Muzeum Architektury Drewnianej Regionu Siedleckiego w Nowej Suchej k. Grębkowa
Jechaliśmy do skansenu w Nowej Suchej jak na każdą inną wycieczkę – bardzo lubimy skanseny i stare drewniane zabytki. Wyjechaliśmy pod ogromnym wrażeniem historii tego miejsca, szczególnie wieloletniego trudu i niezwykłego samozaparcia jednej osoby, profesora Marka Kwiatkowskiego (wieloletniego dyrektora Muzeum Łazienki Królewskie), by ocalić od zapomnienia odchodzące w przeszłość drewniane budownictwo, będące żywym świadectwem historii i kultury Siedlecczyzny.
Skansen w Suchej jest miejscem niezwykłym. Nie tylko dlatego, że gromadzi bardzo cenne, ocalone od zapomnienia zabytki – wśród tych najbardziej znanych wymieńmy modrzewiowy XVIII-wieczny dwór rodziny Cieszkowskich i chałupę, w której ukrywał się ksiądz Stanisław Brzóska, najdłużej walczący bohater powstania styczniowego. Skansen w Suchej jest niezwykły przede wszystkim dlatego, że pokazuje siłę idei – tego, że warto walczyć o pamięć, o świadectwo dawnych dni, o autentyczność.
Abstrahując od niezwykłej historii i cennych zabytków, cały teren skansenu jest bardzo atrakcyjny pod względem krajobrazowym. Sielskie zielone mazowieckie łąki, wśród których wije się urocza rzeczka Kostrzyń, malownicze stawy, konie profesorostwa Kwiatkowskich skubiące trawę przy starych drewnianych chałupach. Tu czas płynie inaczej. Jeśli zrobicie zdjęcie w sepii, będzie wyglądało jak XIX-wieczna fotografia. Niezwykłe miejsce z niezwykłą historią, bardzo niedoinwestowane, ze wszech miar warte zaistnienia w świadomości turystów i … otrzymania pieniędzy na ratowanie zgromadzonych tu zabytków.
Do skansenu w Nowej Suchej (wieś niedaleko Siedlec) – właściwie Muzeum Architektury Drewnianej Regionu Siedleckiego – wybraliśmy się w ramach przedpołudniowej wycieczki w jeden z dni „weekendu majowego”. Bardzo lubimy oglądać z dziećmi skanseny. O tym w Nowej Suchej wiedzieliśmy tylko tyle, że można w nim obejrzeć wspaniale zachowane przykłady drewnianej architektury dworkowej, w tym modrzewiowy dwór Cieszkowskich i dwór z Rudzienka, a także że to muzeum prywatne.
Pierwsze zaskoczenie spotkało nas od razu po wyjściu z samochodu. Po pierwsze: jakie wspaniałe zabytki! Imponująca rozmiarem karczma plebańska, klasycystyczny drewniany dworek siedlecki, XIX-wieczny spichlerz z zachowanym mechanizmem do wciągania zboża. Po drugie: jakie to wszystko zaniedbane! Balustrada i schody karczmy w opłakanym stanie, w innych budynkach drewno też wyglądało na wymagające pilnej konserwacji. Taki obraz bardzo gryzł się ze znanymi z innych skansenów żwirkowymi alejkami, obsadzanymi poletkami i idealnie utrzymanymi strzechami sielskich chałup.
Po wyjściu z parkingu przekraczamy boczną szosę i stajemy przed głównym wejściem do skansenu. Brama wprowadza nas prosto na dawną dworską aleję, obsadzoną starymi lipami. Perspektywę zamyka biała sylwetka dawnego modrzewiowego dworu Cieszkowskich z 1743 r. Ignacy Cieszkowski był kasztelanem liwskim (o wycieczce do Liwu – odbyliśmy ją już wiele lat temu – przeczytacie tutaj), a August Cieszkowski – znanym polskim filozofem i działaczem społecznym.
To tu, na dworze, bije serce całego muzeum, to tu zaczęła się cała historia. Kupując bilety, nasz wzrok pada na zgrabną książeczkę „Sucha – muzeum i jego historia”. Kupujemy i ją, a potem im dłużej czytamy, tym bardziej oczy nam otwierają się ze zdumienia.
Autorem książki jest nieżyjący już profesor Marek Kwiatkowski – historyk sztuki, przez wiele lat dyrektor warszawskich Łazienek. To właśnie jego starania doprowadziły do utworzenia skansenu – i ocalenia każdego z zabytków, które obecnie tu się znajdują. Wierzcie lub nie, ale książkę o historii muzeum czyta się z wypiekami na twarzy jak całkiem niezły film akcji, a czasami wciągający dramat. Niemal o każdy ze zgromadzonych w skansenie obiektów profesor toczył wieloletnią walkę, poświęcając własny czas i środki finansowe. Borykał się z permanentnym niedofinansowaniem (co widoczne jest również teraz), brakiem zainteresowania instytucji państwowych, nieuczciwością ludzi. A to fundacja, która miała wspierać muzeum, poddzierżawiła część obiektów firmie hotelarskiej, która zupełnie nie dbała o obiekty, utrudniała do nich dostęp właścicielowi i zwiedzającym; a to jeden z pracowników skansenu z niewiadomych powodów podłożył ogień pod dwie XIX-wieczne chałupy, w tym tę stanowiącą miejsce ukrycia księdza Brzóski.
Nawet dziś wiele zgromadzonych w skansenie bydynków aż się prosi, by ponownie przywrócić im blask, lub chociaż zabezpieczyć przed dalszym niszczeniem. Niedawno zawalił się jeden z cenniejszych obiektów skansenu – maneż, czyli budynek mieszczący w sobie kierat. We wszystkich źródłach informacji widnieje on jako nadal istniejący – nie znaleźliśmy żadnej informacji, co było przyczyną zawalenia się budynku – musi to być stosunkowo świeża sprawa. Przykro.
Nie myślcie jednak, że odwiedzając skansen w Suchej, będziecie chodzić po zgliszczach. Co to to nie! Gospodarze przez lata wkładali wiele wysiłku, żeby zabytki wyglądały jak w czasach swojej świetności. Profesor Kwiatkowski starał się, by wyposażenie wnętrz było zgodne z duchem minionych czasów – wyszukiwał starocie, autentyki; brakujące części zabytkowych budynków wykonywał ze starego drewna pozyskanego z innych budynków z podobnego czasu lub dobudowywał, stosując oryginalną technologię (np. krycie dachów wiórem osikowym).
Szczególnie duże wrażenie wywiera sam dwór – jego wnętrza: niezwykle bogato wyposażone, ozdobione dziełami sztuki (ilość obrazów wiszących na ścianach przyprawia o zawrót głowy), ze starymi meblami i instrumentami (dwustuletnia szafa gdańska, fortepian Beckera z 1898 r., dywan z XIX w itp. itd.) i zachowanymi oryginalnymi malowidłami na ścianach i sufitach. Aż nie do wiary, że jeszcze na początku lat 90. dwór był w stanie ruiny, a eksperci z komisji architektonicznych wielokrotnie orzekali, że nie da się go uratować. Ot, co oznacza walka i upór jednego człowieka!
Dwór Cieszkowskich to zresztą nie jedyny obiekt dworski na terenie skansenu – znajdziemy tu także m.in. dwa dworki z Siedlec czy imponujący dwór z Rudzienka k. Kołbieli – to również jeden z wyróżników placówki na tle innych muzeów wiejskiej architektury, w których dominują dawne chałupy.
W Nowej Suchej chałupy znajdziemy dwie, w tym jedną, w której – jak głoszą miejscowe podania – znalazł schronienie ukrywający się u schyłku powstania styczniowego ksiądz Stanisław Brzóska. Oprócz tego możemy zobaczyć wiatrak z zachowanym działającym mechanizmem, organistówkę, wikarówkę, stodołę i owczarnię, plebanię, dawną drewnianą willę czy dzwonnicę.
Wycieczka do Nowej Suchej to wspaniała propozycja dla całej rodziny. Warstwa dla dorosłych – przebogata, czego przedsmak staraliśmy się przedstawić powyżej. Warstwa dla dzieci to bardzo atrakcyjny spokojny spacer wśród zielonych, soczystych łąk, z podpatrywaniem pasących się koników i skakaniem po kamieniach polnych. Warto choć tak wesprzeć to niezwykłe miejsce.
Wycieczka, która miała być zwykłą przedpołudniową rodzinną atrakcją turystyczną, była jednym z najbardziej inspirujących nas przeżyć. Bardzo cieszymy się, że kupiliśmy książkę o historii skansenu – bez tych wszystkich informacji nie docenilibyśmy zapewne, w jak wyjątkowej placówce się znajdujemy. Jeszcze wiele dni po powrocie szukaliśmy w różnych źródłach informacji o skansenie w Suchej, profesorze Kwiatkowskim, poszczególnych obiektach.
W momencie przygotowywania wpisu trwały właśnie zawirowania zw. z postępowaniem spadkowym po profesorze – pojawiły się sprzeczne testamenty i podejrzenia sfałszowania min. jednego z dokumentów. Kolejna przykra historia, która może przyczynić się do dalszego niepotrzebnego pogarszania stanu budynków.
Marzeniem profesora Kwiatkowskiego było, aby skansen przeszedł pod opiekę instytucji państwowych. My mamy nadzieję przede wszystkim, że placówka będzie w przyszłości finansowana tak, jak na to zasługuje. To miejsce chroniące kawał spuścizny pogranicza mazowiecko-podlaskiego, miejsce, za którym stoją niezwykli ludzie i niezwykłe historie.
Zajrzyjcie na oficjalną stronę skansenu: www.sucha.podlasie.pl