19 lipca 2017, środa
Przepiękny gorący dzień, ale około południa straszyły nas burzowe chmury i przelotnie popadało
Pętla z Ranalt przez Nürnberger Hütte i Sulzenauhütte
To jeden z najpiękniejszych szlaków, jakimi kiedykolwiek szliśmy! Piękne jezioro, wodospady, doliny, potoki, lodowce! Trudno wypuścić aparat z ręki. Ścieżka poprowadzona w jakiś taki przyjemny sposób, że ciągle mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w naszych kochanych Tatrach, tylko wszystko dookoła jest jakieś takie większe ;-). Szlak nie jest trudny i jest dostępny praktycznie dla każdego, kto ma przyzwoitą kondycję (w razie czego można przejść tylko część trasy lub zanocować w schronisku), większej uwagi wymaga głównie zejście z przełęczy Niederl.
Ruszamy z parkingu opisanego jako Nürnberger Hütte. Po kilkunastu minutach dość stromego podejścia przez piękny las szlak dociera do drogi jezdnej. Widoki zarówno za nami, jak i przed nami rozszerzają się. Po prawej szumi potok, a naszym oczom ukazuje się szerokie i pokryte pięknymi łąkami dno doliny Langental.
Przechodzimy obok B’suchalm (gospodarstwo z gościńcem dla turystów, podobne spotkać można tutaj w niemal każdej dolinie i na każdej większej hali). Zaczynamy wspinać się nieco mozolnymi zakosami w coraz mocniej świecącym słońcu. Po dojściu na wysokość ok. 2000 m n.p.m. chwilę odpoczywamy na miłej ławeczce. Potem szlak staje się już mniej strony i w kolejne kilkadziesiąt minut doprowadza nas do schroniska.
Na tarasie Nürnberger Hütte (2278 m n.p.m.) zatrzymujemy się na tradycyjnego radlerka. Postój trochę nam się przeciąga, bo bardzo niepokoją nas wypiętrzające się na północy chmury, zmierzające wyraźnie w naszą stronę. Po długich dywagacjach, co dalej robimy w tej sytuacji (planowaliśmy piękną ferratę Nürnberger Hütte), postanawiamy zaryzykować podejście na przełęcz, ale omijając ferratę, żeby mieć możliwość szybkiego odwrotu w razie nagłej zmiany warunków. Ferrata, chociaż należy do gatunku „przyschroniskowych”, jest atrakcyjna i była nam dzisiaj po drodze, ale cóż, czasami trzeba zachować rozsądek.
Podejście na przełęcz Niederl (2629 m n.p.m.) jest dosyć wygodne i bardzo przypomina nam szlaki w Tatrach Wysokich, ułożone z dużych granitowych bloków. „Nasza” burza gdzieś sobie poszła, więc jesteśmy już spokojniejsi, ale na przełęczy okazuje się, że po drugiej stronie pogoda jest znacznie gorsza. Niebo całe zaciągnięte chmurami, z których to tu, to tam już pada… Szybko robimy więc zdjęcia i ruszamy w dół.
Zejście z przełęczy na stronę zachodnią jest najbardziej eksponowanym miejscem na dzisiejszej trasie. Prowadzi jednak dość wygodnymi zakosami z zabezpieczeniem stalową liną, której można się przytrzymać. Osoby z małą odpornością na ekspozycję mogą mieć tutaj jednak trudności, zwłaszcza przy schodzeniu, ale obiektywnie problemów dużych nie ma.
Widoki po tej stronie przełęczy znacznie przewyższają nasze oczekiwania. Przez długi czas podziwiamy piękny lodowiec spływający spod szczytu Wilder Freigera, oraz leżące u jego stóp jezioro Grünausee, którego toń ma głęboką turkusową barwę. Niestety, kontemplowanie widoków nagle przerywa nam deszcz. Na szczęście nie pada długo i już po chwili wychodzi znowu słońce, a chmury w ciągu kilku minut gdzieś się rozpływają. Korzystamy z pogody i schodzimy nad sam brzeg jeziora Grünausee (trzeba nieco zboczyć ze szlaku), gdzie urządzamy sobie przemiły postój. Czujemy się jak nad jakąś laguną na włoskiej riwierze, do tego z widokiem na ośnieżone szczyty – no po prostu bajka!
Trzeba ruszać dalej, ale nie oznacza to końca niesamowitych wrażeń. Przechodzimy po podręcznikowych wręcz ogładzeniach polodowcowych, oglądamy piękny potok wypływający wprost z lodowca. Można tutaj studiować poszczególne elementy rzeźby polodowcowej. Szlak jest poprowadzony po mistrzowsku. Przez dłuższy czas prowadzi sporym wałem morenowym, by po przeprawieniu się na drugi brzeg potoku znowu poprowadzić na piękny punkt widokowy (drogowskaz, trzeba odejść od szlaku kilkadziesiąt metrów – warto!), z którego widać zarówno przebyty przez nas odcinek drogi, jak i lodowiec Sulzenauferner oraz położone na wysokim progu skalnym.
Stąd już szybciutko docieramy na taras schroniska Sulzenauhütte, gdzie zamawiamy „górskie jadło” i napitek dla członków Alpenverein. Dzisiaj na posiłek składa się kotlet, jajko sadzone i ziemniaki w śmietanowym sosie, a do tego pół litra kompotu. Nie jest to kuchnia wysokich lotów, ale dla głodnego turysty w sam raz!
Teraz już czeka nas tylko zejście do samochodu. W żadnym wypadku nie jest to jednak nudna męczarnia, jak to bywa z zejściami. Wybieramy nieco mniej wygodne, ale za to ciekawsze warianty zejścia, będące częścią Wilde Wasser Weg – sztubajskiej świetnej trasy edukacyjnej, pokazującej dziki górski potok, wodospady i prowadzącej aż pod lodowiec Sulzenauferner.
Szlak sprowadza zakosami na niższe piętro doliny, podchodząc pod sam Sulzenau Wasserfal. To niesamowite wrażenie być tak blisko tak wielkiego wodospadu (ten jeden z najwyższych wodospadów Alp Wschodnich ma aż 200 m wysokości!). Spadająca woda tworzy całkiem silny wiatr niosący pył wodny, w którym promienie słoneczne tworzą piękną tęczę! Cudo! Woda oblepia nas mgiełką, hałas uniemożliwia rozmowę.
Po obejrzeniu wodospadu pokonujemy płaską jak stół halę Sulzenaualm, po której wiją się odnogi potoku. Po chwili znowu zaczynamy ostre zejście, już ostatnie na dzisiaj. Szlak sprowadzający nas na kolejne trzy punkty widokowe na kolejny wodospad miejscami prowadzi po specyficznych drewnianych pomostach przypominających drabiny lub drewniane tory kolejowe.
Widok na Grawa Wasserfal jest niesamowity. Woda spada znowu z prawie 200-metrowego progu, a dodatkowo to najszerszy wodospad Alp Wschodnich – mierzy ok. 85 m szerokości! Wodny pył znowu tworzy piękne tęcze. Po dotarciu na dolny drewniany taras widokowy przechodzimy po mostku na drugi brzeg potoku spływającego z wodospadu.
Ostatnie 2,5 km idziemy wzdłuż imponującego potoku najpierw szlakiem Wilde Wasser Weg, a ostatnie kilkaset metrów pokonujemy poboczem drogi. Dotarliśmy do naszego samochodu – hurra!
Plan na dzisiaj mocno ewoluował. Zaczęło się od chęci przejścia ferraty Nürnberger Hütte. Potem doczytaliśmy, że zamiast wracać tą samą drogą, można zrobić pętlę obok jeziora i wodospadu, więc koncepcja została rozszerzona, a ostateczny efekt wypadł jak powyżej, czyli bez ferraty, ale za to z jakimi widokami, z jakimi atrakcjami! Dla takich miejsc i takich szlaków kocha się góry!
Trasa w liczbach:
Niespełna 11 godzin, ok. 18 km, przewyższenie po ok. 1500 m w górę i w dół