Säntis – najwyższy szczyt północnej Szwajcarii

Säntis – gwiazda masywu Alpstein – to najbardziej rozpoznawalny szczyt całej tej grupy górskiej – łatwo wypatrzyć go z daleka dzięki charakterystycznej sylwetce (i maszcie telekomunikacyjnym na górze;-) ). To jednocześnie najwyższy wierzchołek wapiennego masywu Aplstein i najbardziej znany punkt widokowy w północno-wschodniej Szwajcarii. Widok ze szczytu jest rzeczywiście niebywale rozległy i bogaty – obejmuje aż 6 krajów, widać dwa jeziora: Bodeńskie i Zuryskie oraz całe morze szczytów alpejskich i tych z przedgórza Alp.

8 sierpnia 2018, środa

Rano burze, potem też burzowo, ale na dole gorąco

Kolejką na Säntis (2502 m n.p.m.) – od Jeziora Bodeńskiego po szczyty Alp z lotu ptaka

Kolejki linowe w Szwajcarii są kosmicznie drogie, ale mając kartę zniżkową Bodensee (Bodensee erlebniskarte) wiele z nich mamy w cenie. Dzisiaj nie zapłaciliśmy ani grosza, a płacąc „normalną” cenę zapłacilibyśmy 45 franków/41 euro za bilet dla jednej osoby dorosłej i 22,50 CHF lub 20,5 euro dla dziecka w wieku powyżej 6 lat. Wszystkie szczegóły – rozkład jazdy, harmonogram eventów, ceny przejazdów itp. można sprawdzić na stronie internetowej www.saentisbahn.ch

W Schwägalp wita nas sielski widok szałasów pasterskich.

Kolej oferuje także specjalne – i odpowiednio droższe – wjazdy na Säntis, np. na wschody słońca (wyjazd o 5.00 rano w lipcu i o 6.00 w sierpniu, wersja ze śniadaniem w formie bufetu), romantyczne nocne wyjazdy organizowane raz na cztery tygodnie podczas pełni księżyca, wjazd na niedzielny obiad itp. Ceny oczywiście powalają… Na przykład wjazd z jednym noclegiem, śniadaniem i obiadem dla dwóch osób kosztuje, bagatela, 310 euro… No, my odpadamy 🙁

Nasz wjazd na Säntis

Kolejka rusza z miejscowości Schwägalp. Samochód można bez problemu zostawić na bezpłatnym parkingu. Dolna stacja kolejki leży na wysokości ok. 1300 m n.p.m., a górna spogląda z perspektywy 2502 m n.p.m.. Chłopcy żartują, że jesteśmy dziś wyżej niż Polska – trzy metry bo trzy metry, ale zawsze;-). Gigantyczny wagonik wielkości domku pokonuje tę wysokość w zaledwie 10 minut. Zadziwia nas to, że kolejka pokonuje 1200 m przewyższenia bez żadnej pośredniej podpory! Po prostu jedno wielkie ziuuuu!!! 😉

Säntis

Säntis jeszcze ginie w chmurach, ale pogoda się poprawia.

Budynek dolnej stacji jest ogromny i nowoczesny.

I jedziemy w górę! Na dole zostaje wielki budynek kolejki i hotelu.

Grześ spogląda na wapienne skały Säntisa.

Cała infrastruktura jest bardzo nowoczesna. Dolna stacja przypomina stylistyką recepcję hotelową, na górze wystrój minimalistyczny, co najmniej dwie restauracje i kilka tarasów widokowych. Można też „honorowo” wejść na własnych nogach z budynku na sam wierzchołek – ale to zajmuje dwie minuty i więcej tu betonowych schodów niż skał.

Säntis – szczyt i widoki

Widok na najbliższe otoczenie kopuły szczytowej jest bardzo surowy. Skały pokrywają gdzieniegdzie resztki śniegu. Odczucie skalnego pustkowia potęgowane jest dodatkowo przez betonowe zaaranżowanie kopuły szczytowej. Budynki na szczycie przypominały nam nieco szczyt Zugspitze w Alpach Bawarskich, choć tam skala industrializacji wierzchołka góry jest wielokrotnie większa – na Zugspitze – najwyższy szczyt Niemiec – wjeżdża w końcu pociąg! My weszliśmy tam honorowo, na nogach od samego dołu (relacja z wycieczek po pięknych Alpach Bawarskich tutaj), dziś, z dzieciakami, musieliśmy zadowolić się kolejką.

Kopułę szczytową tworzą fantastycznie pofałdowane warstwy skalne.

Widoki ze szczytu zadziwiają rozległością.

Morze szczytów na południu zachwyca nas od pierwszego spojrzenia.

Kto żyw, bierze się za fotografowanie!

Najpierw rodzinna fotka.

Teraz władcy na tronie.

Skąd ci Szwajcarzy wiedzieli, że trzeba zrobić potrójny tron?

Dobrze, że wzięliśmy ze sobą bluzy i kurtki, przydają się, szczególnie dzieciom – temperatura na tej wysokości jest znacznie niższa, dodatkowo wrażenie chłodu potęguje wiatr. Widok – mimo nie najlepszej widoczności – jest rzeczywiście imponujący. Można postudiować topografię otaczającego nas masywu Alpstein, spojrzeć na północ, w stronę Jeziora Bodeńskiego, a przede wszystkim zobaczyć morze alpejskich szczytów na południowo-wschodnim horyzoncie. Widać nawet czterotysięcznik – Piz Bernina!

Tak, chłopaki, my też z tęsknotą patrzymy na drogowskazy – gdzie też byśmy stąd poszli (albo skąd przyszli…)

Skalne otoczenie specyficznie komponuje się z betonowymi konstrukcjami…

Oczywiście zdobywamy też właściwy szczyt!

Spod niego spoglądamy w stronę odwiedzonego wczoraj Ebenalp i Seealpsee.

Nie jesteśmy fanami takich budowli na górskich szczytach…

Północno-zachodnie ramię Säntisa, a ponad nim widoczne prawie całe Jezioro Bodeńskie.

Kulminację Altmana tworzą fantastycznie pofałdowane warstwy skalne.

Wapienny masyw Alpstein ma swój wyjątkowy charakter.

Säntis

Na koniec wyjrzało słońce i jeszcze bardziej podkreśliło urodę otoczenia Säntisa.

Chętnie spoglądamy na wschód, w stronę Ebenalp i jeziora Seealpsee, które oglądaliśmy wczoraj (relacja tutaj). Podziwiamy też teraz z bliska sylwetkę Altmana – drugiego co do wysokości szczytu masywu Alpstein.

Kolejna kolejka już czeka!

W trakcie naszego pobytu na szczycie (byliśmy tam zaledwie kilkadziesiąt minut) na chwilę wyjrzało słońce, dodatkowo pogłębiając perspektywę. Dzieciaki nie pozwalają nam jednak długo kontemplować widoków, nie przedłużamy więc wizyty na górze, tylko ruszamy w dół z zamiarem wjechania na jeszcze jeden szczyt grupy Alpstein – Krönberg. Skoro mamy wjazd „za darmo” w ramach karty Bodensee Erlebniskarte, to czemu nie skorzystać! (relacja z wjazdu na Krönberg, który zachwyca widokiem na Säntis i infrastrukturą stworzoną szczególnie z myślą o młodszych turystach tutaj).

Pora zjeżdżać – dzisiaj czeka na nas jeszcze Krönberg.