Przepiękna widokowa trasa zapoznająca z masywem Tarnicy, jedna z żelaznych wypraw bieszczadzkiego turysty. Długa wędrówka partiami szczytowymi z szerokimi, panoramicznymi widokami o prawdziwie bieszczadzkim oddechu. W zimie poważna całodzienna wyprawa górska, do odbycia tylko w odpowiednich warunkach śniegowych (w Bieszczadach lawiny zdarzają się rzadko, ale jednak się zdarzają, m.in. w masywie Rawek i Tarnicy właśnie), z odpowiednim ekwipunkiem i przy dobrej widoczności – przy mgle łatwo o pobłądzenia.
Klasyczna pętla z Wołosatego przez Tarnicę, Halicz i Rozsypaniec
27 stycznia 2018, sobota
Słonecznie, temperatura w okolicach zera
Na Tarnicę chcieliśmy wejść rodzinnie w maju tego roku, wtedy jednak Sebuś rozchorował się na anginę, a szczyt zdobył sam Tymek, wędrując z naszymi przyjaciółmi (relacja z pięknych wiosennych bieszczadzkich wędrówek tutaj). Dziś po raz kolejny mamy okazję wybrać się na królową Bieszczadów, tym razem tylko we dwoje. Pogoda piękna, niewielka pokrywa śnieżna – warunki wymarzone. Hurra, idziemy!
Wołosate-Tarnica
Samochód zostawiamy na parkingu w Wołosatem ok 500 m poniżej wyjścia szlaku. Po chwili marszu asfaltem czerwone znaki skręcają w lewo. Trudno się pomylić, bo nasz cel widoczny jest jak na dłoni – Tarnica dumnie wygląda zza drzew. Zaczynamy niezwykle przyjemną wędrówkę ośnieżonymi rozległymi łąkami. Nachylenie jest na razie niewielkie, endorfiny buzują. Warto czekać na takie dni!
Po chwili łąki się kończą i dochodzimy do krawędzi lasu. Ścieżka najpierw prowadzi przez brzozowy zagajnik (widzieliście kiedyś brzozy w górach?), który potem przechodzi w las bukowy, właśnie taki, jaki spodziewacie się zobaczyć w Beskidach.
Lekko już było, czas na właściwe podejście. Nasza łagodna poprzednio ścieżka teraz stromo pnie się przez las. Drewniane schodki, które w ciepłych porach roku pomagają w zdobywaniu wysokości, teraz są przykryte równą, stromo udeptaną warstwą śniegu. Gdybyśmy siedli na czterech literach, to raz, dwa i jesteśmy w Wołosatem! Wyciągamy z plecaka raczki turystyczne – pełnych raków nie zabieraliśmy na dzisiejszą wycieczkę, ale te „rekreacyjne” na stromych odcinkach ścieżki okazały się zupełnie przydatne.
Im wyżej, tym buki bardziej karłowacieją. Nieco ponad godzina od wyjścia i stajemy ponad górną granicą lasu. Ale tu pięknie! Podszczytowe połoniny Tarnicy pozwalają na cieszenie oka całymi tymi wspaniałościami, dla których wszyscy w pocie czoła zdobywają kolejne metry wysokości. Ale wiecie, co jest najlepsze? Że panoramiczne widoki, z którymi właśnie się powitaliśmy, będą towarzyszyć nam niemal przez całą dzisiejszą wycieczkę!
Nieco przed górną granicą lasu przy szlaku stoi drewniana wiata – to bardzo dobre miejsce na postój, bo na szczytach zazwyczaj mocno wieje. Gdy wchodziliśmy, wiata była zajęta – postanowiliśmy więc poszukać dogodnego miejsca na odpoczynek później.
Przy opuszczaniu lasu ścieżka skręca w prawo i zaczyna wprowadzać prosto na Przełęcz pod Tarnicą. Stąd na szczyt już tylko rzut beretem – ledwie 15 minut marszu. Ścieżka wypłaszcza się, możemy więc uspokoić oddech i do woli cieszyć cię pysznymi widokami. Noga za nogą i po chwili stajemy na przełęczy.
Przełęcz pod Tarnicą to ważny węzeł szlaków, więc ludzi tu zazwyczaj sporo. Tak jest i dzisiaj – ilość oczywiście spora jak na zimowy, nie letni dzień. Wieje jednak dość mocno – szkoda, że nie udało nam się przycupnąć jeszcze w wiacie. No nic, trawersujemy kawałek kopułę szczytową Tarnicy i siadamy nieco poniżej szlaku. Jest zupełnie przyzwoicie – grzbiet trochę osłania nas od wiatru.
Wejście na szczyt Tarnicy z przełęczy jest krótkie, łatwe i niemęczące. Po chwili stajemy na szczycie. Robimy sobie obowiązkowe zdjęcie do książeczek KGP i ruszamy na dół.
Tarnica Halicz Rozsypaniec
Dalej idziemy czerwonym szlakiem w kierunku Przełęczy Goprowskiej i dalej – Halicza i Rozsypańca. Że to szlak czerwony, wiemy tylko teoretycznie – teraz wszystkie znaki są poukrywane pod śniegiem, a w wyborze odpowiedniego kierunku podpowiada tylko mapa i ślady ludzi, którzy szli przed nami.
O ile szlak na Tarnicę był pięknie przedeptany i zasadniczo zupełnie niekłopotliwy, teraz zaczyna się większa zabawa. Ścieżka jest zdecydowanie mniej uczęszczana niż ta z Wołosatego na Tarnicę – szło przed nami może kilka osób. W zależności od kaprysów wiatru śnieg raz jest zmrożony i wyślizgany, raz – nawiany i przepadający. Momentami zapadamy się za kolana. Największej uwagi wymaga trawers stoków Krzemieńca – ścieżka tu jest niewyraźna i wąziutka – chyba każdy szedł trochę inaczej. Każdy krok wymaga od nas wysiłku – raz idziemy wielkimi krokami w po głębokich śladach, innym razem nasz trawers jest bardzo zmrożony – każdy krok wymaga tu uwagi – trzeba dobrze wbijać buty w śnieg, bo przed nami kilka osób zjechało po kilka metrów w dół stoku (ślady tych zsunięć mobilizują nas do wzmożenia uwagi). No, po kilkuset metrach człowiek zaiste czuje, że żyje.
Na szczęście wraz z trawersem Krzemienia kończą się kłopoty. Trawers Kopy Bukowskiej jest dużo wygodniejszy. Ścieżka nadal bywa kapryśna – raz zmrożona, raz przepadająca, raz niewidoczna, ale idzie się zdecydowanie bardziej komfortowo. A otoczenie przed nami iście bajkowe. Tylko my, słońce, śnieg i cały świat pod nami. Przypływu euforii, jaka ogarnia człowieka w takich momentach, nie da się opisać, ale co tu dużo mówić – to uczucie zna chyba każdy górski włóczykij😊
Dostojny Halicz z piękną, regularną bryłą jest coraz bliżej. Pod samym szczytem siadamy chwilę za oszadzionym świerkiem, który zapewnia jako taką osłonę od wiatru – uff, musimy trochę odsapnąć. Pora coś przakąsić i … złożyć ofiarę Bieszczadom za przejście pięknego szlaku. Na szczęście to ofiara bezkrwawa, powiedzielibyśmy „stomatologiczna”. Cóż, jedzenie zmrożonych snickersów nie zawsze kończy się dobrze😉
Kto wdrapie się na Halicz, ten zapewne zapragnie nigdy nie wracać na dół. Widoki są przepiękne. W ciepły letni dzień na pewno zabawilibyśmy tu znacznie dłużej, dziś jednak do dalszego marszu pogania nas nieprzyjemny zimny wiatr i krótki zimowy dzień.
Pół godziny marszu i stajemy na kolejnym szczycie na naszej trasie – Rozsypańcu (1280 m). O ile w konkursie na najpiękniejszą sylwetkę Halicz uplasowałby się w ścisłej czołówce, o tyle o Rozsypańcu moglibyśmy powiedzieć, że nieco stracił figurę😊 Widoki są jednak niemal równie ładne jak z Halicza. Przed nami ukraińskie Bieszczady z najwyższymi bieszczadzkimi szczytami, w tym Pikujem (1408 m) . Na pierwszym planie piękna sylwetka Kińczyka Bukowskiego.
Halicz-Wołosate
No, teraz już będzie tylko w dół. Zmęczenie daje już o sobie znać, ale od przełęczy przed Haliczem szlak jest już znacznie wygodniejszy, nikną też problemy orientacyjne. Pół godziny łatwej wędrówki i stajemy na Przełęczy Bukowskiej (1107 m), oddzielającej Rozsypaniec od Kińczyka. Przełęcz znajduje się na granicy polsko-ukraińskiej, o czym przypominają kolorowe słupki graniczne i czerwone tablice broniące wstępu na pas drogi granicznej. Na Przełęczy Bukowskiej kończą się też szerokie panoramy, które towarzyszyły na dziś przez cały dzień – zaraz wejdziemy w las. W wiacie na przełęczy siadamy na nieco dłuższy odpoczynek – należy nam się!
Ostatni odcinek naszej dzisiejszej wycieczki prowadzi drogą gruntową prowadzącą na przełęcz z Wołosatego – niedostępną teraz dla samochodów. Droga jest łagodnie nachylona i wygodna, ale mamy jeszcze do pokonania spory dystans – to, co przeszliśmy grzbietami, teraz musimy wrócić drogą. Droga najpierw wygina się w serpentyny, potem sprowadza na dno doliny Wołosatki i biegnie już prosto.
Z przełęczy do Wołosatego schodzi się ok. 2 godziny. Po drodze mijamy jeszcze drugą wiatę turystyczną, idealną na odpoczynek – po ok. godzinie drogi. My już nie rozsiadamy się na dłużej, tylko spieszymy się na dół – w tych okolicach nie ma zasięgu, a dziś Tymo wraca z zimowiska harcerskiego. Te ponad 8 kilometrów w nieco kopnym śniegu dało się nam trochę we znaki – zazdrościliśmy skiturowcom, że mogli ten nużący fragment trasy pokonać znacznie szybciej.
Nasz czas: 8:20 – 16:50, ok.22km, łącznie około 1050 m przewyższenia
Wycieczka była bajkowa. Widoki przyprawione zimą przepyszne. To jeden z dni, do których człowiek będzie chciał wracać i wracać…
Więcej propozycji wycieczek po Bieszczadach? Zajrzyjcie tutaj. 🙂