Tatry, 2006.09

Po powiększeniu się naszej rodziny najtrudniej nam było przyzwyczaić się do braku górskich wyjazdów. My, którzy dotąd w każdej wolnej chwili wyrywaliśmy się w góry, którzy znaliśmy niemal każdy odcinek polskich i słowackich tatrzańskich szlaków, nagle musieliśmy wejść w rolę rodziców wydeptujących z wózkiem znaną trasę po parkowych alejkach. Nuda… Oczywiście znaleźliśmy szybko nowy konik – aktywną turystykę krajoznawczą z dziećmi – ale góry zawsze były i są dla nas miejscem wyjątkowym.

Nie wiem, kto pierwszy wpadł na pomysł dwóch całodniowych tatrzańskich wypraw tylko we dwoje – grunt, że haczyk szybko został połknięty. Pewnym utrudnieniem było karmienie pięciomiesięcznego Tymka – Młody jadł tylko i wyłącznie mleko mamy. Ale na wszystko znalazła się rada. Po pierwsze: Babcia zgodziła się pojechać z nami i zaopiekować się T. w czasie naszych wycieczek. Po drugie: odpowiednio wcześniej zadbaliśmy o zebranie odpowiedniego zapasu ściągniętego mleka (potem trzeba było tylko dopilnować tego, by zapasy dojechały na miejsce nierozmrożone). I po trzecie: musieliśmy zaakceptować laktator jako nieodłącznego towarzysza naszych górskich postojów.

Cały wyjazd udał się nam wspaniale, choć trzeba przyznać, że wymagał sporo wysiłku i dużego samozaparcia (wykończeni po całodziennej wycieczce w nocy musieliśmy wstawać do dziecka, a M. cały czas karmiła, więc czuła się – delikatnie mówiąc – zmęczona). Za to ściąganie mleka warczącym laktatorem na Przełęczy Zawrat pozostaje niepowtarzalnym przeżyciem 😉

Podsumowując: grunt to solidna organizacja (i oczywiście pomoc otoczenia – gorące podziękowania dla Babci), a to, co wydaje się nierealne z maluchem, może się udać.

9 września 2006, sobota

Słoneczny, piękny dzień, ok. 20 stopni

Warszawa-Zakopane

Wyjechaliśmy przed 6:00, więc jechało się dość sprawnie (w 15 min przejechaliśmy Warszawę), choć  jak zawsze Katowicka pełna była tirów. Na pierwszy postój udaje nam się dojechać aż do restauracji za Koziegłowami.

Dopisują nam humory, jesteśmy wszyscy podekscytowani, martwimy się tylko, czy mleko dojedzie zamrożone (co prawda jest w lodówce, obłożone dodatkowo lodem, ale zawsze to cały dzień jazdy…). Tymo marudzi głównie w Częstochowie na czerwonych światłach, poza tym podróżnik na medal.

Autostradą jedzie się ok, ale nadal są remonty, a opłata jeszcze wzrosła. Ale w sumie co tam – zapakowana po dach Fabia, przyozdobiona wypakowaną po brzegi „trumną”, i tak nie mogła rozwijać zawrotnych prędkości (swoją drogą to niesamowite, ile rzeczy zabiera się na wyjazd z małym dzieckiem…)

Kolejny postój urządzamy  sobie w dość miłej knajpce obok stacji benzynowej za Krakowem. Pijemy herbatę, a przede wszystkim karmimy Tymusia, który z zainteresowaniem ogląda koguty wymalowane na ścianach. Już czujemy w kościach bliskość Tatr! Ale jesteśmy wygłodniali!

Ostatni odcinek, Zakopianką, jedzie się najpierw płynnie (mimo dużego nasilenia ruchu), ale w pewnym momencie następuje wielkie STOP! i oczekiwanie, kiedy coś się ruszy. Nie wiem, jak inne dzieci, ale nasze w niemowlęctwie zawsze spały, gdy samochód jechał, a budziły się, gdy stawał. W związku z tym jednym okiem niecierpliwie zerkamy na śpiącego – na szczęście – Tymka, a drugim – na hałasujące niebotycznie straże pożarne i erki (chyba był jakiś wypadek). Wreszcie ruszamy, już płynnie do celu. Uff, obyło się bez wybudzenia Młodego i nieodłącznej konsekwencji w postaci marudztwa. My mamy nagrodę w postaci przepięknych widoków na Tatry w znajomych miejscach Zakopianki.

Cała podróż zajęła nam ponad 8 godzin, od 5:20 do 13:45.

Nasza meta to znajomy ośrodek wypoczynkowy za Rondem Kuźnickim. Tym razem szalejemy i wynajmujemy nowy domek. Słoną cenę rekompensuje ładny drewniany wystrój.

Przeżywamy chwilę grozy, gdy – wbrew telefonicznym zapewnieniom pani z recepcji – okazuje się, że w lodówce nie ma zamykanego zamrażalnika. W końcu wszystko dobrze się kończy – na półce zamarza woda, więc przenosimy tam mleko (które – hura! – dotrwało w całkiem niezłym stanie).

Po południu ogarniamy się i wychodzimy wszyscy na Krupówki. Tam tłoczno jak w środku sezonu – brrr – chwilami trudno przejechać wózkiem. Jemy placki po zbójnicku w jednej ze sztandarowych knajp. Tymo nie śpi. Trochę sobie je, trochę marudzi, a potem … ściąga wszystko ze stołu i podziwia kapelę góralską.

10 września 2006, niedziela

Bezchmurne niebo, rano zimno, potem szron –komfort termiczny, ok. 17 stopni

Napaleni na górską turę doszliśmy do wniosku, że aklimatyzacja aklimatyzacją, ale wyjazd jest krótki, więc uderzamy z grubej rury. Wybór padł na nic innego jak… Dolinę Białej Wody i wejście na Rohatkę. Na tę trasę zęby ostrzyliśmy sobie już od dawna, co na etapie planowania przysłoniło nam racjonalne uwzględnienie problemów kondycyjnych. Cóż, szlak był przepiękny, ale o końcowym wykończeniu dłuuugo nie mogliśmy zapomnieć.

Doliną Białej Wody przez Polanę Biała Woda na Polanę pod Wysoką

Z Łysej Polany wyruszamy o 7:25. Mamy przejściowe problemy z zaparkowaniem przy przejściu granicznym (parking maks. 30 min), w końcu stajemy na poboczu. Przechodzimy przez granicę, most na Białce i ruszamy z kopyta! Tego zalewu endorfin nie da się z niczym porównać! Hura!

Na Polanie Biała Woda zastajemy niezwykłych gości – ekipę filmową, chyba z Czech. Zatrzymujemy się z wiacie z cudnym widokiem na otwarcie Doliny Białej Wody. Pijemy herbatkę, wrzucamy coś na ząb.

Dalsza droga na Polanę pod Wysoką trochę się dłuży – w końcu to łącznie aż 9,5 km, Mijamy połączenie Białej Wody i Rybiego Potoku, przechodzimy kilka mostków.

Na Polanie pod Wysoką kolejny postój i pierwsze górskie odciąganie mleka (wrrr, wrrrr, wrrrr – co za piękne odgłosy natury!)

Na próg Doliny Litworowej i do Litworowego Stawu

Wejście na próg jednej z czterech podwieszonych dolin (pozostałe to – o ile pamiętamy – Ciężka, Kacza i Świstowa) nieźle daje nam popalić – niezbyt wygodne, monotonne zakosy, a do tego palące słońce po wyjściu z lasu.

Dalej idziemy do Stawu Litworowego. Ścieżka długo nieremontowana i o niewygodnym nachyleniu sprawia, że daje o sobie znać „drepcząco-siedzący” styl życia ostatnich miesięcy. Odpoczynek nad pięknym Litworowym Stawem rekompensuje jednak cały wysiłek. Nadrabiamy ubytek kaloryczny, M. znów odciąga mleko.

Nad Zmarzły Staw i pod Rohatkę

Idziemy przez kamienie i piargowe otoczenie górnej części doliny. Zmarzły Staw już bez lodu. Pod Polskim Grzebieniem skręcamy w kierunku Rohatki.

Podczas trawersowania stoków Małej Wysokiej R. zaczynają łapać bóle ścięgien nad kolanem (taaak, zdecydowanie wyjazd w góry należy zaczynać od wycieczek krótszych, aklimatyzacyjnych). Ostatecznie rezygnujemy więc z wejścia na samą Rohatkę i zatrzymujemy się przed przełączą, na wysokości ponad 2200 m.

Po namyśle podejmujemy decyzję o powrocie – jesteśmy już na trasie od ponad 6 godzin, R. boli noga i nie możemy złapać zasięgu, by nawiązać kontakt z Babcią i Tymkiem. Cóż – będziemy musieli tu jeszcze kiedyś wrócić. Może z podrośniętymi dzieciakami, kto wie?

Powrót tą samą drogą

Najpierw do okolicy progu Dol. Litworowej, gdzie chwilę odpoczywamy i odciągamy ostatni raz mleko. Potem przez Polanę pod Wysoką, gdzie jeszcze na krótką chwilę się zatrzymujemy, i znowu urocze 9,5 km Dol. Białej Wody i Białki.

W końcowym etapie naprawdę jesteśmy już wykończeni – szlak jest naprawdę przepiękny, ale jednak bardzo długi. Zwłaszcza daje się nam we znaki dłuuugie zejście dnem doliny – umilamy sobie czas planowaniem kolejnych wyjazdów i wspomnieniami.

W końcu zmęczeni nieludzko (co też jest ciekawym doświadczeniem – trzęsienie się nóg i całego ciała – bezprecedensowe –  pamięta się na długo), ale przeszczęśliwi i z pięknymi widokami w głowie wracamy do naszego Synka!

Nasz czas: 7:25-18.00 (Łysa Polana- Łysa Polana), 28 km, ok. 1400 m różnicy wzniesień…

T. z Babcią grzecznie się bawił, jadł ładnie mleko z butelki, był w Kuźnicach, Księżówce i pod skocznią.

Wieczorem wszyscy razem wychodzimy na kolację do góralskiej karczmy. Tymo tym razem grzecznie śpi.

Polana Biała Woda - Młynarz, Wysoka, Rysy, Żabi Szczyt

Polana Biała Woda – Młynarz, Wysoka, Rysy, Żabi Szczyt

Llitworowy Staw

Llitworowy Staw

W górę Doliny Litworowej

W górę Doliny Litworowej

Litworowy Staw

Litworowy Staw

Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem

Zmarzły Staw pod Polskim Grzebieniem

Widok z Rohatki

Widok z Rohatki

 Jak my za tym tęskniliśmy...

Jak my za tym tęskniliśmy…

Polana pod Wysoką

Polana pod Wysoką

11 września 2006, poniedziałek

I znów pięknie i z dnia na dzień coraz cieplej – na słońcu całkiem letnio

Po wczorajszym zmęczeniu i wytęsknieniu się za Tymusiem dzisiejszy dzień planujemy spędzić wszyscy razem – na lżejszej, rodzinnej wycieczce. Myślisz: Tarty, mówisz: Morskie Oko. Mimo całej naszej niechęci do utartych schematów postanowiliśmy dziś jednak wtopić się w tłum turystów i podreptać ze wszystkimi do turystycznej Mekki. Prawdę mówiąc, jednym z czynników przesądzających o naszym wyborze był – wyklinany w innych okolicznościach – asfalt, który pozwolił nam dziś na bezproblemowe zabranie Tymusia w wózku na wycieczkę w górskiej scenerii.

Wspólna wycieczka do Morskiego Oka

Uderza nas duża ilość samochodów już na parkingu Palenica – przecież wakacje dawno się skończyły: stajemy w trzecim rzędzie, a aut ciągle przybywa. M. karmi Tyma, odstajemy swoje w … kolejce po bilety i w drogę!

Narzucamy całkiem niezłe tempo – mimo wózka wchodzimy w czasie Nykowym  (2 godziny). R. dzielnie pcha T. pod górę – szczególnie na serpentynach idzie mu szybko – M. z U. idą skrótami i ledwo go doganiają. Zaskakuje nas tłum turystów – jak w środku sezonu. A w dodatku załadowane bryki wciąż dowożą ludzi na górę. Brrrr.

T. niewiele śpi, raczej momentami drzemie, marudny dopiero przed samym schroniskiem.

W schronisku tłok. Siadamy przy dziwnie pustym stoliku, który – jak się potem okazuje – jest zarezerwowany przez jakąś niemiecką grupę, której usługuje obsługa schroniska. Dziwne. Jemy po schaboszczaku – a co! –  robimy Tymowi zdjęcie nad zatłoczonym MOkiem, karmimy się i w drogę powrotną.

Wbrew naszym oczekiwaniom zjeżdżanie z wózkiem na dół okazuje się niezwykle wygodne – M. z U. kłócą się, która ma pchać wózek (R. zupełnie wypadł z kolejki). Tymo w większości śpi, schodzimy sprawnie i miło.

W drodze powrotnej zahaczamy o Głodówkę. Oglądamy sławny widok, niestety, dość szybko – T. zaczyna marudzić. Wracając, samochodem zahaczamy jeszcze o Gubałówkę, żeby odświeżyć wszystkie zakopiańskie wspomnienia. Jesteśmy już trochę zmęczeni, M. cierpi z powodu odbitych wczoraj paznokci, więc robimy spacer tylko pod Szymoszkową. Tymo w nosidełku ma uroczą sesję zdjęciową z Tatrami w tle.

Polana Palenica. Tymo nakarminony, ruszamy!

Polana Palenica. Tymo nakarminony, ruszamy!

Droga do Moka

Droga do Moka

Turysta w schronisku nad Morskim Okiem

Turysta w schronisku nad Morskim Okiem

Tymo nad Morskim Okiem

Tymo nad Morskim Okiem

Bez dzieci wchodziliśmy wyżej

Bez dzieci wchodziliśmy wyżej

Ale odlot

Ale odlot

Schronisko nad Morskim Okiem

Schronisko nad Morskim Okiem

Zatrzymujemy się na Polanie Głodówka

Zatrzymujemy się na Polanie Głodówka

Na Gubałówce

Na Gubałówce

Na Gubałówce

Na Gubałówce

Hop  do góry!

Hop do góry!

 12 września 2006, wtorek

Pięknie i słonecznie, ok. 22 stopni – ale nam się trafiła pogoda

Na Zawrat

Kuźnice – Murowaniec przez Boczań

Ostatni dzień i ostatnia wyprawa we dwoje. Już przed 7:00 ruszyliśmy z kopyta do Kuźnic. W Kuźnicach kręci się już sporo turystów. Szybko trafiamy na znajomą ścieżkę. Idąc w górę, szybko się rozgrzewamy i zdejmujemy kolejne warstwy ubrań. Idzie się dobrze, równym tempem.

Ze Skupniowego Upłazu piękny widok na Podtatrze. Powoli robi się gorąco. Zatrzymujemy się chwilę na Karczmisku, by popatrzeć na jeden z naszych ulubionych widoków na otoczenie Doliny Gąsienicowej. Z komina Murowańca leci dym.

W Murowańcu zatrzymujemy się tylko na załatwienie niezbędnych potrzeb i ruszamy dalej.

Do Czarnego Stawu Gąsienicowego

Znajomą drogą idzie się nam dobrze, bez większego wysiłku. Zatrzymujemy się na dłuższy postój w podobnym miejscu jak w zeszłym roku, tylko teraz zajmujemy się czymś innym – chi chi – M. odciąga mleko. Przynajmniej jest czas na spokojne popodziwianie pięknej scenerii.

Czarny Staw Gąsienicowy- Zawrat

Potem ścieżka pnie się ostro w górę. Oglądamy piękne widoki na Zmarzły, a niżej Czarny Staw. Towarzyszy nam sporo ludzi, zwłaszcza do rozgałęzienia szlaków.

Ostatnie 20-30 min pokonujemy przy pomocy łańcuchów. Faktycznie, ekspozycja jest spora, ale przy suchej skale nie ma większych problemów –pewnie trudniej byłoby tędy schodzić. Nareszcie widzimy figurę M.B.N.P. pod Zawratem.

Na przełęczy robimy popas. Ściąganie mleka utrudnia obecność wielu innych turystów – M. stara się być dyskretna, ale dlaczego ten laktator tak buczy?!! Piękny widok na Dolinę Pięciu Stawów, Gładką Przełęcz, Szpiglasową, Świstówkę i otaczające szczyty Tatr Wysokich od Krywania po Gerlach. Dla tej chwili warto było podjąć wysiłek związany z wyjazdem…

Chcieliśmy przejść kawałek OP, ale tłumy ludzi zniechęciły nas od tego przedsięwzięcia – zdecydowania woleliśmy na dziś większy spokój.

Z Zawratu przez Dolinę Pięciu Stawów

To piękny (a przy tym bardzo wygodny szlak), prowadzący przez wszystkie poziomy doliny, z widokami na OP, Tatry Bielskie i pozostałe części otoczenia doliny – po prostu PIĘKNIE. W połowie doliny M. zaczynają doskwierać achillesy. Zatrzymujemy się nad Wielkim Stawem i na chwilę wyciągamy się na trasie. Po drodze snujemy plany kolejnych weekendowych wypraw w Tatry! (tak, tak to już jest z wyjazdami, apetyt rośnie w miarę jedzenia).

Doliną Roztoki (wariant przy Siklawie) na Polanę Palenica

Jak się spodziewaliśmy, otoczenie „Piątki” odwiedza dziś sporo ludzi. Szlak w górnej części doliny bardzo zniszczony – koniecznie przydałby się remont.

Odpoczywamy na polanie Nowa Roztoka – M. po raz ostatni w górach odciąga mleko.

Asfaltem do Wodogrzmotów wręcz liczymy zakręty – kondycja rodzica kilkumiesięcznego dziecka jednak daje się we znaki.

Wracamy niemiłosiernie zatłoczonym busem (kierowca jeszcze 8 osób dopakowuje na stojąco!) bezpośrednio do ronda.

Nasz czas: 7:20-16:40, ok. 1200 m różnicy wzniesień

Po powrocie wybieramy się wszyscy razem na pożegnalną kolację do góralskiej knajpy. Tyma budzą dźwięki kapeli góralskiej, ale nie marudzi – jest fajnie!

 

Ach... Hala Gąsienicowa

Ach… Hala Gąsienicowa

Podejście na Zawrat

Podejście na Zawrat

Widok z Zawratu

Widok z Zawratu

Wielki Staw w Piątce

Wielki Staw w Piątce

Schodzimy do Doliny Pieciu Stawów Polskich

Schodzimy do Doliny Pieciu Stawów Polskich

Wrzesień pachnie

Wrzesień pachnie

Wielka Siklawa

Wielka Siklawa

W góry we dwoje, ale do karczmy wszyscy razem!

W góry we dwoje, ale do karczmy wszyscy razem!