Spitzkofel – ferrata w pięknej dolomitowej scenerii

Spitzkofel  Klettersteig – trasa na jeden z głównych szczytów Dolomitów Lienzkich

Trasa na jeden z głównych szczytów Dolomitów Lienzkich prowadzi wśród przepięknej dolomitowej scenerii skalnej. Po drodze spotkamy też zielone dolinki ze norami świstaków, a wyżej – dzikie piarżyste percie w otoczeniu strzelistych szczytów. Spitzkofel jest świetnym punktem widokowym, jednak nawet przy gorszej widoczności wycieczka sprawi mnóstwo przyjemności – gąszcz dolomitowych turniczek, dziko postrzępione skały i urwiste ściany sprawią, że nie będziemy się nudzić. Przejście trasy nie powinno stanowić problemu dla doświadczonych turystów tatrzańskich.

15 lipca 2019, poniedziałek

Informacje praktyczne 

Trasa jest długa i wymaga bardzo dobrej kondycji. Wycieczkę można znacząco skrócić poprzez nocleg w schronisku Kerschbaumeralm-Schutzhaus. Do początku ferraty z parkingu Klammbruckl wiodą dwie drogi wejściowe – każda po ok. 4 godziny. Nieco krótszy jest szlak przez dolinę Hallebachtal – my właśnie tak wchodziliśmy. Aby pójść tym wariantem, na wysokości 1350 m trzeba odbić w prawo w stromą leśną ścieżkę tuż przed potokiem z kaskadami (ok. pół godziny drogi od parkingu). Trasa przez dolinę Hallebachtal jest trudna orientacyjnie – mimo że szlak jest zaznaczony na mapach, w terenie prawie nie jest oznakowany – odnieśliśmy wrażenie, że ścieżka nie jest już utrzymywana. Wejście jest męczące, droga jest bardzo stroma. Druga (znacznie wygodniejsza, choć ciut dłuższa) możliwość to wejście przez schronisko Kerschbaumeralm-Schutzhaus – tu idzie się znacznie znacznie wygodniej, nie ma też wątpliwości co do przebiegu szlaku – my tą trasą wracaliśmy.

Nasz cel – Spitzkofel.

Stopień trudności. Ferrata jest stosunkowo łatwa (B) i nie powinna sprawić problemu doświadczonemu turyście tatrzańskiemu. Największą realną trudnością jest usypujące się spod nóg piarżyste podłoże – pamiętajcie o kaskach. Przejście ubezpieczonego odcinka zajmuje ok. 60 min w jedną stronę.

Wejście przez dolinę Hallebachtal

Parkujemy na znanym nam już z trasy na ferratę Madonnen parkingu Klammbruck i ruszamy za znakami na schronisko Kerschbaumeralm-Schutzhaus. Po ok. 30 minutach drogi spodziewamy się drogowskazu wskazującego odgałęzienie szlaku przez dolinę Hallebachtal. Tymczasem jakichkolwiek znaków brak. Tylko dzięki mapie i aplikacji mapy.cz udało nam się skręcić we właściwą ścieżkę (trzeba skręcić w lewo na wysokości ok. 1350 m, jeszcze przed potokiem z charakterystycznymi kaskadami). Po skręcie ścieżka pnie się niezwykle stromo w górę. Po chwili stwierdzamy, że to chyba wersja dla masochistów. 😉  Pokonujemy najpierw jeden, uff, potem drugi próg doliny.

Szlak przez Hallebachtal odłącza się taką ścieżynką na wysokości 1350 m n.p.m. Łatwo przegapić ten skręt.

Ścieżka prowadzi bardzo stromymi zakosami przez las.

W jednym miejscu trzeba skorzystać ze takiej oto drabiny.

Po wejściu na pierwszy próg robi się nieco łagodniej.

Po chwili pokonujemy kolejny próg doliny.

Tam wita nas taka malownicza polanka .

Pod nogami mamy całe łany dębików ośmiopłatkowych.

Górna część to piękny, zarośnięty trawą kocioł polodowcowy. Materiał morenowy uformował małe pagórki, które teraz pokryte są zielenią – czujemy się zupełnie jak w krainie Teletubisiów! Nory świstaków spotykamy niemal na każdym kroku – roboczo nazywamy to miejsce „świstaczą dolinką”. W zielonym sympatycznym grajdołku zatrzymujemy się na zasłużony postój.

Zbliżamy się do terenu morenowego.

W zagłębieniu terenu robimy drugi postój – dookoła pełno świstaczych nor.

Chmury straszą nas pogorszeniem pogody.

W górnym piętrze doliny nasza ścieżka niemal zupełnie niknie. Idziemy na czuja – widzimy już przed sobą trawers w stronę Spitzkofla z przełęczy Hallabachtörl i wiemy, że z nim właśnie powinniśmy się połączyć. Wcześniej przetrawersowaliśmy trochę za bardzo na prawo zamiast iść prosto przed siebie – ach, wspinanie się po stromych piarżyskach to zdecydowanie nie było to, na co mieliśmy w tym momencie ochotę .

Pod przełęczą Kühbodentörl dołączymy do szlaku na Spitzenstein.

Najpierw tylko musimy przejść przez krainę Teletubisiów, a właściwie świstaków. Ścieżka jest nikła, po chwili w ogóle jej nie widać.

Przy tym kamieniu kończy się szlak prowadzący przez Hallebachtal – zdjęcie dla tych, którzy chcieliby nim zejść (my tego nie polecamy).

Wariant przez dolinę Hallebachtal polecamy głównie tym, którzy chcą w zupełnej samotności i dzikim otoczeniu cieszyć się górami – na trasie nie spotkacie zapewne nikogo (no, może poza kilkoma rodzinami świstaków). Szlak jednak jest trudy orientacyjnie i prawie nieoznakowany – ścieżka momentami zanika i na długich fragmentach jest naprawdę bardzo stroma.

Ferrata na Spitzkofel (2718 m n.p.m.)

Po połączeniu się ze szlakiem z przełęczy trawersujemy na północ przez gigantyczne piarżyska. O dziwo, ten fragment jest bardzo przyjemny. Z góry podziwiamy piękne otoczenie kotła polodowcowego Hallebach. Trawersem podchodzimy niemal pod ścianę Spitzkofla, po czym ścieżka skręca ostro w lewo i doprowadza trawersem pod skały bardziej na zachód (uwaga na przebieg szlaku)!

Ścieżka przez piargi wprowadza pod ferratę.

W żlebie widać kilka osób, które właśnie schodzą z ferraty, my zaraz nim pójdziemy.

Na wysokości ok. 2500 m wchodzimy w skały. Ferrata prowadzi łagodnie do góry, wreszcie osiąga grzbiet. Na grani znajduje się dawny schron Linderhütte (2683 m) – mieliśmy nadzieję, że uda się w nim schronić na wypadek deszczu. Gdyby padało, zmoklibyśmy jednak solidnie – zastaliśmy schron z zerwanym dachem, obok stały paki ze świeżym drewnem –wygląda na to, że Linderhütte w najbliższym czasie będzie remontowany.

Z góry szlak wejściowy wygląda tak, jakby ktoś narysował kreskę patykiem na piasku.

Dojście do początku ferraty..

Drabiny jak w Słowackim Raju!

Na początku ferrata pnie się ostro w górę.

Dosyć szybko wchodzimy na grań.

Docieramy do schronu Linderhütte, który właśnie jest w remoncie.

M, sprawdziła. Dachu brak. 🙂

Za schronem nasza trasa wprowadza na wcięcie w grani, a potem już prosto na ozdobiony krzyżem szczyt Spitzkofla. Przysiadamy tu na chwilę i cieszymy się odsłaniającymi się zza chmur widokami z góry. W dole jak na dłoni widać zabudowania Lienz, przysiadłego u wylotu ogromnej doliny Pustertal. Pięknie też wyglądają strzeliste szczyty otaczające dolinę Hallebach.

Trawersujemy podszczytową percią.

Ferrata sprowadza teraz w dół na przełączkę.

Nie jest bardzo trudno, ale miejscami trzeba uważać na piargi.

I znowu do góry – przed nami podejście na właściwy wierzchołek Spitzkofla.

Na szczycie najpierw wszystko zasnuwają chmury.

To nic! Odpoczynek w takim miejscu to i tak sama przyjemność!

Może wieszczki przegonią te chmury?

Chyba jednak wieszczki coś zdziałały. Nareszcie odsłania się widok na Lienz – ponad dwa kilometry w pionie pod nami!

Odsłaniają się też widoki na górne piętra dolin Hallebachtal i Kerschbaumertal.

Od wejścia w skałę ferratę spokojnym krokiem przeszliśmy w ok. godzinę. Nie sprawiła nam najmniejszych trudności technicznych, myślimy, że nadaje się nawet dla początkujących ferratowiczów, trzeba tylko momentami uważać na luźny materiał skalny pod nogami. Z wierzchołka Spitzkofla wracamy tą samą drogą do początku ferraty.

Wracamy ferratą tak, jak przyszliśmy.

Widok na postrzępione granie jest zjawiskowy.

Chmury tylko dodają widokowi głębi.

Ferrata może i nie jest trudna, ale jej przejście pochłania sporo czasu.

Chmury ciągle się kłębią; obawiamy się, czy nie złapie nas deszcz.

Przed nami jeszcze tylko zejście z grani.

Po pokonaniu żlebu możemy wreszcie zdjąć uprzęże.

Przez chwilę podziwiamy fantazyjne kształty dolomitowych skał.

Przejście przez przełęcz Hallabachtörl do schroniska Kerschbaumeralm-Schutzhaus

Schodzimy znajomym trawersem przez piarżysko (to bardzo przyjemny odcinek), tylko tym razem nie odbijamy w lewo w dolinę Hallebachtal, tylko idziemy prosto na przełęcz Hallabachtör. Podejście na przełęcz nie sprawia trudności. Po przejściu na drugą stronę grani zachwycamy się widokiem na skalne otoczenie Kerschbaueralm. Ten odcinek szlaku jest przepiękny widokowo, nawet o zmęczeniu się tu zapomina!

Świstaczą dolinę Hallebachtal znowu oświetlają promienie słońca.

Długi trawers w stronę Hallebachtorl to jeden z przyjemniejszych odcinków dzisiejszej trasy.

Sylwetka Spitzkofla zostaje za nami.

Idziemy prosto na  przełęcz Hallebachtorl.

Opuszczamy surowe piarżyste otoczenie i wchodzimy na zielone hale. To tu, to tam pasą się owce, spod nóg uciekają świstaki. Prześliczne miejsce.

Za przełęczą Hallebachtorl odsłania się widok w dół doliny Kerschbaumertal.

Taka niby niepozorna grańka, a zalewa dolinę wielgaśnymi piargami!

Przed nami charakterystyczny szczyt Weittalspitze.

Schodzimy, schodzimy, a Weittalspitze ciągle przed nami.

Po ok. 45 minutach meldujemy się w znajomym schronisku Kerschbaumeralm-Schutzhaus (odwiedziliśmy już je po wycieczce na ferratę Madonnen). Szybkie piwo, Nudelsuppe (zopa podobna do naszego rosołu z makaronem) i już biegniemy na dół do parkingu Klammbruckl. Zmęczeni jesteśmy potwornie, bo za nami 10 godzin marszu i 1800 m przewyższenia w nogach, ale czujemy się w pełni ukontentowani wycieczką – była prawdziwie dolomitowa!

Pragnienie gasimy przy tym samym stoliku, przy którym siedzieliśmy  kilka dni temu.

Nareszcie przed nami schronisko, a po lewej znajome szczyty Gamswiesenspitze.

Żegnamy przytulne schronisko Kerschbaumeralm-Schutzhütte.

Trasa w liczbach: 15 km, 1800 m przewyższenia (!), 10,5 godz., w tym łącznie 2 godziny na ferracie.