Wizyta w Tribergu to obowiązkowy punkt programu wakacji w Schwarzwaldzie. Miasto umiejętnie podkreśla to, z czego słynie, czyli długą tradycję produkowania zegarów z kukułką. Jeśli dodamy do tego najwyższe wodospady w Niemczech i największy na świecie zegar z kukułką, nie będzie nas trzeba długo namawiać do odwiedzenia tego miejsca.
12 sierpnia 2017, sobota
Hurra! Nareszcie nie pada! …choć nadal chłodno, ok. 16 stopni
Triberg – centrum turystyczne Schwarzwaldu
Triberg to typowa miejscowość turystyczna, skupiona wzdłuż potoku Gutach. Pomimo ogromnej ilości odwiedzających (słynne wodospady odwiedza ponad 500 tys. osób rocznie), Triberg zachował swój prowincjonalny urok. Symbol zegara z kukułką można znaleźć chyba na co drugim domu, a zegary różnych rozmiarów i w różnych cenach można kupić w każdym sklepie z pamiątkami.
W miasteczku nadal działają warsztaty rękodzielnicze, gdzie zegary wytwarzane są ręcznie tradycyjnymi metodami. W jednym z takich warsztatów dziś byliśmy. Pierwsze wrażenie nie było najlepsze: „prosimy zdjąć plecaki, prosimy nie robić zdjęć”, ale później pani bardzo ciekawie opowiadała nam o tym, jak powstaje zegar i jak odróżnić zegar zdobiony ręcznie od zegarów produkowanych maszynowo. Kupujemy jedną z masowych wersji – dla nas jest równie piękną pamiątką, która, miejmy nadzieję, posłuży nam przez lata (mamy 5 lat gwarancji). Zresztą sama sprzedawczyni przyznała, że mechanizm zegara jest taki sam w wersji hand-made i maszynowej, a nasz budżet nie wytrzymałby wersji rękodzielniczej:)
Głównym celem naszej wizyty w Tribergu są jednak nie zegary, lecz zobaczenie najwyższych wodospadów w całych Niemczech.
Wodospad na potoku Gutach ma 163 m wysokości, woda spada kaskadami z kilku progów. Bilety dla całej rodzinki kosztują 10 euro (dodatkową zniżkę daje karta potwierdzenia zakwaterowania w Schwarzwaldzie). Do wodospadów łatwo trafić z centrum Tribergu – wystarczy kierować się za strzałkami, wypatrywać niebieskich symboli wymalowanych na chodniku, lub po prostu iść w górę potoku – jak większość turystów😊.
Szlak jest dostępny praktycznie dla każdego. Można wybrać wersję o mniejszym lub większym nachyleniu, łatwiejszy wariant trasy da się też przejechać wózkiem dziecięcym, chociaż miejscami bywa stromo. My korzystaliśmy z nosidła, ale tylko przy podejściu. W dół Grześ zbiegał bardzo sprawnie. Miejsce jest bardzo malownicze, woda pieni się, spadając z kolejnych progów, otacza nas piękny las z omszałymi głazami i pniami drzew. Jedynym, co przeszkadza w rozkoszowaniu się schwarzwaldzką naturą jest to, że razem z nami rozkoszują się nią setki innych zwiedzających – na szlaku panuje ruch jak u nas w Dolinie Kościeliskiej w wakacyjny dzień.
Po spacerze do wodospadów szukamy dobrego miejsca na zaspokojenie głodu. Gusty kulinarne naszej rodziny spotykają się zwykle w obszarze kuchni włoskiej (Grzesiek: kluski-kluski, starszaki: pizza). Jedyny wolny stolik stoi przy ulicy, ale poza tłumem przechodniów i uczuciem chłodu nic nam w sumie tutaj nie przeszkadza. Tylko strasznie długo czekamy na nasze porcje. Pizza i kluchy są jednak bardzo dobre. Wszyscy (łącznie z Grzesiem) wychodzimy najedzeni i zadowoleni. Zamiast dalej eksplorować miasteczko lub wytyczone w pobliżu wodospadów dłuższe szlaki, decydujemy się przenieść na mniej zatłoczony szlak w okolicy przysiółka Grimmelsbach, pomiędzy Tribergiem a Hornbergiem. Szlak ten wypatrzyliśmy dzięki tej relacji: http://www.odkrywamyinterior.pl/niemcy/srodkowy-szwarcwald-gdzie-pojechac/ – dziękujemy!
Wyjeżdżając z Tribergu, zbaczamy kilkadziesiąt metrów, żeby spojrzeć na największy zegar z kukułką na świecie. Stoi on przy wejściu do miejscowego muzeum zegarów z kukułką. Został wpisany do Księgi Rekordów Guinessa. Jest wielkości małego domu i waży 6 ton. Wybicie każdej równej godziny obwieszcza wyskakująca z niego kukuła, której waga wynosi 150 kilogramów. Oczywiście kukułka może „dać głos” dla każdego, ale za drobną opłatą – 1 euro ;-).
Spacer do wychodni skalnej Rappenfelsen
W okolice skał można dotrzeć pieszo z Grimmelsbach, jednak to kilkaset metrów różnicy wzniesień, a już po 15:00. Wjeżdżamy więc na wypatrzony na mapie parking położony na wysokości ok. 850 m n.p.m. pomiędzy przysiółkami Dieterlehof a Althornberg. Droga jest wąziutka, ale asfaltowa, a widoki z niej bardzo sielskie. Dojazd utrudniła nam tylko trochę nasza nawigacja-Krysia, która chciała nas wysłać przez Rötenbach i dalej polną drogą zupełnie nie dla samochodów, co skończyło się terenowym nawracaniem i przepraszaniem się z tradycyjną papierową mapą. 😉
Pomimo sporej wysokości bezwzględnej nasz dzisiejszy spacer to prawie pozioma przechadzka przez las z pięknymi widokami roztaczającymi się z polan. Szczególnie ładny jest widok na Althornberg w otoczeniu schwarzwaldzkich wzgórz z punktu widokowego Kreuzacker (w połowie trasy spaceru).
Zwieńczeniem wędrówki są wychodnie skalne z widokami na otoczenie doliny Gutach. Same skały nie są może zbyt spektakularne (zwłaszcza gdy się ma w pamięci niedawną wizytę w Szwajcarii Saksońskiej, relacja tutaj), jednak uroku dodają im porastające ich okolice tajemniczo porozgałęziane dęby i sosny. Odpoczynek z kanapkami i herbatką z termosu jest przyjemnością dla wszystkich. Nawet Grześ coraz bardziej nadaje się na górskiego turystę!
Abstrahując od malowniczych widoków, wielką przyjemnością jest dla nas sam spacer przez tajemniczy las porastający stoki, którymi wygodnie trawersuje szlak (żółte romby). Czas powrotu uprzyjemniają nam dojrzewające leśne maliny i jeżyny. Grześ bardzo lubi te pierwsze, a do drugich przekonuje się łatwo, gdy nazywamy je „czarnymi malinkami” – jednak reklama dźwignią handlu😊
Atutem trasy jest możliwość dojazdu w pobliże punktów widokowych i mały ruch – spotkaliśmy tylko dwie osoby na szlaku. My zrobiliśmy najkrótszą możliwą wersję wycieczki w tej okolicy, spacer można przedłużyć na kilka sposobów, odwiedzając kolejne punkty widokowe. Dla nas dziś było już za późno, Grześ i tak w ogóle nie spał w ciągu dnia, a i starszaki powoli narzekają na zmęczenie. To był piękny i udany dzień.
Nasz czas: pobyt w Tribergu 3,5 godziny, (11:15 a 14:45), spacer do wychodni skalnych niespełna dwie godziny, ok. 3,5 km w obie strony (15:30 – 17:30).
W drodze powrotnej w Hornbergu zahaczamy jeszcze o stację benzynową i supermarket, żeby odbudować nadszarpniętą zawartość baku i lodówki 🙂