Ankogel – trzytysięcznik na jednodniową wycieczkę

Ankogel – trzytysięcznik na jednodniową wycieczkę

Ankogel to jeden z najbardziej znanych szczytów w Wysokich Taurach – w końcu od niego wzięła nazwę jedna z głównych grup górskich w tym paśmie (Ankogelgruppe). Jego piękna, ostro wycięta sylwetka dumnie góruje nad doliną Seebachtal. Mimo że szczyt ma imponującą wysokość (3252 m), można na niego wejść w ciągu jednodniowej, niezbyt forsownej wycieczki – oczywiście jeśli ułatwimy sobie życie podjazdem kolejką. Piękna wysokoogórska trasa w surowym kamienno-lodowym otoczeniu, trudności porównywalne z najtrudniejszymi szlakami tatrzańskimi.

7 lipca 2019, wtorek

Informacje praktyczne

Stopień trudności. Trudności, jakie spotkamy na szlaku, są porównywalne z tymi spotykanymi na trudnych szlakach tatrzańskich. Wspinaczka na szczyt nie jest przesadnie trudna (skala trudności wyceniana na F+ I), ale w żadnym wypadku nie wolno jej lekceważyć – ekspozycja jest ogromna, a dodatkowym utrudnieniem jest luźno związany z podłożem materiał skalny – za każdym razem trzeba dobrze upewnić się, czy wybraliśmy pewny punkt podparcia. Doświadczony górołaz powinien sobie jednak poradzić bez problemu – oczywiście przy suchej skale i dobrej pogodzie.

Ekwipunek. Standardowe wyposażenie wysokogórskie. W partiach szczytowych przyda się kask – po drodze jest dużo kruszyzny. Przy zmrożonym śniegu niezbędne mogą się okazać raki. Cała grupa Ankogla jest usiana lodowcami, na naszej dzisiejszej trasie śniegu też nie brakuje – na początku lipca spotkaliśmy kilka ogromnych pól śnieżnych, a przy tym szlak wiedzie też obok lodowczyka Lassacher. My raków nie używaliśmy, nie było takiej potrzeby, ale przezornie mieliśmy je spakowane w plecaku.

Kolejka Ankogelbahn. Wjazd kolejką ogromnie ułatwia wycieczkę – przede wszystkim oszczędza nam pokonania 1450 m przewyższenia. Dolna stacja kolejki znajduje się za miejscowością Mallnitz na wysokości 1271 m. Wjeżdżamy (dwoma etapami, z przesiadką na stacji pośredniej) na wysokość 2636 m. Bilet w obie strony w 2019 r. kosztował 28 euro (zob. strona ankogel-ski.at), my skorzystaliśmy z wjazdu w ramach kupionej przez nas siedmiodniowej Osttirol Glockner-Dolomiten Card. W lecie kolejka jeździ co pół godziny.  Przed wyruszeniem na szlak koniecznie sprawdźcie, o której godzinie planowany jest ostatni zjazd (w lipcu 2019 – o 16:20). Niedaleko górnej stacji kolejki znajduje się schronisko Hannoverhaus (2720 m n.p.m.).

Kolejka Ankogelbahn znacząco ułatwi nam dzisiaj wejście na szczyt Ankogla.

Ranek z przygodami

Ranek zaczynamy z przytupem. Po wczesnym wstaniu i sprawnym ogarnięciu się, już podczas wychodzenia na wycieczkę orientujemy się, że portfel nam gdzieś wcięło. Szybkie przypomnienie, kiedy wyjmowaliśmy go po raz ostatni – no tak, dzień wcześniej wieczorem, gdy robiliśmy zakupy w Lidlu. Do diabła ciężkiego, gdzie ten portfel może być? Ukradli go nam czy co? Zamiast na szlak jedziemy więc do Lidla. Pytamy, czy nikt nie znalazł portfela. Nie znalazł. Zostawiamy namiary na siebie. Zastrzegamy karty w bankach, dowód osobisty. Nie jest to poranek z marzeń, ale co zrobić – uznajemy, że na ten moment już i tak nic nie wykombinujemy i ruszamy w góry.

Wjazd kolejką Ankogelbahn

Dojazd z Lienzu do Mallnitz zajmuje nam około godziny. Bez problemu znajdujemy dolną stację kolejki, zostawiamy samochód na bezpłatnym parkingu, kupujemy zamiast biletów Osttirol Glockner-Dolomiten Card i już po chwili jedziemy połączonymi ze sobą wagonikami na górę. Po drodze trochę się chmurzy, trochę popaduje – mamy nadzieję, że pogoda w najbliższym czasie się poprawi.

Pierwszy raz jedziemy taką wielowagonikową kolejką!

Budynek górnej stacji kolejki ma już swoje lata.

Dojście na Mały Ankogel (Kleiner Ankogel, 3096 m n.p.m.)

Na górze wita nas mleko i zupełnie zimowa sceneria. Lodowczyka Lassacher Kees się spodziewaliśmy, ale tak wielkich płatów śniegu nie! Śnieg jest mokry, ale trzeba uważnie stawiać kroki, a to nieco spowalnia marsz.

Po ok. 20 minutach dochodzimy do rozstaju szlaków. Trzymamy się szlaku 520, wprowadzającego na Ankogel.

Po chwili ścieżka wprowadza na morenę. Idziemy w surowym, kamienno-śniegowym otoczeniu. Tuz  obok nas rozciąga się lodowiec Lassacher Kees – jest niewielki i przypomina raczej wielki płat śniegu – nie ma tu szczelin i innych lodowcowych niebezpieczeństw. Przechodzimy przez niego tuż przed przełęczą Radeggscharte.

Nasz szlak wprowadza na grań, którą dostaniemy się aż na szczyt Małego Ankogla. Nie ma tu dużych trudności, ale miejscami jest przepaściście – trzeba uważać, by nie podchodzić za blisko krawędzi obrywów.

Zaraz, zaraz – czy to lato, czy zima?

Dzisiaj cały dzień towarzyszy nam spektakl odgrywany przez chmury.

Za nami zostaje schronisko Hanoverhaus i budynek kolejki.

Lodowczyk Lassacher Kees.

Mijają nas dzisiaj tylko 3 osoby – to jedna z nich idąca skrajem lodowczyka.

Szlak prowadzi po kamienistej morenie obok lodowczyka.

Nareszcie chmury odsłaniają nasz cel.

Ankogel, przysłonięty od tej strony przez Kleiner Ankogel.

Na razie czeka nas wejście na Kleiner Ankogel.

Trasa prowadzi głównie przez rumowiska skalne.

Kwiaty są tu rzadkością, więc tym bardziej zwracają uwagę!

Chmury nad nami i chmury pod nami.

Teraz odsłonił się na chwilkę widok na dolinę Anlauftal.

Z Małego Ankogla (3096 m) na Ankogla (3252 m)

Na szczycie Małego Ankogla nasz szlak skręca o 90 stopni w lewo. Jeśli dotąd szliście z kijami trekkingowymi, dobrze je tu zostawić – nie zginą, a dalej będą bardziej przeszkadzać, niż pomagać. Wejście na przedwierzchołek Ankogla zajęło nam stąd ok. pół godziny. Szlak wspina się teraz stromiej i zdecydowanie wymaga od nas wyjęcia rąk z kieszeni. W łatwej blokowej wspinaczce pokonujemy kolejne metry przewyższenia. Największe niebezpieczeństwo na tym odcinku stanowi naszym zdaniem niezwiązany z podłożem materiał skalny – trzeba uważać, za co chwytamy, tym bardziej, że miejscami jest bardzo przepaściście.

Kleiner Ankogel (3096 m n.p.m.) zdobyty!

Teraz pójdziemy w stronę głównego szczytu.

Dalsze podejście prowadzi po blokach skalnych, dość stromą i momentami eksponowaną granią.

Chyba gdzieś przed nami jest miejsce, z którego w latach trzydziestych nastąpił wielki obryw skalny.

Już wychyla się z chmur krzyż stojący na przedwierzchołku Ankogla..

Ankogel (3252 m)

Właściwie na sam wierzchołek nie dotarliśmy – poprzestaliśmy na przedwierzchołku z krzyżem. Mgła i niemal zerowa widoczność czyniły dalszą wędrówkę bezsensowną.

Na szczycie wpisujemy się do księgi gości i urządzamy sobie zasłużony odpoczynek – po części z nadzieją, że wiatr rozwieje chmury i choć na chwilę odsłonią się nam widoki. Nadzieja była, niestety, płonna, ale i tak postój był bardzo przyjemny. No i spotkała nas niespodzianka – znaleźliśmy portfel! W plecaku, tylko nie tym, co zwykle 🙂 . Warto było wejść na Ankogel, by odnaleźć zgubę!

Podczas całej dzisiejszej wycieczki spotkaliśmy tylko trzy osoby, a na szczycie mogliśmy cieszyć się całkowitą samotnością.

Ciekawe, jak musiał wyglądać Ankogel kilkadziesiąt lat temu, zanim gigantyczny obryw z 1932 r. obniżył cały wierzchołek aż o 16 m! Teraz, po obrywie,  Ankogel wcale nie jest najwyższym szczytem grupy Ankogelgruppe – palmę pierwszeństwa dzierży wyższy o 8 m Hochalmspitze.

Krzyż na przedwierzchołku Ankogla.

Trochę krzyż, trochę reklama tutejszego odziału Alpenverein…

I obowiązkowo wpis do księgi wejść – wygląda na to, że nikogo tu dzisiaj nie było.

Postój urządzamy sobie nieco powyżej krzyża – głównego szczytu już nie szukamy, bo i tak nie ma widoków.

Powrót do górnej stacji kolejki

Wracamy tą samą drogą. Słońce wreszcie nieco rozgania chmury, więc możemy cieszyć się rozleglejszymi widokami. Szczególnie podoba nam się wysokogórskie otoczenie doliny Seebachtal. Przy Ankogelbahn stawiamy się, o ironio losu, 2 min po odjeździe przedostatniego kursu kolejki. Dobrze, że nie ostatniego! Po 25 minutach zjeżdżamy sobie jak paniska do dolnej stacji kolejki. Ile to razy w Dolomitach z biletem na kurs powrotny w kieszeni stawialiśmy się na stacji kolejki za późno i musieliśmy drałować do parkingu pieszo! A dziś, proszę, taka wygoda! I jakie wrażenia zwozimy ze sobą na dół!

Na początku schodzimy w chmurach.

Dopiero poniżej Kleiner Ankogla odsłaniają się szersze widoki.

A po chwili znowu idziemy w chmurach jak biali wędrowcy.

Płaty śniegu spotykamy dzisiaj wielokrotnie.

Kierujemy się powoli w stronę kolejki, przed nami Grauleitenspitze.

Po lewej towarzyszy nam dolina Seebachtal – w perspektywie widać Mallnitz.

A tu odsłania się górna część Seebachtal.

Grauleitenspitze tym razem z bliska.

Otoczenie doliny Seebachtal.

Sebuś jest z nami na szlaku!

Chociaż na chwilę odsłonił się widok na dalsze szczyty grupy Ankogla.

Kwiatów przy szlaku jak na lekarstwo, ale trafiają się naprawdę wyjątkowe – jak te!!!

Kolejne mniejsze, ale nie mniej piękne.

Ostatnie spojrzenie na lodowczyk Lassacher Kees, Ankogel cały czas w chmurach.

Wracamy – przed nami znowu Hanoverhaus.

Jeszcze raz piękne otoczenie górnej części Seebachtal.

Spod budynku kolejki patrzymy jeszcze raz na pięknie położony Hanoverhaus.

I nareszcie widzimy grupę Ankogla w prawie całej okazałości – niestety najwyższe szczyty nikną w chmurach.

Nasz czas (spokojnym tempem z odpoczynkami i wieloma postojami na zdjęcia): 6 godzin