Skopiec i Okole – najwyższe szczyty Gór Kaczawskich

Chociaż w zestawieniu Korony Gór Polski jako najwyższy szczyt Gór Kaczawskich nadal widnieje Skopiec, to jednak jego pozycja wcale nie jest taka pewna. Zagrażają mu pobliskie Folwarczna i Baraniec oraz położone bardziej na zachodzie Okole.

Dzisiaj odwiedzamy zarówno Skopiec, żeby zdobyć, jakże ważną dla dzieci, pieczątkę KGP😊, jak i ozdobiony skałkami i platformą widokową wierzchołek Okola.

Niewątpliwie znacznie ciekawszy i przyjemniejszy był spacer na Okole. Na tej trasie spotkaliśmy też znacznie mniej turystów. Gorąco polecamy wycieczkę na Okole. Jest bardzo ciekawa! Na pewno Wam się spodoba.

Continue reading

Czarny szlak na Śnieżkę i zejście przez Kocioł Małego Stawu – idealna zimowa trasa?

Królowej Karkonoszy nikomu przedstawiać nie trzeba. Wchodzimy Śląską Drogą, czyli czarnym, najkrótszym szlakiem z Karpacza na Śnieżkę. Trasa zejściowa jest równie atrakcyjna, bo pozwala odwiedzić trzy piękne karkonoskie schroniska i zajrzeć do przepięknego kotła Małego Stawu.

Wycieczka to karkonoski klasyk. Zimą widoki są naszym zdaniem równie piękne jak latem, a sama wędrówka dostarcza dużej dawki emocji, gdy na grani przenikają nas zimne podmuchy wiatru. W wersji z podjazdem wyciągiem na Kopę to świetny wybór także dla rodzin z nieco starszymi dziećmi.

Pętla z Karpacza z wejściem na Śnieżkę i trzema schroniskami po drodze

Informacje praktyczne

Najlepiej zostawić samochód na jednym z parkingów w okolicy dolnej stacji wyciągów ośrodka Kapracz Ski Arena. Kto chce uniknąć mozolnego wchodzenia, może skorzystać z kolei linowej Zbyszek, czynnej zimą w godzinach 9:00–16:00. Cena biletu za przejazd w obie strony to 50 zł, za sam wjazd zapłacimy 45 zł (ulgowe są tańsze o 15 zł). Na pocieszenie dodamy, że w cenie mamy już bilet wstępu do Karkonoskiego Parku Narodowego.

Mimo że wjazd wyciągiem zdecydowanie skraca wycieczkę, my zdecydowanie polecamy pieszą wędrówkę. Najkrótsza droga czarnym szlakiem na szczyt Śnieżki zajmuje 2,5 godziny. Na zejście niebieskim i zielonym szlakiem (z ominięciem zamkniętego zimą odcinka tego pierwszego) potrzeba około 3 godziny marszu (w obu przypadkach podajemy czasy bez postojów).

Śnieżka – królowa Karkonoszy.

Przejście całej trasy zajęło nam 7 godzin (razem z trzema postojami: w bufecie przy górnej stacji kolei Zbyszek, w Śląskim Domu i w Samotni). Polecamy taki rozkład trasy zimą, bo trzy razy można się rozgrzać i najeść, a odcinki pomiędzy postojami nie przekraczają półtorej godziny. Najbardziej męczące jest oczywiście podejście na Kopę, to w końcu prawie 600 m przewyższenia. Podjazd wyciągiem pozwala tego uniknąć i jednocześnie skrócić czas wycieczki o ok. półtorej godziny.

Złe miłego początki

Miało być zupełnie inaczej, ale wyszło świetnie. Planowaliśmy dzisiaj przejście grzbietu Karkonoszy od Przełęczy pod Śnieżką do Szrenicy. Specjalnie zamówiliśmy taksówkę do Karpacza, żeby czerwonym szlakiem „wrócić” do Szklarskiej, gdzie mieszkamy. Niestety po dojeździe (…który kosztował nas 90 zł:/) i dojściu do dolnej stacji kolejki na Kopę okazało się, że nowiutki Zbyszek (uruchomiony wiosną, niespełna rok temu) z powodu wiatru nie działa i prawdopodobnie będzie uruchomiony dopiero o 11:00. To dla nas wieści do bani. Dwie godziny opóźnienia oznaczają fiasko naszych planów. Jako że nie potrafimy bezczynnie czekać, decydujemy się na najszybsze podejście na górę pieszym szlakiem.

Śląską Drogą na Śnieżkę – ruszamy.

Czarnym szlakiem na Kopę

Wchodzimy dawną Śląską Drogą. Przed wybudowaniem kolei linowej na Kopę w 1959 r. była to najpopularniejsza trasa wejściowa na Śnieżkę. Dzisiaj szlakiem wędrowali poza nami tylko pojedynczy turyści (spotkaliśmy jedynie cztery osoby). Idziemy prostą drogą przez las. Jedynym urozmaiceniem są przecinające szlak w dwóch miejscach nartostrady.

Uuuups, narty zostały w domu!

Robi się ciekawiej, gdy szlak dociera do Białego Jaru. To miejsce najpoważniejszego wypadku lawinowego w historii polskich gór. W 1968 r. w ogromnej lawinie zginęło tutaj aż 19 osób, którzy podążali szlakiem na Śnieżkę (nota bene podobnie jak dziś my, w związku z zamknięciem kolei krzesełkowej). Na szczęście nasz czarny szlak omija najbardziej zagrożony obszar lawinowy, dodatkowo dodatkowo tablice ostrzegają przed zbaczaniem z trasy. Prowadzący przez Biały Jar odcinek żółtego szlaku do Strzechy Akademickiej jest w zimie zamknięty właśnie z powodu bardzo dużego zagrożenia lawinowego.

Szlak wyprowadził z doliny Złotego Potoku i wprowadził na brzeg Białego Jaru.

Biały Jar to jedno z najbardziej lawiniastych miejsc w Karkonoszach.

Widoki powoli się rozszerzają – przed nami oświetlony promieniami słońca grzbiet, a za nami – widoki na Kotlinę Jeleniogórską i kocioł Wielkiego Stawu. Jednak jeszcze piękniejsze widowisko przygotowały nam dzisiaj słońce i wiatr. Promienie słońca flirtują z nami, wyglądając zza bajkowych kształtów zaśnieżonych i zaszronionych świerczków, a wiatr przegania w świetle słońca tumany śniegu. Złośliwiec przenika nas do szpiku kości i trochę nam przy tym zasypuje szlak, ale tutaj, już ponad górną granicą lasu, prowadzą nas wzorowo ustawione tyczki.

Kotlina Jeleniogórska zostaje za nami.

Nie ma to jak spotkać inną parę turystów na szlaku. Zwyczajowa wymiana zdjęć:)

Nasza ścieżka skręca w prawo i kieruje nas na zbocza Kopy.

Rzut oka za siebie – w oddali kocioł Wielkiego Stawu

Pod Kopą trwa właśnie magiczny spektakl.

Głównymi dyrygentami tej orkiestry są słońce i wiatr.

Siedmiu krasnoludków już mamy – czekamy na Królewnę Śnieżkę!

Nie ukrywamy, że trochę nas wkurzył widok już uruchomionego wyciągu, gdy dotarliśmy na wypłaszczenie wierzchołka Kopy. W końcu został puszczony kilkanaście minut wcześniej niż o 11:00, ale pierwsi pasażerowie dotarli to dosłownie 5 minut przed nami, więc w sumie nie straciliśmy czasu, a zyskaliśmy sporo dodatkowych wrażeń!

Przemarznięci i nieźle zmęczeni zgodnie stwierdzamy, że dzisiaj nie ma już sensu maszerować grzbietem na Szrenicę i dalej do Szklarskiej, bo taka wyprawa mogłaby skończyć się w najlepszym wypadku przemarznięciem i powrotem do domu późnym wieczorem, a my w końcu przyjechaliśmy tutaj, żeby cieszyć się górami i sobą! To, co oszczędziliśmy na wjeździe kolejką, przeznaczymy na powrotną taksówkę do Szklarskiej. Dzisiaj wejdziemy na Śnieżkę, a schodząc odwiedzimy kocioł Małego Stawu i piękną Samotnię.

Już bez niepotrzebnego pośpiechu wchodzimy do bufetu przy górnej stacji kolei na Kopę. Żurek z kanapkami smakuje tu zupełnie przyzwoicie. Można też za opłatą (2 zł) skorzystać z toalety.

Śląska Droga była niegdyś najpopularniejszą trasą wejściową na Śnieżkę.

Szybkie ogrzanie w barze przy górnej stacji wyciągu na Kopę – tego nam było trzeba!

Z Kopy na Śnieżkę

Tą trasą na Królową Karkonoszy wędrujemy już trzeci raz. Ale dotychczas zawsze korzystaliśmy z podjazdu kolejką – jeszcze zabytkowym jednoosobowym Zbyszkiem. Śnieżkę odwiedziliśmy w 2012 r. zimą z niespełna 6-letnim Tymkiem (link do relacji tutaj) i wiosną 2016 roku z wszystkimi trzema chłopcami (tę wycieczkę opisujemy tutaj).

Dzisiaj wędrujemy w pełnym słońcu, w przepięknej zimowej scenerii. Słońce to szczególny rarytas na Śnieżce – notuje się tutaj prawie 300 pochmurnych dni w ciągu roku! Droga wejściowa na Śnieżkę to chyba najbardziej zatłoczony szlak w Karkonoszach, ale przy tak pięknych okolicznościach przyrody nie przeszkadza to nam aż tak bardzo.

Czarny szlak za chwilę doprowadzi nas do grzbietu głównego.

A oto i Królewna Śnieżka we własnej osobie!

Równia pod Śnieżką pokazuje swoje piękne zimowe oblicze.

Uwaga na potwory wyskakujące z zamarzniętych torfowisk!

Przed nami Przełęcz pod Śnieżką i Dom Śląski.

Nawet tablice informacyjne zostały wytwornie przystrojone przez zimę.

Zimą ze względu na znaczne zagrożenie lawinowe zamknięty jest czerwony szlak, sprowadzający do Kotła Łomniczki (tym samym niedostępny jest fragment Głównego Szlaku Sudeckiego). Z tego samego powodu zamknięta jest też Droga Jubileuszowa, czyli niebieski szlak na Śnieżkę. Zimą najwyższy szczyt Karkonoszy zdobyć można zakosami prowadzącymi po zachodniej grani Śnieżki.

Szlak jest miejscami śliski, ale nie są to oblodzenia, więc porządne górskie buty spokojnie dają radę. Raczki zostają dzisiaj w plecaku. Niezależnie od tego wysokość robi swoje i wchodząc, czujemy już w nogach te ponad 800 m przewyższenia.

Upská jámá – imponujący kocioł polodowcowy po stronie czeskiej.

Ściany kotła mają ponad 350 m wysokości.

Śnieżka – najwyższy szczyt Karkonoszy

Z radością witamy szczyt. Warto tu zabawić na dłużej, ale dzisiaj mimo słonecznej pogody wiatr mocno uprzykrza nam życie. Z biegiem lat coraz bardziej podobają nam się arcyoryginalne spodki budynku obserwatorium na Śnieżce. Stoją tutaj już od 1976 r. Szczyt jest przez to zdecydowanie niepowtarzalny.

Charakterystyczny budynek obserwatorium na szczycie Śnieżki został wybudowany w 1976 r.

Nasilony ruch turystyczny trwa na Śnieżce niemal przez cały rok.

Widok na południowy-wschód.

Widok ze Śnieżki w kierunku przełęczy Okraj.

Warto wspomnieć też o innych budynkach stojących na wierzchołku. Szczególnie ciekawa jest kaplica św. Wawrzyńca. Ma ona bardzo harmonijną bryłę w kształcie rotundy o średnicy 7 m. Kaplica wystawiona została na szczycie już w 1681 r. przez ród Schaffgotschów. Ludzie przez całe wieki pielgrzymowali tutaj, prawdopodobnie w ten sposób przyczyniając się do popularyzacji turystyki (uwierzycie, że w XVIII w. Śnieżka była najczęściej odwiedzaną górą Europy?!). Obecnie w kaplicy msza św. Jest odprawiana tylko raz w roku (10 sierpnia) w intencji przewodników górskich.

Kaplica św. Wawrzyńca została ufundowana w XVII w. przez ród Schaffgotschów.

Kaplica ma kształt rotundy o średnicy zaledwie 7 m. W dzisiejszej scenerii prezentuje się nieziemsko.

Przykładem znacznie prostszej architektury jest budynek czeskiej poczty. Wygląda trochę jak kontener, ale mamy za co go cenić – to najwyżej położony urząd pocztowy w Republice Czeskiej (Śnieżka to oczywiście najwyższy szczyt Czech). W budynku można się ogrzać i skorzystać z niewielkiego bufetu. Poczta stoi tutaj od 2008 r., została postawiona na miejscu rozebranego w 2004 r. niewielkiego schroniska Česká bouda.

Najwyżej położony urząd pocztowy w Czechach.

Od 2014 r. na szczyt można też wjechać nowoczesną koleją gondolową z miejscowości Pec pod Sněžkou. Wcześniej, do 2012 r., pracował w jej miejscu wyciąg krzesełkowy. Dzisiaj, pewnie z powodu wiatru, kolej nie działa. I dobrze, bo ludzi i tak jest tutaj sporo 😉

Ze szczytu zachwyca nas szczególnie widok na Przełęcz pod Śnieżką. Stąd najlepiej widać, jak oddziela ona dwa ogromne kotły polodowcowe – po polskiej stronie Kocioł Łomniczki, a po czeskiej Upską Jamę. Spojrzenie z lotu ptaka na Śląski Dom dopełnia szczęścia.

Schodzimy sprawnie i po nieco ponad godzinie od wyruszenia z Kopy meldujemy się w Śląskim Domu. Ale tu tłoczno! Na grzane piwo czekamy strasznie długo, a na dodatek nie jest ono ani zbyt dobre, ani zbyt dobrze zagrzane… No nic, za to w międzyczasie zjadamy kanapki i kupujemy drobiazgi dla chłopców. Tutejsze stoisko z pamiątkami jest wyjątkowo dobrze zaopatrzone;-).

Pora wracać. Pod nami jak na dłoni Równia pod Śnieżką.

Śląski Dom wygląda z góry jak makieta czy zabawka

W oddali Lučni bouda t- największe czeskie schronisko w Karkonoszach.

Ze Śląskiego Domu do Samotni

Drogą Przyjaźni Polsko-Czeskiej – czerwonym szlakiem –  idziemy teraz na zachód. Po tym, jak czarny szlak wraca na Kopę, trasa robi się bardziej kameralna. Wchodzimy na szeroko rozciągnięte wzniesienie Smogorni. To chyba najbardziej rozległy masyw w Karkonoszach. To właśnie w jej zbocza wgryza się kocioł Małego Stawu. Po dotarciu do tego miejsca skręcamy w prawo i zaczynamy schodzić niebieskim szlakiem w kierunku Karpacza.

Grzbietową Drogą Przyjaźni idziemy na zachód.

Zaklęci w śnieżne bryły poddani Królowej Śniegu czekają na wiosnę. W oddali szlak na Kopę.

Spotykamy nawet skrzydlatego konia!

Śnieżka zostaje za nami.

Z uwagi na kaplicę św. Wawrzyńca Śnieżka była kiedyś górą pielgrzymkową.

Ostatnie chwile słońca. Zaraz szczelnie zakryją je chmury.

Czerwony grzbietowy szlak tuż przed Spaloną Strażnicą

Coraz wyraźniej rysuje się przed nami kocioł Małego Stawu.

A przed nami odsłania się Kotlina Jeleniogórska.

Zaraz kocioł Małego Stawu odsłoni się nam w pełnej okazałości.

Po prawej stronie widzimy szlak na Kopę, którym wędrowaliśmy dziś rano.

Nasza trasa obchodzi kocioł od wschodu i południa, po czym doprowadza do pięknej Strzechy Akademickiej. Dzisiaj zaglądamy tu tylko na moment, bo dłuższy postój planujemy w Samotni. Chyba śmiało można powiedzieć, że to najpiękniej położone schronisko w Karkonoszach. W zimowej i już niestety pochmurnej scenerii czujemy się co prawda, jakbyśmy oglądali czarno-biały film, ale mimo to jest tu po prostu pięknie i imponująco zarazem. Zimą ze ścian kotła Małego Stawu często schodzą lawiny, ale samo schronisko jest bezpiecznie położone. Zadziwia nas informacja, że w jednym ze żlebów na południowej ścianie kotła w marcu są rozgrywane zawody narciarskie o puchar Samotni.

Schronisko Strzecha Akademicka rozsiadło się na hali Złotówka.

To największe schronisko turystyczne w polskich Sudetach,

Obszerne wnętrza czekają na turystów.

Sama Samotnia, podobnie jak wiele karkonoskich schronisk, ma bardzo długą historię. Już w XVII w. stała tutaj pasterska buda. Obecny budynek był wielokrotnie przebudowywany i rozbudowywany, sala jadalna ma ponad 100 lat, a dzwon z wieżyczki już w XIX w. ogłaszał alarm z powodu wypadku w górach. Warto dodać, że schronisko nosi imię Waldemara Siemaszki – wieloletniego zasłużonego gospodarza Samotni.

Schronisko Samotnia jest urokliwie położone w kotle Małego Stawu.

To drugi co do wielkości kocioł polodowcowy w Karkonoszach.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ściany kotła mają ok. 200 m wysokości. Na dnie leży Mały Staw – teraz zupełnie schowany pod śniegiem.

W Samotni na pewno nie jest samotnie!

Zejście z Samotni do Karpacza (pod wyciąg na Kopę)

Schodzimy do naszego dzisiejszego punktu wyjścia. Odcinek szlaku poniżej Samotni jest zimą zamknięty, bo prowadzi pod urwistymi i lawiniastymi ścianami kotła Małego Stawu. Myśleliśmy, że będziemy z tego powodu musieli wracać pod górę w stronę Strzechy Akademickiej, żeby zejść do Karpacza. Okazało się jednak, że zimową alternatywę stanowi droga dojazdowa do schroniska, prowadząca nieco bardziej na wschód niż sam niebieski szlak.

Niebieskim szlakiem wracamy do Karpacza.

Zejście jest bardzo wygodne. Po osiągnięciu polany Bronka Czecha skręcamy w prawo w zielony szlak i sprawnie schodzimy do punktu wyjścia. W międzyczasie zamówiliśmy powrotny transport tym samym Taxobusem ze Szklarskiej. Koszt jest spory, ale co mamy zrobić, jak poza letnim sezonem nie ma innego bezpośredniego połączenia między Karpaczem a Szklarską Porębą…? Gdybyśmy wiedzieli, że wyciąg na Kopę rano nie będzie pracował i ostatecznie zrobimy ten piękny szlak z Karpacza, to przyjechalibyśmy własnym samochodem, ale nie ma co więcej gdybać – dzień był wspaniały i to jest najważniejsze!

Biskupia Kopa – najwyższy szczyt Gór Opawskich

Dzisiejszy dzień to ukoronowanie naszego pobytu w Górach Opawskich. To kolejny szczyt należący do Korony Gór Polski. Biskupia Kopa (890 m n.p.m.) to najwyższe wzniesienie polskiej części Gór Opawskich i najwyższy szczyt województwa opolskiego. Pasmo to po czeskiej stronie znane jest jako Zlatohorska vrchovina i zaliczane jest do pasma górskiego Jesioników. Na szczycie Biskupiej Kopy znajduje się czeska kamienna wieża widokowa (poza sezonem wejścia tylko w weekendy), umożliwiająca podziwianie bardzo rozległej panoramy na pasmo Jesioników i Opolszczyznę. Continue reading

Lackowa – najwyższy polski szczyt Beskidu Niskiego

Lackowa szlakiem z Izb

Ile to piosenek górskich napisano o Lackowej! Najwidoczniej jest coś w tym szczycie coś, co czaruje.  Lackowa (dawna łemkowska Łackowa, od imienia Łacko) to najwyższy polski szczyt Beskidu Niskiego. Z racji swojej wysokości (997 m n.p.m.) bywa nazywana „szczytem policyjnym”:) Nie imponuje wysokością ani widokami, ale w jakiś tajemniczy sposób chwyta za serce. I nie szczędzi wrażeń! Od podejścia najstromiej nachylonym szlakiem w polskich Beskidach po wędrówkę przez nieistniejącą już łemkowską wieś Bieliczna z pięknie zachowaną cerkwią św. Michała Archanioła.
Piękna, niezbyt długa, urozmaicona wycieczka.

Continue reading

Łysica szlakiem ze Świętej Katarzyny

 

Łysica – najniższa z najwyższych

Łysica (612 m n.p.m.) – najwyższy szczyt Gór Świętokrzyskich – to jednocześnie najniższy szczyt Korony Gór Polski. Od niej 11 lat temu zaczęliśmy przygodę z KGP, na nią kolejny raz wracamy – z kolejnymi dziećmi. Za każdym razem wrażenia z wycieczki są wspaniałe. Łysica to żelazny punkt podczas pobytu w Górach Świętokrzyskich. W partiach szczytowych doskonale widać charakterystyczne dla tego pasma gołoborza. Szlak wiedzie przez piękne drzewostany bukowe i jodłowo-bukowe, szczególnie malownicze jesienią i wczesną wiosną. Mimo niepozornego przewyższenia zdecydowanie wskazane obuwie turystyczne, dla dzieci najlepiej za kostkę, bo znaczna cześć trasy jest kamienista. Szlak niedostępny dla wózków, nawet terenowych. Dla sprawnych piechurów to pewnie około półtorej godziny w obie strony. Z kilkulatkami spacer trochę się przeciąga, ale w wiosennym słońcu i w otoczeniu zieleniących się buków wycieczka się nie dłuży. Trasa jest nietrudna (choć w kamienistych partiach szczytowych trzeba bacznie patrzeć pod nogi)i niedługa – idealnie nadaje się na rozpoczęcie rodzinnej przygody z Koroną Gór Polski.

Continue reading

Czupel

Czupel – najwyższy szczyt Beskidu Małego

Beskid Mały pokryty jest stosunkowo gęstą siecią szlaków. Na Czupel można dostać się z kilku kierunków. My wybieramy chyba najkrótsze wejście z Przełęczy Przegibek.

Nazwa pasma wiąże się z jego niewielką powierzchnią. Tymczasem Beskid Mały był dla nas jak dotąd przede wszystkim mało… znany! Do tej pory byliśmy tylko niespełna 10 lat temu na górze Żar, ale… kolejką. Chętnie zapoznaliśmy się dzisiaj z grupą Magurki Wilkowickiej – zachodnią częścią Beskidu Małego. Continue reading

Zimowy wypad w Bieszczady

Choroba bieszczadzka – co robić, gdy dopadnie nas zimą?

Choroba bieszczadzka. Może dopaść każdego i o każdej porze roku, szczególnie groźna dla zapalonych włóczykijów i górołazów. Im dłuższa terapia, tym skuteczniejsza, choć nie zapobiega, niestety, nawrotom choroby. Tym razem testujemy czterodniową zimową terapię. Połonina Wetlińska, Tarnica-Halicz-Rozsypaniec, Tworylne, Krywe i źródła Sanu  – czujecie tęsknotę w sercu? To znak, że niechybnie zaraza Was nie ominęła. Podobnie jak nas. Zapraszamy w zimowe Bieszczady!

Dzień 1. Połonina Wetlińska zimą

Dzień 2. Hulskie, Krywe i Tworylne – spacer do serca zapomnianych Bieszczadów

Dzień 3. Tarnica – Halicz – Rozsypaniec

Dzień 4. Doliną Górnego Sanu do grobu Hrabiny, Bukowiec – Sianki

Ślęża szlakiem z Sobótki

Na Ślężę z Przełęczy pod Wieżycą

Ślęża – najwyższy szczyt Przedgórza Sudeckiego − to góra pełna tajemnic. Od czasów starożytnych była ważnym ośrodkiem kultu pogańskiego – prawdopodobnie czczono tu boga słońca i inne bóstwa przyrody. Pamiątką po dawnych czasach są niesamowite kamienne rzeźby kultowe, oznaczone charakterystycznym krzyżem. Ślęża jest też bardzo ciekawa geologicznie i przyrodniczo – jej obszar jest chroniony ochroną rezerwatową. Mimo skromnej wysokości (717 m n.p.m.) dumnie góruje nad okolicą – ma dużą wybitność (ponad 500 m), więc wejście na szczyt na pewno poczujemy w nogach. Prowadzące na nią  szlaki nie są jednak trudne i przy odpowiedniej pogodzie nadają się dla każdego – no, może poza maluszkami w wózkach – dla nich lepiej będzie zabrać nosidło.

Zazdrościmy wrocławianom, że mają w zasięgu półgodzinnego dojazdu taki piękny kawałek gór. Możliwość poczucia prawdziwie górskiego szlaku pod nogami, spędzenia kilku godzin na świeżym powietrzu w pięknym lesie – bezcenne! W piękną listopadową niedzielę przeszliśmy jedną z popularniejszych tras – na Ślężę z Przełęczy pod Wieżycą. Wejście żółtym szlakiem z Sobótki jest dłuższe niż z Tąpadła, ale pozwala odwiedzić wieżę widokową na Wieżycy i zobaczyć trzy pogańskie rzeźby kultowe.

5 listopada 2017, niedziela

Przepiękny jesienny dzień, słoneczko, lekki wiatr na szczycie, do 13 st.

Pięć lat temu wiosną weszliśmy na Ślężę z Przełęczy Tąpadła. To był piękny spacer w wiosennej scenerii (relacja tutaj). Tym razem odwiedzamy Ślężę późną jesienią, przy okazji powrotu z weekendowego wypadu w Masyw Śnieżnika ze starszymi chłopcami.

Rano sprawnie zwijamy się z naszej mety w Siennej. O 8:45 jesteśmy po śniadaniu i kompletnie spakowani ruszamy w drogę. Dojazd do Sobótki zajmuje nam godzinę i 45 minut. Podjeżdżamy na parking w pobliżu Przełęczy pod Wieżycą, przy ul. Armii Krajowej. Poza weekendem można podjechać aż pod punkt wyjścia szlaków przy schronisku. Dzisiaj jest niedziela, więc musimy zostawić samochód na parkingu kilkaset metrów dalej.

Ślęża przed nami! Autostrada do nieba:)

Szlak na Ślężę wychodzi tuż przy Domu Turysty PTTK „Pod Wieżycą”. Pozytywnie zaskakują nas zmiany, jakie zaszły w tym miejscu. Byliśmy tutaj 5 lat temu na obiedzie, jadąc na majówkę w Góry Kamienne. Widzimy, że sam budynek został wyremontowany, zadbano również o uatrakcyjnienie  jego otoczenia. Jest estetycznie, obok ogromny plac zabaw – mini park linowy dla dzieci. Poza tym „dorosły” park linowy i park tyrolkowy.

Dom Turysty PTTK „Pod Wieżycą”

Ruszamy w górę żółtym szlakiem. Ścieżka wiedzie przez piękny las. Jeszcze nie wszystkie liście opadły i pięknie złocą się w jesiennym słońcu. Pod nogami dywan bukowych liści. Podejście na Wieżycę „urozmaicają” nam dziś liczne leżące w poprzek szlaku drzewa, które przewrócił zeszłotygodniowy huraganowy wiatr o wdzięcznym imieniu – nomen omen –  Grzegorz 😉. Niektóre przeskakujemy, pod innymi przechodzimy, a jeszcze inne trzeba obchodzić dookoła.

Ruszamy żółtym szlakiem w kierunku Wieżycy i Ślęży.

Wichura sprzed kilku dni ustawiła nam niezły tor przeszkód.

Raz górą, raz dołem – niezła gimnastyka!

Wejście na szczyt Wieżycy prowadzi całkiem stromymi kamiennymi schodami.

Szlak jest poprowadzony dość stromo, ale dzięki temu szybko zdobywamy wysokość – pół godziny i stawiamy się na szczycie. Wieżyca to niewysoki (415 m n.p.m.) szczyt w północnym ramieniu Ślęży. Atrakcyjności dodaje mu kamienna wieża widokowa. Wysoka na 15 m budowla została zbudowana w 1907 r. Z zainteresowaniem czytamy, że w czasach niemieckich na szczycie zapalano znicz, w którym płonął ogień w noc świętojańską –  na pamiątkę dawnych wierzeń. Wstęp jest płatny (5 zł dorosły, 4 zł dziecko), ale warto, bo z zalesionego wierzchołka niewiele widać, a z wieży otwiera się szeroki widok na Przedgórze Sudeckie i Sudety. Poza sezonem wieża jest otwarta w weekendy, w zimie najczęściej bywa zamknięta. Kto nie chce pokonywać dodatkowego przewyższenia podczas wejścia na Ślężę, może ominąć szczyt Wieżycy, wędrując spod schroniska najpierw czarnym, a potem czerwonym szlakiem

110-letnia wieża widokowa na szczycie Wieżycy (415 m n.p.m.)

Widok z wieży wart jest swojej ceny.

Przez bezpłatną (!) lunetę można np. spojrzeć na szczyt Ślęży.

Jeszcze kawałek drogi przed nami…

Na Wieżycy jemy drugie śniadanie i … rozbieramy się. Wczoraj na Śnieżniku była istna zima, dziś inna pora roku. Kurtki zimowe i czapki to była gruba przesada😊

Przed nami druga część podejścia na Ślężę. Droga cały czas prowadzi bukowym lasem, „ozdobionym” dywanem granitowych głazów. Po drodze koniecznie trzeba zwrócić uwagę na dwie pogańskie rzeźby kultoweniedźwiedzia (podobnego do tego ze szczytu Ślęży) i tzw. Pannę z Rybą. Na niedźwiedziu dobrze widać znak ukośnego krzyża – symbolu solarnego. Kultowa rola Ślęży sięga czasów starożytnych. To wyjątkowe miejsce w polskich górach.

Szlak z Wieżycy sprowadza kilkadziesiąt metrów w dół, potem znów zaczyna się podejście.

Idziemy po dywanie z bukowych liści.

Zbocza Ślęży są usiane granitowymi głazami.

Znakom szlaków na Ślężę towarzyszy charakterystyczna sylwetka niedźwiedzia.

Pogańskie rzeźby kultowe – panna z rybą i niedźwiedź.

Trudno uwierzyć, że rzeźby mają grubo ponad tysiąc lat!

Pięknie zachowany znak solarny na grzbiecie niedźwiedzia.

Rzeźby kultowe są zabezpieczone daszkiem i siatką.

Szlak jest prawdziwie górski.

A aura przypomina wiosnę.

Chłoniemy promienie jesiennego słońca.

Na szczycie stawiamy się po ponad dwóch godzinach od ruszenia z parkingu. To wbrew pozorom całkiem wymagające podejście – na odcinku ok. 5 km pokonujemy ponad 500 m różnicy wysokości. Zmęczeni? I dobrze, tak ma być! Szczyt Ślęży jest arcyciekawy, jednak zanim obejrzymy go dokładniej, zatrzymujemy się na chwilę oddechu w Domu Turysty PTTK na Ślęży. Obecny budynek został zbudowany ponad 100 lat temu i jest dość estetyczny. Malowidła na ścianach nawiązują do symboliki dawnych kultów, na drewnianych ławach widać charakterystyczną sylwetę kamiennego niedźwiedzia. Na dobry obiad nie ma się tu jednak co nastawiać. Można zjeść potrawy z grilla przed schroniskiem, w środku dostaniemy zupę i filet z indyka z chlebem, szarlotkę, ciepłe i zimne napoje. Wszystko podawane w plastiku. Toalety – hmmm – o tym lepiej nie pisać. Te niewygody wynikają – jak nam się wydaje – z braku dostępu do bieżącej wody na szczycie Ślęży. W ciepłej porze roku najprzyjemniej usiąść gdzieś na zewnątrz. Kopuła szczytowa jest rozległa i porośnięta trawą. Turyści dysponują wiatami i miejscami ogniskowymi.

Ślęża – po raz kolejny z chłopcami. Hurra!

Za nami Dom Turysty PTTK,,Na Ślęży”

Zasłużona przerwa obiadowa:)

Będąc na Ślęży, trzeba koniecznie zajrzeć do kamiennego kościółka Nawiedzenia NMP. Świątynia pochodzi z końca XVII w., w poł. XIX w została odbudowana po pożarze. Od końca 2014 r. znowu odprawiane są tu msze (dziś o 14.00).

Ponad 300-letni kościółek Nawiedzenia NMP został niedawno odrestaurowany.

Budynek Domu Turysty PTTK z wieży kościółka prezentuje się najokazalej.

Ostatnie spojrzenie na ślężański kościółek.

Warto wejść na wieżę kościółka (wstęp 5 zł, dzieci za darmo), żeby spojrzeć z lotu ptaka na kopułę szczytową Ślęży. Jeszcze rozleglejsze widoki można podziwiać z wieży widokowej, usytuowanej przy niebieskim szlaku ok. 100 m od kościoła (schody typu drabinowego, realnie dla dzieci od min. ok. 5-6 lat).

Wieża widokowa na Ślęży

Wejście jest dość strome, ale już sześciolatki powinny sobie poradzić.

Wejść warto, zdecydowanie warto!

Widoki ze szczytu wieży są naprawdę rozległe.

Niestety, przejrzystość powietrza nie jest najlepsza.

Często można stąd dostrzec sudeckie pasma i szczyty.

Opuszczamy wieżę, idziemy przywitać się z niedźwiedziem.

Obiektem, który jednak najsilniej kojarzy nam się ze Ślężą, jest niedźwiedź – starożytna pogańska rzeźba kultowa. Nie mogliśmy dzisiaj zrozumieć, dlaczego składuje się tuż przy nim stertę opału na ognisko – ślężański niedźwiedź powinien być przecież pięknie wyeksponowany.

Ślężański niedźwiedź – starożytna rzeźba kultowa – dzisiaj prawie zasypana drewnem na ognisko:/

To jeden z najbardziej znanych symboli Ślęży

Na szczycie Ślęży spędziliśmy prawie dwie godziny – krócej naprawdę się nie dało. To niesamowicie atrakcyjny turystycznie wierzchołek. Zaczynamy schodzić na dół tuż przed 15.00.

Droga powrotna mija nam oczywiście dużo sprawniej i szybciej niż podejście. Przez większość czasu idziemy w towarzystwie innych turystów – piękna pogoda zrobiła swoje😊 Tym razem omijamy Wieżycę – odbijamy z żółtego szlaku na czerwony, a potem na czarny. Jest dużo szybciej. I mniej ludzi. Zejście ze Ślęży zajmuje nam nieco ponad godzinę.

Schodzimy tą samą drogą.

…tylko omijamy czerwonym i czarnym szlakiem szczyt Wieżycy.

Na zakończenie wycieczki wstępujemy jeszcze do Domu Turysty PTTK „Pod Wieżycą”. Jej, tu to dopiero mają jedzenie… – szkoda, że obiad już zjedzony. Pijemy szybką kawę i wskakujemy do samochodu – przed nami dziś jeszcze droga powrotna do Warszawy. A jutro od rana praca i szkoła. Jak dobrze było przenieść się choć na chwilę do innego świata – znów będziemy tęsknić za tymi widokami. I za tym zmęczeniem w nogach😊

Śnieżnik, Kowadło i Ślęża z dziećmi w listopadzie

 

Trzy listopadowe dni, trzy szczyty Korony Gór Polski – Kowadło w Górach Złotych, Śnieżnik i Ślęża. Jak dobrze móc pokazać dzieciom szlaki, po których dotąd chodziliśmy tylko we dwoje! Mimo kapryśnej pogody było pięknie – zapraszamy do obejrzenia fotorelacji z poszczególnych wycieczek.

Dzień 1. Jaskinia Niedźwiedzia – jedna z najpiękniejszych jaskiń w Polsce

Dzień 1. Kowadło – najwyższy szczyt Gór Złotych

Dzień 2. Rodzinna wycieczka na Śnieżnik

Dzień 3. Ślęża szlakiem z Sobótki

Tradycyjnie próbujemy osłodzić sobie najgorszy miesiąc w roku późnojesiennym wypadem w góry. To wspaniale oswaja pogodę i działa jak najlepszy lek przeciwdepresyjny. Zazwyczaj jeździliśmy we dwoje, od zeszłego roku przyczepiły się do nas dwa (czasem trzy😊) rzepy. Tym razem najmłodszy rzepik zostaje z Babcią (dziękujemy!), a z nami jadą dwa starsze. Wypad z nimi to jednak prawdziwa przyjemność. Opłacało się ciągać towarzystwo w góry od małego bajtla. Teraz mamy całkiem dzielnych kompanów, którym niestraszna ani pogoda, ani całodzienna włóczęga po górskich szlakach. Chłopcy spisali się na medal!

Zatrzymujemy się w Siennej – małej wiosce u stóp Czarnej Góry w masywie Śnieżnika. Siedem lat temu spędziliśmy tu dwa tygodnie ferii zimowych (relacja tutaj). Wyjazd bogaty we wrażenia i turystyczne (o atrakcyjności Kotliny Kłodzkiej nikogo oczywiście przekonywać nie trzeba), i narciarskie – Czarna Góra to świetne miejsce na rodzinny narciarski wyjazd – wręcz wymarzone do nauki jazdy na nartach. Chętnie wracamy w miejsce, z którym wiąże się tak wiele miłych wspomnień. Podobnie jak wtedy, teraz też zatrzymujemy się w przemiłej Wojciecówce (https://sienna.spanie.pl/ ) – klimat starego sudeckiego domu, sympatyczni gospodarze, pyszne jedzenie. Weekend przedłużamy tylko o jeden dzień, a przenosimy się w inny świat. Wyjeżdżamy w czwartek po pracy ok. godziny 16.00 Jedzie się dość sprawnie, dwa postoje po drodze, przed 22.00 jesteśmy na miejscu. Nie możemy uwierzyć, że czekają nas dwa dni na szlaku – a właściwie nawet trzy – w drodze powrotnej w niedzielę planujemy wejść jeszcze na Ślężę! Cudownie jest móc się tak oderwać.

Rodzinna wycieczka na Śnieżnik

Pętla z Kletna przez Śnieżnik do Siennej (lub odwrotnie) to kilkunastokilometrowa trasa ukazująca piękno Masywu Śnieżnika. Dzięki zapleczu w postaci Schroniska PTTK „Na Śnieżniku”, gdzie można się ogrzać i zjeść ciepły posiłek, wycieczkę można zrealizować w każdej porze roku. Wjazd wyciągiem na Czarną Górę ograniczyłby do minimum zdobywanie wysokości (przy odwrotnym kierunku marszu), niestety, dzisiaj wyciąg był nieczynny. Może to i dobrze, bo w tym kierunku szlak przeszliśmy niespełna 7 lat temu, chętnie poznamy inną drogę.

4 listopada 2017, sobota

Przebłyski słońca, pułap chmur powyżej 1200 m n.p.m., w partiach szczytowych silny wiatr, ok. 7 st.

Kletno – Śnieżnik – Sienna

Na dzisiaj prognozy pogody są łaskawe, więc decyzja zapadła już wczoraj – atakujemy Śnieżnik! Podjeżdżamy z Siennej 4 kilometry na poznany wczoraj parking na obrzeżach Kletna i ruszamy żółtym szlakiem na Śnieżnik. Pierwsze półtora kilometra trasy prowadzi asfaltową drogą, doprowadzającą pod Jaskinię Niedźwiedzią (zdecydowanie warta odwiedzenia! – zobaczcie sami, relacja tutaj) Dzisiaj wychodzimy kilka minut przed 9:00, więc kręcą się tutaj dopiero pojedynczy turyści.

Dalej szlak prowadzi szutrową, a potem gruntową drogą. Nie wiemy, czy to chłopcy są dzisiaj tacy dzielni, czy to szlak jest tak wygodnie nachylony. Niezależnie od przyczyny, idzie się nam wyjątkowo dobrze i nadzwyczaj łatwo zdobywamy ponad 500 m przewyższenia, dochodząc do Schroniska PTTK „Na Śnieżniku”. Po drodze robimy krótki postój na wygodnej ławie w połowie drogi. Wyrównanie poziomu cukru i cieplutka herbatka działa cuda. W schronisku meldujemy się przed 11:00.

Szczyt na Śnieżnik rozpoczyna się przy Jaskini Niedźwiedziej.

Szlak wiedzie zwężającą się doliną Kleśnicy, tzw. Gęsią Gardzielą.

Przekraczanie strumyczków to świetna przygoda na szlaku!

Wyżej wędrujemy przez jesienny las mieszany.

Za Przełęczą Śnieżnicką szlak wypłaszcza się.

Docieramy na Halę pod Śnieżnikiem.

Schronisko PTTK „Na Śnieżniku” im Zbigniewa Fastnachta

To jedno z najstarszych schronisk w Polsce. Główną jego część stanowi tzw. szwajcarka, czyli typowe sudeckie schronisko ufundowane przez Mariannę Orańską w 1871 r. Obecny swój kształt zawdzięcza remontom przeprowadzanym od lat osiemdziesiątych przez obecnego patrona, wieloletniego gospodarza, Zbigniewa Fastnachta. W ostatnich latach schronisko nadal pięknieje, od naszej ostatniej wizyty pojawił się bardziej stylowy dach i drewniane okna – z przyjemnością porównujemy zdjęcia dzisiejsze i te sprzed 7 lat (relacja z naszego poprzedniego wejścia na Śnieżnik tutaj).

Schronisko PTTK „Na Śnieżniku” to jedno z najstarszych polskich schronisk.

Schronisko zostało ufundowane w 1871 r. przez królewnę Mariannę Orańską.

Jeszcze kilkanaście lat temu w budynku nie było elektryczności.

Chwila rozgrzania przed wejściem na Śnieżnik.

Zaskakuje nas duża ilość ludzi zarówno w samym schronisku, jak i na okolicznych szlakach. To chyba zasługa weekendu oraz odbywającego się dzisiaj jakiegoś biegu górskiego, którego uczestnicy licznie przewijają się wśród turystów pieszych. Sprawnie pałaszujemy gulasz i ruszamy na szczyt.

Śnieżnik – wypad na kopułę szczytową

Na całym podejściu towarzyszy nam mgła (idziemy w chmurach) i bardzo silny wiatr. Chłopcy są arcydzielni i sprawnie wchodzą na szczyt, pomimo naprawdę silnych podmuchów. Obowiązkowe zdjęcia jako dokumentacja wejścia na kolejny szczyt Korony Gór Polski, chwila poplątania się wokół ruin wieży widokowej i wracamy.

Śnieżnik zasługuje na dokładniejsze „oględziny”. Uwagę każdego zwracają ruiny wieży widokowej. Zbudowana pod koniec XIX w. w stylu niemieckiego romantycznego historyzmu, miała charakter okrągłej baszty z niewielkim budynkiem schroniska. Po wojnie polskie władze nie były zainteresowane jej konserwacją. Nie po drodze było im zwłaszcza z patronem wieży, cesarzem Wilhelmem I, uznawanym za wroga Polaków. Wieża niszczała, aż w 1973 r. podjęto decyzję o jej wysadzeniu, jakoby ze względu na zagrożenie, jakie powodowała dla turystów. Runęła jednak dopiero po zastosowaniu podwójnych ładunków wybuchowych…

Poza wieżą w kopule szczytowej można odnaleźć źródła Morawy, jednej z większych czeskich rzek, oraz pobliskie pozostałości po schronisku księcia Liechtensteina. Nieopodal ruin schroniska stoi też kamienna rzeźba słonia. To wszystko jeszcze musimy dokładnie obejrzeć przy następnej wizycie, bo dzisiaj mgła i silny wiatr uniemożliwiły nam dłuższe przebywanie na wierzchołku.

Szlak na Śnieżnik wchodzi w obszar rezerwatu ścisłego.

Las, chmury i szlak przed nami. Bajka.

Las zapewnia chwilową ochronę przed silnymi podmuchami wiatru.

Ostatni odcinek szlaku wiedzie wzdłuż granicy z Czechami.

Jeszcze dwa kroki i będziemy na szczycie. Widoczność zerowa.

Śnieżnik (1425 m n.p.m.)

Dobrze widać pozostałości wysadzonej w 1973 r. wieży widokowej.

Śnieżnik. Wycieczka w komplecie.

Resztki wieży zapewniają nam osłonę przed wiatrem.

Pozostałości wieży to najwyższy punkt na kopule szczytowej Śnieżnika.

Charakterystyczną cechą Masywu Śnieżnika są silnie wypłaszczone wierzchołki.

Wierzchołek Śnieżnika jest bardzo rozległy – we mgle wygląda trochę jak preria.

Śnieżnik leży na dziale wodnym zlewisk Morza Czarnego i Bałtyckiego.

Na szczycie wiatr nie pozwala na dłuższy odpoczynek.

Warunki, w jakich wchodziliśmy na Śnieżnik nie nie były oczywiście wymarzone, wiatr omal głów nam nie pourywał, ale satysfakcja ze wspólnego wejścia – bezcenna: )

Cała „wyprawa szczytowa” zajęła nam nieco ponad godzinę. Po powrocie do schroniska w jadalniach zastajemy jeszcze więcej osób. Po chwili na szczęście zwalniają się miejsca w drugiej sali i możemy po odstaniu w kolejce delektować się pysznym obiadem. Szczególnie polecamy zestawy z gulaszem i szarlotkę z dodatkiem jagód (jest naprawdę przepyszna)!

Ze schroniska do Siennej

Najedzeni i wypoczęci, postanawiamy nieco wydłużyć drogę powrotną. Pamiętając z zimowego wejścia przyjemny szlak prowadzący grzbietem łączącym Przełęcz Śnieżnicką i Czarną Górę, decydujemy się na trasę w kierunku Siennej. Na Przełęczy Śnieżnickiej nie skręcamy w prawo za żółtymi znakami do Kletna, tylko za czerwonymi w lewo w stronę Czarnej Góry.

Szlak jest przyjemnie odludny, co jest miłą odmianą po nieźle zatłoczonej trasie na Śnieżnik. Początkowo wprowadza na rozległy szczyt Żmijowca (1153 m n.p.m.), pozwalając po drodze spojrzeć z widokowej wychodni skalnej na otoczenie doliny Kleśnicy. Dalej sprowadza łagodnie na Przełęcz Żmijowa Polana. Tutaj zatrzymujemy się na zasłużony odpoczynek. Minęło już półtorej godziny od wyjścia ze schroniska, przeszliśmy w tym czasie prawie 6 kilometrów. Chłopcy idą dzisiaj praktycznie w naszym tempie – wspaniali kompani nam wyrośli!

Schodzimy w kierunku Przełęczy Śnieżnickiej.

Za drzewami majaczy Czarna Góra.

Przyszliśmy z prawej strony, z Kletna, teraz skręcimy w lewo, na Sienną.

Wychodnie skalne na spłaszczeniu szczytowym Żmijowca.

Pięknie stąd widać otoczenie Doliny Kleśnicy.

W oddali majaczy Stronie Śląskie.

Idziemy w kierunku Żmijowca.

Rzut oka za siebie. Król Śnieżnik schował się w chmurach.

Lasy zniszczone przez zanieczyszczenia związkami siarki . Obecnie robi się nowe nasadzenia.

Czarna Góra w pełnej krasie. W zimie to świetny ośrodek narciarski.

Zniszczone monokultury świerkowe zastępuje się bukami, modrzewiami i jaworami.

Przełęcz Żmijowa Polana (1049 m n.p.m.)

W całkiem zacisznej wiacie (doceniamy to zwłaszcza przy dzisiejszym wietrze) zjadamy kanapki i popijamy herbatą i kawą. Jest wspaniale, ale pora ruszać do domu, bo za chwilę zrobi się ciemno.

Rezygnujemy z podejścia kolejne 150 m w górę na szczyt Czarnej Góry z wieżą widokową (byliśmy na niej w zimie, widok rzeczywiście jest wspaniały, warto, relacja tutaj). To już byłoby za dużo. Ruszamy w dół wprost do trasy narciarskiej (A). Nie jest to może najwygodniejsze zejście ze względu na spore nachylenie, ale za to dość szybko tracimy wysokość.

Ostatnie kilkaset metrów idziemy letnim torem dla rowerów, a potem mijamy „armię” armatek śnieżnych, które w gotowości czekają na nadchodzący sezon zimowy. Trasy po modernizacji ośrodka wyglądają zachęcająco. Planujemy wrócić tutaj zimą za parę lat, kiedy Grześ będzie zdobywał swoje pierwsze szlify na dwóch deskach.

Skręcamy teraz w kierunku Siennej, wkraczając na tereny narciarskie.

Zimą Czarna Góra zamienia się w raj dla narciarzy.

Wszystko czeka w pełnym pogotowiu.

W Siennej M. z chłopcami schodzi prosto do naszej Wojciecówki. R skręca w prawo na drogę do Kletna, po naszą brykę, która została na tamtejszym parkingu.

Późnobarokowy kościółek św. Michała Archanioła w Siennej.

Nasz czas: 7,5 godziny (z postojami); łącznie 16 km i 800 m przewyższenia.

Nasza dzisiejsza trasa – na czerwono.

Jeszcze raz wielka pochwała dla Tymka i Sebka za dzisiejszą wycieczkę. Dla obu Śnieżnik jest najwyższym szczytem, jaki zdobyli bez podjeżdżania kolejką/wyciągiem. Dla Sebusia dodatkowo był to najdłuższy dystans i przewyższenie, jakie pokonał jednego dnia na własnych nogach. Brawo, chłopaki!