5 stycznia 2017, czwartek
Chwilami przestaje padać, ale okresowo nadal silne śnieżyce,
-6 stopni w dzień, wieczorem -12
Schronisko „Pod Muflonem”
Rano wstajemy i z niepokojem patrzymy za okno. Czy uda się gdziekolwiek dojechać, czy już wszystko zostało doszczętnie zasypane śniegiem? Z ulgą stwierdzamy, że dzisiaj pada już słabiej i z przerwami, a do tego drogi są nieźle odśnieżone. Wobec tego finalizujemy wczorajszy plan – spacer do schroniska „Pod Muflonem”. Zjeżdżamy do Dusznik-Zdroju i skręcamy w ulicę Wiejską. Po kilkudziesięciu metrach stajemy na poboczu i ruszamy w górę biegnącym tędy niebieskim szlakiem.
To miał być leciutki spacerek na wczesny obiad. Okazało się jednak, że podejście, zwłaszcza na początku, jest wyraźnie męczące i trzeba się sporo nasapać, żeby wejść do schroniska. Idziemy przysypaną śniegiem asfaltową drogą wprowadzającą nas na kolejne wzniesienia. Z boku ogródki działkowe i rzednące zabudowania. Widoki są mało rozległe z powodu zachmurzenia i parokrotnie nawracających opadów śniegu. Na rozdrożu pod Nawojową z lewej dołącza do naszej drogi żółty szlak. Po paruset metrach szlaki skręcają w prawo w leśną dróżkę wiodącą prosto do schroniska. Niestety, po kilkudniowych opadach śniegu znakowana ścieżka jest zupełnie zawiana. Miejscami zaspy śniegu mają prawie metr. Idziemy więc dalej prosto, przez chwilę bez znaków (według wskazówek sympatycznego gospodarza schroniska Pod Muflonem – rano dowiedzieliśmy się telefonicznie w schronisku, jaką drogą najdogodniej dojść na miejsce po dużych opadach śniegu). Po kolejnych paruset metrach skręcamy w prawo w leśną drogę, której towarzyszą znaki czerwonego szlaku. Tędy jeszcze wczoraj przejeżdżał schroniskowy samochód, więc idziemy koleinami tylko częściowo przysypanymi śniegiem .
Dojście do schroniska w ten sposób jest dłuższe, ale przynajmniej droga jest przetarta. Czerwony szlak doprowadza nas do schroniska jakby „od góry” (na naszej mapie jest to zupełnie inaczej zaznaczone, gdyby nie poranna konsultacja telefoniczna, pewnie brnęlibyśmy za żółto-niebieskimi znakami i kto wie, czy doszlibyśmy na miejsce). Na miejscu jesteśmy po godzinie od zostawienia samochodu. Grześ niestety po drodze zasypia nam w nosidle i przesypia znaczną część wizyty w schronisku w średnio wygodnej pozycji. Dzięki temu jednak my mamy chwilę spokoju, żeby pokontemplować to zaciszne miejsce w oczekiwaniu na obiad.
Budynek schroniska „Pod Muflonem” (690 m n.p.m.) należał po wojnie do Orbisu, a następnie przejęło go PTTK. Po pożarze w 1959 r. schronisko zostało odbudowane w podobnej formie w 1963 r. i służy turystom do dzisiaj. Miejsce ma jednak znacznie dłuższą historię. Pierwsze schronisko w tym miejscu istniało już w pierwszej połowie XIX w. Obecne schronisko wyróżnia się dużą jadalnią z przylegającymi do niej dodatkowymi salami. Organizowane są tam różne imprezy kulturalne, w tym koncerty. Na ścianach jadalni i przylegających pomieszczeń poza dwoma porożami muflonów doliczyć się można wielu podobizn tego sympatycznego górskiego zwierzaka. m.in. na obrazach galerii „Pod Muflonem” z obrazami Marka Cieśli. Poza tradycyjnym zakupem kartek z pieczątkami schroniska kupujemy też dwie butelki lokalnego piwa: „Muflonowe” i „Jasiek Ptasiek”. Znajdujemy też opis legendy o tymże Jaśku Ptaśku, który był złym kłodzkim karczmarzem. Po śmierci straszy (podobno do tej pory) jako upiór w okolicznych lasach (schronisko jest położone na stoku Ptasiej Góry).
Budynek ma swój urok, gospodarz jest bardzo miły, a jedzenie smaczne i niedrogie. Jedyny mankament to słabo ogrzane pomieszczenia jadalni. Ale na pewno ciężko dobrze ogrzać tak duże pomieszczenia przy niewielkiej (jak dzisiaj) liczbie gości (razem z nami przewinęło się przez ponad godzinę tylko kilka osób). Sprzed schroniska otwiera się piękny widok w stronę Gór Stołowych. Przez chwilę w przebłysku słońca między kolejnymi śnieżycami widzieliśmy nawet Szczeliniec Wielki, który odwiedziliśmy ponad tydzień temu. Podziwiamy też pomnikowy jesion „Bolko” rosnący przed budynkiem schroniska.
Nie ryzykujemy powrotu krótszym żółto-niebieskim szlakiem, bo przebił się tamtędy w międzyczasie tylko jeden miły pan z psem, który jednak odradzał nam tę drogę w naszym składzie. Pozostaje nam wrócić tą samą drogą, która przyszliśmy (najpierw czerwony, dopiero później niebieski szlak). Tak też robimy. W dół oczywiście idzie się wygodniej i szybciej, Grześ spore odcinki pokonuje na własnych nóżkach.
Spacer z Dusznik-Zdroju do schroniska Pod Muflonem w lecie byłby pewnie dużo mniej atrakcyjny – asfaltowa droga zachęcałaby raczej do podjazdu samochodem w pobliże schroniska. Po dużych opadach śniegu i przy znacznym mrozie wycieczka jest jednak wspaniałą przygodą. Nie odczuwamy, że idziemy po asfalcie, a wejście w tych warunkach i w naszym składzie rodzinnym daje prawdziwą satysfakcję.
Nasz czas: 11:05–12:15 w górę i 13:30–14:20 w dół, ok. 180 m przewyższenia,
ponad 2 km w każdą stronę
Narty w Zieleńcu
Pomimo krótkiego czasu na regenerację wybieramy się jeszcze na ostatnią już lekcję Sebusia. Wcześniejsza drzemka Grzesia pozwala nam teraz zabrać go ze sobą. Dzięki temu M. może nareszcie też poczuć śnieg pod nartami (ostatnio miała okazję jeździć na nartach jeszcze przed erę Grzesia, cztery lata temu). Sebuś bardzo szybko odczuwa silny mróz i dołącza do krążącego pod wyciągiem z Grzesiem R. Potem ogrzewają się w miejscowej knajpce przy stoku. Tymuś z M. wytrzymują półtorej godziny. Fajnie tak pojeździć sobie ze starszym synem!