Via ferrata Lipella to prawdziwy klasyk, zawierający w sobie wszystko to, co najlepsze w żelaznych perciach. Droga wprowadza na Tofanę di Roses, a to prawdziwie honorny cel dla każdego miłośnika Dolomitów!
Niesamowite ujęcia, piękne plenery, dopracowany scenariusz i szybkie zwroty akcji… I wcale nie chodzi o świetny film, tylko nasze dzisiejsze wrażenia z przejścia tej niesamowitej trasy! Pokonanie tunelu z czasów I wojny światowej, imponujące trawersy po eksponowanych skalnych półkach, pionowe ściany, niesamowite widoki i jakieś nieokreślone wrażenie kontaktu z górą, odcięcia od wszystkiego, co zostało za nami. To wszystko otrzymacie w zamian za wielogodzinny wysiłek i prawdziwy test dla Waszej kondycji, a momentami też umiejętności technicznych i odporności psychicznej.
Via ferrata Lipella to wymagająca trasa dla doświadczonych górołazów. Wybierajcie się na nią tylko po aklimatyzacji i przy pewnej pogodzie. Niesamowite wrażenia i wspomnienia gwarantowane!
Lipella – jedna z najpiękniejszych ferrat Dolomitów
15.07.2023
Informacje praktyczne
Do początku ferraty najłatwiej dotrzeć spod schroniska Angelo Dibona. Znajduje się tam całkiem spory i bezpłatny parking. W wakacyjne weekendy koniecznie trzeba tu być najpóźniej przed 8:00 (my kilkanaście minut wcześniej już z trudem znaleźliśmy wygodne miejsce do zaparkowania).
Do początku ferraty najłatwiej dojść szlakami oznaczonymi w terenie jako 403 i 442 (na mapie wydawnictw Tabacco nr 404). Drogowskazów wskazujących drogę do ferraty szukajcie w okolicy dolnej stacji wyciągu towarowego do schroniska Giussani, a następnie już idąc dalej szlakiem podnóżami imponującej ściany Tofany di Roses.
Lipella to jedna z najdłuższych ferrat, jakimi kiedykolwiek szliśmy. Samo jej pokonanie zajęło nam niemal 5 godzin (wliczając w to odpoczynki), a cała wyprawa (z wieloma przerwami na odpoczynki, zdjęcia i obiad w schronisku) trwała 11 godzin. Dlatego koniecznie trzeba wyruszyć wcześnie, żeby spokojnie przejść całość. Dwa awaryjne zejścia znajdują się za tunelem i w najbardziej na północ wysuniętym fragmencie trasy (okolica punktu widokowego Tre Dita/Cantore).
Najtrudniejszy do pokonania był dla nas ostatni odcinek drogi, już za tym drugim zejściem. To tutaj czekają na Was najdłuższe i najbardziej wyczerpujące podejścia i chyba najtrudniejsze technicznie (choć krótkie) miejsce: pionowa ścianka z mokrą skałą, przed samym końcem przejścia przez amfiteatr.
Trudności techniczne ferraty wyceniono na C/D. Cechą tej konkretnej ferraty jest brak dodatkowych ułatwień poza samą stalową liną. Poza podejściową drabinką nie znajdziecie tu ani odrobiny dodatkowego żelastwa. Czyli prawdziwy klasyk. Dużo przyjemnego kontaktu ze skałą, ale też sporo siłowych fragmentów, wymagających siły rąk, przy skumulowaniu trudności i prawdziwym teście wytrzymałości w końcowym fragmencie ferraty. To trasa dla osób, które przeszły już ferraty o stopniu C i są pewne swojej odporności na ekspozycję. Ale satysfakcja po pokonaniu tej pięknej drogi gwarantowana!
Po dotarciu do końca ferraty pozostaje jeszcze ponad 200 metrów przewyższenia na szczyt Tofany di Roses piarżystym zboczem i podobne w charakterze zejście do schroniska Giussani. To poza schroniskiem Angelo Dibona jedyny punkt gastronomiczny i jednocześnie miejsce noclegowe na trasie. Schodzimy szerokim szlakiem, drogą oznaczoną numerem 403.
Latem 2023 r. na kopule szczytowej Tofany di Roses nie było już śniegu, na całej trasie tylko trzy razy przechodziliśmy przez łatwe i niewielkie pola śnieżne.
Ferrata jest bardzo popularna, ale realnych zatorów na trasie w lipcu 2023 r. nie było. Przez znaczną część czasu idzie się w towarzystwie innych górołazów, którzy są najczęściej mili, kontaktowi, a w trudniejszych chwilach bardzo pomocni:)
Relacja i wrażenia
Podczas podejścia do początku trasy nieźle przypieka nas słoneczko, potem jednak można odetchnąć, bo po przejściu przez tunel trasa poprowadzona jest przez zachodnie ściany Tofany i promienie słoneczne docierają tam dopiero po południu.
Tunel jest naprawdę długi i imponujący – można choćby po części wyobrazić sobie warunki panujące tutaj podczas I wojny światowej. My zaliczamy wtopę topograficzną zaraz po wyjściu z tunelu – rozglądamy się i bez namysłu ruszamy w stronę widocznej powyżej na ścianie stalowej liny. Po podejściu dobrych kilkadziesięciu metrów zupełnie w przeciwnym kierunku napotykamy… kolejny tunel! Okazuje się, że ten ubezpieczony odcinek to zejście z alternatywnego, końcowego otworu tunelu. Szybko naprawiamy swój błąd – wracamy i już teraz ruszamy na północ zgodnie z widoczną na skale strzałką (że też my tego wcześniej nie zauważyliśmy…)
Za tunelem idziemy długą i szeroką zasypaną piargiem półką skalną. Po kilkunastu minutach docieramy do pierwszej ścianki, wyprowadzającej na kolejną półkę. I taki schemat powtarza się wielokrotnie: kolejne ścianki pozwalają dostać się na kolejne półki. A same półki niestety zwykle sprowadzają znowu nieco w dół (bo tak nachylone są tutaj warstwy skalne). Przez pierwsze godziny nie osiągamy zbyt dużej wysokości. Za to półki robią się coraz węższe i bardziej eksponowane. Jedno przewieszone miejsce oznaczone na topo jako C/D okazuje się całkiem znośne – faktycznie lekko przewieszone i trochę siłowe, ale nie sprawiło nam żadnych problemów. Dodatkową atrakcją są spływające po ścianach strumienie wody, które w niektórych miejscach nieźle nas ochlapują.
Widoki są absolutnie obłędne – nasłonecznione ściany masywu Fanes kontrastują z zacienionymi ścianami Tofany di Roses, po których się przemieszczamy. Absolutnie wyjątkowy jest widok na pozostałe Tofany z punktu widokowego w okolicy miejsca, gdzie szlak po kolejnym podejściu zaczyna prowadzić w prawo – na południe (krótkie podejście na punkt widokowy oznaczone napisem „Cantoro” w przeciwnym kierunku).
Ostatni odcinek to kulminacja trudności – podejścia robią się coraz dłuższe i teraz dopiero na dobre zaczynamy podejście – czeka nas jeszcze ok. 400 metrów przewyższenia samej ferraty. Kiedy otwiera się przed nami widok na słynny amfiteatr Tofany, wydaje się, że to już prawie koniec. Okazuje się jednak, że przejście przez amfiteatr to jeszcze 200 metrów siłowego podchodzenia z podciąganiem się na rękach co kilka metrów, a na sam koniec dodatkowym utrudnieniem staje się mokra skała – w wielu miejscach po ścianach sączy się woda.
Tutaj właśnie, na ostatniej ściance czekał na nas najbardziej problematyczny moment całej trasy. Nagle trzeba było podejść po pionowej i mokrej skale. Jako ułatwienie mamy tylko stalową linę. Po paru metrach R. kompletnie utknął – przy próbach podciągnięcia ślizgają mu się nogi po mokrej skale, na której ciężko znaleźć jakikolwiek punkt podparcia. M. z dołu podsuwa mu cudowny pomysł podwieszenia do kotwy mocującej linę dodatkowej pętli (zawsze mamy taką dodatkową pętlę ze sobą). I hurra! Zadziałało! R. wsuwa w pętlę nogę i teraz można już złapać podparcie i ruszyć dalej. Z tego samego ułatwienia korzysta M. i prosi idących za nami sympatycznych Polaków o pomoc w zabraniu pętli na koniec ferraty – DZIĘKUJEMY za wsparcie! Inaczej nasza pętla zostałaby na trasie z pożytkiem dla kolejnych wspinających 😉
Jeżeli możemy zostawić Wam jakąś radę, jak pokonać to głupie miejsce, to przede wszystkim nie panikujcie, a sposób na pokonanie tej głupiej ścianki na pewno wymyślicie – ludzie w kolejce za Wami są tak samo zmęczeni i w zdecydowanej większości chętnie Wam w razie czego pomogą:)
Po pokonaniu ferraty R. jest tak skonany, że zostaje na dłuższy popas w miejscu odejścia szlaku zejściowego, a świeża jak szczypiorek M. robi sprawny atak szczytowy i wraca z łupem dodatkowych kilku wspaniałych ujęć. W naszym duecie teoretycznie słabsza płeć zdecydowanie lepiej znosi duże wysokości – męska połowa już powyżej 2700-2800 metrów łapie zadyszkę i czuje odcięcie połowy zwykłej mocy – cóż, każdy inaczej znosi pobyt na większej wysokości 😉
Zejście nie nastręcza realnych trudności, tylko trochę niewygody na piarżystym szlaku. Schodząc, widzimy przed sobą kształtny budyneczek schroniska, kontrastujący z gigantycznymi ścianami Tofan, u których stóp zlokalizowano Rifugio Giussani. Nadzieja na ciepły obiad dodaje nam sił do odszukiwania w plątaninie piarżystych ścieżek najlepszych i najwygodniejszych przejść. Pasta z sosem bolońskim spałaszowana w schroniskowej jadalni chyba nigdy nie smakowała nam tak dobrze!
Ze schroniska na parking schodzimy szeroką kamienistą drogą w świetnych humorach, zachwyceni, że pokonaliśmy tę niesamowitą i absolutnie wyjątkową (nawet jak na dolomickie warunki) górską trasę. To z pewnością jeden z najbardziej spektakularnych szlaków, jakimi kiedykolwiek szliśmy!
Trasa w liczbach: 1500 m przewyższenia, w tym 800 metrów samą ferratą. Łącznie ok. 14-kilometrową trasę pokonaliśmy w 11 godzin (w tym odpoczynki, błądzenie po wyjściu z tunelu, rozmowy z innymi turystami, miliony zdjęć i posiłek w schronisku).
Więcej propozycji wycieczek po Dolomitach? Zajrzyjcie tutaj 🙂