Na nasz pierwszy weekend majowy we troje szukaliśmy miejsca, które oferowałoby wiele możliwości spacerów w przyrodzie, obfitowało w atrakcje turystyczne, było nie za daleko od Warszawy i jednocześnie było przyjazne dla rodziców z małymi dziećmi. Góry Świętokrzyskie wydawały się idealnie wpisywać w nasze założenia. I rzeczywiście, wyjazd doskonale spełnił nasze oczekiwania – było pięknie, ciekawie, wygodnie i nie za daleko. Polecamy te okolice na wakacje z dzieciakami w każdym wieku!
27 kwietnia, piątek
Bardzo ładnie i ciepło, ok. 25 stopni
…tło historyczne…
Dzień wcześniej R. obronił pracę mgr (hura!), po czym poszedł na dyżur. W piątek rano M. jeszcze była na uniwersytecie, a R. prosto z dyżuru zaczął pakowanie. Na szczęście Ciocia Andzia zajęła się Tymusiem, więc udało nam się sprawnie zgarnąć i wyjechać o 14.30.
Warszawa-Radom-Lechów
Wbrew oczekiwaniom przez Warszawę przejechało nam się nie najgorzej. Dalej szło nam znacznie wolniej – budowa dwupasmówki do Radomia skutecznie wydłużyła nam przejazd – przejechanie 80 km zajęło nam … 3 godziny.
Za Radomiem skręciliśmy na drogi wojewódzkie i skończyły się uciążliwe przestoje. Na miejsce dojechaliśmy o 14.30.
Tymo w samochodzie szybko zasnął i – na szczęście – przespał znaczną część remontów. Na postoju wesoło biegał dookoła stolików w knajpie, chowając się przed nami. Później już nie zasnął, więc po przyjeździe na miejsce był trochę zmęczony. W dodatku przydarzyła się niespodziewana przygoda toaletowa – nie będę opisywać szczegółów, grunt że powiem, że cały obywatel razem z ubraniem kwalifikował się do prania. No tak, kto ma pszczoły, ten ma miódJ
Regusia to – jak zawsze – cudowny pies i bezproblemowy towarzysz podróży. Jak trzeba, to zostaje w samochodzie, a na miejscu od razu znajduje zaciszny kąt, idealny na posłanie.
Ogólnie droga nie była tak zła, jak by się mogło wydawać (początek długiego weekendu).
Nasza meta (przyjemna agroturystyka w Lechowie, urządzona z pomysłem przez młode małżeństwo) zaskoczyła nas bardzo pozytywnie. Życzymy powodzenia Gospodarzom!
28 kwietnia, sobota
Przed południem lato, do 25 stopni, potem się ochładza i na wieczór zaczyna padać
Przed południem M. pracuje nad korektą książki, a R. z T. idą na spacer z Regą – trochę niebieskim szlakiem, trochę po prostu leśnymi drogami, podziwiając przepiękny bukowy las w jasnozielonych, wiosennych barwach (tak, zdecydowanie wiosna i jesień są najbardziej malowniczymi porami roku). Po południu wszyscy razem ruszamy na wycieczkę.
Szydłów
To bardzo atrakcyjne turystycznie średniowieczne miasteczko ze wszech miar zasługuje na odwiedzenie. Najciekawsze są oczywiście doskonale zachowane mury obronne (dzięki którym Szydłów nazywany bywa „polskim Carcassonne”) z bramą, ale wart obejrzenia jest też kościół pokutny Kazimierza Wielkiego (p.w. Św. Władysława) i w ogóle warto przespacerować się urokliwymi uliczkami Szydłowa.
Tymo przeszedł ok. pół kilometra na własnych nogach z liściem kasztanowca w ręku. Zabytki oczywiście nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, ale te wielkie liście (i mrówki) – owszem.
Po zwiedzeniu Szydłowa następnym punktem programu są
Kurozwęki
To naprawdę wymarzone miejsce dla rodziców z małymi dziećmi. Dla każdego jest coś interesującego – starsi mogą obejrzeć pałac (zamek zbudowany w XIV w, w XVII przebudowany na pałac) położony w ładnym, XVIII-wiecznym parku, a dla dzieciaków jest masa innych atrakcji: atrakcyjny plac zabaw, i – przede wszystkim – najprawdziwsze w świecie stado bizonów! Wprawdzie Tymo nie docenił egzotyki tych zwierząt – bardziej podobały mu się kury, perliczki i pawie (hodowane w przypałacowym minizoo), ale my z chęcią obejrzeliśmy te egzotyczne dla nas zwierzęta (a także wielbłądy i strusie).
Po zaliczeniu wszystkich atrakcji siadamy w pałacowej restauracji przy stolikach na dworze, a Tymo – będąc cały czas na naszych oczach – może sobie hasać po zielonej trawce do woli. Tak właśnie wyglądają restauracje przyjazne rodzinom. Pyszne lody dopełniają naszego szczęścia.
Tymo, zadowolony, najedzony i wyhasany, zasypia od razu w drodze na Łysą Górę. Podjeżdżamy do Huty Szklanej i stamtąd pieszo wchodzimy na górę. Wyasfaltowana nawierzchnia sprawia, że spacer nie stanowi żadnego problemu dla wózka – raz dwa i jesteśmy na szczycie. Tymo śpi, a my oglądamy gołoborza z wałem kultowym sprzed ponad 10 wieków i zwiedzamy (niestety, tylko pobieżnie) słynny Święty Krzyż – opactwo benedyktynów z relikwiami Krzyża Świętego.
Wieczorem R. spędza upojne chwile z T. na buju.
Zgodnie stwierdzamy, że dzień był ze wszech miar udany – kto powiedział, że nie da się zwiedzać z małym dzieckiem i to tak, żeby obie strony były zadowolone? Oczywiście nie zawsze rzeczywistość wpisuje się w plany, ale dziś wszystko udało się nam rewelacyjnie. Dni takie, jak ten, wynagradzają cały wysiłek.
29 kwietnia, niedziela
Po nocnej burzy znacznie się ochłodziło, do 15 stopni i wiatr
Przed południem R. z T. i Regą znów dwie godziny buszują po okolicy (T. śpi, a Rega szaleje), a M. pracuje nad korektą. Potem długo zastanawiamy się, co będziemy robili i w jakiej kolejności, aż wreszcie decydujemy się na
Wycieczkę na Łysicę
Tymo w nosidle (szlak wejściowy jest kamienisty i nie nadaje się dla wózka) całkiem nieźle „zniósł” drogę, na szczycie bawił się butelką z wodą, w drodze powrotnej już trochę marudził, ale przecież nie może być za słodko.
My wizytą na Łysicy – najwyższym szczycie Gór Świętokrzyskich – rozpoczynamy inaugurację rodzinnego zdobywania Korony Gór Polski – do tematu będziemy jeszcze wracać w kolejnych wyprawach. To świetna inicjatywa, stanowi dobrą rodzinną motywację do aktywnego spędzania czasu oraz sprawia, że odwiedza się urokliwe miejsca, w które inaczej zapewne by się nie zajrzało (kto słyszał o Górach Orlickich ręka do góry). Gorąco polecamy wszystkim aktywnym rodzinom! (szczegóły można znaleźć na stronie internetowej http://kgp.amos.waw.pl/).
Po południu Tymo zdrzemnął się w domu, a my pojechaliśmy na drugą wycieczkę: do kieleckiej Kadzielni. To wapienne wzgórze, objęte ochroną rezerwatową, jest ze wszech miar warte zobaczenia. Podziwiamy urokliwe jeziorko w wyrobiskach po kamieniołomie i malownicze skałki (pod spodem podobno kryją się jaskinie). Oglądamy też ładnie wkomponowany w otoczenie amfiteatr. Tymo dziś pokazuje różki – za wszelką cenę chce iść sam, a przepaściste fragmenty wymagają trzymania go za rączkę. Cóż, negocjacje nie zawsze są łatwe.
W drodze powrotnej „zwiedzamy” Kielce niestety tylko z okien samochodu – robi się już późno – ale dobre i to.
Nasz czas: 1. 12:20-14:40; 2. 17:00-19:40
30 kwietnia, poniedziałek
W nocy temperatura spadła do -4 stopni, nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom! W dzień piękne słońce, ale zimne powietrze, 9 stopni.
Przed południem R. z T. i Regą znowu robią piękny spacer po okolicznych bukowych lasach, potem wybieramy się na współną wycieczkę:
Jaskinia Raj – próba 1.
Okazuje się, że wejście do Jaskini Raj w okresie długiego weekendu majowego może być nie lada wyzwaniem. Na szczęście udaje nam się dorwać dwa miejsca, z których ktoś zrezygnował. Tymczasem termin zwiedzania nieuchronnie się zbliża, a mu tkwimy w gigantycznym korku w Kielcach. Podchodzimy pod Jaskinię tylko po to, żeby dowiedzieć się, że nasza grupa już weszła i że nie mamy szans na kupno biletu ani na dziś, ani na jutro. Co robić – zadowalamy się kupieniem książeczki ze zdjęciami. Na szczęście otoczenie Jaskini Tymusiowi bardzo się podoba – asfaltowy chodniczek pełen ludzi, szyszek i kałuż spełnia funkcje atrakcji turystycznej dla roczniaka. T. przechodzi sam ok 300 m, a w drodze powrotnej odkrywa uroki skoków-gigantów.
Chęciny
Nieusatysfakcjonowani turystycznie wybieramy się na osłodę do nieodległych Chęcin. Ruiny średniowiecznego zamku królewskiego, niegdyś przepięknie położonego na wzgórzu, robią na nas duże wrażenie. Tymo oczywiście, zmęczony wrażeniami spod jaskini Raj, już śpi, więc przekładamy go do wózka i w drogę. Niestety, kamieniste podejście zmusza nas do rozłączenia się – jedno lula śpiącego Tyma, a drugie ogląda zamek, po czym zmiana. Ruiny są dobrze zachowane, z baszty rozciąga się piękna panorama okolicy, obojgu nam bardzo się podoba, starsze dzieci na pewno też byłyby usatysfakcjonowane. Szkoda tylko, że nie zadbano o lepsze zrobienie z Chęcin profesjonalnego produktu turystycznego – pod zamkiem są pojedyncze stragany, każdy sobie rzepkę skrobie, aż prosiłoby się połączyć siły, zbudować porządniejsze zaplecze turystyczno-gastronomiczne itp.
Po zwiedzeniu zamku schodzimy lesistą ścieżką ze śpiącym Tymem na chęciński rynek (b. miły spacer) i wracamy na parking.
Chcąc ominąć kieleckie korki, na kwaterę wracamy bocznymi drogami. Niestety, kiepskie oznakowanie sprawia, że trochę błądzimy.
Nasz czas: 12:40-17:40
1 maja, poniedziałek
Rano … -2 stopnie, potem tylko do 8 stopni, po południu znów zimniej i nawet pada śnieg!
Tymo jak zwykle budzi nas przed 6:00 (o rety… ale za to długi dzień mają rodzice małych dzieci!). Po śniadaniu (o 8:00) jesteśmy gotowi do drogi.
Stareńkie Góry Świętokrzyskie to niezwykle atrakcyjny cel podróży z dziećmi. Mnóstwo tu atrakcji i turystycznych, i przyrodniczych; i dla dużych i dla małych. Dystanse do pokonania są niewielkie, baza noclegowo-gastronomiczna dobra. Na pewno jeszcze tu zawitamy (mamy nadzieję, że w większym składzie;-)!