Spływ kajakowy Drwęcą z Idzbarka do Ostródy
Drwęca jest uznawana za jeden z najpiękniejszych szlaków kajakowych. Rzeka ma swoje źródła na Wzgórzach Dylewskich, a uchodzi do dolnej Wisły. Trasa kajakowa dość łatwa, ale wcale nie nudna. Pierwsze skrzypce gra zdecydowanie piękna przyroda. Rzeka na całej długości tworzy rezerwat ichtiologiczny, jest też objęta programem Natura 2000. Mimo swojego uroku zachowała kameralny charakter – nawet w sezonie można się tu cieszyć samotnością.
Na Drwęcy poczujecie się blisko natury – będziecie mieli mnóstwo okazji do oglądania łabędzi i kaczek, pod wodą będą Wam migały ryby, a nad głowami – przelatujące ptaki drapieżne, bociany i czaple. Na postoju udało nam się nawet zobaczyć raka! Okolica obfituje w malownicze widoki pól, poprzetykanych pięknymi czerwonymi makami. Na opisywanym odcinku Drwęca dużo meandruje. Pokonywanie kajakami ostrych (nawet 180-stopniowych) zakrętów jest niezłą przygodą. Momentami bystry nurt potrafi znieść kajak w trochę nieprzewidywalny sposób. A ile przy tym śmiechu, jak ktoś wpakuje się w trzciny!
21 czerwca 2019
Informacje praktyczne
Dogodnym miejscem rozpoczęcia spływu jest parking obok dawnej restauracji pod adresem Idzbarski Młyn 2. Prosto z parkingu można się zwodować do Drwęcy.
Trasa do Ostródy ma nieco ponad 10 km, do śluzy Ostróda – prawie 12 km. Niespieszne pokonanie tego dystansu zajmuje około trzech godzin – w sam raz na rodzinną wycieczkę.
Przez większą część trasy rzeka ma naturalny przebieg i często meandruje wśród wysokich trzcinowisk. Wycieczka nie sprawia jednak trudności – świetnie nadaje się dla początkujących. Jedyną niedogodnością może być jedynie to, że na opisywanym odcinku trudno jest znaleźć wygodne miejsce na dłuższy postój. Dopiero na przedmieściach Ostródy brzegi Drwęcy robią się bardziej dostępne, tam też da się znaleźć kawałek miejsca do zacumowania.
W Ostródzie wpływamy na Jezioro Drwęckie i kierujemy się w lewo. Tuż za molo przycupnęła niewielka przystań statków białej floty, ale już nieco dalej można zatrzymać się przy betonowym nabrzeżu. Przy brzegu znajdziecie kilka punktów gastronomicznych – można się tu zatrzymać na małe co nieco (a kajaki mieć cały czas na oku).
Jeśli zechcecie kontynuować spływ w kierunku śluzy Ostróda, będziecie musieli opłynąć łukiem wyciąg dla narciarzy wodnych. Utrudnia to trochę odnalezienie ujścia właściwego kanału – ono ukryło się pod drewnianym mostkiem. Śluza Ostróda (pod taką nazwą znajdziecie ją też w Google Maps) znajduje się tylko kilkaset metrów dalej. To wygodne miejsce na zakończenie spływu. Można tu zabrać kajaki albo przed śluzą (ale wtedy czeka nas wnoszenie kajaków po stromym zboczu, a samochód transportowy będzie musiał podjechać wąską, trudną do manewrowania uliczką), albo już po prześluzowaniu (tam wygodniej, sprawę ułatwia nabrzeże ze schodkami, łatwiej też manewrować samochodem na terenie należącym do śluzy – oczywiście po uzgodnieniu z gospodarzami terenu; pamiętajcie tylko, że za śluzą jednorazowo do brzegu może przybić tylko jeden kajak).
Drwęca – nasze wrażenia
Po wczorajszych wprawkach kajakowych na Szelągu Wielkim i Małym (relacja tutaj) dzisiaj możemy poczuć frajdę z prawdziwego spływu niewielką, pięknie wijącą się wśród malowniczych łąk i pól Drwęcą. Wszystkim – i dużym, i małym – wielką przyjemność sprawia dziś prawdziwa bliskość z naturą. Obserwujemy czaple, urocze kacze i łabędzie rodzinki, przelatujące bociany i jakieś piękne drapieżne ptaki, trudne do zidentyfikowania z daleka.
Im bliżej Ostródy, tym więcej śladów człowieka. Zaczyna się od działek, przy jednej z nich urządzamy sobie nawet krótki postój, już nieco zmęczeni ponaddwugodzinnym spływem. W czystej wodzie udaje się nam nawet wypatrzeć raka! Potem z perspektywy kajaka obserwujemy pojawiające się coraz gęściej zabudowania miasta. Gdy mijamy zamek krzyżacki, wiemy, że do Jeziora Drwęckiego już tylko rzut beretem (Ostródę odwiedziliśmy na naszych warmińskich wakacjach dziewięć lat temu, relacja tutaj).
Po wypłynięciu na jezioro kierujemy się w lewo, zostawiając po prawej stronie tor dla narciarzy wodnych, i dopływamy do nabrzeża nieco z boku ostródzkiego molo. Postój na zapiekanki, pizzę i lody w nadbrzeżnej knajpce to jest to, czego nam potrzeba. Niestety, znów musimy dość długo czekać na zamówienia (i dziś znowu to my dostajemy je ostatni z całej ekipy, mamy chyba jakiegoś pecha…), a w tym czasie na horyzoncie wypiętrza się i nadciąga granatowa burzowa chmura.
Bez zbędnej zwłoki wodujemy więc kajaki i ruszamy w stronę śluzy, gdzie umówiliśmy się z naszym gospodarzem, który organizował dzisiejszy spływ. Niestety, sprawa nie jest taka prosta. Najpierw czeka nas kilkanaście minut okrążania toru dla narciarzy wodnych. Przez ten czas płyniemy po otwartych wodach Jeziora Drwęckiego – zdecydowanie nie jest to dobre miejsce do bycia złapanym przez burzę. Na szczęście udaje nam się wpłynąć bezpiecznie do Kanału Elbląskiego. W pięć minut dopływamy do śluzy Ostróda i zatrzymujemy kajaki przy dosyć długim drewnianym nabrzeżu. Niestety, śluzę zastajemy zamkniętą, a tymczasem burza tuż, tuż.
Podejmujemy więc szybką decyzję, żeby wyciągnąć kajaki i wnieść je na strome nabrzeże, skąd już będzie można je w miarę wygodnie zabrać do przyczepy. Jednocześnie sami chowamy się w bardzo bezpieczne miejsce – pod most drogowy tuż przed śluzą. Bez problemu mieści się tam cała nasza kilkunastoosobowa grupa i bezpiecznie możemy przeczekać główne uderzenie burzy i ulewy. Wrażenia z przebywania w takim niecodziennym schronieniu są bezcenne!!! Nie sądziliśmy, że skoczymy dzień… pod mostem! Czas umilamy sobie graniem w głuchy telefon i pozowaniem do zdjęć „na ściance” ;-).Ale nam wesoło!
Po kilkunastu kolejnych minutach przyjeżdża nasz gospodarz, który zabiera i nas, i kajaki z powrotem do Starych Jabłonek. Jak dobrze, że podjęliśmy decyzję o zakończeniu spływu! Udało nam się bezpieczne pokonać naszą trasę, a do wieczora ulewy powtarzały się jeszcze parę razy.
Cała dzisiejsza wycieczka (razem z półtoragodzinnym postojem w Ostródzie) zajęła nam około 5 godzin. Trasę można by przedłużyć jeszcze do kolejnej śluzy (Mała Ruś) albo nawet do samego Szeląga, jednak dla ekip z przedszkolakami odległość była w sam raz. Kolejne atrakcje zostawiliśmy sobie na następny dzień, podczas którego nareszcie udało nam się pokonać kajakami śluzę i przepłynąć kolejne kilkanaście kilometrów aż do plaży w Kątnie nad Szelągiem Wielkim (relacja tutaj).