29 lipca 2016, piątek
Parno i burzowo, 27 stopni
Według planów mieliśmy wyjechać o 5:00 rano. Dobre, nie? Plany planami, pakowanie do późnej nocy potrafi je skutecznie pokrzyżować. Tak się dzieje i tym razem. Wyjazd o 8:00 i tak uznajemy za sukces, tym bardziej, że rano Grzesiek, dwulatek-buntownik, urządza popisowe wycie (widać rodzice znów czymś mu podpadli…), skutecznie utrudniając skupienie się na czymkolwiek. (Czy Wy też tak macie, że w takich momentach zastanawiacie się, po co Wam to wszystko, ten wyjazd, pakowanie itp.?)
Wszystko wzięte? Okna pozamykane? Stan dzieci się zgadza? OK, jedziemy!
Warszawa – Hamburg
Ze względu na długość dojazdu na północ Jutlandii (ponad 1300 km) uznajemy, że rozsądnie będzie podzielić trasę na dwa dni. Dzisiejszy plan to dojechanie do Hamburga („Hamburgera”, jak zgodnie ochrzcili go chłopcy).
Jazda autostradą mija sprawnie, ale jest dość żmudna i przez nasilony ruch wymaga ciągłej uwagi. Ale broń Boże nie narzekamy – kilometry lecą. Gdy zbliża się pora jedzenia Grzesia, na liczniku mamy już ich ponad 200 i chętnie zatrzymujemy się na postój. Plac zabaw przy stacji benzynowej i ławeczki na świeżym powietrzu są właśnie tym, czego potrzebujemy do szczęścia. Chętne zapamiętamy to miejsce (nieco ponad 200 km od Warszawy) – niby zwykły MOP ze stacją paliw i restauracją, ale teren jest przestronny, stoliki i plac zabaw są w sporym oddaleniu od stacji, obok rosną drzewa – namiastka natury, dzieciaki mają gdzie pobiegać. O ile na tym postoju odpoczęliśmy, o tyle drugi chcieliśmy zakończyć jak najszybciej. Zatrzymujemy się tuż przed zjazdem na Słubice, chcąc zatankować i zjeść jeszcze w Polsce. Po zajechaniu na stację stwierdzamy, że taką decyzję podjął chyba co drugi podróżny. Kolejki do tankowania, kolejki do kas, ogólnie nerwowa atmosfera, zupełnie nie sprzyjająca postojowi z dziećmi. Grzesiek nie chce siedzieć przy stoliku na dworze, tylko ucieka między samochody… Ratunku!
Ruch na niemieckich autostradach też jest znaczny, ale jedziemy bez większych utrudnień. Chłopcy zwracają uwagę na inne znaki drogowe i słupy energetyczne. Wokół trawa, pola, lasy, fermy wiatrowe, droga prosta, samochód za samochodem. Trzeci postój to podwieczorek na przyautostradowym parkingu. Miejsce nie jest wymarzone, ale przynajmniej nie ma tłoku. Grześ ma sobie gdzie pobiegać – ostatnio fascynują go zwłaszcza kratki odpływowe (i uciekanie w stronę przeciwną do kierunku wybranego przez mamę). Sebuś trajkocze jak najęty. Tymo zaczytany w „Baśnioborze”.
Po postoju jeszcze półtorej godziny jazdy i bez problemu trafiamy do zarezerwowanego wcześniej hostelu w Hamburgu (M. strategicznie odpowiednio wcześniej zmieniła się za kierownicą z R.:)) AO Hostel nie oferuje luksusów, nie należy się tez nastawiać na szczególną atmosferę, bo budynek jest duży, położony tuż przy ulicy i nie grzeszy wymyślną architekturą, ale 4-osobowy pokój jest czysty i na potrzeby przespania się jedną noc w zupełności nam wystarcza. Jutro chcielibyśmy wstać wcześnie – ciekawe, czy tym razem się uda:)
Nasz czas: 8:00-18:30, 850 km
30 lipca 2016, sobota
22 stopnie, przelotne opady
Rano w miarę sprawnie zjadamy śniadanie i wymeldowujemy się z hotelu. Na 10:00 mamy zarezerwowane bilety na atrakcję-niespodziankę dla chłopców – obowiązkowy punkt programu dla wszystkich zwiedzających Hamburg z dziećmi i dla każdego fana makiet kolejowych! Miniatur Wunderland (http://www.miniatur-wunderland.de/) – bo o nim mowa – to powstająca od 2000 r. największa makieta kolejowa na świecie (rekord wpisany do księgi Guinnessa)! Obecnie w jej skład wchodzi ponad … 15 km torów, a modele zajmują prawie 1500 m2.
Miniaturowe składy to jednak nie wszystko. Najciekawsze jest to, że pociągi jeżdżą w prawdziwym miniaturowym świecie. Możemy przenieść się w austriackie Alpy z kolejką linową, tunelami, strzelistymi wiaduktami i fabryką czekolady, obejrzeć życie fikcyjnego miasta Knuffingen, poprzyglądać się pracy lotniska, zobaczyć Hamburg z lotu ptaka, a nawet zwiedzić Stany Zjednoczone z Wielkim Kanionem i Skandynawię z miniaturowymi zbiornikami wodnymi, po których pływają statki. Po ulicach chodzą ludzie, jeżdżą samochody, toczy się życie – mamy i koncert z tysiącami fanów, i mecz na stadionie, i wesołe miasteczko, i pracujące fabryki, nawet wypadki samochodowe na ulicach i zawody traktorów w Bawarii. Mając w pamięci wspomnienia z warszawskiego Muzeum Kolejnictwa, spodziewaliśmy się po prostu wielokrotnie większej makiety. Tymczasem rozmach hamburskiego Wunderlandu przyprawia o zawrót głowy. Możnaby tu spokojnie spędzić kilka godzin, przyglądając się poszczególnym fragmentom makiety.
Co kawałek poukrywane są budzące uśmiech scenki rodzajowe – gdzieś chowa się para kochanków, toaleta św. Mikołaja jest zajęta przez bałwanka, nad ulicą lata Superman, jest nawet UFO. W planach jest dalsza rozbudowa makiety – ma powstać m.in. plansza nt. Australii, Włoch i Wielkiej Brytanii.
Starsi chłopcy nie mogą oczu oderwać od ruchomych modeli. Najbardziej podoba im się to, że naciskając odpowiednie przyciski, samemu można uruchamiać poszczególne elementy makiety – np. wprawiać w ruch walczących rycerzy, dzieci na wesołym miasteczku czy duchy w zamkowych podziemiach. Grześ to dużo trudniejszy zwiedzający. Najpierw – chyba przytłoczony tłumem i skalą wszystkiego – za nic z wózka nie daje się wyciągnąć i szybko się nudzi. Potem mamy zwrot o 180 stopni – najchętniej biega wzdłuż całego korytarza, po kilku sekundach ginąc z oczu R., robiącego za nim ze spacerówką w jednej ręce szalony slalom między zwiedzającymi. Z „kolejowych” atrakcji najbardziej podobają się Grzesiowi tory ukryte pod przeszklonym fragmentem podłogi – tamtędy też co chwilę przejeżdżają pociągi!
Kończymy zwiedzanie pełni wrażeń, ale bardzo zmęczeni. Najgorszy jest chyba wszechobecny tłum ludzi. Trudno się przepchnąć do co ciekawszych fragmentów makiety. Trzeba bacznie pilnować dzieci, bo naprawdę łatwo zgubić je z oczu. Odwiedziny tutaj na pewno byłyby znacznie przyjemniejsze poza sezonem. Odpoczywamy dopiero w części gastronomicznej. O dziwo tu pusto i spokojnie, przestrzeń jest urządzona z pomysłem – sala ze stolikami przypomina wnętrze pociągu, a do tego to miejsce przyjazne dla dzieci – mamy dziecięce kino, i mini plac zabaw, i wszystkie niezbędne wygody. W ogólnodostępnej mikrofalówce samemu można podgrzać słoiczek dla malucha. Wszyscy chętnie wsuwamy – a jakżeby inaczej w Niemczech – po kiełbasce i preclu.
Wizyta w Miniatur Wunderland to świetna propozycja dla rodzin z dziećmi. Dodatkowym walorem wycieczki jest usytuowanie makiety w niesamowicie klimatycznej dawnej dzielnicy spichrzowej Hamburga. Widok na surową ceglaną zabudowę, przeoraną kanałami portowymi, to wyrafinowany, smakowity kąsek.
Hamburg – Egense
Po opuszczeniu Hamburga jesteśmy pewni, że niespełna 500-kilometrowa trasa autostradami pójdzie nam szybko i przyjemnie i popołudnie powitamy już na tarasie w naszym duńskim domku. Tymczasem – pewnie ze względu na nasilenie wakacyjnego ruchu – czeka nas niemiła niespodzianka. Zaraz za Hamburgiem zaczynają się parokilometrowe zatory na autostradzie. Gigantyczne korki mają kilka kulminacji, chyba najgorzej jest przed Kanałem Kilońskim i granicą niemiecko-duńską. W korkach – lekko licząc – spędzamy grubo ponad 3 godziny, a nasza średnia prędkość nawet po całym dniu pozostaje niższa niż na legendarnej trasie z Radomia do Rzeszowa. Lepiej robi się dopiero po przekroczeniu granicy. Dwa razy zatrzymujemy się na przyautostradowych postojach, raz w Niemczech, i raz (hotdogi w ramach obiadu – ale tu drogo…) już w Danii. Na miejsce docieramy dopiero po 20:00, po … 8 godzinach jazdy.
Bez problemu odbieramy klucze do naszego domku w filii firmy Novasol w Øster Hurup, a potem gładko trafiamy do naszej mety w Egense (wiwat nasza nawigacja – „Krysia”). To mała miejscowość położona na północno-wschodniej Jutlandii niedaleko Aalborga. Domek (ul. Koraldybet 12) może nie jest bardzo wyględny z zewnątrz – śmiejemy się, że wyglądem przypomina nieco stodołę – w środku jest jednal bardzo przestronny, wygodny i przytulny. Dookoła zielona trawka, cisza, spokój, nikogo za oknem, morze w zasięgu kilkuminutowego spaceru. Uff, nareszcie można odpocząć.
Nasz czas: 12:00-20:20, ok. 450 km