Suchá Belá – jedna ze sztandarowych atrakcji Słowackiego Raju

Wąwóz Suchá Belá

Wycieczka przez jeden z najbardziej popularnych wąwozów Słowackiego Raju. Szlak mija pięć pięknych wodospadów. Prowadzi emocjonującymi przejściami przez drabinki, kładki i metalowe stopnie. Na drabinkach przy wodospadach mocno eksponowany – mimo swojej popularności naszym zdaniem nie nadaje się dla dzieci. Fantastyczne formacje skalne wyrzeźbione przez wodę – baniory, skalne okna, wąskie przesmyki skalne. Tu naprawdę można się poczuć jak w raju!

14 lipca 2018, sobota

Burzowo, do 22 stopni

Suchá Belá z Podlesoka

Punktem startu szlaku jest Podlesok – jedno z głównych centrów turystycznych w Słowackim Raju. Duży parking (3 euro/dzień), kemping, gastronomia, informacja turystyczna – kto czego potrzebuje. 🙂  Kupujemy bilety wstępu do Słowackiego Raju w budce przy parkingu i ruszamy na szlak.

O 8:00 rano ruch jest jeszcze niewielki. Szlak prowadzący Suchą Belą jest jednym z najpopularniejszych, więc jeśli nie chcecie stać w kolejkach do kładek i drabinek, trzeba zabić w sobie śpiocha i w sezonie ruszyć o 8:00 najpóźniej. Potem, w okolicy południa, gdy już wracamy, parkingi są zastawione do cna – igły nie ma gdzie wsadzić.

Idziemy za drogowskazem ścieżką przez łączkę w towarzystwie innych turystów. Na szczęście potem wszyscy jakoś rozchodzą się i możemy cieszyć się pięknem wąwozu prawie w samotności.

Podlesok – dojście do początku wąwozu Suchá Belá. Mimo wczesnej pory idziemy już w sznurku turystów

Początkowo szlak po prostu wiedzie korytem potoku. Przekraczamy poprzewracane pnie drzew, szukając odpowiedniego miejsca, żeby Suchá Belá rzeczywiście była sucha. 🙂 Na szlaki Słowackiego Raju koniecznie trzeba zabrać dobre buty za kostkę – ścieżki wielokrotnie prowadzą korytami potoku, więc o zmoczenie nietrudno.

W Suchej Beli nie musimy długo czekać na pierwsze drewniane kładki.

Pod nogami szumi potok Suchá Belá.

Ściany wąwozu tworzą miejscami wąskie przejścia – im dalej, tym węższe.

Tak poprowadzony szlak jest niezwykle atrakcyjny dla turysty!

Na wapiennych skałach każdy radzi sobie, jak umie:)

Prawdziwe wrażenia zaczynają się po ok. 45 minutach marszu. Pojawiają się drewniane kładki, a wąwóz zwęża się. Prawdziwą perełką jest jednak pięć wodospadów: Misové, OkienkovýKorytový, Bočný i Kaskády.   Największe wrażenie wywierają na nas zwłaszcza pierwsze trzy z nich. Progi, z których spadają, przechodzimy po wysokich eksponowanych drabinkach – wycieczka jest bardzo emocjonująca, a sceneria naprawdę bajkowa! Tego nie da się oddać chyba na żadnym zdjęciu – koniecznie musicie to zobaczyć na własne oczy!

Dochodzimy do jednego z najatrakcyjniejszych miejsc na trasie – Misovych vodopádów.

Pokonujemy je po eksponowanej metalowej drabince.

Na metalowych podestach można wreszcie na spokojnie rozejrzeć się dookoła.

Kolejne drabiny umożliwiają pokonanie stromych ścian kanionu.

Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni – teraz kolej na M.!

Za Misovymi vodopádami wąwóz zwęża się w skalną cieśniawę.

Raz po kładkach, raz po metalowych podestach.

Podziwiamy niezwykłe kształty wyrzeźbione w korycie potoku przez wodę.

Trasa jest urozmaicona i nie dłuży się ani przez chwilę.

Po drodze mijamy takie oto zjawiskowe okienko skalne.

Podesty wprowadzają w wąziutką roklinę.

Miejsca tu tylko tyle, żeby dało się przejść!

Okienkový vodopád – druga przepiękna siklawa na naszej trasie.

22. Skąd nazwa? Głupie pytanie! Od tego okienka oczywiście!

Atrakcji nie koniec. Przed nami trzeci wodospad – Korytový.

Drabina prowadzi tuż obok, można dokładnie obejrzeć sobie koryto wyżłobione przez wodę.

Piękno Słowackiego Raju to nie tylko skały i wodospady!

Szlak wąwozem Suchá Beli pokonuje niezliczoną ilość drewnianych stopni.

Kładki umożliwiają wygodny dostęp nawet do najdzikszych fragmentów wąwozu

Po ok. 2 godz. 20 min marszu docieramy do węzła szlaków na Glackej ceście. Tu z miłą chęcią rozsiadamy się na odpoczynek – na długości 3,5 km wąwóz pokonał ok. 400 m przewyższenia, a ilość stopni na drewnianych kładkach i metalowych drabinkach, jaką pokonaliśmy, jest nie do przeliczenia!

Powrót do Podlesoka

Możliwości powrotu do Podlesoka od wylotu wąwozu Suchá Belá jest mnóstwo. Można zahaczyć o Kláštorisko, zajrzeć na Tomášovsky Vyhlad, czy przejść fragment trasy prowadzącej przełomem Hornadu.  Z racji na bardzo niepewną, burzową pogodę wybieramy najkrótsze z nich – ale i najmniej ciekawe. Z Glackiej cesty skręcamy w lewo w czerwony pieszo-rowerowy szlak sprowadzający do Podlesoka.  Półtorej godziny i stajemy z powrotem przy samochodzie.

Opuszczamy Glacką cestę i skręcamyw czerwony szlak sprowadzający do Podlesoka.

Pod nami jak na dłoni widać Hrabušice i dalej Spiski Czwartek.

Wąwóz Suchá Belá  naszym zdaniem należy zaliczyć do żelaznego repertuaru wycieczek po Słowackim Raju – wodospadów tak pięknych i w takim nagromadzeniu nie ma chyba w całym Słowackim Raju. Sztuczne ułatwienia obiektywnie nie sprawiają trudności, trzeba jednak podkreślić, że w kilku miejscach prowadzą przez miejsca solidnie eksponowane, gdzie osoby nieobyte z powietrzem pod nogami mogą czuć się w najlepszym razie niekomfortowo. Szkoda, że przy eksponowanych drabinkach zamiast łańcuchów nie ma ferratowej liny, która umożliwiałaby wpięcie zestawu autoasekuracyjnego – to bardzo ułatwiałoby zabranie na tę trasę oswojonych z górskimi szlakami dzieci. Oczywiście i tak dziecko można asekurować, ale jest to dużo mniej poręczne.

Hrabušice i Spiski Czwartek

Wracając, oglądamy dwie piękne świątynie Rudaw Słowackich. Jedna to XIII-wieczny kościół w Hrabušicach z pięknie zachowanym romańskim portalem, a druga – pochodzący z początku XIII w. kościół pw. św. Władysława w Spiskim Czwartku (Spišský Štvrtok). Najbardziej zależało nam na zobaczeniu słynnej gotyckiej kaplicy grzebalnej Zapolyów, uznawanej za najpiękniejszą gotycką kaplicę na Słowacji. Kaplicę zaprojektował Hans Puchsbach, który budował m.in. katedrę św. Stefana w Wiedniu. Niestety, świątynia była zamknięta – doskonałe proporcje kaplicy mogliśmy więc podziwiać tylko od zewnątrz.

Hrabušice – romański kościół z połowy XIII w.

Szczególnie warto zwrócić uwagę na zachowany romański portal.

We wnętrzu – późnogotycki ołtarz z XVI w.

Kościół w Spiskim Czwartku jest widoczny jest już z oddali – pięknie prezentuje się na tle gór.

Kościół pw. św. Władysława pochodzi z … 1215 r.!

Prawdziwą perełką jest jednak dobudowana gotycka kaplica grzebalna.

Pełniła ona funkcję rodzinnej kaplicy grzebalnej rodu Zapolyów.

Została zbudowana w 1453 r. – słynie z doskonałych proporcji.

Romańska wieża kościoła również przyciąga wzrok – czy na górze to drewniana hurdycja?

Kościół św. Władysława w pełnej okazałości – szkoda, że nie mogliśmy zajrzeć do środka.

Sentymentalne popołudnie w Szczyrbie

Po południu podjeżdżamy do podtatrzańskiej Szczyrby, gdzie 13 lat wcześniej, jeszcze jako młode małżeństwo bez dzieci, spędziliśmy jedne z naszych najwspanialszych tatrzańskich wakacji. Pozaglądaliśmy w znajome uliczki, odnaleźliśmy „privat”, w którym wtedy mieszkaliśmy – ach, aż łezka w oku się zakręciła! Szukaliśmy budzika zawieszonego niegdyś na linii wysokiego napięcia, ale pewnie teraz mierzy czas gdzie indziej… Na deser podjechaliśmy do hotelu Sipox w Szczyrbie z nadzieją na zjedzenie solidnego obiadu – już od kilku dni wracaliśmy ze szlaków tak późno, że nie mieliśmy okazji zjeść niczego normalnego. Niestety, odbywające się tam właśnie weselisko zepsuło nam plany. Obiad zjedliśmy jednak w równie miłym miejscu – w restauracji Koliba w Starym Smokowcu. Na koniec jeszcze uzupełniające zakupy (i kibicowanie biegaczom rozgrywającym wyścig m.in. w Smokowcu właśnie, tuż przed wyjazdem z naszego parkingu :)) i prosto do „naszych” Tatrzańskich Zrębów. Wieczorem wreszcie zabraliśmy się na nadrabianie trzydniowych zaległości w zapiskach i oglądaniu zdjęć 🙂 – ale mieliśmy bogate cztery dni!