Szwajcaria Saksońska to nasz przystanek w podróży na rodzinne wakacje do Schwarzwaldu. Jak tam jest pięknie! Na razie zobaczyliśmy tylko słynny most Bastei i szukaliśmy drogi w skalnym Labiryncie, ale ten jeden dzień tylko zaostrzył nam apetyty. Na pewno jeszcze tu wrócimy!
4 sierpnia 2017, piątek
Częściowe zachmurzenie, ok. 25 stopni – idealna pogoda na wakacje
Szwajcaria Saksońska
Szukając miejsca na nocleg po drodze do Schwarzwaldu i wertując przewodniki, zobaczyliśmy na zdjęciach miejsca jak z bajki: most Bastei, rozsiadłą na szczycie wzgórza twierdzę Königstein, meandrującą Łabę, której dolina została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Szwajcaria Saksońska, zwana też Saską Szwajcarią, obejmuje niemiecką część Gór Połabskich i oferuje jedne z najpiękniejszych krajobrazów w Niemczech. Część obszaru chroniona jest w formie parku narodowego. Krajobraz Szwajcarii Saksońskiej jest bardzo zróżnicowany. Szczególnie malownicze są skały z piaskowca, które w wyniku erozji uzyskały niezwykle wymyślne kształty. Malownicze ściany skalne wystrzelają niemal pionowo do góry – to raj dla wspinaczy i miłośników pięknych krajobrazów. Wytyczono tu wiele szlaków zarówno na krótkie spacery, jak i na wielogodzinne i wielodniowe wycieczki. Przez jeden dzień Szwajcarii Saksońskiej absolutnie nie można zwiedzić –można jedynie się przekonać, że człowiek chętnie tu wróci raz jeszcze, i to jak najszybciej!
W ogóle bardzo nam się podobają wschodnie Niemcy, zwłaszcza jak już zjedziemy z autostrady. Miasteczka i wioski są takie autentyczne, gdzieniegdzie podniszczone. Wszędzie dużo starej szachulcowej zabudowy, przy wąskich uliczkach stoją urokliwe stare kościółki z wysokimi wieżami.
Szwajcaria Saksońska – co wybrać na jeden dzień pobytu z dziećmi?
Do Szwajcarii Saksońskiej przywabił nas – jak zapewne wielu turystów przed nami – fantastyczny most Bastei. Nie chcieliśmy tu jednak zaglądać w najbardziej obleganych godzinach – ta jedna z największych atrakcji turystycznych wschodnich Niemiec w sezonie letnim przyciąga dzień w dzień tysiące turystów. Przeciskanie się w tłumie może jednak obrzydzić nawet najpiękniejsze miejsce – decydujemy się więc odłożyć Bastei na wieczór. Będzie i pusto, i światło będzie lepsze. Wybieramy miejsce dużo mniej popularne, ale niesamowicie atrakcyjne dla dzieci – grupę skał zwaną Labiryntem.
Labirynt – fantastyczne formacje skalne na północ od miejscowości Rosenthal-Bieletal
Z punktu widzenia dziecka to lepsze niż najlepszy plac zabaw! Z punktu widzenia dorosłego: możliwość obejrzenia ciekawych naturalnych formacji skalnych, przypominających nasze Błędne Skały. Niedługa, ale bardzo atrakcyjna trasa. Żelazna atrakcja turystyczna dla rodzin z dziećmi! Ścieżka kluczy między piaskowcowymi skałami o najwymyślniejszych kształtach, przeciska się przez wąskie szczeliny i ciemne tunele. W odnalezieniu trasy zwiedzania pomagają strzałki z kolejnymi numerkami – od 1 do 29. Jeśli jakieś przejście oceniamy jako za trudne dla nas lub dla naszych pociech, można bez problemu je obejść i znaleźć własną, łatwiejszą ścieżkę.
Trasa jest świetna dla dzieci w każdym wieku (choć maluchów z oczu nie można tu spuścić – w wielu miejscach można spaść), w ograniczonym stopniu nadaje się dla dziecięcych wózków. W wąskich przejściach trudno zmieścić się z plecakiem lub nosidłem (ale zawsze można znaleźć bezproblemowe obejście). Spacer po Labiryncie (tempem rodzinnym:) zajmuje ok. półtorej godziny. Grupa skał „Labirynt” znajduje się na północ od miejscowości Rosenthal-Bieletal. Nam dojazd zajął sporo czasu – ze względu na remonty i zamknięcia drogi w okolicy miejscowości Leupoldis-Hain musieliśmy szukać objazdów, ale w normalnych warunkach powinno dojechać się bezproblemowo. Samochód można zostawić na leśnym parkingu.
Wszyscy nasi chłopcy są zachwyceni wycieczką. Tymo odważnie wspina się na najwyższe skały, Sebuś dzielnie przeciska się przez ciemne przesmyki, Grześ nie boi się niczego – jeśli tylko trzyma za rękę Mamę lub Tatę😊
Po południu jemy obiad, który przywieźliśmy sobie jeszcze z domu, i kładziemy Grześka spać na drzemkę do łóżeczka – jutro planujemy przejazd do Schwarzwaldu, Biedak, pewnie znów spokojnie sobie nie pośpi.
Most Bastei
Ten wyjątkowo fotogeniczny most, zawieszony nad lustrem Łaby, to chyba najbardziej znana atrakcja Szwajcarii Saksońskiej. To jeden z niewielu przykładów sytuacji, kiedy ingerencja człowieka w krajobraz nie zeszpeciła otoczenia, a wręcz przeciwnie – dodała krajobrazowi wiele tajemniczości i wzbogaciła go o baśniowy wymiar. Nazwa pochodzi od formacji skalnej, nazwanej „basztą” (bastei) właśnie. Skała góruje niemal 200 m nad lustrem Łaby. To miejsce o długich tradycjach turystycznych – pierwszy drewniany most przerzucono w tym miejscu niemal 200 lat temu – kładka połączyła Bastei z pozostałościami średniowiecznego zamku Neurathen. Z mostu dobrze widać znane formacje skalne: Lilienstein i Pfaffenstein oraz słynną twierdzę Königstein zajmującą całą wierzchowinę wzgórza Königstein (360 m n.p.m.).
Zwiedzanie w tłumie odbiera Bastei wiele uroku. Rozwiązanie = przyjechać tu wcześnie rano lub wieczorem. U nas pierwsza opcja odpada, jednak druga doskonale zdaje egzamin. Przyjeżdżamy na parking przed 18:30. Towarzyszą nam tylko nieliczni turyści Dodatkowy atut wybrania tej pory dnia to piękne światło – fotografie wyjdą dużo ładniej niż w południe. Na spokojne pospacerowanie po Bastei oraz odwiedzenie ruin twierdzy i okolicznych punków widokowych potrzeba ok. 2 godzin (ale można zaplanować też okrężny kilkugodzinny spacer). Samochód można zostawić na dużym płatnym parkingu, znajdującym się ok. 10 min drogi od Bastei.
Będąc na moście Bastei, koniecznie trzeba odwiedzić pozostałości średniowiecznej twierdzy Neurathen (wstęp dodatkowo płatny, jednak wieczorem nie są już pobierane opłaty). Zwiedzanie jest niesamowicie atrakcyjne pod względem widokowym – to spacer po wierzchołkach strzelistych piaskowcowych skał, połączonych ze sobą mostkami. Z twierdzy nie zachowało się prawie nic, jednak odpowiednie tablice (również w języku polskim) informują o dawnym rozkładzie architektonicznym warowni.
Wszyscy nasi chłopcy są dziś wyjątkowo dzielnymi kompanami. Starsi chłopcy chętnie zajmują się fotografowaniem (do tego głownie służą im komórki na wyjazdach), dla Grześka bardziej atrakcyjne są schodki i kamyczki. O wejście do nosidła prosi dopiero po półtorej godziny spaceru (a przed południem całą trasę w labiryncie przeszedł na własnych nogach).
Nasz czas (bez dojazdów): Labirynt: ok. 11.30-13.30; Bastei: 18:30-20:30
Szwajcaria Saksońska – prolog,
czyli jak tam dotarliśmy
Wyjeżdżając na wakacje z dziećmi dalej niż 1000 km (lub dłużej niż 10 godzin jazdy), zwykle planujemy nocleg po drodze. Gdy w przewodniku po Niemczech zobaczyliśmy zdjęcie słynnego mostu Bastei, od razu wiedzieliśmy, gdzie zatrzymamy się tym razem😉Zmobilizowaliśmy się do wygospodarowania dodatkowego pół dnia wolnego w pracy, dzięki czemu mamy dodatkowy cały dzień (piątek) na zwiedzanie!
3 sierpnia 2017, czwartek
Podróż do Schwarzwaldu, dzień 1.
R wraca z pracy o 12:00, M. finalizuje trwające od kilku dni pakowanie i ok. 14:00 wyjeżdżamy. Kierunek: Szwajcaria Saksońska!
Zatrzymujemy się na placu postojowym przy ekspresówce S8 ok. 30 km przed Wrocławiem. Najlepszą zabawką starszaków okazują się foliowe worki puszczane na wietrze. Świetnie się bawimy w „Baloniku nasz malutki” i „Idzie zuch, wicher dmucha”. Jak to czasem niewiele trzeba, żeby było fajnie.
Kolejny postój robimy na stacji w Bolesławcu przy granicy polsko-niemieckiej (trzeba zjechać ok. kilometr z autostrady, ale jest dużo taniej). Jemy zapiekanki i hotdogi, siedząc na krawężniku przy samochodzie. Grzesiek pierwszy raz w życiu je hotdoga! Jednak trzylatek a dwulatek to zupełnie inna bajka.
Po zjeździe z autostrady droga prowadzi przez tajemnicze wąwozy między porośniętymi lasem skalnymi ścianami. Przy zapadającym zmroku wszystko wydaje się bardzo tajemnicze. Przejeżdżamy przez Bad Schandau – główny ośrodek turystyczny Szwajcarii Saksońskiej. Baśniowa atmosfera sprawia, że pięknie podświetlony w nocy punkt widokowy na zboczu nad Łabą przypomina Sebusiowi rzecznego potwora. Na miejsce docieramy nie bez przygód, ale o tym za chwilę ;-).
Nasz przejazd: 14:00-22:00, 630 km
Nasza meta,
czyli nocleg z przygodami
Dwa noclegi zaplanowaliśmy spędzić w malutkim domku przy granicy z Czechami. Nasza Krysia (tak ochrzciliśmy głos w naszej nawigacji) prowadzi nas dzielnie aż do ostatniego miasteczka. W Reinhardtsdorf-Schöna każe nam skręcić w ślepą uliczkę. Dopiero po chwili znajdujemy właściwy skręt na naszą drogę. A ta ciągnie się i ciągnie. W końcu wyprowadza nas z miejscowości i wprowadza do lasu. O matko, gdzie my jedziemy? Stromą i wąziutką dróżką zjeżdżamy aż na dworzec kolejki podmiejskiej (S-Bahn). Zatrzymujemy się, patrzymy – widać numer 102, ale domku ze zdjęć ani śladu…
Jest już po 22:00, ciemno…Rzucamy się do komórek, żeby sprawdzić jeszcze raz adres. Na Airbnb stoi jak nic 102… Na szczęście w końcu znajdujemy też indywidualną stronę gospodarza ferienhaus-elisabeth.de i tam okazuje się, że to 102D. Ta jedna literka dodatkowo oznacza, że musimy zawrócić i podjechać kilkaset metrów z powrotem w górę. Tam już znajdujemy główny dom (zajęty przez innych gości) i nasz domek ukryty za nim. Szybko kłądziemy dzieci, sami zasypiamy po ogarnięciu niezbędnych rzeczy już po północy.
Reinhardtsdorf-Schöna, Bahnhofstrasse 102.
Jest całkiem przytulnie, wygodnie i czysto. Może poza łazienką (brak kabiny, woda z prysznica leci na całą podłogę). Ogólnie dobre wykorzystanie stosunkowo niewielkiej powierzchni. Grześ śpi w naszym łóżeczku turystycznym, chłopcy na dwóch „górnych” łóżkach, my pod nimi na rozkładanej kanapie.
Czar pryska o 7:30 rano. Z sąsiedniego większego domu do wynajęcia słychać każdy hałas, bo dzieli nas tylko ok. półtora metra – okna w okna. A po 8:00 zaczynają się naprawdę wielkie hałasy – ktoś wali w nasze ściany i sufit! No tak, w nocy zauważyliśmy rusztowania dookoła domku. Przez cały dzień trwa rozbiórka istniejącego dachu – nie do wiary – w NASZYM DOMKU! – hałas jest straszny, do tego tuż pod oknami spadają części dachu i plączą się wytatuowani fachmani z gołymi klatami. W sumie samo życie, ale gospodarz ani nie uprzedził nas przed przyjazdem, ani nie przeprosił w trakcie pobytu za utrudnienia. Natomiast nie omieszkał uprzedzić dwa dni temu, że za pościel trzeba zapłacić 10 euro za osobę… Szkoda gadać! Napiszemy odpowiednią opinię na Airbnb…
Te niedogodności zepsuły ogólne wrażenie, bo sam domek był całkiem wygodny i (w porównaniu z innymi noclegami w okolicy) niedrogi – kosztował 104 euro za dwa noclegi (plus koszty pościeli). Z drugiej strony jednak – zostanie w naszej pamięci!