Wodospady Renu – największe wodospady w Europie

Największe wodospady w Europie – zjawiskowe Rhienfall – i dwa piękne średniowieczne miasteczka, ozdobione cieniem winnic i kolorami malowanych domów. Do tego rejs łodzią po Renie, lody na rynku i wizyta na pomysłowym placu zabaw z widokiem na statki przemierzające Ren. Piękniejszy wakacyjny dzień trudno sobie wyobrazić! Te wszystkie atrakcje oferuje szwajcarski kanton Szafuza, położony tuż obok granicy z Niemcami. Mimo że będziecie w Szwajcarii, wycieczka nie zrujnuje Waszego portfela – w miastach (poza parkingiem) nie wydaliśmy ani grosza, a ceny biletów na wodospady Renu były niewygórowane. Wycieczką zachwycona była cała rodzina, z czterolatkiem włącznie!

 Wodospady Renu, Szafuza i Stein am Rhein

13 sierpnia 2018, poniedziałek

„Źródła oceanu” – tak Goethe powiedział kiedyś o tym cudzie natury. Wodospady Renu (Rhienfall) to pod względem przepływu wody największe wodospady Europy (średni przepływ w lecie do 600 m3/s). Wrażenia, jakie wywiera na człowieku kipiel pieniąca się przed oczami, szumiąca w uszach i bryzgająca w twarz, są nie do opisania – trzeba stanąć tam samemu – żadne zdjęcie nie odda w pełni ogromu Rhienfall (na zdjęciach wodospady wychodzą zazwyczaj dość niepozornie i płasko).

Wodospady Renu.

Wodospady można oglądać albo od strony Szafuzy, albo od zamku Laufen. Byliśmy po obu stronach Renu i naszym zdaniem dużo lepszy widok jest od strony zamku. Z obu stron Renu odpływają też stateczki turystyczne, więc niezależnie od tego, z której strony przyjedziemy, będziemy mieli możliwość wybrania się na dodatkowy rejs łodzią. Rejsy są dodatkowo płatne, można wybrać różne warianty przejażdżki – wszystko jest napisane na przejrzystych schematach na przystani.

Trasa na punkty widokowe obok zamku Laufen prowadzi wygodnymi chodniczkami i schodami. Zarówno schody, jak i platformy są bezpieczne. Oczywiście na dzieci trzeba uważać, szczególnie takie pomysłowe, jak nasze ;-), ale spokojnie można zabrać tu maluchy w każdym wieku.

Pawilon biletowy. W sezonie warto przyjechać rano – nie ma kolejek

Infrastruktura turystyczna wokół wodospadów jest imponująca.

Krowy umilają dzieciom chwilę oczekiwania.

Dla każdego odpowiedni wierzchowiec.

Ruszamy w stronę zamku Laufen, tędy dotrzemy nad wodospady.

Bilety nie są drogie – jak na Szwajcarię oczywiście. Wstęp kosztuje 5 CHF za osobę dorosłą i 3 CHF za dziecko w wieku powyżej 6 lat. W cenie mamy zwiedzanie wystawy Historama w zamku, wstęp na platformy widokowe pozwalające z różnych perspektyw podziwiać masywne kaskady oraz możliwość skorzystania z przeszklonej windy. Ta ostatnia opcja przydaje się zwłaszcza podczas powrotu ze zmęczonymi dziećmi, pozwala też dotrzeć do jednego z poziomów platform widokowych nawet z wózkiem dziecięcym czy inwalidzkim. Łatwiejszy dostęp dla osób z wózkami jest jednak od strony Szafuzy – stamtąd można z wózkiem wjechać nawet prosto na łódź, którą podpływa się pod same wodospady. Punkty widokowe są jednak, przynajmniej w naszej ocenie, lepsze po stronie zamku Laufen.

Spieniony Ren poniżej wodospadów.

Słynne wodospady Renu rokrocznie przyciągają tysiące turystów – mając to na uwadze, dziś udaje nam się nareszcie wstać i wyjechać nieco wcześniej. O 10:00 meldujemy się już na parkingu P5 przy zamku Laufen (Schloss Laufen). O tej porze faktycznie nie ma jeszcze tłumów – bez problemu zaglądamy na wszystkie platformy widokowe i nie stoimy w kolejce do łódek.

Ponieważ najbardziej interesują nas same wodospady, nie rozdrabniamy się już na zwiedzanie zamkowych wystaw, tylko kierujemy prosto na punkty widokowe. Trasa turystyczna sprowadza schodami coraz niżej w stronę Renu. Po drodze mijamy kilka platform oferujących dogodny widok na wodospady. Najpierw oglądamy wszystko z góry, potem podchodzimy coraz bliżej szalonej kipieli wodnej. Na najniższych platformach można nieźle się zmoczyć – wszystko tonie w wodnym pyle. Wrażenia są niesamowite – żadne zdjęcia nie oddają tego ogromu wody, jaki przepływa przez wodospady!

Z najwyższych punktów widokowych widzimy górną część wodospadów.

Pod nami kolejne platformy widokowe.

Żółte łodzie podpływają z ludźmi pod skałę sterczącą w środku wodospadów.

Im niżej, tym głośniej, a widok bardziej imponujący.

W pyle wodnym tworzy się piękna tęcza.

Najniższe platformy pozwalają na bliski kontakt z żywiołem.

Z tej platformy musieliśmy szybko uciekać, bo bylibyśmy całkiem mokrzy!

Po obejrzeniu wodospadów z brzegu ruszamy w stronę przystanku łodzi (Bootsfahrt). Kasa biletowa na rejsy łodziami jest tuż obok przystani. Wybieramy Kleine Rundfahrt Blue Line Nr 4 za 7/4 CHF odpowiednio za osobę dorosłą i dziecko powyżej 6 lat, ale są też inne warianty – np. droższy z możliwością wejścia na skałę pośrodku wodospadów. Szczegóły można znaleźć na stronie przewoźnika: www.maendli.ch

Nasz rejs zaczyna się od przeprawy czerwoną łodzią na drugi brzeg do głównej przystani, znajdującej się obok zameczku Wörth (Schlossli Wörth). Tam dopiero wsiadamy do właściwej łodzi, którą odbywamy kilkunastominutowy rejs po najbliższych okolicach wodospadów. W tym czasie dwukrotnie podpływamy pod największą kaskadę. Wrażenia niesamowite. Potem wracamy do naszej przystani ponownie czerwoną łodzią.

Taką łodzią za chwilę podpłyniemy pod sam wodospad.

Pora na nas. Najpierw płyniemy na drugą stronę Renu, do głównej przystani.

Z drugiego brzegu Renu można lepiej docenić położenie zamku Laufen.

Przy samych łodziach aż roi się od takich ryb.

I znowu płyniemy!

Najpierw podpływamy pod wodospad od strony zamku Laufen.

Z pokładu łodzi największa kaskada robi jeszcze większe wrażenie.

Na chwilę odpływamy, żeby znowu spojrzeć na wodospady z dystansu.

Rejs jest króciutki, nie ma kiedy się znudzić.

A na koniec jeszcze raz podpływamy, ale tym razem od drugiej strony.

Podobno przepływ wody w tym roku jest dwa razy mniejszy niż w zeszłym, ale i tak robi piorunujące wrażenie.

Oglądanie wodospadów z wszystkich dostępnych punktów widokowych i rejs łodzią po Renie zajęły nam ok. półtorej godziny. Wspaniała, niemęcząca, a pełna atrakcji wycieczka, wszyscy wróciliśmy do samochodu pełni wrażeń!

Czas wracać w górę. Trasa jest bezpieczna dla dzieci.

Tym razem skorzystamy z windy.

Widok z windy nie jest najlepszy, ale frajda całkiem niezła.

Szafuza (Schaffhausen) – urocze miasteczko i winnice w cieniu średniowiecznej baszty

Wodospady Renu nie tylko zaczarowały krajobraz kantonu Schaffhausen. Stały się też kiedyś powodem rozwoju położonego nad nimi miasta – Szafuzy. Kupcy, spławiający po rzece swoje towary w okolicy wodospadów, chcąc nie chcąc, musieli od wieków wyładowywać je na brzeg. Trudno o lepsze warunki na rozwój średniowiecznej osady!

Do dzisiejszych czasów zachowało się w Szafuzie mnóstwo bogatych domów kupieckich – od gotyckich po barokowe. Obecnie starówka, wyłączona z ruchu samochodowego, jest uznawana za jedną z najbardziej urokliwych w Szwajcarii. Nam podoba się też dlatego, że uliczki są spokojne i niezatłoczone – główny ruch turystyczny koncentruje się chyba przy samych wodospadach i malowanym miasteczku Stein am Rhein.

Spacer po Szafuzie zaczynamy od zajrzenia do Opactwa Wszystkich Świętych i przylegającej do niego romańskiej katedry – budynki opactwa obecnie zostały przekształcone w muzeum (Muzeum Wszystkich Świętych, Museum zu Allerheilingen). Szczególnie polecamy spacer po krużgankach otaczających opactwo – gotyckie wykusze są pięknym plenerem fotograficznym. Warto też zajrzeć na dawny wirydarz – również dziś, jak dawniej, uprawia się w nim zioła.

Katedra Wszystkich Świętych w Szafuzie.

Do katedry przylegają piękne krużganki.

W krużgankach czuć średniowieczną atmosferę.

To piękny plener fotograficzny.

Zachowały się niektóre freski.

Spoglądamy na wirydarz.

W innej części wirydarza nadal hoduje się zioła i kwiaty.

Naszym zdaniem najpiękniejszym miejscem w Szafuzie jest jednak górująca nad miastem twierdza Munot. Wieża została zbudowana w XVI w. i obecnie jest uznawana za symbol miasta. Twierdzę postawiono na wzgórzu, teraz uroczo porośniętym winnicami – widok z góry na miasto z nieregularną szachownicą brązowych dachów i dwiema dostojnymi wieżami kościołów jest naprawdę fantastyczny. Można wspiąć się spiralnym podejściem (dostępnym niegdyś dla koni) na sam szczyt wieży – wejście jest bezpłatne. Na koronie wieży znajduje się pub Munot.

Z miasta wchodzimy na wzgórze z wieżą warowną Munot.

Stoki wzgórza są malowniczo obsadzone winoroślami.

Z winnicami na stoku wzgórze jest niebywale malownicze.

Nad nami wyrastają dawne fortyfikacje z wieżą obronną.

Wewnątrz umocnień na wzgórzu.

Wnętrze fortyfikacji jest udostępnione do zwiedzania bezpłatnie.

Spiralna klatka schodowa bez schodów (a raczej po prostu podjazd dla koni) prowadzi na górny poziom umocnień.

Winorośl chciałaby wejść do wieży przez okienka strzelnicze.

Wierzchołek wieży Munot widziany z górnego poziomu umocnień.

Fortyfikacje były dobrym miejscem do prowadzenia ostrzału okolicy.

Umocnienia były połączone z miastem przez zabezpieczoną przed atakiem galerię na murach.

Jest armata, trzeba z niej wystrzelić! Choćby na niby!

Wierzchołek murów jest świetnym punktem widokowym na Szafuzę.

Starówka w Szafuzie tworzy piękną, spójną całość.

Na starówce w Szafuzie szczególnie urzekł nas ten zaułek z fontanną.

Grzesia bardziej zafascynowała sama fontanna.

A nas jednak zaułek…

Stein am Rhein – miasteczko malowanych domów

Z Szafuzy jedziemy do jeszcze jednego gorącego turystycznie miejsca w okolicy wodospadów Renu – uroczego średniowiecznego miasteczka z malowanymi domami – Stein am Rhein.

To niewielkie, bo liczące zaledwie 3 tysiące mieszkańców miasto słynie z przepięknie zachowanych malowanych fasad domów. Warto bliżej przyjrzeć się malowidłom na ścianach – w wielu z nich odnajdziemy jakiś motyw przewodni (np. pelikan, byk czy słońce). Najwięcej malowanych domów znajdziecie w okolicy placu ratuszowego. My też tam udaliśmy się w pierwszej kolejności. I mieliśmy możliwość dłuższego niż przewidywaliśmy podziwiania malowideł na ścianach – na starówce złapał nas deszcz (a jak na złość z samochodu nie wzięliśmy ani peleryn, ani parasoli), więc przycupnęliśmy z kupionymi chwilę wcześniej lodami na chodniku pod ratuszowym balkonem. Z placu ratuszowego w sekundę wymiotło ludzi, a my w centralnym punkcie obserwacyjnym mieliśmy panoramiczny widok na malowane kamienice tylko dla siebie. Ale fajnie, że padało!

Na malowniczą starówkę w Stein am Rhein prowadzi piękna Dolna Brama – Untertor.

Tutejszy ratusz jest podobno najczęściej fotografowanym budynkiem w Szwajcarii!

Cały plac ratuszowy jest otoczony takimi pięknymi domami z malowanymi elewacjami.

Chłopcy oczywiście zawsze wypatrzą fontannę.

Z lodami przysiadamy na ławce pod ratuszem, nieświadomi tego, że za chwilę zacznie padać!

Piękne malowidła mogą przyprawić o zawrót głowy.

A tu ratusz z jeszcze innej perspektywy.

Przed przelotnym deszczem udało nam się ukryć pod ratuszowym balkonem.

A plac ratuszowy zaraz po deszczu opustoszał – cuuudownie!

Malowane elewacje są po prostu zachwycające.

Domy wyglądają jak wyjęte prosto z bajki.

Trudno odłożyć aparat…

Przepiękny Gościniec Słońca.

Po deszczu miasteczko wraca do życia.

W 1972 r. miasteczko jako pierwsze zostało odznaczone nagrodą Wakkera, ufundowanej przez Dziedzictwo Szwajcarskie i przyznawanej za ochronę własnego dziedzictwa kulturowego. Stein am Rhein uhonorowano właśnie za świetnie zachowany, spójny obraz dawnego miasta.

W Stein am Rhein warto jeszcze zajrzeć do średniowiecznego klasztoru św. Jerzego. Nasi chłopcy niestety przegłosowali nas i zamiast zwiedzania dawnego opactwa wybrali wizytę na placu zabaw. Czemu nas to nie dziwi? No, niech im będzie, niech mają też atrakcję dla siebie. A plac zabaw w Stein am Rhein jest rzeczywiście bardzo przyjemny – pomysłowo zaaranżowany w „morskim” stylu i położony na urokliwym nabrzeżu Renu. Nam najbardziej spodobała nam się gigantyczna dwuosobowa huśtawa na grubej linie. Gdybyście chcieli jeszcze chwilę zabawić w  Stein am Rhein, na pewno warto się jeszcze przejść nabrzeżem Renu – nad brzegiem urządzono bardzo sympatyczną promenadę i ścieżkę rowerową.

Promenadą wzdłuż Renu można w kilka minut dojść do placu zabaw.

Plac zabaw nieopodal starego miasta.

Najlepsza jest dwuosobowa megahuśtawka.

Każdy chce się na niej pobujać!

Nie mogliśmy się powstrzymać, żeby nie spróbować szwajcarskiego cydru i piwa.

Nam już, niestety, kończył się opłacony czas na parkowanie, a i dzieciaki były już zmęczone po całym dniu atrakcji, więc nie przedłużaliśmy wycieczki i wróciliśmy do naszego domku w Radolfzell.

Dzisiejszy dzień – z wodospadami Renu, Szafuzą i malowanymi domami w Stein am Rhein uważamy za jeden z najbardziej udanych i najbogatszych we wrażenia na tegorocznych wakacjach. Gorąco polecamy, wodospady Renu to naprawdę przyrodnicza perełka, a sąsiadujące z nim urokliwe średniowieczne miasteczka dopełniają wrażeń z wycieczki.