Vogtsbauernhof, bo tak brzmi niemiecka nazwa tego skansenu, powinien być żelaznym punktem każdego pobytu w Schwarzwaldzie. Oczywiście szczególnie dla rodzin z dziećmi, bo to najmłodsi zawsze najchętniej zwiedzają muzea na wolnym powietrzu. Tutejszy skansen ma wiele atrakcji przewidzianych szczególnie dla małych turystów. Najmłodszym spodoba się myszkowanie po ogromnych domach, pełnych zakamarków i tajemniczych schodków, przejść i schowków. A jak do tego dodamy kilka świetnie przygotowanych miejsc do zabawy, możliwość karmienia zwierzaków i przyjemny plac zabaw, to otrzymamy wymarzony wakacyjny dzień. Tak przynajmniej ocenili go nasi chłopcy!
9 sierpnia 2017, środa
Pięknie, wieczorem się chmurzy, do 22 st., ale odczucie jak 25 st.
Skansen Schwarzwaldzki w Gutach
Historia skansenu sięga lat 60. ubiegłego wieku. Początkowo muzeum składało się tylko z jednego wielkiego domu – Vogtbauernhof, który stoi w tym miejscu od ponad 400 lat. Obecnie w Gutach można obejrzeć sześć takich kompletnych „zagród pod jednym dachem” oraz kilkanaście mniejszych obiektów budownictwa ludowego, w tym kaplicę, tartak, spichlerz czy młyny.
Już od pierwszych chwil spędzonych w Schwarzwaldzie zadziwiamy się specyficznym kształtem i ogromem tutejszych domów, także tych budowanych obecnie. Cała zagroda mieści się pod jednym dachem i stoi zwykle na zboczu wzniesienia. Wjazd dla wozów i maszyn (a obecnie także dla samochodów) umieszcza się od strony stoku, na najwyższej kondygnacji. Pomieszczenia mieszkalne i wejście „piesze” zlokalizowane jest zwykle od strony doliny, na niższych piętrach.
W skansenie schwarzwaldzkie domy wydają się nam jeszcze większe niż te oglądane z okien samochodu. Mają po kilkadziesiąt metrów długości i trzy do czterech kondygnacji. Po zajrzeniu do wnętrz kilku takich olbrzymów wiemy już, dlaczego tak jest. Po prostu wszystko musiało zmieścić się pod jednym dachem! Szopa na maszyny i siano, obora, wszelkie pomieszczenia magazynowe i gospodarcze, ale też zwykle spora i nieźle oświetlona (największe okna) jadalnia i sypialnie wszystkich domowników. Nierzadko w jednym domu zamieszkiwało wiele pokoleń lub dom bywał podzielony między kilka rodzin, co tym bardziej uzasadniało wielkość domostwa.
Za wielkością tutejszych tradycyjnych domów niestety nie idzie ich fotogeniczność. Chaty mają swój niepowtarzalny charakter i na pewno dzięki temu dobrze je zapamiętamy. Jednak znacząco różnią się od naszych wiejskich chatek i zagród. Schwarzwaldzkie domy zadziwiają też swoją trwałością. Połowa z sześciu wiejskich zagród ma ponad 400 lat! Mieszkało w nich po kilkanaście pokoleń gospodarzy!
Poza standardowymi skansenowymi wnętrzami w każdym domu zorganizowane zostały dodatkowe wystawy tematyczne, w kilku można podejrzeć przy pracy rękodzielników i przy okazji kupić ich wyroby. Dzieci są zachwycone ręcznie robionymi drewnianymi zabawkami (gwizdki-kukułki i latające śmigiełka) z wypalonymi na poczekaniu imionami nabywców. Jest też możliwość zrobienia takiej pamiątki samemu na krótkich warsztatach. Podobny zachwyt naszych dzieci wywołała możliwość wydojenia krowy, a właściwie gumowych krowich wymion. Sprawa wcale nie była taka prosta! Można też było położyć się do dziecięcego łóżka i zobaczyć, jak wygodnie spało się na sienniku, a także pograć w kręgle i nakarmić kozę.
Jeśli ktoś dysponuje większą ilością czasu, w skansenie można też zobaczyć pokaz pracy młyna i wziąć udział w dodatkowych warsztatach. Dla nas i tak atrakcji było bardzo dużo. Po obejrzeniu pięciu zagród i kilku dodatkowych obiektów głód zaprowadził nas do punktu gastronomicznego, znajdującego się tuż obok klimatycznego drewnianego placu zabaw (pokłony dla tych, którzy tak to urządzili!). Pizza i frykadelki z frytkami były świetnym uzupełnieniem naszej wizyty. Dodamy, że nie było drogo, jak na lokalizację 😉 .
Trudno znaleźć jakieś niedociągnięcie w organizacji czy w samej ekspozycji Vogtsbauernhof. Właściwie przeszkadzały nam jedynie przejeżdżające co kilka minut pociągi. Tak, tak – pociągi! Skansen położony jest tuż obok linii kolejowej, ale w sumie dzięki temu można też przyjechać tutaj tym środkiem lokomocji, więc czy to na pewno wada? Niech będzie… Ale tak czy siak my jesteśmy bardzo zadowoleni! Świetne miejsce na rodzinną wycieczkę z dziećmi w każdym wieku!
Nasz czas: 10:30–15:00 w tym około 2,5 godziny zwiedzania i godzina dojazdu. Reszta czasu upłynęła na czekaniu na obiad i jedzeniu (warto zjeść trochę wcześniej niż ok. 14:00, jak my ;-).
Popołudniowy spacer na wzgórze Kahlenberg
Po drzemce Grzesia udaje nam się jeszcze wejść na szczyt wzgórza Kahlenberg, znajdującego się bezpośrednio obok naszego domku w Kienbronn. Początkowo idziemy szlakiem i już po chwili czeka nas pierwsze zaskoczenie. Kilkaset metrów od naszego domu zastajemy wspaniale przygotowane miejsce odpoczynku z książką gości, obrusem do położenia na stoliku i świeczką dla miłej atmosfery! Nikt niczego nie niszczy, w szafeczce idealny porządek, w księdze same przyjemne wpisy. Po prostu niesamowite tym bardziej, że nie jest to jakiś popularny szlak, przechodzi nim pewnie w porywach kilka-kilkanaście osób dziennie.
Po chwili przerwy ruszamy leśną drogą w stronę szczytu. Przez cały dzisiejszy spacer zachwycamy się pięknym lasem. Droga miejscami prowadzi w wąwozie, otaczają ją piękne omszałe drzewa i korzenie – jest bardzo malowniczo. Podejrzanie szybko robi się ciemno, więc z obawy przed deszczem sprawnie wracamy. I faktycznie, wieczorem zaraz zaczyna padać. Dodatkową pamiątką ze spaceru jest kilkanaście pięknych borowików, znalezionych właściwie na samej naszej drodze!