Muzeum Dobranocek w Rzeszowie
2011.11.12
To świetne, przyjazne miejsce dla młodszych dzieci, a i dorośli z łezką w oku przypomną sobie własne dzieciństwo.
Ekspozycja muzeum jest naprawdę niepowtarzalna: wszystkie eksponaty związane są z PRL-owskimi wieczorynkami – od lalek – odtwórców głównych ról – po przeróżne przedmioty z nadrukami wieczorynkowych bohaterów. Przestrzennie i przyjaźnie dla dzieci w każdym wieku.
Całości dopełnia pokaz dawnych bajek w stylowo urządzonym pomieszczeniu. Kolorowe buzie bohaterów wieczorynek, wymalowane na oparciu każdego z krzeseł, dodatkowo zachęcają do obejrzenia seansu.
Chłopcy byli zachwyceni. I spisali się na medal. Tymuś gawędził z przemiłą panią przewodnik (on to ma gadane!), a Sebuś czuł się w nieznanym przecież dla siebie miejscu jak u siebie w domu. Najchętniej sam by wszystko rozmontował i poustawiał po swojemu. Na pokazie bajek głośno komentował wszystko, co widział na ekranie i chodził z krzesła na krzesło. Na szczęście obsługa muzeum jest dla takich zachowań małych gości zupełnie wyrozumiała. Polecamy!
Spacer po centrum Rzeszowa
2014.12.21
W przedbożonarodzeniowy weekend jedziemy z wizytą do Dziadków. Niedzielę spędzamy szczególnie przyjemnie. Po śniadaniu, korzystając z pięknego słoneczka za oknem, wybieramy się na spacer po głównych zabytkach Rzeszowa. Wcześniej przepytujemy Dziadków ze znajomości głównych atrakcji turystycznych ich miasta – zabawa na 102, nawet R. przyznaje, że na rodzinne miasto patrzy się głównie pragmatycznym, a nie turystycznym wzrokiem.
Rzeszów jest czysty i zadbany, więc spacer po centrum jest prawdziwą przyjemnością. Frajdę mają również chłopaki – najpierw urządzamy im zabawę w znajdowanie zabytków (które wcześniej pokazujemy im na zdjęciach), potem robimy konkurs: kto wypatrzy więcej dekoracji świątecznych. Grześ cały spacer śpi smacznie w wózku. Jest bardzo przyjemnie – jak to dobrze ruszyć się od stołu.
Zwiedzanie zaczynamy od imponującego rozmiarem Zamku Lubomirskich (kon. XVI w., potem przeb.), mieszczącego obecnie sąd i prokuraturę.
Tuż obok znajduje się Letni Pałac Lubomirskich – budynek i ogrodzenie jest aktualnie w remoncie. Rzucamy okiem na secesyjne wille przy alei Pod Kasztanami i kierujemy się na najbardziej znany deptak Rzeszowa – ul. 3 Maja. M. pamięta, że właśnie tu R. ją zabrał na pierwsze narzeczeńskie lody przy okazji wizyty u przyszłych Teściów:) Dziś interesuje nas głównie dawny konwent pijarów – barokowy zespół klasztorny obejmuje kościół Św. Krzyża (XVII w., proj. Tylman z Garmen) z pięknym barokowym wystrojem, klasztor (obecnie siedziba Muzeum Okręgowego) i jedną z najstarszych (poł. XVII w.) polskich szkół – pijarskie kolegium (obecnie I LO).
Ulicą 3 Maja idziemy w kierunku rynku. Przed nami rysuje się rzeszowska fara (XV w., przeb. w stylu barokowym).
Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę w sklepie – Sebuś coraz głośniej domaga się o picie. Na rynku uwagę chłopców zwraca duża choinka, my przypatrujemy się raczej koronkowej sylwetce ratusza (kon. XVI w.). Potem już wszyscy podchodzimy pod zajmującą centralne miejsce na rynku XVII-wieczną studnię, chłopaki zaglądają nawet do środka – dna nie widać! My odszukujemy jeszcze kamienicę nr 19 – podobno najstarszą na rynku, sięgającą korzeniami przełomu XV i XVI w.
Opuszczamy rynek i przenosimy się do bardziej współczesnej atrakcji turystycznej – okrągłej kładki dla pieszych, o której swego czasu było bardzo głośno – mówiono, że to jedyna tego typu konstrukcja w Europie. Rzeczywiście, kładka jest miła dla oka, a wykorzystane do budowy materiały nadają jej nowoczesny wygląd.
Z kładki doskonale prezentuje się jeszcze jedna wizytówka Rzeszowa – Pomnik Czynu Rewolucyjnego (znany również – ze względu na charakterystyczny kształt – pod inną nazwą, ale o tym zmilczmy:).
Zbliża się pora karmienia, więc zaczynamy kierować się w stronę samochodu. Ostatnim punktem na naszej dzisiejszej trasie jest barokowy zespół klasztorny bernardynów z kościołem NMP (XVII w.).
Niedawno obok urządzono sympatyczne tzw. ogrody bernardyńskie, jednak na pospacerowanie po nich już dziś nie starcza nam czasu. Cóż, będzie do tego zapewne jeszcze nie jedna okazja. Chętnie wybierzemy się też obejrzeć podziemną trasę turystyczną, ale to już jak zrobi się cieplej i będzie można wziąć Grzesia w chustę.