Bocchette Centrali – królowa ferrat Dolomitów Brenta

Bocchette Centrali uważana jest przez wielu za najpiękniejszy szlak turystyczny Alp, ba, może nawet świata! Czy na wyrost? Najlepiej zweryfikujcie to sami! Ferrata prowadzi fantastycznymi powietrznymi półkami w zmieniającej się jak w kalejdoskopie dolomitowej scenerii skalnej. To właśnie na tej trasie zobaczymy szczyty będące wizytówkami Dolomitów Brenta, w tym słynną Campanile Basso. Gdy pierwszy raz wychodzimy na powietrzną półkę od strony przełęczy Bocca dei Armi, dech zapiera z wrażenia. Czujemy się we właściwym miejscu we właściwym czasie, a od zalewu endorfin w głowie się kręci. Dla miłośników wysokogórskich przejść atrakcja obowiązkowa!!!    

Bocchette Centrali – najpiękniejsza górska trasa turystyczna Alp

2021.07.07

Informacje praktyczne

Trudność ferraty nie przekracza najtrudniejszych fragmentów Orlej Perci, trzeba jednak liczyć się z dużo większą ekspozycją, która towarzyszy nam niemal na całej trasie. Zestaw autoasekuracyjny (uprząż, lonża, kask) obowiązkowy! Nie zapominajcie o asekuracji zwłaszcza przy robieniu zdjęć (a wierzcie, robi się ich tu tysiące!) – bezpieczeństwo skalnej półki jest złudne – wystarczy krok i lecimy w kilkusetmetrową przepaść. Same odcinki ferratowe nie sprawiły nam najmniejszych trudności (ferrata jest wyceniana na B), dużo więcej uwagi wymagało według nas schodzenie fragmentami nieubezpieczonymi do podstawy Campanile Basso – trudności nie przekraczają tych znanych z Orlej, piarżyste podłoże sprawia jednak, że musimy ostrożnie stawiać każdy krok i pamiętać o zasadzie trzech punktów podparcia. Przejście w kierunku od schroniska Pedrotti do Alimonta byłoby łatwiejsze – wtedy ten niekomfortowy nieubezpieczony fragment pokonywalibyśmy pod górę – jednak kierunek z Alimonta do schroniska Pedrotti jest atrakcyjniejszy widokowo – przed sobą mamy Campanile Basso – słynną skalna iglicę, w dodatku najpiękniejszy odcinek ferraty przechodzimy na początku, czyli zazwyczaj zanim jeszcze zaczną gromadzić się chmury. Wczesnym latem nieco kłopotu mogą sprawiać resztki śniegu zalegające w żlebach (na początku lipca 2021 był to stały problem naszych wysokogórskich wycieczek) – warto wziąć do plecaka raki lub choćby miniraczki i ew. linę do dodatkowej asekuracji podczas przekraczania żlebów. Od połowy lipca i w sierpniu o śniegu jednak już pewnie nikt nie będzie pamiętał. Przejście samego odcinka ferratowego zajmuje ok. 3,5-4 godz., do tego trzeba doliczyć czas dojścia do schroniska Alimonta i na przełęcz Bocca dei Armi, no i potem zejście z przełęczy Bocca di Brenta. Na upartego trasę można zrobić w jeden dzień – wyjdzie nam jednak wtedy wyczerpująca kilkunastogodzinna tura. My – chcąc ułatwić sobie życie – zarezerwowaliśmy sobie jeden nocleg w schronisku Alimonta (opis tutaj)– dzięki temu wycieczka nie była morderczo długa no i mogliśmy stanąć na ferracie wczesnym rankiem, przy najlepszej widoczności – w Dolomitach z biegiem dnia często zaczynają tworzyć się chmury.

Ze schroniska Alimonta (2580 m) na przełęcz Bocca dei Armi (2749 m n.p.m.)

Do schroniska Alimonta można dojść wieloma drogami. My wędrowaliśmy od strony schroniska Tuckett – pierwotnie planowaliśmy przejście piękną i ambitną ferratą Bocchette Alte (północną kontynuacją Bocchette Centrali), mocno zimowe warunki na trasie skłoniły nas jednak do zmiany drogi na ferratę SOSAT – łatwiejszą i wolną od śniegu, a również bardzo urozmaiconą i widokową (opis tej trasy znajdziecie tutaj).

W schronisku Alimonta umawiamy się na śniadanie na 7:00 rano (śniadania wydawane są w godzinach 6:30-8:00, wieczorem trzeba zapowiedzieć się na konkretną godzinę). W porównaniu do wczorajszej obfitej kolacji śniadanie mogłoby wydawać się jej ubogim krewnym, ale i tak najadamy się całkiem przyzwoicie – dostajemy po dwie kromki chleba, trochę sera i wędliny, ciasteczka, dżem i krem czekoladowy. Do picia można wybrać kakao, kawę, mleko z kawą lub herbatę. Za dodatkową opłatą bierzemy wrzątek do termosu. Dziękujemy gospodyniom za przemiłą gościnę, ogarniamy się i przed 8.00 stawiamy się na trasie.

Poranek przed schroniskiem Alimonta – masyw Presanelli w pierwszych promieniach słońca.

Pierwszy etap wycieczki to pokonanie niecałych 200 metrów przewyższenia na przełęcz Bocca dei Armi. Odcinek ten pokonujemy po lodowcu Sfulmini. W przewodniku Tkaczyka czytamy, że latem można iść lewą stroną po piargach, tym razem jednak cały teren aż do przełęczy jest pokryty śniegiem. W tych warunkach pokonanie lodowczyka nie jest żadnym problemem – spokojnie wystarczają nam miniraczki, nie jest zbyt stromo, a na przełęcz wchodzi się sprawnie i szybko.

A na nas już czeka Bocca dei Armi i początek ferraty Bocchette Centrali!

Torre di Brenta już w słońcu, my jeszcze w cieniu.

Lodowczyk Sfulmini pokrywa tego lata gruba warstwa śniegu.

Wcięcie Bocca dei Armi z perspektywy podejścia.

Ostatnie kroki przed przełęczą.

Na Bocca dei Armi

Ferratą Bocchette Centrali na przełęcz Bocca di Brenta

Przełęcz Bocca dei Armi to ostatni moment na założenie ekwipunku ferratowego – jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. Początek ferraty to seria drabin wprowadzających na najbardziej emocjonujące miejsce na całej trasie – wspaniałą powietrzną półkę, którą przez będziemy trawersować ściany Torre di Brenta. Wrażenia i widoki niesamowite. Trudności obiektywnych brak, droga jest świetnie ubezpieczona, świadomość wędrowania spektakularnym trawersem ścianowym i fantastyczna sceneria robią swoje – buzują w nas endorfiny. Jest tu po prostu niesamowicie! Właśnie ten pierwszy odcinek Bocchette Centrali – od przełęczy Bocca dei Armi do Campanile Basso to najpiękniejsza i najbardziej spektakularna część trasy!

Prosto z przełęczy ruszamy na ferratę. Początkowy fragment to krótka seria drabin.


Nie ma tu dużych  trudności, ale ze względu na ekspozycję sprzęt ferratowy jest obowiązkowy.


Z wysokości drabiny widać kolejne osoby podchodzące przez lodowiec na przełęcz.


Jeszcze tylko selfiak przy ferratowej tabliczce i lecimy dalej!


To już naprawdę ostatnia drabina – a przed nami…

Powietrzna półka ponad chmurami!!!!


A takie widoki mamy pod stopami. Jest NIESAMOWICIE!


Wrażeń moc, a to dopiero początek.


Pod nami po lewej niesamowite Campanili dei Armi.


Smukła Campanile Basso wychyla się na razie nieśmiało zza ściany.


A przed nami Cima Brenta Alta w pełnej krasie.


Skalne półki prowadzą nas dosłownie ponad chmurami.


Nie sposób oderwać wzroku od widoków.


Na chwilę dogoniły nas chmury.


Ekspozycja robi wrażenie, chociaż półki są świetnie ubezpieczone.


Chmury dodają tajemniczości.


Po przejściu przez załom skalny kierujemy się w stronę kolejnego widokowego miejsca.


Na szczęście Campanile Basso w końcu wynurza się z chmur.


To już ostatnia półka w tej części ferraty.


Przy bliższym poznaniu Campanile Basso traci nieco ze swej smukłości, ale nadal jest piękna.

Pokonujemy kolejne metry, podziwiając zmieniające się widoki. Kształty dolomitowych skał i szczytów przyjmują najwymyślniejsze kształty – nawet najlepszy architekt nie wymyśliłby chyba tego, co zrobiła natura. Najbardziej znanym widokiem na trasie, spotykanym chyba we wszystkich przewodnikach po Dolomitach Brenta – to widok skalnej iglicy Campanile Basso – fotograficzna wizytówka Brenty. Na ścianie wypatrujemy kolejne zespoły wspinaczy – wyglądają jak mróweczki na ogromnej, smukłej ścianie.

Wędrówka półkami skalnymi kończy się w okolicy Campanile Basso – do jej podstawy ścieżka sprowadza przez kruchy, nieubezpieczony teren. Obiektywnie nie jest trudno, ten odcinek trzeba jednak pokonać w skupieniu. Dodatkowymi utrudnieniami podczas naszej wycieczki były żleby z zalegającym śniegiem – pluliśmy sobie w brodę, że nie wzięliśmy do plecaka liny do dodatkowej asekuracji. Za każdym razem płaty śniegu były przedeptane, ale spore nachylenie żlebów sprawiało, że przekraczanie takich miejsc było – delikatnie mówiąc – mało komfortowe. Późniejszym latem zapewne nie będzie tu jednak żadnych problemów.

Dolomitowe turnie przyjmują przedziwne kształty.

I po raz ostatni spoglądamy do tyłu na Campanili dei Armi.

Na dalszym odcinku ferraty parokrotnie przechodzimy przez płaty śniegu – ten był najbardziej stromy i problematyczny. Turyści przemykają przez niego jak szpiedzy z krainy deszczowców. To jedno z miejsc, na których zdecydowanie przydałaby się dodatkowa asekuracja. 

Za nami Bocchetta del Campanile Basso – przez nią przeszliśmy na zachodnią stronę grani.

A samą Campanile Basso możemy teraz podziwiać wprost nad naszymi głowami. Ależ ona ogromna! Jak startująca rakieta!

Przed nami imponująca z tej perspektywy Cima Margherita, a za nią Cima Tosa.

W końcowej części ścieżka znów nabiera charakteru ferratowego. Szczególnie przyjemne jest przejście skalnym trawersem nad doliną Val Brenta Alta. Wygodna początkowo półka na koniec zwęża się, jednak pokonanie tego odcinka ułatwiają wbite w skałę klamry. Niegdyś ferrata kończyła się stromą drabiną, w ostatnich latach jednak przestała być ona użytkowana – właśnie te klamry sprowadzą nas w końcu w pobliże przełęczy Bocca di Brenta (2549 m).

Na koniec znowu idziemy piękną półką skalną

Tym razem jesteśmy zawieszeni ponad górnym piętrem doliny Brenta.

Półka wyprowadza nas prosto na Bocca di Brenta.

Z perspektywy doliny Val Brenta Alta wyglądamy teraz jak wiszące nietoperze🙂

Bocca di Brenta – schronisko Pedrotti

Po zakończeniu wędrówki ferratą można już prosto wracać w dół doliną Val Brenta Alta, my jednak decydujemy się na szybki wypad do schroniska Pedrotti (2491 m). Od schroniska to tylko 15-20 minut drogi, a my po schroniskowym śniadanku zdecydowanie czujemy potrzebę wrzucenia czegoś na ząb. Zahaczenie o Pedrottiego to była dobra decyzja. Porcja dymiących kluchów, piwo i ogrzana piecem schroniskowa sala były właśnie tym, czego do szczęścia było nam potrzeba! A przy tym – abstrahując od niskich potrzeb – zajście tu było okazją do podziwiania pięknego położenia budynku.

Przyjemne zejście z Bocca di Brenta do schroniska Pedrotti.

Schronisko Pedrotti na tle Cima Brenta Bassa.

A w schronisku zasłużone kluchy i piwo. I ciepła jadalnia. Ależ nam tego było trzeba!

Nie ma to jak dobre zwieńczenie pięknej trasy:)

Zejście doliną Val Brenta Alta

Ogrzani i najedzeni, wracamy na przełęcz Bocca di Brenta i zaczynamy zejście doliną Val Brenta Alta. Początkowo schodzimy po wielkim płacie śniegu (w drugiej połowie lata ścieżka będzie prowadziła przez piarg). Potem dochodzimy do skalnego progu oddzielającego piętra doliny – pokonanie go nie jest jednak trudne, w kilku miejscach zamontowano dodatkowo stalową linę, której można się przytrzymać. Po pokonaniu progu jeszcze przez chwilę idziemy po śniegu, ale i on w końcu się kończy. Od tego momentu przed nami już tylko łatwa ścieżka stopniowo gubiąca wysokość. Nawet z perspektywy doliny widoki są cudne – warto przejść się tym szlakiem nawet jeśli nie ma się zacięcia do chodzenia po ferratach – do schroniska Pedrotti to trasa dostępna dla wszystkich, a przy tym niezwykle widokowa. Musimy kiedyś zabrać tu dzieci!

Meldujemy się ponownie na Bocca di Brenta i zaczynamy zejście.

Przed nami ogromne pole śnieżne, ale w raczkach schodzi się komfortowo.

Za śniegiem czeka na nas piarżyste pustkowie.

Cima Margherita tym razem widziana z nieco niższej perspektywy.

Zrobiło się pochmurno i ponuro.

Ale przed nami bardziej słoneczny arcyprzyjemny trawers aż do schroniska Brentei.

Pogoda stopniowo się psuje – jak dobrze, że wyruszyliśmy rano i na ferracie Bocchette Centrali mieliśmy jeszcze całkiem niezłą widoczność! W okolicach schroniska Brentei łapią nas pierwsze krople deszczu. W pośpiechu robimy zdjęcie malowniczej przyschroniskowej kapliczki, przez której ażurowe ściany widać góry zamykające dolinę, i przysiadamy na ławce budyneczku będącego górną stacją wyciągu zaopatrzeniowego dla schroniska. Samo Rifugio Brentei jest obecnie (2021 r.)w trakcie modernizacji i remontu i nie przyjmuje gości, nie możemy więc uciec przed deszczem do środka. Na szczęście deszcz tym razem raczej nas postraszył niż zmoczył, więc po chwili ruszamy dalej.

Schronisko Brentei jest w tej chwili (2021 r.) w remoncie.

Kaplica przy schronisku Brentei przepięknie wpisuje się w górski krajobraz.

Schodząc, oglądamy jeszcze schronisko Brentei na tle wiecznie spowitego chmurami masywu Cima Tosa.

Poniżej schroniska kulminacją widoku za plecami pozostaje Cima Tosa. To była przepiękna trasa!!!

Przed nami ostatni odcinek trasy – zejście od schroniska Brentei (2175 m) do parkingu Valesinella (1513 m). Ścieżka aż do schroniska Casinei (1825 m) jest wygodna i bardzo widokowa. Zejście tym szlakiem to naprawdę sama przyjemność. Dodatkową atrakcją – szczególnie dla dzieci – może być przejście przez krótki tunel skalny (jest na tyle krótki, że latarki są niepotrzebne). Poniżej schroniska Casinei szlak wchodzi w las i ostrzej gubi wysokość. Przypominamy sobie, jak wchodziliśmy tędy dzień wcześniej rano – w międzyczasie zdarzyło się tak wiele, że mamy wrażenie, że od tego czasu minął tydzień, a nie dwa dni! Wycieczkę kończymy na parkingu Valesinella di Sotto – tym samym miejscu, skąd dzień wcześniej ruszaliśmy do schroniska Tuckett. Te dwa minione dni – ferrata SOSAT, nocleg w najwyżej położonym w Brencie schronisku Alimonta i przejście królową alpejskich ferrat – Bocchette Centrali – z całą pewnością będą jednymi z naszych najlepszych górskich wspomnień!

Więcej propozycji wycieczek po Dolomitach Brenta? Zajrzyjcie tutaj: https://gdziebytudalej.pl/dolomity-brenta/ 🙂