Pętla z Wetliny przez Dział, Rawki i Kremenaros

Prawdziwa „wyrypa bieszczadzka” prowadząca przez dzikie ostępy puszczy bukowej porastającej pasmo graniczne. Wycieczka obfituje we wspaniałe widoki – począwszy od polan szczytowych Działu, po Małą i Wielką Rawkę,  podszczytowe polany Czoła, Rabią Skałę i Papartną. Trzydziestokilometrowa pętla przeprowadzi Was przez aż 12 bieszczadzkich szczytów. Wielką frajdą jest sama świadomość wędrówki głównym grzbietem Karpat i europejskim działem wodnym. 12 godzin prawdziwie bieszczadzkiej włóczęgi!

Pętla Wetlina – Rawki – Kremenaros – Rabia Skała – Wetlina

23 lipca 2020 r.

Informacje praktyczne

Najważniejsze to pamiętać, że wycieczka naprawdę jest bardzo długa i wymaga dobrej kondycji. Przejście całości (z odpoczynkami) zajmie Wam ok. 12 godzin (w tym pokonacie ok. 1400 m przewyższenia). W związku z tym trasę najlepiej planować na lato, gdy dzień jest długi i nie denerwujemy się, że zastanie nas noc na szlaku. Z całą pewnością nie można wyruszać na ten szlak prosto zza biurka, bo przypłacimy to kontuzją. Pętlę można zrobić w obu kierunkach – każdy ma swoje plusy i minusy. My zaczęliśmy od wejścia przez Dział na Rawki – głównie  z tego powodu, że chcieliśmy mieć szybko za sobą tłoczny odcinek szlaku (Mała Rawka-Kremenaros). Wejście na Dział jest bardzo wygodne i niemęczące – szybko znajdujemy się na dużej wysokości, z której możemy cieszyć oko widokami. Minusem tej kolejności jest to, że na paśmie granicznym znajdujemy się, gdy już jesteśmy zmęczeni. Przejście odcinka Kremenaros- Rabia Skała to 5,5-godzinna wędrówka i to bez możliwości wcześniejszego zejścia znakowanym szlakiem w dolinę. Na tym odcinku szlak graniczny przechodzi przez osiem szczytów, oczywiście podzielanych przełęczami, więc jest sporo schodzenia i podchodzenia, co – jak się domyślacie – jest męczące. Jeśli nie przeszkadza Wam wzmożony ruch turystyczny, równie dobrze można iść w odwrotnym kierunku (uwaga, wejście od Wetliny na Jawornik jest strome i nużące) i na widokowych Rawkach stanąć w pięknym popołudniowym słońcu.

Szlak omija Bacówkę pod Małą Rawką, więc przez cały dzień nie będzie możliwości uzupełnienia zaopatrzenia w jedzenie i picie (na paśmie granicznym nie ma też strumyczków, w końcu to dział wodny:), jedyne źródełko znajdziecie w okolicy Przełęczy pod Czerteżem (jest odpowiedni drogowskaz) – weźcie to pod uwagę przy szykowaniu się na wycieczkę. W razie potrzeby trasę można skrócić, schodząc nieznakowaną drogą z Przełęczy pod Czerteżem w kierunku Wetliny (choć ominiemy wtedy dużo widokowych miejsc). Samochód najdogodniej zostawić w Wetlinie przy punkcie zejścia zielonego szlaku z Jawornika – jest  tam spory bezpłatny parking.

Z Wetliny przez Dział na Rawki

Rano zostawiamy samochód przy zejściu zielonego szlaka z Jawornika –  co oznacza, że na początku wycieczki musimy podejść ok. 10 min szosą w kierunku Ustrzyk Górnych. Ma to jednak ten plus, że na koniec dnia schodzimy prosto do zostawionego na parkingu samochodu. Po ok. kilometrze marszu szosą docieramy do wyjścia szlaku na Rawki przez Dział. Mijamy punkt sprzedaży biletów i zaczynamy podchodzić ścieżką przez bukowy las. Szlak jest idealnie nachylony, więc szybko i stosunkowo bez wysiłku zdobywamy wysokość.

Ruszamy z Wetliny.
Na Dział podchodzimy przez piękny bukowy las.
Urokliwe huby na starych bukowych pniach.
Przechodzimy przez jeden z potoczków spływających ze stoków Działu.

Mimo że podejście na Rawki tą drogą to chyba opcja najdłuższa z możliwych (3,5 h), jest też wyjątkowo malownicza – już po  ok. godzinie dochodzimy na grzbiet Działu – północno-zachodniego ramienia Malej Rawki. Od tej pory co chwilę będą nam towarzyszyć piękne widoki z polan szczytowych na Połoninę Wetlińską i Caryńską oraz pasmo graniczne. Dział ma aż trzy kulminacje (1110, 1141, 1147 m n.p.m.), ale wcięcia między nimi nie są głębokie – niemal niezauważalne. To bardzo przyjemny, widokowy szlak podejściowy, w dodatku dużo bardziej kameralny niż tłumnie uczęszczana trasa z Przełęczy Wyżniańskiej.

Po osiągnięciu grzbietu Działu szlak często prowadzi przez piękne widokowe polany.
Przed nami widać Rawki oraz Kremenaros z pasmem granicznym – tamtędy właśnie będziemy szli.
Po lewej przełęcz między połoninami Wetlińską i Caryńską
Połonina Wetlińska wydaje się o rzut beretem.
Rozstaj szlaków i wiata na Dziale.
Przed nami jak na dłoni Mała – na wprost – i Wielka Rawka – lekko na prawo
Rzut oka do tyłu – tak uroczo właśnie wchodzi się na Rawki przez Dział

Rawki i Kremenaros

Mała Rawka (1272 m n.p.m.) wita nas rozległymi widokami i … tłumem turystów, którzy docierają tu z Przełęczy Wyżniańskiej. Dojście z przełęczy na Rawki jest dużo krótsze, w dodatku prowadzi obok Bacówki pod Małą Rawką – my wędrowaliśmy tędy i wiosną, i jesienią, i zimą, ale w szczycie sezonu zdecydowanie preferujemy spokojniejsze szlaki.

Na Małej Rawce skręcamy w prawo i zmieniamy kolor szlaku z zielonego na żółty. Przed nami 15 minut przyjemnej wędrówki na szczyt Wiekiej Rawki  (1304 m n.p.m.). Z wierzchołka, „ozdobionego” charakterystycznym dawnym betonowym słupem geodezyjnym, rozpościera się  kapitalny widok. Doskonale widać połoniny: Wetlińską i Caryńską,  gniazdo Tarnicy, Bukowe Berdo (relacja z wycieczki na Bukowe Berdo tutaj). Na szczytowym trawiastym zboczu urządzamy sobie bardzo miły odpoczynek na drugie śniadanie.

Tuż przed szczytem Małej Rawki. Towarzyszą nam kapitalne widoki.
Między Małą i Wielką Rawką
Za nami widoczny jak na dłoni Dział i Mała Rawka – po prawej
Na szczycie Wielkej Rawki stoi charakterystyczny betonowy słup geodezyjny.
Widok z Wielkiej Rawki na Połoninę Caryńską
Z Rawki wspaniale prezentuje się Tarnica.
Na Rabią Skałę jeszcze pięć i pół godziny. Jest moc!

Od szczytu Wielkiej Rawki wędrujemy niebieskim szlakiem. Sprawnie docieramy do przecinki granicznej – sąsiadujące ze sobą polskie i ukraińskie słupy graniczne wyglądają bardzo malowniczo – i rozpoczynamy podejście na Kremenaros. To cały czas dość licznie uczęszczany odcinek szlaku, idziemy więc w towarzystwie innych turystów – zagęszczenie ruchu jest jednak bez porównania mniejsze niż w rejonie Tarnicy.

Po 45 minutach stajemy na szczycie Kremenarosa (wycieczkę na Kremenaros i Rawki z Przełęczy Wyżniańskiej opisujemy tutaj). Kremenaros (Krzemieniec, 1221 m n.p.m.) przyciąga turystów jak magnes, bo – mimo że zalesiony i niewidokowy, jest szczytem wyjątkowym – to tu właśnie zbiegają się granice trzech państw – Polski, Słowacji i Ukrainy, z tych trzech państw docierają też na Kremenaros szlaki. Trójstyk jest oznaczony trójkątnym słupem z napisami w trzech językach.

Przed nami nasz następny cel – Kremenaros.
Zejście z Wielkiej Rawki w stronę przecinki granicznej.
Wspaniały widok na ukraińskie Bieszczady
Początkowy odcinek zejścia z Wielkiej Rawki jest bardzo widokowy.
Docieramy do polsko-ukraińskiej granicy
Podejście na Kremenaros
Kremenaros – trójstyk granicy polskiej, słowackiej i ukraińskiej

Pasmem granicznym od Kremenarosa po Rabią Skałę

Wędrówka odludnym pasmem granicznym kusiła nas od dawna. Największym utrudnieniem była długość wycieczki – od Kremenarosa po Rabią Skałę to niemal 5 godzin samej wędrówki grzbietem, bez możliwości wcześniejszego zejścia w dolinę. Całodzienna górska wyrypa ma jednak swój perwersyjny urok – od rana więc cieszyliśmy się na długie godziny na szlaku, zmieniające się widoki i prawdziwe górskie zmęczenie na koniec dnia. Dziś z radością kontynuujemy więc wędrówkę niebieskim granicznym szlakiem z Kremenarosa w kierunku Rabiej Skały.

Idziemy głównym grzbietem Karpat, europejskim działem wodnym, przez piękne stare bukowo-jaworowe lasy. Te cenne przyrodniczo obszary pograniczne są chronione w ramach Międzynarodowego Rezerwatu Biosfery „Karpaty Wschodnie”. Wędrówka nie nudzi się, bo cały czas a to trzeba podchodzić, a to schodzić. Może to i niepozorny szlak, bo wysokości względne nie są duże, ale skumulowanie zejść i podejść to prawdziwe wyzwanie kondycyjne.

Pierwszym szczytem za Kremenarosem jest Kamienna (1201 m n.p.m.). Warto na chwilę opuścić wyjeżdżoną drogę i wspiąć się na najeżony skałkami wierzchołek (tamtędy właśnie pierwotnie biegł szlak) – z prześwitów odsłaniają się urokliwe widoki w stronę połonin.

Zaczynamy wycieczkę szlakiem granicznym. Tuż obok słupek graniczny nr 1-1!
Pierwszy szczyt za Kremenarosem to Kamienna.

Za Kamienną zbiegamy na przełęcz i zaczynamy podejście na Hrubki (1186 m n.p.m.). Ta nazwa bardzo podoba się dzieciom – „jej, weszliśmy na chrupki!” – zawołali rezolutni chłopcy, wędrujący dziś ze swoimi rodzicami pasmem granicznym. A skoro już o chrupkach mowa…, to my zgłodnieliśmy i na Hrubkim urządziliśmy sobie małą przerwę „obiadową”. Zaszaleliśmy i wzięliśmy dziś ze sobą liofilizat – po dolaniu gorącej wody z termosu chwila moment i pyszna pasta carbonara czeka na zgłodniałych wędrowców. Jaka to frajda zjeść sobie coś ciepłego na całodniowym szlaku!

Szlak prowadzi przez jaworowo-bukową puszczę. Zachwycamy się zwłaszcza jaworami.
Na szczycie Hrubkiego przystajemy na przerwę „obiadową”.

Kolejny szczyt na naszej trasie to Czerteż (1072 m n.p.m.). Od południa dochodzi tu słowacki szlak z Novej Sedlicy. W ogóle Słowaków na szlaku granicznym spotykamy dziś dużo więcej niż Polaków – ale w sumie nic dziwnego: mają więcej dojść, w dodatku te dojścia są krótsze. Z naszych obserwacji wynika, że szlak graniczny często odwiedzają słowaccy turyści długodystansowi – wędrujący z dużymi plecakami, nastawiający się na kilkudniowe przemarsze.

Goździk skupiony jest kwiatem chronionym, występującym w Polsce tylko w Bieszczadach.
Za Hrubkim mijamy grób radzieckiego żołnierza Gładysza
Uwaga! Granica państwa! 🙂

Za Czerteżem nasz szlak zbiega w dół w stronę Przełęczy pod Czerteżem. Z każdym krokiem w dół towarzyszy nam myśl, że straconą wysokość za chwilę będziemy musieli odrabiać – Przełęcz Pod Czerteżem (906 m n.p.m.) to najniższy punkt na granicznym odcinku naszej trasy. W razie kryzysu kondycyjnego można stad zejść w dół nieznakowaną drogą. My jednak dzielnie kontynuujemy wędrówkę w kierunku Rabiej Skały.

Za Przełęczą pod Czerteżem, jak się domyślacie, na zmęczonych wędrowców czeka ściana płaczu. Podejście na szczyt Borsuka (991 m n.p.m.) – nie jest jeszcze specjalnie męczące, schody zaczynają się dopiero za  Przełęczą Pod Borsukiem (955 m n.p.m.). Odcinek wprowadzający na Czoło (1161 m n.p.m.) to chyba najbardziej męczące podejście na całej trasie. Na szczęście jak na zamówienie zaraz za Czołem na zmęczonych wędrowców czekają przepiękne rozległe polany (zw. Bungiłskie) z panoramicznymi widokami – wręcz stworzone do odpoczynku. My tam właśnie kładziemy się na trawie, zamykamy oczy i cieszymy się chwilą – to chyba najprzyjemniejszy odpoczynek dzisiejszego dnia, nawet mimo tego, że podczas leżenia na trawie pogryzły nas mrówki😊. Kto nie chce bawić się w Telimenę i ryzykować spotkania z gryzącymi owadami, może podejść jeszcze kawałek dalej – będzie mógł rozsiąść się w solidnej wiacie (choć przy ładnej pogodzie łąki są zdecydowanie przyjemniejszą opcją).

Za Czerteżem zaczyna się zejście na najniżej położną przełęcz na dzisiejszym odcinku granicznego szlaku.
Przed przełęczą musimy zgubić ok. 170 m wysokości.
Przełęcz pod Czerteżem – znajduje się tu jedyne na tym odcinku szlaku źródełko.
Co zeszliśmy, musimy z powrotem podejść. W drodze na szczyt Borsuka.
Piękne dziuplaste jawory skradły nasze serca.
Polany pod szczytem Czoła zachęcają do odpoczynku.
Wakacje – tylko na plaży! 😉
Tuż obok rośnie piękna lilia złotogłów.

Ostatnim na dziś szczytem w paśmie granicznym jest Rabia Skała (1199 m n.p.m.). Nazwa, pochodząca od słowa „pstry”, prawdopodobnie związana jest z barwą piaskowcowych wychodni skalnych. To właśnie na Rabiej Skale spotkamy tak rzadko spotykaną  w Bieszczadach… przepaść! Urwisko skalne ostro opada w dół na słowacką stronę. Przy szlaku znajduje się taras widokowy – dobrze z niego widać urwiste zbocza Rabiej Skały, z tarasu otwierają się też piękne widoki na słowackie szczyty. Samo urwisko obejrzymy jeszcze lepiej, gdy skręcimy w wydeptaną ścieżkę ok. 50 m przed tarasem widokowym. Można nią dojść do samej krawędzi urwiska, trzeba tylko zachować daleko idącą ostrożność – przed przepaścią nie ma żadnych zabezpieczeń. 

W drodze na kulminację Rabiej Skały.
Za nami na dalszym planie Czoło i piękna podszczytowa polana, na której odpoczywaliśmy.
Taras widokowy na Rabiej Skale.
Widok z Rabiej Skały na słowackie Bieszczady, zwane Bukowskimi Wierchami
Ścieżka doprowadza nad skraj urwiska.
Urwisko spada kilkudziesięciometrową ścianą na południową stronę Rabiej Skały.

Na Rabiej Skale opuszczamy szlak graniczny. Skręcamy w prawo za żółtymi znakami sprowadzającymi w kierunku Wetliny.  Po niedługim czasie wychodzimy na szczytowe polany Paportnej (1199 m n.p.m.). Widok stąd jest wspaniały. Wypatrujemy i odwiedzony przez nas niedawno Łopiennik (link do opisu wycieczki tutaj) i Połoninę Wetlińską i Smerek (opis wycieczki tutaj).

Widok na Paportną – to przez nią wrócimy do Wetliny.
Stoki Rabiej Skały i kulminacja Czoła.
Rozstaj szlaków na Rabiej Skale. Tu skręcamy na Wetlinę.
Podchodzimy na wierzchołek Paportnej przez piękne podszczytowe łąki.
Widok w stronę Małego Jasła.
Przyjemnie tak wędrować w przedwieczornym słońcu.

Za Paportną szlak sprowadza w dół na przełęcz oddzielającą Paportną od Jawornika (1021 m n.p.m.). Zmęczenie daje już o sobie powoli znać, a każdy krok zaczyna być bolesny. Mimo to cieszymy się przedwieczorną wędrówką przez bukowo-jaworowy las.

Na Jaworniku skręcamy w prawo w zielony szlak sprowadzający do Wetliny. Najpierw ścieżka łagodnie prowadzi wśród drzew, potem jednak zaczyna się chyba najmniej przyjemny odcinek dzisiejszej wycieczki. Nachylenie jest nieprzyjemnie duże, więc każdy krok okupujemy bólem stóp i kolan. Na szczęście zejście do Wetliny zajmuje tylko 45 minut. Przy samochodzie stajemy mega zmęczeni, ale w pełni usatysfakcjonowani fantastyczną wycieczką. 12 szczytów, mnóstwo miejsc widokowych,  główny grzbiet Karpat i to cudowne całodzienne oderwanie od wszystkich problemów, które czekają na nas na dole – na pewno wiecie, co mamy na myśli! 🙂

Między Paportną a Jawornikiem.
Zejście z Jaworika do Wetliny. Na początku łagodnie, potem będzie znacznie stromiej.

Więcej propozycji wycieczek po Bieszczadach? Zajrzyjcie tutaj. 🙂

Rezerwat „Sine Wiry” – przełom Wetliny

4 maja 2017, czwartek

Rano ładnie, potem się chmurzy i o 13:00 burza i spory deszcz

Rezerwat „Sine Wiry” – przełom Wetliny

Po powrocie Sebusia-rekonwalescenta planujemy mniej forsującą wycieczkę. Wybór pada na pobliski rezerwat „Sine Wiry”. Rezerwat chroni malowniczy przełomowy odcinek rzeki Wetliny wraz z otaczającą roślinnością.  Na końcu Dołżycy skręcamy w drogę do Bukowska, przejeżdżamy przez miejscowość Buk i parkujemy w Polankach w pobliżu drogi, którą szliśmy do Łopienki. Tamta droga prowadziła na zachód, a nasza dzisiejsza trasa wiedzie ogólnie na wschód. Drogowskazy oznajmiają, że do granic rezerwatu dzieli nas jedynie 2,5 km spaceru.

Szutrowa wygodna droga prowadzi najpierw na północ, wschodnim brzegiem Solinki. Po chwili skręca na wschód w górę biegu Wetliny, która w tej okolicy wpada do Solinki. Przez pierwsze kilometry główną atrakcją są… kałuże, które okupuje nasz Grześ, niezmordowanie wrzucając do nich kamienie (zwane przez niego „kamelami”). Droga to wznosi się (częściej i dłużej), to opada przez piękny wiosenny las. Po lewej między drzewami wartko płynie Wetlina. Po około godzinie spaceru naszym tempem (Grześ ten fragment trasy pokonał na własnych nóżkach, zatrzymując się przy chyba każdej kałuży) docieramy do czerwonej tablicy z nazwą rezerwatu. W pobliżu jest spora wiata, w której urządzamy postój na drugie śniadanie i grzejemy zupkę dla Grzesia.

Punkt wyjścia drogi do rezerwatu „Sine Wiry”.

Drogę ubarwiają piękne kaczeńce.

Po lewej stronie płynie Solinka.

Po wczorajszej burzy na drodze pełno kałuż.

Nasza droga to wznosi się, to opada.

Grześ dziś sam przechodzi prawie 3 km!

Wszystko jest interesujące…

Dlatego idziemy tempem ślimaka – jak ten napotkany na drodze.

Po godzinie dochodzimy wreszcie do granic rezerwatu.

Wetlina w Sinych Wirach płynie niespokojnie.

Przełom Wetliny w Sinych Wirach

Wszystkie większe wiry miały kiedyś swoją nazwę.

Przez kilkadziesiąt minut kropi deszcz, ale wychodzimy w dalszą drogę pewni, że zaraz przestanie padać, a my będziemy mogli kontynuować spacer. Spokojnie oglądamy pieniący się nurt Wetliny, robimy zdjęcia.  Deszcz jednak jak na złość z każdą chwilą się wzmaga. Optymistycznie nastawieni, przechodzimy jeszcze do przodu ponad kilometr ze śpiącym w nosidle Grzesiem. Docieramy do punktu, skąd pięknie widać zakole Wetliny pieniącej swe wody kilkadziesiąt metrów poniżej drogi. W tej okolicy ścieżki przyrodnicze sprowadzają nad samą rzekę i pozwalają z bliska poprzyglądać się, jak woda przebija się przez skały. Tu właśnie zaczyna się najciekawszy odcinek trasy. Niestety, dziś musimy obejść się smakiem. Wzmagający się deszcz i grzmoty zmuszają nas do odwrotu, prawdopodobnie tuż przed miejscem, gdzie ścieżką można zejść nad sam brzeg Wetliny. Co robić, musimy zadowolić się zdjęciami pięknego zakola Wetliny z góry… i wrócić tu kiedyś w przyszłości!

Idziemy dalej na wschód.

Z góry podziwiamy przełom Wetliny.

Droga przez dłuższy czas prowadzi ponad poziomem rzeki.

Knieć błotna bardzo ubarwia nasz spacer.

Wracamy w ulewie – tego nie było w planach!

Ostatnie spojrzenie na burzliwy nurt Wetliny.

Pada i pada – teraz rzekę mamy na drodze.

Wracamy do samochodu szybkim krokiem w coraz intensywniejszym deszczu. Tak leje, że mokniemy nawet w kurtkach z membraną i pod parasolami. Na szczęście Grzesiowi, który jak zwykle w nosidle obudził się po kilkunastu minutach, bardzo podoba się ten mokry marszobieg.

Mimo że nie mieliśmy możliwości dokładnego pomyszkowania po rezerwacie „Sine Wiry”, dzisiejsza wycieczka była bardzo przyjemna. Spokojne obcowanie z przyrodą ukazującą swoje piękne oblicze w tysiącach odcieni wiosennej zieleni dostarczyło nam, starym, wielu wspaniałych wrażeń. Rezerwat „Sine Wiry ” to świetne miejsce na spacer z dziećmi, także przy nieco gorszej pogodzie. Główną szutrową drogą można wygodnie przejechać wózkiem dziecięcym. Widzieliśmy też kilkoro rowerzystów i wydaje się nam, że już 6-7 letnie dzieci bez problemu pokonałyby tę trasę na dwóch kółkach. Ciekawa wydaje się zwłaszcza możliwość przejechania rowerem (lub przejścia) wzdłuż Wetliny przez dawne zapomniane miejscowości Zawój, Łuh i Jaworzec aż do Kalnicy. Prowadzi tamtędy ścieżka historyczna Bieszczady Odnalezione. Koniecznie musimy tu wrócić!

Nasz czas: 11:00–13:30 w górę i w dół, ok. 7 km i 200 m przewyższenia.

Wieczorem czas na pożegnanie z Bieszczadami. Kolacja przy ognisku jest bardzo przyjemna. Ale nie chce się wracać!

Pożegnalny wieczór w Bieszczadach.

Grześ żegna się z Dołżycą.

Jeszcze tu wrócę!