10 lipca 2010, sobota
Słońce, 32 stopnie, po prostu pięknie!
Warszawa – Swobodna, k. Dobrego Miasta, 9:50-16:30
Jedziemy z samym Sebciem – Tymuś spędza wakacje nad morzem z Dziadkami i ma do nas dojechać niebawem. Wyjazd bez pośpiechu, na wylotówce z Warszawy duży tłok, ale potem w sumie jedzie się bez problemów. Robimy sobie dwa postoje: jeden po prostu na kocyku przy bocznej drodze pod drzewkami (Sebuś zjada jogurciki; poza tym próbuje wpakować sobie do buzi wszystko, czego tylko dosięgną jego rączki, łącznie z trawą i ziemią), i drugi– w Grunwaldzie – zwiedzaniowy.
Grunwald
Tę nazwę zna chyba każde dziecko już po pierwszym roku nauki historii w szkole. Ale co innego czytać o nim w podręczniku, a co innego zobaczyć na własne oczy. Pole słynnej bitwy jest oznaczone widocznym z daleka pomnikiem. W pobliżu jest też muzeum bitwy grunwaldzkiej. Wszędzie ładne, zadbane dróżki. Dziś wszędzie wokół widać było gorączkowe przygotowania do mającej się odbyć niebawem corocznej inscenizacji bitwy pod Grunwaldem (a w tym roku okazja jest wyjątkowa – w końcu wypada 600. rocznica tego wydarzenia!). Cieszymy się, że udało się nam zahaczyć o Grunwald – nie nadkładając wiele drogi, mieliśmy przemiły postój i dodatkowe wrażenia turystyczne.
Dojeżdżamy na miejsce bez pośpiechu. Zakwaterowujemy się w ośrodku w Swobodnej, tuż nad jeziorem Limajno. Z radością witamy przestronny domek z dużym, bezpiecznie ogrodzonym tarasem. Wieczorem idziemy przywitać się z jeziorem – kąpielisko jest miłe i zadbane, z łagodnym zejściem do wody.
11 lipca 2010, niedziela
Słońce, 33 stopnie
Orneta
Po śniadaniu jedziemy do Ornety – tam umówiliśmy się z Dziadkami na przechwycenie wracającego z wakacji nad morzem Tymcia. Cieszymy się na spotkanie – tak bardzo brakowało już nam jego wesołego trajkotania!
W Ornecie karmimy i przewijamy Sebusia na ławce (wiwat lato!), i w przelocie (tak ,w taki właśnie sposób zwiedza się z małymi dziećmi) „zaliczamy” dostojny kościół pw. Jana Chrzciciela (XIV) – jeden z najcenniejszych gotyckich zabytków na Warmii, gotycki ratusz (XIV) oraz kamieniczki z XIX w.
Popołudnie nad Jeziorem Limajno
Wczesne popołudnie spędzamy razem z Dziadkami u nas – idziemy na obiad, pijemy kawę na tarasiku itp. Potem Babcia z Dziadkiem odjeżdżają, a my spędzamy miłe dwie godziny nad jeziorem. Tymo pluska się jak mała rybka (w większości „po warszawsku – brzuchem po piasku”), Seba najpierw śpi, a potem też pluska się w jeziorze. Nawet nam udaje się na zmianę popływać. Woda jest ciepła jak zupa. Jest bosko!
Na Tymusia cały dzień nie możemy się napatrzeć – ale stęskniliśmy się za nim przez ostatni tydzień! Co chwila ma nowe pomysły – m.in. robi plastelinowe buźki drzewom rosnącym przy naszym tarasie. Sebcik z kolei rozwija się w oczach. Jest ciągle w ruchu, wciąż coś łapie, albo gdzieś „idzie”, zadzierając pupę do góry. Jemy i przewijamy się w plenerze. Jednym słowem egzamin na turystę po raz kolejny zaliczony! Rega ma tu raj. Najchętniej cały dzień przeleżałaby na tarasie.
Wieczorem chłopaki padają, ale stęsknieni za sobą, w jednym pokoju nakręcają się nawzajem:
My: Tymusiu, spróbuj zasnąć.
T: Ale Seba jeszcze nie śpi.
My: To nic, zaraz zaśnie, śpij.
Po chwili słyszymy pisk Sebcia i widzimy Tyma z głową nad jego łóżeczkiem.
T: Tato, Seba jeszcze nie spi.
R: Jak ma spać, jak ciągle gadacie.
T.: Tato, ale Sebuś NAPRAWDĘ nie śpi. Itp. itd.
12 lipca 2010, poniedziałek
33 stopnie cd.:)
Wycieczka do Olsztyna
Wyprawa jest w sumie bardzo udana, ale trzeba przyznać, że z małymi dziećmi nie zawsze jest różowo – Seba w samochodzie podmarudza, Tymo rozbija łokieć i płacze itp. – w dodatku plan wycieczki trzeba ustalać pod najmłodszych, a nie pod dorosłych turystów. W związku z tym zwiedzanie olsztyńskiej starówki jest raczej pobieżne – M. wyskakuje i robi dokumentację fotograficzną w czasie, gdy chłopcy zasypiają w samochodzie: znajduje katedrę św. Jakuba (XIV), Wysoką Bramę (XIV), rynek, ratusz, kamieniczki. Potem dokładniej zwiedzamy Olsztyn wieczorem na ekranie komputera.
Głównym celem naszego dzisiejszego wyjazdu jest olsztyńska plaża miejska – o, to się chłopakom podoba. Plaża jest bardzo dobrze zorganizowana – czysty piasek, chodniczki, ławeczki, zjeżdżalnia dla dzieci, mała gastronomia itp. Dziś męczy nas tylko duży upał, który zmusza do chowania się w cieniu.
Po późniejszym obiedzie idziemy znowu nad „nasze” jezioro. Kąpiemy się wszyscy. Jest bardzo wakacyjnie!
13 lipca 2010, sobota
Upał, 34 stopnie
Olsztyn bis
Nie daliśmy rady odwiedzić wszystkich olsztyńskich atrakcji za jednym razem, więc dziś jedziemy do stolicy Warmii po raz drugi. Na celowniku znajduje się przede wszystkim zamek biskupów warmińskich. Oglądamy dziedziniec z tajemniczymi babami sprzed kilkuset lat, wchodzimy na wieżę (Tymo dwukrotnie – najpierw z M., a potem jeszcze raz z R. – wchodzenie na wieże to jest to!), szukamy śladów Mikołaja Kopernika. Potem czas na miły spacer po malowniczym parku okalającym zamek z przepływającą przez jego środek wijącą się Łyną. Oglądamy dwie fontanny, próg na Łynie i mosty kolejowe z XIX w. Robimy sobie piknik na kocyku na trawce nad Łyną – wszędzie wozimy ze sobą podgumowany koc, co umożliwia nam zrobienie sobie popasu, przewinięcie Sebcia itp. kiedy tyko przyjdzie nam na to ochota. Ten patent bardzo się sprawdza. Sebuś koniecznie chce zjadać trawę, którą regularnie zrywa i dostarcza mu …Tymo. Gramy w „żółtą febrę” – rzucanie z trzęsieniem żółtą grzechotką – zdecydowanie najlepszy jest Sebuś. Sielanka kończy się histerią i temperowaniem Tyma. Jego ukochany prosiaczek do wieczora ma siedzieć w plecaku.
Po południu tradycyjnie pluskamy się w naszym jeziorku.
14 lipca 2010, środa
Przelotny deszcz w nocy, dziś parno i duszno, 27 stopni
Wycieczka do Lidzbarka Warmińskiego
Po drodze Sebcik odpływa, więc najpierw samochodem objeżdżamy miasto, R. robi zdjęcie Wysokiej Bramy (XIV), kościoła św. Piotra i Pawła (XIV) i kościoła ewangelickiego z pocz. XIX w (obecnie pełniącego funkcje cerkwi). Zatrzymujemy się na dłużej przy zamku biskupim z XIV w. To naprawdę piękny gotycki zamek, zbudowany na planie kwadratu, z czterema smukłymi wieżami. Niestety, dziedziniec z krużgankami jest obecnie w remoncie, a całe przedzamcze to wielki plac budowy – powstaje tu wielki hotel… Po obejrzeniu zamku jemy drugie śniadanie na ławeczce z widokiem na zamek, zamkową fosę i znajdujące się w niej – ku uciesze Tyma – trzy fontanny.
Wracając z Lidzbarka, kierowani opisem z przewodnika podjeżdżamy do Pieszkowa na fermę strusi. Okazuje się jednak, że ferma już nie istnieje, więc wycieczka kończy się piknikiem na łące nad jeziorem – też miło.
W drodze powrotnej obaj chłopcy zasypiają w samochodzie, a my oglądamy jeszcze (z samochodu) Pałac w Smolajnach (XVIII) – ulubioną rezydencję letnią biskupa Ignacego Krasickiego.
Popołudnie
Kąpiel w jeziorze jest dziś wyjątkowo miła – z powodu niepewnej pogody jest zdecydowanie mniej tłoczno na plaży.
15 lipca 2010, czwartek
I znów słonecznie, 29 stopni
Wycieczka do Dobrego Miasta
Dobre Miasto zazwyczaj nie znajduje się na liście must-see turystów zwiedzających Warmię, ale my z chęcią tu zaglądamy. Panuje tu miła, kameralna atmosfera – w centrum, obok fontanny, napis na ławce głosi „Dobre miasto dobrych ludzi”, jest też „latarnia dobrych myśli”. Miłośnicy zabytków też nie byliby zawiedzeni – tutejsza kolegiata – piękna gotycka świątynia z XIV w – swoim rozmiarem robi ogromne wrażenie; zachował się też fragment średniowiecznych fortyfikacji miejskich – Bociania Baszta. Niestety, nie można wejść na szczyt, ale za to dostępu do baszty strzeże tajemniczy rycerz. Zwiedzanie Dobrego Miasta kończymy wizytą na placu zabaw. Sebuś w cieniku uparcie chce zejść z koca i zjadać wyrwaną trawę i ziemię.
W drodze powrotnej z samochodu robimy zdjęcie neogotyckiemu (XIX) kościołowi św. Katarzyny w Cerkiewniku. Aby przedłużyć drzemkę Seby, objeżdżamy dodatkowo samochodem nasze jezioro – piękny las, potem łąki i bociany – ale tu malowniczo!
Popołudniowa kąpiel w naszym jeziorze
Kąpiemy się wszyscy: Sebuś macha rączkami i chlapie jak nakręcana zabawka, Tymo najchętniej siedzi po szyję w głębinie.
17 lipca 2010, piątek
Najpierw upał, po południu burza z ulewą
Ale frajda – dzień wyprawy do POCIĄGOSTATKU!
Wycieczka do Buczyńca
Pociągostatki – tak opowiadaliśmy chłopakom o pojazdach pokonujących Kanał Ostródzko-Elbląski. Cały kanał to zabytek techniki, jedyny taki obiekt w Europie. Cały mechanizm napędzany jest wodą, przy pomocy urządzeń, pracujących tutaj od ponad 150 lat – to naprawdę robi wrażenie! Musimy koniecznie kiedyś pokonać wodą całą trasę. Dziś decydujemy się podjechać pod największą z pochylni, tę w Buczyńcu (różnica poziomów ponad 20 m!), i poczekać, aż statek będzie pokonywał trawiasty odcinek trasy.
Tymo jest po prostu zachwycony, potem długo opowiada o „pociągostatkach”, które najpierw pływały, a potem jeździły po torach. Wspaniałym uwieńczeniem wycieczki jest obiad w tutejszym punkcie gastronomicznym (przy okazji chowamy się przed deszczem) – naleśniki z jagodami są naprawdę przepyszne. Sebuś buszuje po stole, usiłując zjadać różne rzeczy.
Popołudnie
Po rzęsistej ulewie nie idziemy na plażę, ale za to wybieramy się na długi spacer wzdłuż Jeziora Limajno.
Wieczorem Tymo opowiada niestworzone historie o tramwajach, które przebywają tutaj na koloniach, mieszkają w dziuplach na drzewach, na szczytach brzóz mają stołówkę itp. – zaśmiewamy się do łez!