny. Zadziwiamy się przede wszystkim ogromną wartością i ilością eksponatów znalezionych na dnie Jeziora Bodeńskiego. Tak dokładne odtworzenie realiów życia i wytworów kultury było możliwe dzięki wyjątkowym warunkom, jakie panowały na dnie jeziora. Brak dostępu tlenu spowodował, że w świetnym stanie przechwały się nie tylko narzędzie czy biżuteria, lecz także całe elementy konstrukcyjne domów, a nawet tekstylia i resztki pożywienia!
Zadziwia nas niezwykle wysoko rozwinięta kultura pierwotnych rolników i rzemieślników. Rozbudowane rytuały pogrzebowe, przedmioty kultu, biżuteria, malowidła ścienne. Oglądając wnętrza wielu zrekonstruowanych chat, mamy odczucie, że wystrój niewiele różni się od wiejskich chat sprzed stu, czy wręcz kilkudziesięciu lat… To niesamowite!
Jedna z osad w skansenie, ta otoczona drewnianą palisadą, przywołuje w nas oczywiste skojarzenia z naszym Biskupinem. Aż dusza nam się raduje, że i tam już byliśmy i wiemy, że Muzeum Archeologiczne w Biskupinie nie tylko ma się dobrze, ale jest placówką, z której możemy być dumni przed światem! Nasza relacja z Biskupina tutaj.
Od 2011 r. sto jedenaście dawnych osad palafitowych, a właściwie ich pozostałości, które znaleźć można w sześciu alpejskich krajach, zostało wpisanych na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. To tylko zwiększa atrakcyjność tego miejsca!
W skansenie dzieci się nie nudzą
Dzieci niekoniecznie doceniają cenną ekspozycję archeologiczną, ale za to chętnie biegają po pomostach, zaglądają do różnych zakamarków zrekonstruowanych pradawnych chałup i… szukają miejsca, gdzie można by się czymś pobawić… Tutaj też organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Pod koniec trasy turystycznej trafiamy na wspaniałe miejsce, gdzie wszystkiego można dotknąć i spróbować na własnej skórze.
Drążenie otworów w kamieniu metodą, jaką stosowano już 5 tysięcy lat temu, przejażdżka wózkiem z prymitywnymi kołami czy możliwość zmielenia ziarna kamieniem o kamień i upieczenia prymitywnego podpłomyka na patyku zachwycą chyba każde dziecko. Do tego jeszcze przyjemna „ścieżka zmysłów” do przejścia na bosaka po różnorodnych nawierzchniach i deszczułki o różnej długości, na których można zagrać prostą melodię. Chłopcy wychodzą naprawdę zachwyceni!
Jezioro Bodeńskie, plaża w Moos
Po południu odwiedzamy bardzo przyjemną plażę w sąsiednim Moos. Mamy tam bezpłatny wstęp w ramach Bodensee erlebniskarte (wstęp dla osoby dorosłej kosztuje 2,50 euro). Kąpielisko jest wyjątkowo przyjazne dzieciom. Płycizna ciągnie się chyba co najmniej kilkadziesiąt metrów od brzegu (dalej nie sprawdzaliśmy), na dnie nie ma uciążliwych dużych kamieni, tylko wejście jest wysypane drobnymi kamyczkami, żeby zmniejszyć nieprzyjemne odczucia związane z chodzeniem po jeziornym mule. Kilkadziesiąt metrów od brzegu nawet mało doświadczeni pływacy mogą poczuć się jak w prawdziwym ciepłym morzu, nurkując między rybkami i wodorostami w poszukiwaniu muszelek. Głębokość nie przekracza tam metra, więc jest zupełnie bezpiecznie, zwłaszcza pod czujnym okiem rodzica ;-).
Dodatkowym atutem kąpieliska są bardzo ciekawe place zabaw. Powtarza się spotykany w innych miejscach motyw pompowania i przelewania wody, jest spora koparka i inspirujące drewniano-linowe konstrukcje, których pokonanie jest wyzwaniem nawet dla młodszych nastolatków!
Na plaży też bardzo przyjemna restauracja, ale dzisiaj jesteśmy po pysznej domowej fasolce po bretońsku, więc nie testujemy jakość serwowanych tu posiłków. Ceny wydają się przeciętne. Całości dopełnia rozległy trawiasty, częściowo zacieniony teren z ławeczkami i świetne zaplecze sanitarne z prysznicami z ciepłą wodą i przebieralniami.