Łysa Polana – Dolina Białej Wody – (i wypad na Polski Grzebień) przełęcz Rohatka – Dolina Staroleśna – Smokowiec
Piękne przejście w poprzek pasma Tatr Wysokich. Trasa o wyjątkowych walorach widokowych, niezwykle urozmaicona. Górne piętra Doliny Białej Wody to jeden z naszych ulubionych plenerów tatrzańskich. Jedynym mankamentem trasy jest jej długość – 25 km i 1500 m przewyższenia – no i – dla zmotoryzowanych – konieczność zorganizowania sobie powrotu do punktu wyjścia. Czy jednak takie rzeczy mogą być jakąkolwiek przeszkodą dla prawdziwego miłośnika Tatr? No pewnie że nie!
12 lipca 2018, czwartek
To jeden z paradoksów tatrzańskich. Podczas gdy w pogodny letni dzień drogę do Morskiego Oka pokonują tysiące ludzkich stóp, po przeciwnej stronie Białki nie ma prawie żywego ducha – a dolina Białki (wyżej Białej Wody) to przecież jedna z najpiękniejszych tatrzańskich dolin! Ale – wiecie – może to i dobrze? Słoneczko świeci, zbocza Młynarza pysznią się swym ogromem, a my te wspaniałości mamy tylko dla siebie!
Nasza dzisiejsza trasa to właściwie materiał na trzy wycieczki: 1. Doliną Białej Wody na Rohatkę 2. Doliną Białej Wody na Polski Grzebień oraz 3. Doliną Staroleśną. Na takie ‘tranzytowe’ przejście z północy na południe przez całe pasmo Tatr Wysokich od lat ostrzyliśmy sobie zęby. Białą Wodą szliśmy ostatnio 12 lat temu – ach, co to była za wyprawa! Nasz najstarszy syn miał zaledwie pięć miesięcy, a my jako młodzi rodzice wygłodniali wypuszczenia się na górski szlak uprosiliśmy Babcię, żeby pojechała z nami w Tatry i została na jeden dzień z małym. M. jeszcze karmiła, co dodatkowo utrudniało całą logistykę. Dało się? Dało! …choć Biała Woda nie była zapewne najlepszym wyborem dla niedospanych młodych rodziców o mocno nadszarpniętej kondycji fizycznej;) (tamtą szaloną wyprawę opisujemy tutaj).
12 lat później znów wędrujemy tą trasą – sentymentalnie w równiutką 15. rocznicę naszego ślubu! Szlak Doliną Białej Wody jest wyjątkowo długi i wymagający kondycyjnie, no i bardzo trudno włączyć go w jakąkolwiek sensowną jednodniową pętlę. Jeśli nie chcecie więc wracać tą samą drogą, którą przyszliście, można pomyśleć o wyprawie „tranzytowej” – północ-południe. My zrobiliśmy tak: podjechaliśmy z Tatrzańskich Zrębów (gdzie mieszkaliśmy) do Łysej Polany. Tam zostawiliśmy samochód (bez sensu jechać na zatłoczoną Palenicę Białczańską, można zostawić auto na parkingu po słowackiej stronie granicy w cenie 20 zł lub 5 euro za dzień), a następnie jednego dnia przeszliśmy zaplanowaną trasę Doliną Białej Wody przez Rohatkę i Dolinę Staroleśną do Smokowca. Drugiego dnia zaplanowaliśmy kolejną piękną trasę „tranzytową”, tym razem południe-północ, tak aby na jej koniec wylądować przy aucie (przepiękne przejście przez Dolinę Zimnej Wody i Dolinę Pięciu Stawów Spiskich, Przełęcz Lodową oraz Dolinę Jaworową do Tatrzańskiej Jaworzyny k. Łysej Polany, relacja z tej wycieczki tutaj). Dwa dni przepięknych wrażeń i fantastycznych, zmiennych widoków (od razu uczciwie ostrzegamy: gdy obudzicie się drugiego dnia rano, mając w nogach 30 km i solidne przewyższenie, i pomyślicie sobie, że dziś czeka Was powtórka z rozrywki, przez chwilę będziecie zastanawiać się, czy na pewno w ogóle chcecie wstać z łóżka – na szczęście myśl ta przemija równie szybko, jak się pojawia – po kilku pierwszych krokach na szlaku nie ma już po niej śladu:)).
Dolina Białej Wody
Zaczynamy wycieczkę na Łysej Polanie. Szlak wiedzie wzdłuż Białki po słowackiej stronie granicy. Białka dostojnie toczy swoje wody, wokół rosną bujne lepiężniki, a my ćwiczymy nogi na pierwszym, asfaltowym odcinku drogi.
Po ok. 3 km stajemy na jednym z najpiękniejszych miejsc na całej naszej dzisiejszej trasie. Polana Biała Woda jest zalana słońcem, a widoki na zbocza Młynarza zapierają dech w piersiach. Nasze schronisko w Roztoce jest tuż obok – leży tuż za potokiem – mamy nadzieję, że plany zbudowania mostka umożliwiającego turystom przejście z Roztoki prosto na Polanę Biała Woda wreszcie zostaną zrealizowane!
Po krótkim postoju fotograficznym ruszamy dalej przed siebie. Zatrzymujemy się jeszcze tylko na chwilkę przy połączeniu dwóch potoków – Rybiego i Białej Wody. Oba płyną dalej już jako Białka. Turyści dążący do Morskiego Oka wędrują Doliną Rybiego Potoku, a my trzymamy się doliny Białej Wody.
Odległość powoli daje znać o sobie – chcąc nie chcąc na Polanę pod Wysoką mamy do pokonania 9 km, a dopiero za nią Dolina Białej Wody tym najbardziej wytrwałym pokazuje swoje skarby. No właśnie, ale gdzie jest ta Polana pod Wysoką? Pamiętamy, że powinna być na wysokości 1300 m po ok. 2,5 godz. od początku szlaku. A tymczasem my idziemy, i idziemy, 2,5 godziny, 2,45’, trzy prawie, ledwie żyjemy i nic! No kurczę, aż tak źle z tą naszą kondycją?
No nie, tak źle nie jest, tylko polanę przegapiliśmy:) Polana pod Wysoką w ostatnich latach coraz bardziej zarasta lasem, więc przeszliśmy przez nią jakby nigdy nic i dopiero wchodząc na kolejny zakos wśród kosodrzewin, zorientowaliśmy się, że jest coś nie tak! Wierzcie czy nie, ale to był moment kiedy odetchnęliśmy z ulgą. I od razu sił nam przybyło. I poczuliśmy, że odpoczynek jest w pełni zasłużony!
Po pokonaniu progu doliny wchodzimy w prawdziwy ogród ziół. Jak tu pięknie! Jak pachnąco! Gdzieś z boku szumi Potok Litworowy, a my nie możemy nadziwić się, że jakie piękne kompozycje stworzyła natura. Jak śmieszne wydają się przy tym skalniaczki w przydomowych ogródkach!
Kolejny odpoczynek urządzamy sobie na wysokości 1860 w okolicy Litworowego Stawu. To naszym zdaniem jeden z najpiękniej położonych stawów w Tatrach. W tle Rysy, Ganek, Wysoka. Choćby dla tego widoku po stokroć warto było pokonywać kolejne kilometry początkowego odcinka Doliny Białej Wody!
W takiej scenerii kolejne 200 m w górę mija nie wiadomo kiedy – raz, dwa i stajemy przy Zmarzłym Stawie pod Polskim Grzebieniem (2040 m). W porównaniu z Litworowym Stawem jest tu dużo surowiej. Chłodny wiatr zniechęca od dłuższych postojów. Kierujemy się więc dalej do góry. Jak głośno echo odbija głosy ludzi schodzących z Polskiego Grzebienia! Można prawie bawić się w zabawę w podsłuchiwanie – pamiętajcie na tym odcinku nie mówić głośno o żadnych swoich tajemnicach!
Wejście na Polski Grzebień (2200 m n.p.m.)
Po 5,5 godziny od wyruszenia na szlak stajemy wreszcie na rozstaju szlaków pod Polskim Grzebieniem. W pierwotnych planach mieliśmy iść prosto na Rohatkę, ale problemem nr 1 staje się niespodziewanie złapanie zasięgu komórkowego. A dlaczego? Bo obiecaliśmy naszym chłopakom przebywającym aktualnie na obozie harcerskim (pozdrawiamy 19 WDH „Przygoda” i 19 WGZ „Tęczowe Iskierki”!), że dziś do nich zadzwonimy. Biegamy więc z komórką z jednego miejsca do drugiego, a zasięg raz jest, raz go nie ma – z naciskiem na to drugie. Postanawiamy w końcu wejść na nieodległy Polski Grzebień – na przełęczy zazwyczaj z zasięgiem jest lepiej. Jak myślimy, tak robimy, przez co dokładamy dodatkowe 100 m przewyższenia i – z rozmowami licząc – godzinę do naszej wycieczki. Na szczęście po świeżo wyremontowanym szlaku na Polski Grzebień wchodziło się sprawnie, my przypomnieliśmy sobie widok z kolejnej przełęczy, no i – co najważniejsze – dodzwoniliśmy się do Sebusia!
Wejście na Rohatkę
Po przerywniku na przygody komórkowe wracamy do rozstaju szlaków. Stąd już bez ociągania kierujemy się wprost na Rohatkę (2288 m n.p.m.) – najpierw trawers, potem zakosy w piargach, na samym końcu skalista perć (krótki odcinek niezbyt trudnych łańcuchów). Z przełęczy otwiera się przepiękny widok na Dolinę Staroleśną. Bardzo cieszymy się, że wreszcie tu dotarliśmy – ostatnio, 12 lat temu, musieliśmy zawrócić tuż przed samą przełęczą.
Na przełęczy krótki postój i wreszcie po niemal 8 godzinach od wyjścia na szlak zaczynamy schodzić na dół.
Zejście Doliną Staroleśną
Na początku zejście wymaga uwagi – perć jest zniszczona, jest krucho, piarżyście i dość stromo. Dookoła otoczenie prawdziwie wysokogórskie, bardzo dzikie. Czujemy się tu jak dwie małe kropeczki zagubione gdzieś w sercu Tatr. Na szczęście w końcu szlak staje się dużo wygodniejszy. Schodzimy do malowniczej Dolinki pod Rohatką, fotografując ze wszystkich stron malownicze Zbójnickie Stawy.
Zbójnicka Chata (1960 m n.p.m.) to jedno z naszych ulubionych tatrzańskich schronisk. Szczególnie miło wspominamy zimową wycieczkę w 2008 r. – było tu wtedy cudownie pusto (relacja tutaj). Dziś na szczęście też bez problemu znajdujemy miejsce w schroniskowej jadalni i delektujemy się cudownie słodkimi i kalorycznymi buchtami z dżemem, popijając je piwem. No, po takim odpoczynku to można ruszać w dalszą drogę. 17.30, a przed nami jeszcze niemal 1000 m przewyższenia, ale co tam, damy radę!
Przepiękne otoczenie Zbójnickiej Chaty na szczęście sprawia, że człowiek zapomina o całym zmęczeniu. Hale przed schroniskiem późnym popołudniem upatrzyły sobie kozice – pasło się ich tu dzisiaj chyba z 10 sztuk. Przez chwilę przystajemy i obserwujemy parkę pasącą się nad Warzęchowym Stawem. Coś pięknego.
Po tym widowisku na nic już się nie oglądamy, tylko wyciągamy nogi jak możemy, starając się jak najsprawniej gubić kolejne metry. Szczęśliwie ścieżka jest bardzo wygodna, a dolina przepiękna. O tej porze wędrują nią tylko nieliczni turyści.
Siodełko – Smokowiec – Tatrzańskie Zręby
Mamy nadzieję, że kolejka z Siodełka działa może do 19.00 i uda nam się zjechać na dół do Smokowca… A czyją matką jest nadzieja? Założenie jest u swoich podstaw błędne. Co prawda kolejka faktycznie działa do 19.00, no ale my na tę 19.00 to już nie zdążamy. Co robić, nogi za pas i dalej, brać się za kolejne 2,5 km i 300 m przewyższenia. Poziom endorfin jest jednak chyba równie duży jak zmęczenia, bo wesoło nam jak rzadko. Jednak im bardziej zmęczone nogi, tym lżejsza głowa:) Po wiatrołomach z ostatnich lat trasa stała się dużo bardziej widokowa, więc cały czas mogliśmy podziwiać rozległe widoki na górskie otoczenie Popradu.
W Smokowcu meldujemy się o 20.00. Wierzcie lub nie, ale dojście 3 km do Tatrzańskich Zrębów było chyba najtrudniejszym odcinkiem całej trasy. Dłużył się każdy krok, a nogi ważyły chyba ze 100 kilo każda. Ale doszliśmy. Udała nam się cała taka przepiękna trasa z północy na południe Tatr! Dolina Białej Wody, Rohatka, Dolina Staroleśna – jak tam było pięknie!
Trasa w liczbach: 30 km, 1600 m przewyższenia, 12 godzin na szlaku (z odpoczynkami i wieloma przerwami na robienie zdjęć:))
PS. Przechodząc tę trasę 12 lipca 2018 r. nawet nie przypuszczaliśmy, jak tragiczne w skutkach będą gwałtowne opady, które nawiedziły Tatry ledwie kilka dni później. Potoki wystąpiły ze swych koryt, pozrywały mosty, woda popodmywała drogi. Mnóstwo szlaków zostało zalanych i w poważnym stopniu uszkodzonych oraz zamkniętych dla ruchu turystycznego. Jednym z takich szlaków była właśnie droga przez Dolinę Białej Wody. Przez wiele dni trudno było nawet oszacować straty spowodowane przez ulewy. Jak bardzo natura potrafi uczyć pokory!