Słowenia – aklimatyzacja i pierwsza ferrata

12 sierpnia 2012, piątek

Ładnie, do 25 stopni, wieczorem przelotny deszcz

Sebuś od wczoraj wieczorem na działce z Dziadkami. Dziś odwozimy Tymusia do drugich Dziadków i dalej w drogę!

Warszawa-Kraczkowa (6:20-12:10, w tym 5 godz. jazdy)

Droga do Rzeszowa mija nam w miłej atmosferze nowej płyty Zakopowera (wyjątkowo podoba się naszym chłopcom). Zatrzymujemy się tylko raz na drugie śniadanie pod znakiem literki M w Ostrowcu Świetokrzyskim (tym razem zaskakuje nas interaktywny pokój zabaw w środku – i dziwić się, że dzieci lubią tu przyjeżdżać…).

Tymo zostaje u Dziadków bez problemu, szykuje się na atrakcje kolejnej części wakacji,
a my po wspólnym obiedzie ruszany dalej – już tylko we dwoje:)

Kraczkowa-Bardiów (14:45-17:45)

Ach, te polskie drogi. Wąsko, kręto, remonty. Miło nam się jedzie głownie przez okolice Magurskiego PN – na pewno tu jeszcze kiedyś przyjedziemy. Z chęcią wysiadamy na turystyczną przerwę.

Bardiów

Słowacki Bardiów z pewnością wart jest co najmniej kilkugodzinnego spaceru. Ma miłą, kameralną atmosferę i zabytki światowej klasy.

Spoglądając na coraz ciemniejsze chmury na horyzoncie, urządzamy sobie miłą przechadzkę po bardiowskim rynku i jego okolicach. Kościół św. Idziego (XIV-XVI) z hurdycją na wieży, gotycko-renesansowy (pocz. XVI) ratusz, gotycko-renesansowe domy mieszczańskie otaczające rynek (niektóre z malowidłami) sprawiają, że czujemy się zupełnie ukontentowani. Dodatkowo obchodzimy sobie dawne mury obronne z basztami i barbakanem. Wspaniałe jest to, że nie musimy się nareszcie nigdzie spieszyć i możemy oglądać wszystko w swoim tempie – jak dobrze od czasu do czasu wyrwać się gdzieś tylko we dwoje! Staramy się zapomnieć, że oboje jesteśmy od czwartku na antybiotyku (R. zapalenie płuc…, M. – zatok; hmm, tak działają stresy) i cieszyć się chwilą.

Bardiów-Koszyce (19:00-20:30)

Tu już na szczęście lepsza droga, na koniec jeszcze tylko małe problemy ze znalezieniem naszego noclegu (remont ulicy…) i już rozgoszczamy się w przestronnym apartamencie  „hotelu” Ives (Šturowa 12). Jak dobrze, że rano czeka na nas śniadanie!

Kościół Św. Idziego, XIV-XVI w,  Bardiów.

Kościół Św. Idziego, XIV-XVI w, Bardiów.

Renesansowo-gotycki ratusz (XVI) w Bardiowie.

Renesansowo-gotycki ratusz (XVI) w Bardiowie.

Rynek w Bardiowie.

Rynek w Bardiowie.

Malowana kamienica w Bardiowie.

Malowana kamienica w Bardiowie.

Górna Brama z barbakanem.

Górna Brama z barbakanem.

13 sierpnia 2011, sobota

Pięknie, do 29 stopni, tylko w okolicach Balatonu przelotny deszcz

Całość trasy: 8:20-20:45, w tym ok. 8,5 godz. jazdy

Koszyce-Budapeszt

Na drogach spory ruch, jedziemy w sznureczku Polaków i Słowaków udających się na wakacje. Na szczęście po ok. godzinie zaczynają się autostrady, które z niewielkimi przerwami towarzyszą nam dziś do końca dnia. Zupełnie inny komfort jazdy.

Budapeszt (ok. 11:50-14:00)

Doprawdy, byłoby grzechem przejeżdżać tuż obok Budapesztu i nie zatrzymać się tu na choćby krótki postój… Nie chcemy grzeszyć, więc zbaczamy z autostrady i urządzamy sobie dwugodzinny spacer po najważniejszych zabytkach Pesztu. To chyba najładniejsze miasto, jakie oglądaliśmy! (no, może poza Rzymem)

Znajdujemy z trudem miejsce na niezwykle zatłoczonym parkingu przy Parku Miejskim i po przejściu przez przestronny Plac Bohaterów z Pomnikiem Millenium, kierujemy się w stronę zamku Vajdahunyad. Ten wielostylowy żart z początku XX wieku stał się prawdziwą atrakcją turystyczną. Musimy przyznać, że cieszy oczy. M., kończąca w bólach swój doktorat, dotyka z nadzieją pióra Anonimusa. Natchnienie ma przyjść samo.

Na drugą część spaceru przenosimy się w okolice Bazyliki św. Stefana. Po przejechaniu reprezentacyjnej Alei Andrássyego (na liście UNESCO; piękne secesyjne budynki, w tym gmach Opery), kierujemy się za znakami na parking podziemny Garaż Bazylika. Garaż okazał się atrakcją nie większą niż zabytkowa zabudowa (oj, spodobałby się chłopcom!). Wjechaliśmy do boksu, a tu okazało się, że nasz samochód został przetransportowany za tajemne drzwi i zniknął, dosłownie zapadł się pod ziemię. Na szczęście dzięki żetonowi po zwiedzaniu udało się go odzyskać (w automacie wyświetla się odpowiedni numer bramki, w której po chwili pojawia się auto). Z tych wszystkich wrażeń na spacer zapomnieliśmy – bagatela – przewodnika z mapą. Na szczęście poczytaliśmy sporo wcześniej, a nos geografa R. okazał się, jak zwykle, niezawodny. Udało nam się dotrzeć i do monumentalnej, pachnącej Watykanem Bazyliki Św. Stefana na Placu Wolności (pod którym spał nasz Peugeot), na naddunajskie korso z przystanią, na Plac Vörösmartyego, na Váci utca – najbardziej znany deptak Budapesztu… Wrażeń było w bród, a tu w drodze powrotnej jeszcze jedno (no, może o nieco innym charakterze): okolice Váci utca, turystów multum, a tu na środku dziewczyna, nagusieńka jak ją Pan Bóg stworzył, zaczyna się kąpać w fontannie i tańczyć przed próbującymi jej przemówić do rozsądku policjantami. Bezcenne!

Na pożegnanie Budapesztu przejeżdżamy sobie przez Most Łańcuchowy i podziwiamy budańskie wzgórza. Bardzo miła przerwa w podróży.

Plac Bohaterów z Pomnikiem Milenium, Budapeszt.

Plac Bohaterów z Pomnikiem Milenium, Budapeszt.

Zamek Vajdahunyad - wielostylowy.

Zamek Vajdahunyad – wielostylowy.

Zamek Vajdahunyad.

Zamek Vajdahunyad.

Opera w Budapeszcie.

Opera w Budapeszcie.

Katedra Św. Stefana ,,jak w Rzymie''.

Katedra Św. Stefana ,,jak w Rzymie”.

Budapeszt-Maribor

Kolejna porcja jazdy mija gładko: cały czas mamy autostradę, więc tak bardzo nie przeszkadza nasilony (szcz. w okolicach Balatonu) ruch. W środku trasy zmiana kierowcy i mała przerwa na tankowanie i kawę.

Maribor (18:00-19:00)

To sympatyczne słoweńskie miasto (w 2012 ma być europejską stolicą kultury) wybieramy sobie na drugą przerwę w podróży. Spacer pozwala rozprostować nogi. Oglądamy zamek miejski (XV) na Trgu Svoboda, Grajski Trg z figurą św. Floriana (XVIII), katedrę („stolnicę”!) św. Jana Chrzciciela (XII, przeb.) ze stojącą tuż obok gotycką latarnią umarłych (XVI), Glavni Trg z ratuszem (XVI) i XVII-wiecznym słupem maryjnym, a na deser – najstarszą winorośl na świecie: ma 400 lat, a niepozornie rośnie sobie na ścianie kamienicy.

Zamek miejski, XV w, Maribor.

Zamek miejski, XV w, Maribor.

Ratusz, XVI w na Glavnim trgu, Maribor.

Ratusz, XVI w na Glavnim trgu, Maribor.

Najstarsza winorośl na świecie, Maribor.

Najstarsza winorośl na świecie, Maribor.

Maribor-Bled (19:00-20:45)

Zmęczenie wynagradzają nam piękne widoki kolejnych słoweńskich pasm górskich z promieniami zachodzącego słońca. Autostradę urozmaicają wielokrotne przejazdy tunelami (nawet z rozjazdami w środku – chłopaki by się cieszyli!)

Wreszcie docieramy do naszej mety: miłej kwatery ARH (Bodešce 1a). Mamy niewielki, ale czysty i sympatyczny pokój na poddaszu z aneksem kuchennym i balkonem. Czego chcieć więcej…

Powitanie Słoweńskich widoków.

Powitanie Słoweńskich widoków.

14 sierpnia 2011, niedziela

Słonecznie, 28 stopni

Rano śpimy do 8.00 i cały dzień nie musimy się spieszyć. Czy to bajka?

Z uwagi na nasze szwankujące zdrowie planujemy 1-2 dni aklimatyzacyjne, bo dalsze plany są już bardziej ambitne.

Wodospad Peričnik

To pierwszy punkt dzisiejszego programu, w sam raz dla turystów z zapaleniem płuc, można by powiedzieć:). 10-minutowy szlak podprowadza pod imponujący wodospad, spadający jednym strumieniem z wysokiego progu skalnego. Wokół mgła wody, tęczowe refleksy, bajka. Największych wrażeń dostarcza jednak wejście za strumień wody. Szkoda, że zdjęcia nie oddają tego wrażenia ogromu. Wracamy zmoczeni jak po ulewie.

Po zobaczeniu wodospadu podjeżdżamy pod schronisko Aljazev dom, położone pod północną ścianą Triglava. Podziwiamy najwyższe szczyty Julijek: Triglav i Škrlticę, uczestniczymy we mszy odprawianej w przyschroniskowej kapliczce. Na koniec leniwy obiad na schroniskowym tarasie. Wokół tłumy Słoweńców, ale też przedstawicieli innych nacji.
I nasze pierwsze pozytywne słoweńskie zaskoczenie: jeszcze nigdy nie wiedzieliśmy tylu ludzi na rowerach! Jeżdżą całymi rodzinami. To bardzo miły obrazek.

Wodospad Savica

Wczesnym popołudniem podjeżdżamy (bardzo wąskimi i krętymi drogami; w pewnym momencie bliskie spotkanie trzeciego stopnia ze stadem krów) pod ponoć najpiękniejszy słoweński wodospad – Savicę.

Dojście do wodospadu to 20-min spacer ścieżką po schodkach przez las. Wokół mnóstwo różnojęzycznych turystów.

Sam wodospad naprawdę piękny, wpada z hukiem do zielonej głębiny.

Bohnij

To trzeci punkt programu. Z wielkim trudem znajdujemy miejsce do parkowania w turystycznej wiosce Ribčev Laz. Uff, wreszcie się udało. Robimy sobie przemiły postój na ławeczce nad brzegiem jeziora. Jest bardzo malownicze, zielonkawa tafla wody otoczona górami. W planach jeszcze Radovljica, więc po chwili odpoczynku oglądamy jeszcze pomnik kozicy nad brzegiem jeziora i bardzo fotogeniczny kościół św. Jana Chrzciciela.

Radovljica

Zachwycający spacer po kameralnych uliczkach starego miasta z renesansowymi kamieniczkami (często pokrytymi freskami). Oglądamy też XVIII-wieczny zamek rodziny Thurn na rynku i gotycki kościół (XIII-romański, potem XV-gotycki).

Wieczorem doceniamy przyjemne turystyczne zmęczenie i SPOKÓJ, który dziś nam towarzyszył przez cały dzień.

Wodospad Pericnik, M. za słupem wody.

Wodospad Pericnik, M. za słupem wody.

Wodospad Pericnik, tęcza na pożegnanie.

Wodospad Pericnik, tęcza na pożegnanie.

Aljazev Dom i północna ściana Triglava.

Aljazev Dom i północna ściana Triglava.

Widok na Skrlaticę.

Widok na Skrlaticę.

Widoki z drogi.

Widoki z drogi.

Wodospad Savica.

Wodospad Savica.

Kościół nad jez. Bohinj, XVIII w.

Kościół nad jez. Bohinj, XVIII w.

Jezioro Bohinj.

Jezioro Bohinj.

Jezioro Bohinj.

Jezioro Bohinj.

Rynek w Radovljicy.

Rynek w Radovljicy.

Radovljica, plebania.

Radovljica, plebania.

15 sierpnia 2011, poniedziałek

Do 30 stopni w Ljublianie, w górach 26 stopni (17 po burzy)

Czujemy się trochę lepiej, więc czas na nieco dłuższy spacer aklimatyzacyjny. Wybór pada na…

Wodospady Martuliańskie (Martulijkov Slap) – Spodnij i Zgornij (8:00-14:00 całość)

Wychodzimy z miejscowości Gozd Martuljek i od razu kilka przygód. Najpierw okazuje się, że nie ma mostku, by przejść na drugą stronę potoku. Znajdujemy inne przejście, ale zaraz potem okazuje się, że brak kolejnego mostku, tuż przed wodospadem. Chcąc nie chcąc, musimy się cofać kawał drogi. Nadłożenie drogi ma jednak swoje plusy: mamy okazję podziwiania pięknego, dzikiego wąwozu.

Na właściwym szlaku spory ruch, spotykamy głównie pary w średnim i starszym wieku oraz rodziny z dziećmi. Trasa momentami mozolna, bo bez widoków. Przy okazji poznajemy specyfikę słoweńskiego znakowania szlaków: znaki szlaku (czerwone kółka lub kreski) są zostawiane skąpo i tylko tam, gdzie są widoczne wątpliwości co do dalszego przebiegu ścieżki. Naprawdę można docenić doskonałą robotę PTTK przy znakowaniu naszych szlaków.

Do „spodniego” wodospadu schodzimy kilka minut zakosami. Przez pierwsze krople deszczu oglądamy (niestety, z tego miejsca to dość daleko i z boku) dwie części wodospadu, prawie 100 m spadku. Ścieżka do górnego wodospadu jest w końcowym odcinku ubezpieczona. Można podejść tuż pod sam wodospad.

Schodząc, jemy gulasz i „kislo mleko” w bacówce Brunarica pri Ignotu. Podziwiamy urok alpejskiej polany. Na zejściu łapie nas burza z solidną ulewą.

Potok Martuljek.

Potok Martuljek.

Wąwóz Potoku Martuljek.

Wąwóz Potoku Martuljek.

Do górnego Martuljkov slap.

Do górnego Martuljkov slap.

Zgornji Martuljkov slap.

Zgornji Martuljkov slap.

Po południu, przeczekując opady, urządzamy sobie sjestę w pokoju z planowaniem zwiedzania Ljubliany.

16:30-20:30: wypad do Ljubliany

Mimo braku gps-a trafiamy idealnie – tak to jest, gdy prowadzi żona;-)

Ljubliana wita nas kameralną atmosferą, nie ma tu wielkomiejskiego hałasu, więc spacer po centrum jest bardzo przyjemny. Oglądamy m.in.

  • Okolice Prešernov Trgu (kościół franciszkanów z XVII w i pomnik Prešerena, Trojmostovie)
  • Kongresni Trg i okolice: barokowy (XVII) kościół Urszulanek, uniwersytet i filharmonię
  • Kriažnke – krzyżacki zespół klasztorny, przebudowany przez Plečnika
  • Szewski most i Stari Trg – wąską uliczkę ze stolikami na środku
  • Most Smoczy z symbolem miasta – smokiem
  • Katedrę Św. Mikołaja (XVIII)
  • Mestni trg z ratuszem (XV-XVIII) i Fontanną Trzech Rzek

Bardzo przyjemna jest też wyprawa na wieżę lubljańskiego zamku (mimo słonych cen wstępu, 5€). Zamek jest położony na wyraźnie górującym nad zamkiem wzgórzu, przez co z wieży roztacza się rozległy widok na miasto.

Spacerując po Ljublianie stwierdzamy, że rzeczywiście wszędzie widać rękę Plečnika. Zrobił naprawdę dużo dobrego dla miasta. Jedyne co można by mu zarzucić, to może zbyt nadmierna oszczędność w doborze surowców (dużo elementów z lastriku z białymi kamykami).

 

kościół Franciszkanów, XVII w, Lublana.

kościół Franciszkanów, XVII w, Lublana.

Trójmost, dzieło Plečnika.

Trójmost, dzieło Plečnika.

Biblioteka Narodowa i Uniwersytet, Ljubliana.

Biblioteka Narodowa i Uniwersytet, Ljubliana.

Kriżanke, siedziba Krzyżaków, przeb. przez Plecznika.

Kriżanke, siedziba Krzyżaków, przeb. przez Plečnika.

Ljubliański zamek, XVI w, przeb. 2009.

Ljubliański zamek, XVI w, przeb. 2009.

Widok na Ljublianę z zamkowej wieży.

Widok na Ljublianę z zamkowej wieży.

Ratusz (XVXVII w) i Fontanna Trzech Rzek, XVIII w.

Ratusz (XVXVII w) i Fontanna Trzech Rzek, XVIII w.

Most Smoczy (pocz. XX), Lublana.

Most Smoczy (pocz. XX), Lublana.

16 sierpnia 2011, wtorek

Góry: ok. 13 stopni; na dole 25 stopni

Trzeci dzień, plan górski czas zacząć.

Samochodem na Przełęcz Mangarcką trasą przez Włochy (niecałe 2 h)

Mamy frajdę, że przejeżdżamy samochodem przez kolejny kraj. Piękne widoki, nie możemy sobie odmówić zatrzymania się przy urokliwym włoskim Lago del Predil.

Słoweńska droga na Przełęcz Mangarcką to atrakcja sama w sobie: niezliczone zakręty, tunele, wąsko. Drogą przechadzają się kozy. Widoki kapitalne. Świetnie widać górujący nad okolicą Mangart.

Wejście na Mangart słoweńską via ferratą (2 h 40′)

Jesteśmy bardzo podekscytowani, bo to nasza pierwsza „żelazna perć”. Szlak jest dość eksponowany i poprowadzony śmiało w górę. W porównaniu ze znanymi nam tatrzańskimi ubezpieczeniami, podejście ferratą jest jedna nieporównanie bardziej komfortowe. Orla też powinna tak wyglądać…

Szczyt Mangartu wita nas spowity chmurami (schodząc i wchodząc mieliśmy jednak piękne widoki). Robimy sobie półgodzinny odpoczynek pod szczytowym krzyżem w towarzystwie żółtodziobej wieszczki.

Zejście włoskim szlakiem (1 h 40′)

To zdecydowanie łatwiejszy (na tym odcinku) wariant, możliwy do przejścia niemal z rękami w kieszeni. Uciążliwe są jedynie piargi i usypujące się spod stóp kamyczki.

Na zakończenie wycieczki jemy obiad (zupę kapuściano-grochowo-fasolową – lokalny specjał) w kameralnej koczy pod Przełęczą Mangarcką. Po schronisku krąży nawiedzony Włoch, zagadujący do każdego.

Powrót słoweńską drogą przez Przełęcz Vršč (ok. 2 h).

Zatrzymujamy się za Trentą i z wiszącego mostka robimy zdjęcie baniora na burzliwym potoku Soča. W Kranjskiej Górze robimy zakupy.

Wieczorem podziwiamy zdjęcia i jesteśmy dumni z siebie!

Włoskie Lago del Predil.

Włoskie Lago del Predil.

Mangart z Przełęczy Predil.

Mangart z Przełęczy Predil.

Kozy na drodze na Przełęcz Mangarcką.

Kozy na drodze na Przełęcz Mangarcką.

Owieczki na Przełęczy Mangarckiej.

Owieczki na Przełęczy Mangarckiej.

Podejście na Mangart.

Podejście na Mangart.

Via ferrata na Mangart.

Via ferrata na Mangart.

Via ferrata na Mangart.

Via ferrata na Mangart.

Zejście włoskim szlakiem.

Zejście włoskim szlakiem.

Widok na Laghi di Fusine.

Widok na Laghi di Fusine.