Szlak i ferrata na Glödis

Glödis – Matterhorn grupy Schobera

Przepiękna trasa na charakterny trzytysięcznik w Wysokich Taurach. Glödis swoim zadziornym kształtem zasłużył na miano Matterhornu grupy Schobera. Ze szlakiem poradzą sobie wytrawni tatrzańscy turyści. Konieczna jest jednak bardzo dobra kondycja i świetna pogoda, bo trasa jest długa i wyczerpująca. Wysiłek wynagrodzą wspaniałe widoki na grupy Glocknera i Venedigera oraz praktycznie całe Wysokie Taury.

16 lipca 2019, wtorek

Przez kilka dni czekaliśmy na odpowiednią pogodę, żeby wejść na Glödis, bo żal byłoby zawracać spod takiego szczytu po kilkugodzinnym podchodzeniu. I zdecydowanie warto było czekać, bo ta wysokogórska trasa dała nam wiele przyjemności i satysfakcji. Szczyt jest znany wśród górołazów, a wejście nań jest uznawane za „honorne”,  trudno więc powiedzieć, że jest tu odludnie, ale nie ma też tłumów – na szlaku spotkaliśmy zaledwie kilkanaście osób.

Glödis, zwany Matterhornem Grupy Schobera. Nasz dzisiejszy cel.

Informacje praktyczne

Dojazd na parking Seichenbrunn na wysokości nieco ponad 1600 m n.p.m. możliwy jest tylko samochodem. My jedziemy z Lienz przez Nußdorf-Debant i dalej dnem doliny Debanttal. Na ok. 8 kilometrów przed celem asfalt się kończy, a nawierzchnia drogi jest miejscami mocno wyboista i kamienista. Mimo to dojeżdżają tu samochody wszelkiego rodzaju.

Jedyne schronisko na trasie to bardzo przytulne Lienzer Hutte, położone około 3 kilometry od parkingu, na wysokości 1977 m n.p.m. Rano piliśmy tam herbatę, a wieczorem jedliśmy obiad. Jadalnia jest bardzo sympatyczna, obsługa też, więcej trudno nam powiedzieć.

Do schroniska prowadzi dobra szutrowa droga, ale można też pójść przez ścieżkę edukacyjną (Natur-Kulturlehrweg) prowadzącą drugą stroną potoku, jednak wydłuża to przejście o co najmniej kilkanaście minut. Byłby to pewnie dobry wariant na spokojny spacer rodzinny z parkingu do schroniska (po drodze są jeszcze ze dwa gościńce – Gaimberger Alm i Hofalm).

Droga na Glödis prowadzi dalej szlakami 914 (Franz-Keil-Weg), 912A i 941. Przed wejściem na ferratę w połowie lipca zastaliśmy bardzo długie pole mokrego śniegu. Raki nie były potrzebne (choć przy zmrożonym śniegu może być inaczej), ale kijki turystyczne okazały się na wagę złota. Samą ferratą pokonujemy ostatnie 200 m wysokości. Wycieczka na Glödis to prawdziwa wysokogórska trasa, odczuwa się duże przewyższenie i sporą wysokość.

Jak pisaliśmy, na trasie bardzo przydatne są  kijki (szczególnie na polu śnieżnym, tam pewnie też przydałyby się stuptuty), a także kask i pełny ekwipunek ferratowy. Ferrata ma trudności rzędu B – jest bardzo przyjemna. Jako wariant drogi można zahaczyć o mostek linowy ze stromym podejściem z powrotem do głównej trasy. Trudności tego wariantu wycenilibyśmy na B/C (szczególnie mostek jest długi i mocno się chwieje, jest zabawa!).

Dojście do schroniska Lienzer Hutte z parkingu Seichenbrunn

Sprawny spacer zajmuje około 60 min. Od początku wycieczki towarzyszą nam widoki na piękny cel naszej wycieczki. Drogą tą dałoby się dojechać do schroniska rowerem (byli tacy zapaleńcy). Rano w schronisku pusto, ale gospodarze zajęci sprzątaniem zapraszają nas na taras, a dowiedziawszy się, że chcemy iść na Glödis, poganiają do wyjścia, żebyśmy zdążyli bezpiecznie wrócić. Pijemy szybko herbatę, jemy strudla i lecimy. Szlak wychodzi z terenu schroniska po jego południowo-zachodniej stronie.

W dolinie Debanttal wita nas tablica Parku Narodowego Wysokie Taury.

Już od parkingu w Seichenbrunn podziwiamy nasz cel – Glödis wyłania się zza drzew.

Schronisko Lienzer Hütte leży u stóp Glödisa.

Obiekt ma już niemal 130-letnią historię.

Schronisko jest pięknie ozdobione kwiatami.

Podejście pod ferratę na Glödis

Najpierw idziemy szlakiem Franz-Keil-Weg (914). Po prawej stronie towarzyszą nam widoki na Glödis. Po około 20 minutach przechodzimy przez dno doliny i zaczynamy ostrzejsze podejście w stronę szczytu. Na początku idziemy przez łany pięknych różaneczników, a potem przez wielkie pola porozsypywanych głazów. Szlak trochę kluczy, staramy się pilnować znaków, żeby nie tracić potem czasu na jego szukanie (czasami mylne bywają ścieżki wydeptywane przez owce).

Podejście jest trochę nużące. Wielokrotnie mamy nadzieję, że za najbliższym stromym odcinkiem będzie chwila wypłaszczenia, jednak tak się nie dzieje i szlak pnie się nieustannie w górę. Na wysokości ok. 2700 m n.p.m. wchodzimy na początkowo niepozorny płat śniegu, który jednak ciągnie się przez grube kilkaset metrów pomiędzy niewielkimi wysepkami kamieni i skał. Śnieg jest mokry i niezbyt śliski, chociaż w najbardziej stromych miejscach (do ok. 35 stopni nachylenia) kijki bardzo się przydają.

Glödis w pięknym alpejskim otoczeniu.

Początkowo idziemy szlakiem Franz-Keil-Weg.

Zaraz po skręcie na szlak 512A na hali witają nas piękne alpejskie krowy.

Różaneczniki malowniczo zdobią dno doliny.

Glödis prezentuje się bardzo dostojnie.

Złamany mostek na malowniczym potoku.

Postój na wysokości 2500 m n.p.m.

Przed wejściem na ferratę czeka nas pokonanie długiego pola śnieżnego.

To już grań południowo-wschodnia, którą prowadzi ferrata.

Ferrata na Glödis

Po przejściu pola śnieżnego docieramy już bezpośrednio pod południowo-wschodnią grań Glödisa, którą prowadzi droga na szczyt. Zakładamy uprzęże i kaski i ruszamy. Podejście samą ferratą zajmuje nam godzinę (M. dla zabawy zaliczyła też przejście mostkiem linowym). Droga jest dobrze ubezpieczona, prowadzi cały czas w okolicy grani, co pozwala na podziwianie widoków już po drodze. Szczytowy widok jednak zdecydowanie przyćmiewa wszystko to, co widzieliśmy podczas całego wejścia! Zachwycamy się przepiękną panoramą Wysokich Taurów oraz majaczącymi na południu Dolomitami i Alpami Karnickimi. Oczywiście szczególnie przyciągają naszą uwagę widoki na pokryte lodowcami otoczenie Grossglocknera i Grossvenedigera. Odnajdujemy też znany nam już Schleinitz i naszą piękną trasę na Dürrenfeld Scharte.

Na szczycie Glödisa przemiło spędzamy czas w towarzystwie Pana Zbigniewa z Krakowa. Potem wspólnie schodzimy ferratą i spotykamy się jeszcze przed parkingiem. Jak to miło spotkać rodaka na alpejskim szczycie i podzielić się górskimi doświadczeniami – serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy za spotkanie!

Gotowi na ferratę!

Techniczne trudności nie są duże.

Spoglądamy na pola śnieżne, które pokonywaliśmy na podejściu.

Na przełączce Rindler Schartl można rozrywkowo wyskoczyć na mostek linowy:)

Mostek służy tylko uciesze turystów. Buja się, jak trzeba. Wrażenie jest naprawdę niezłe!

Spoglądamy na wschodnią część grupy Schobera.

Na szczycie Glödisa.

Widok ze szczytu Glödisa na wschód.

A to oczywiście Jego Wysokość Grossglockner.

Widok od Venedigera do Glocknera.

Rzut oka na północ. Widać Schleinitz, za nim Dolomity Lienzkie, Alpy Karnickie, a najdalej włoskie Dolomity.

Na wschodzie dostojny Schober, od którego pochodzi nazwa całej wielkiej grupy.

Po lewej Grossvenediger, a po prawej Muntanitz.

Ostatnie spojrzenie na oryginalny krzyż na Glödisie.

Pora się zbierać, chociaż widoki cały czas zachwycają.

Zejście do Lienzer Hütte i na parking

Zejście po polach śnieżnych nie sprawia dużych trudności, jedyną niedogodnością są spore ilości śniegu, który nasypuje się do butów. Stuptuty na pewno by się tutaj przydały… Niżej schodzi się równie łatwo i w sumie sprawnie. Tysiąc metrów przewyższenia pokonujemy w mniej niż dwie godziny. Brawo my!:)

Droga zejściowa wiedzie tą samą ferratą, którą tu weszliśmy.

Szlak cały czas trzyma się południowo-wschodniej grani.

Teraz wymiana na mostku linowym. Pora na R.!

Na północnym wschodzie piękna bryła Roter Knopfla.

Powoli zbliżamy się do końca ferraty.

Jeszcze jeden ciekawszy fragment grani.

W lipcu pod Glödisem zalegają jeszcze wielkie pola śnieżne.

Z królestwa skał do królestwa śniegu.

Schodzimy po śniegu przez kilkaset metrów.

Dalej szlak nie sprawia już trudności technicznych.

W perspektywie widać już dolinę Debanttal.

Przecinamy urokliwe pola głazów.

Znowu przechodzimy przez złamany mostek.

W niższych partiach towarzyszą nam obłędne pola różaneczników.

Pożegnalne spojrzenie na Glödis.

Nogi, mimo że zmęczone, same prowadzą do schroniska.

W drodze powrotnej z przyjemnością spędzamy niemal godzinę w schronisku, czekając na zamówiony gulasz i „Bergsteigessen”, którym dzisiaj okazały się szpinakowe kule z dodatkiem zasmażanej kapusty. Jedzenie dobre, tylko trochę małe porcje jak na dzisiejszy wysiłek ;-). Ze schroniska na parking schodzimy w nieco ponad pół godziny.

Ale mieliśmy wyprawę! Najpiękniejszą z dotychczasowych! Było bosko!

Trasa w liczbach (razem z godzinnymi postojami na szczycie i w schronisku oraz pozostałymi krótkimi postojami – pogoda była stabilna i nie musieliśmy się spieszyć): ponad 11 godzin, 16 km, 1600 m przewyższenia