Pirkner Klamm – wspaniała ferrata wzdłuż wąwozu i wodospadów
Niezwykle fotogeniczna ferrata! Mimo że krótka i z niewielkim przewyższeniem, zapewni Wam ogromną dawkę adrenaliny i mnóstwo przyjemności. Prowadzi przez wielkie głazy zasypujące koryto potoku, wspina się po stromych ścianach wąwozu, przechodzi ponad wysokimi kaskadami i przeprowadza przez kilka mostków linowych. Ferrata Pirkner Klamm nie jest odpowiednia dla początkujących, ale jeśli macie już pewne doświadczenie w poruszaniu się po żelaznych perciach, ta wycieczka Was zachwyci! „Kto pragnie przejść ferratę z szerokim uśmiechem na twarzy, ten trafił pod właściwy adres” – pisze o żelaznej perci w wąwozie Pirknerr Klamm Cseba Szepfalusi, autor książki „Ferraty Alp Austriackich”. W pełni zgadzamy się z tą opinią!
8 lipca 2019 r., poniedziałek
ÖTK-Klettersteig w wąwozie Pirkner Klamm
To nasza inauguracyjna wycieczka podczas wakacji w Tyrolu Wschodnim. Chcieliśmy, żeby trasa była krótka – byliśmy nieco zmęczeni podróżą, a w dodatku na popołudnie zapowiadano burze. Jednocześnie bardzo byliśmy stęsknieni za ferratami z prawdziwego zdarzenia. Wybór ferraty Pirkner Klamm okazał się strzałem w dziesiątkę!
Informacje praktyczne
Dojazd samochodem z Lienz zajmuje ok. pół godziny. Trzeba dojechać do Obedrauberg i skręcić w prawo, by drugim brzegiem Drawy dojechać do przysiółka Unterpirkach i położonego tu mostku na potoku Pirkner Bach. Samochody parkują przy drodze w pobliżu mostku. Orograficznie lewym brzegiem potoku prowadzi szlak na Hochstadel, a nasza trasa biegnie orograficznie prawym brzegiem (patrząc w górę potoku, to oczywiście lewa strona:)). Przy mostku znajdziecie w miarę przejrzysty plan okolicy z zaznaczonym przebiegiem szlaków.
Ferrata zaczyna się kilkaset metrów dalej, za budynkiem starego młyna. ÖTK-Klettersteig Pirknerklamm, chociaż bardzo przyjemna, zdecydowanie nie jest trasą łatwą. Absolutnie nie polecamy jej dla osób początkujących. Potrzeba tu zarówno umiejętności technicznych, jak i sporo siły, a szczególnie silnych rąk, bo przewieszone fragmenty, choć krótkie, są niezbyt wygodne. Dodatkowo konieczna jest duża odporność na ekspozycję i umiejętność zachowania równowagi na nieco chwiejnych (chociaż – przy zachowaniu zasad autoasekuracji – w pełni bezpiecznych) mostkach linowych.
Broszura „Klettersteige in Osttirol”, którą można dostać w lokalnych biurach informacji turystycznej, opisuje trudności trasy jako C, jednak Csaba Szepfalusi w przewodniku „Ferraty Alp Austriackich” wycenia ferratę na D i to naszym zdaniem jest trafniejsza ocena trudności ferraty (a właściwie kilku jej najtrudniejszych miejsc). Aby się tu wybrać, warto więc mieć już za sobą pewne doświadczenia na żelaznych perciach.
Nasze wrażenia
Zachwyt różnorodnością trasy, sporo adrenaliny i jeszcze więcej radości! Tak można podsumować nasze dzisiejsze wrażenia. Ale po kolei. Najpierw ktoś próbuje nas przestraszyć, bo droga opatrzona jest tabliczką z napisem, że do wąwozu Pirkner Klamm wchodzimy wyłącznie na własną odpowiedzialność. Mimo to odważnie decydujemy się kontynuować wycieczkę ;-). Podejście wzdłuż brzegu potoku Pirknach prowadzi trochę przez las, trochę między zabudowaniami gospodarstw. W jednym miejscu idziemy nawet przez czyjeś podwórko (w tym miejscu żółty drogowskaz uspokoił nas, że to jest właściwa droga). Przed uroczym budyneczkiem starego młyna (niezwykle urocze miejsce!) są wygodne ławeczki, na których można wygodnie założyć uprzęże i kaski.
Na początku trasy mało brakuje , żebyśmy zamiast na ferratę weszli sobie na wielki głaz leżący pośrodku potoku. Wejście na niego jest ubezpieczone, można tu wejść dla zabawy (i fajnego zdjęcia!) i łatwo pomyśleć, że to właśnie jest początek naszej trasy. Tymczasem właściwa ferrata zaczyna się po lewej stronie wąwozu. Pierwsze metry przypominają nam trochę ferratę Kysel w Słowackim Raju, ale już po chwili robi się znacznie ciekawiej. Szlak pokonuje kolejne wielkie głazy zagradzające naszą drogę w nurcie potoku, który jednocześnie staje się coraz bardziej rwący i groźny.
Z każdym krokiem wąwóz robi się coraz głębszy. Trasa wiedzie teraz głównie po jego skalnych ścianach. Przed nami chyba najbardziej emocjonujące momenty. Najpierw most z dwóch lin przeprowadza nas na drugi brzeg wąwozu. Za nim niewygodna przewieszka i zaraz potem wchodzimy na kolejny most linowy. Tutaj przydałaby się dodatkowa taśma do asekuracji, bo górna lina poprowadzona jest stosunkowo wysoko – niższe osoby mogą mieć problem z wpięciem do niej karabinków. Co z tego, że na drugim końcu mostku zwisają z górnej liny dodatkowe przesuwne zaczepy do lonży, skoro my jesteśmy po przeciwnej stronie!
Na kolejnym odcinku trasa jest nie mniej ciekawa. Trawersujemy strome ściany wąwozu, pokonujemy kolejne bloki skalne i jeszcze dwa, nieco już krótsze, mostki linowe. W międzyczasie mijamy skrzynkę z ferratową księgą wejść. Zachwycamy się też głębokimi kotłami wyrzeźbionymi przez spadające kaskady potoku. Kiedy udaje nam się pokonać urozmaicone podejście wzdłuż imponującego wodospadu Regenbogenfall, spadającego ze sztucznie ukształtowanego progu, myślimy, że to już koniec trasy i rozsiadamy się na miły postój na wygodnym głazie. Duma nas napełnia, bo ferrata wcale nie była łatwa!
Wcinając kanapki, spoglądamy na schemat trasy i okazuje się, że czeka nas jeszcze niewielki, 10-15-minutowy fragment ferraty. No nic, jeszcze raz zakładamy sprzęt i idziemy. Pokonujemy średnio wygodny trawers nieco odpychającej ściany, a potem czeka już nas tylko podejście po klamrach po prawej stronie wielkiej betonowej zapory przegradzającej wąwóz.

Kolejny mostek linowy. Ferrata Pirkner Klamm jest jak plac zabaw dla zakochanych w górach dorosłych!
Droga powrotna wyprowadza początkowo kilkadziesiąt metrów pod górę dosyć wygodnymi zakosami. Potem bez wyraźnych znaków sprowadza stromą leśną drogą, a później już wygodniejszym szlakiem 213, który prowadzi do Kalserhütte i dalej na Hochstadel.
Po ok. dwóch godzinach od wyjścia meldujemy się z powrotem przy samochodzie, zachwyceni dzisiejszą trasą. Szlak przypominał nam wąwozy Słowackiego Raju. Trudności jednak zdecydowanie przewyższały te, które można spotkać na drabinach umożliwiających pokonanie tamtejszych wodospadów, choć autoasekuracja zwiększa oczywiście komfort psychiczny. Piękna, niedługa, fotogeniczna wycieczka, godna polecenia dla wszystkich nieco bardziej doświadczonych miłośników żelaznych perci!