Szlak na Łopiennik z Jabłonek i pętla przez Durną

Wycieczka z gatunku niesztampowych i mniej znanych propozycji bieszczadzkich. Łopiennik mierzy niecałe 1100 m n.p.m., a widok z jego szczytu nie jest zbyt rozległy, mimo to szlak prowadzący przez niego na pewno spodoba się włóczykijom spragnionym bliskiego kontaktu z przyrodą. Na trasie spotkacie tylko pojedynczych turystów, dzięki czemu nawet w szczycie sezonu atmosfera pozostanie kameralna. Widoki z polany podszczytowej Łopiennika, sięgające pasma granicznego, będą miłą nagrodą za wysiłek włożony w pokonanie ponad 500 m różnicy wysokości.

Szlak jest poprowadzony ciekawie i pozwala poznać bieszczadzką przyrodę w niezliczonych odsłonach. Droga prowadzi przez gęste zarośla i świetliste starodrzewia oraz zachęcające do dłuższego odpoczynku śródleśne polany. Ciekawym urozmaiceniem szlaku są wychodnie skalne w okolicy grzbietu pomiędzy Łopiennikiem a Durną.

Pętla z Jabłonek przez Łopiennik i Durną – dzika przyroda i… bieszczadzkie błoto!

19 lipca 2020

Do wyboru trasy przez Łopiennik skłaniają nas prognozy pogody, które ostrzegają przed popołudniowymi burzami. Niezbyt długa, kameralna wycieczka będzie w sam raz – krótki dojazd z Hoczewia, w którym mieszkamy, i niewielkie odległości do pokonania pewnie pozwolą przejść trasę  przed zapowiadanymi opadami.

Pamiętacie pomnik generała Świerczewskiego „Waltera” w Jabłonkach? Ile razy mijaliśmy go, pędząc w stronę Cisnej ku najwyższym bieszczadzkim szczytom. Pomnik jako relikt słusznie minionej epoki został usunięty w 2017 r. Po przeciwnej stronie drogi pozostał jednak duży parking, z którego ruszamy na dzisiejszą wycieczkę.

Informacje praktyczne

Dla tych, którzy nie pamiętają, gdzie stał pomnik gen. Świerczewskiego, śpieszymy donieść, że spory parking znajdziecie po prawej stronie drogi, jadąc do Jabłonek od strony Baligrodu – ok. 300  m przed miejscem, gdzie zielone znaki opuszczają asfaltową drogę.

Jabłonki – tu do 2017 r. stał pomnik Karola „Waltera” Świerczewskiego. W tle szczyt Walter.

Na Łopiennik wchodzimy z Jabłonek czarnym szlakiem, a wracamy, trzymając się niebieskich i zielonych znaków (z nieco zmodyfikowaną końcówką – zamiast stumetrowego podejścia na szczyt Waltera wybieramy wygodną leśną drogę). Cała wycieczka wymaga pokonania 700 m przewyższenia oraz przejścia ok. 17 kilometrów. Szlak jest całkiem wymagający, pomimo braku istotnych trudności technicznych, no, może poza… ale o tym za chwilę!

Bieszczadzkie błoto w roli głównej

Z czym kojarzy się letnie wędrowanie po lipcowych Bieszczadach? A jakże, z wszechobecnym błotem! Tak było i tym razem. Przez znaczną część trasy walczyliśmy nie tylko z przewyższeniem, ale przede wszystkim z tym klejącym elementem bieszczadzkich ścieżek. Cały dzień próbowaliśmy omijać niezliczone błotne pułapki… Niestety, nie zawsze się udawało. Raz M. wskoczyła na z pozoru suchą wysepkę, która okazała się błotem głębokim na tyle, że wlało się do buta od góry. R z kolei, schodząc ze szczytu, z wielką gracją zlądował czterema literami na błotnistej ścieżce 😉 Oj, dzieło się, działo!

Z początku nic nie zapowiadało błotnych problemów. Pierwsze kilometry czarny szlak prowadził całkiem wygodną kamienisto-szutrową drogą. Dopiero po tym, jak skręcił w prawo, na zajętej przez ścięte pnie drzew polance zaczęły się problemy. Przeszkoda nr 1 to spory potok Żukra, którego nie sposób było ani przeskoczyć, ani przejść po kamieniach. Pewnie przy niższych stanach wody przejście nie sprawia problemów, a może normalnie jest tu mostek, który zmyła woda po ostatnich intensywnych opadach? Nie wiemy. W każdym razie nam pozostało tylko zdjąć buty i przejść na bosaka! Nawet nie wiecie, jak przyjemnie tak schłodzić nogi w upalny letni dzień!

Po kilkuset metrach czarne znaki skręcają w prawo i wprowadzają w boczną drogę.
Przydrożne dzwonki piłkowane po wczorajszych deszczach pełne są jeszcze kropelek wody.
Szlak odbija w prawo i przekracza potok Żukra – tylko jak tu przejść?
Nie ma rady, trzeba na bosaka!

Uff, pierwsza przeszkoda za nami. Zaczynamy całkiem wygodne, chociaż już nieco bardziej błotniste podejście. Czarny szlak na Łopiennik jest mało uczęszczany (na podejściu nie spotkaliśmy dzisiaj nikogo!), więc doświadczamy autentycznej bliskości przyrody: wokół majestatyczne jodły i buki, gęste paprociowe zarośla, a do tego przezierające spomiędzy drzew coraz rozleglejsze widoki. Odcinek podejściowy w ogóle nam się nie dłuży. Cieszymy się z pierwszego dnia w górach po bardzo długiej przerwie – ostatni raz na szlaku byliśmy ponad pół roku temu, gdy spędzaliśmy sylwestra na Przysłopie pod Baranią Górą (było cudnie! schronisko i jego gospodarze wspaniali, relacja tutaj). Późniejsze plany skutecznie pokrzyżowała nam epidemia Covid-19…

Równomiernie nachyloną ścieżką łatwo zdobywamy wysokość.
Pod nogami mrugają do nas piękne niezapominajki.
Po strawersowaniu Kiczery ścieżka wprowadza na grzbiecik.
Z prawej strony z prześwitów otwierają się ciekawe widoki.
Odpoczynek na szlaku, czyli to, co lubimy najbardziej!
Szlak zmierza w kierunku Łopieninki (953 n.p.m.)
Ścieżka wiedzie przez piękną puszczę bukową.
Cały czas trzymamy się czarnych znaków szlaku.
Przed Łopiennikiem szlak robi się nieco bardziej stromy.

Łopiennik

Na szczycie Łopiennika meldujemy się po trzech godzinach od startu (wliczając w to miły odpoczynek za połową drogi). Polana podszczytowa jest śliczna, ale niestety widoki z roku na rok coraz mniej rozległe, co dobrze widać po porównaniu zdjęć z relacji sprzed paru lat.

Szczytowy rozstaj szlaków znajduje nieco poniżej zarośniętego wierzchołka. Czarny szlak biegnie do Dołżycy i dalej przez bacówkę Jaworzec aż na przełęcz Orłowicza. Z kolei z Baligrodu docierają tu niebieskie znaki, za którymi teraz będziemy przez kawałek schodzić.

Z Łopiennika można również leśnymi ścieżkami dotrzeć do Studenckiej Bazy Namiotowej w Łopience (kierunkowskaz znajdziecie w okolicy szczytowej wychodni skalnej). W tym opuszczonym dawnym przysiółku można też obejrzeć śliczną starą cerkiew – wiosenny spacer z dziećmi do Łopienki opisujemy tutaj.

Łopiennik – polana podszczytowa
Na szczycie Łopiennika (1069 m n.p.m.) znajduje się rozstaj szlaków
Widok z Łopiennika w stronę Smereka.
Tablica, upamiętniająca wejście na szczyt Wincentego Pola.
Drogowskaz wskazuje ścieżkę do studenckiej bazy namiotowej Łopienka.

Droga powrotna przez Durną – zejście pod znakiem grzmotów

Na Łopienniku nie zabawiamy długo, bo coraz bardziej straszą nas grzmoty, a błękitne niebo ustępuje miejsca coraz ciemniejszym chmurom. Ruszamy przekonani, że w drodze zejściowej na bank złapie nas burza. W związku z tym staramy się sprawnie pokonywać kolejne odcinki zejść i podejść, śmigamy tylko przez polany i zalesione grzbiety z omszałymi wychodniami skalnymi. Cały czas znacznym utrudnieniem (i spowolnieniem) wędrówki jest wszechobecne tłuste błoto, na tym odcinku jeszcze bardziej uciążliwe, bo rozdeptane (niebieski szlak jest wyraźnie bardziej uczęszczany niż ten czarny, podejściowy, ale i tak w ciągu całego dnia w szczycie sezonu turystycznego na drodze spotykamy tylko ok. 10 osób).

Minąwszy kulminację Durnej (978 m n.p.m.), zatrzymujemy się na słonecznej polance, która aż kusi, żeby urządzić na niej dłuższy odpoczynek. Ale byśmy mieli na to ochotę! Niestety, kolejne grzmoty przeganiają nas dalej. Na szczęście burze dzisiaj wędrowały bardziej na zachód i w końcu żadnej z nich nie udało się nas zmoczyć – skutecznie za to przeszkadzały nam w odpoczynkach:)

Na rozstaju szlaków kierujemy się ku Jabłonkom, kolor szlaku zmienia się więc z niebieskiego na zielony. Czeka nas tutaj całkiem strome zejście, które znowu komplikuje „zjazdowe” błotko. Oj, jazda figurowa dziś miejscami była, tylko nie na lodzie, nie na lodzie:)

Na Łopienniku zmieniamy kolor szlaku na niebieski.
Tuż przy szlaku spotykamy kilka niewielkich grzęd skalnych.
Za Łopiennikiem ścieżka opada dość mocno w dół. Po drodze czekać nas jednak będzie jeszcze kilka podejść.
Jedna z kulminacji w drodze na Durną.
To jedna z najpiękniejszych wychodni skalnych spotkanych dziś na szlaku.
Szlak prowadzi głównie lasami bukowo-jodłowymi, od czasu do czasu wchodzimy jednak na urokliwe zarastające polanki.
Szczyt Durnej (979 m n.p.m.) jest w całości porośnięty lasem.
Za Durną ścieżka ostro zbiega w dół.
Błoto było stalym towarzyszem dzisiejszej wycieczki.
Ścieżka często gęsto wyglądała mniej więcej tak🙂
Bieszczadzko nam!

Widząc ciemniejące na horyzoncie chmury, spoglądamy na mapę, by sprawdzić, jak duże podejście czeka nas przed ostatnim wzniesieniem – Walterem (Woronikówką). Wspinanie się na lokalną kulminację terenu przy groźbie burzy nie bardzo nam się uśmiecha, więc decydujemy się na szybszą ewakuację. Skręcamy w lewo w wygodną leśną drogę, którą według niektórych map prowadzi szlak rowerowy (nie widzieliśmy jednak jego znaków w terenie). W ten sposób unikamy ostatniego sporego podejścia i wygodnie tracimy ostatnie dwieście metrów wysokości.

Szlak wprowadza na Waltera (widoczny na wprost), my wybraliśmy wariant leśną drogą, na niektórych mapach oznaczoną jako szlak rowerowy.
Prowadząca doliną leśna droga doprowadza już prosto do głównej szosy Cisna-Lesko.

Po sześciu godzinach od wyjścia stawiamy się przy samochodzie. Jak fajnie, że udało nam się przejść taką piękną dziką i zieloną trasę!

Więcej propozycji wycieczek po Bieszczadach? Zajrzyjcie tutaj 🙂