Być w Schwarzwaldzie i nie odwiedzić Baden-Baden – to byłoby niewybaczalne! Większość tutejszych budynków pamięta czasy belle époque. W XIX w. Baden-Baden stawało się letnią stolicą Europy. Bywali tutaj najbogatsi i najbardziej wpływowi ludzie z całego kontynentu. Dzisiaj także na deptakach i uliczkach mieszają się języki z różnych stron Europy. Często słychać rosyjski, ale też francuski, włoski, hiszpański. Bardzo tu międzynarodowo. Obawialiśmy się tłumów, a było całkiem kameralnie, oczywiście jak na światowej sławy kurort!
7 sierpnia 2017, poniedziałek
Pięknie, cieplutko – do 27 stopni
Baden-Baden i północna część Schwarzwaldu
Minusem dzisiejszego planu dnia jest długi dojazd z naszego Kienbronn. Razem z tankowaniem i wizytą w myjni samochodowej podróż zajmuje prawie 2 godziny. Parkujemy w samym centrum miasta, na parkingu Kongresshaus (wjeżdżając od strony autostrady, trzeba przejechać przez tunel pod miastem i kierować się według drogowskazów na tenże parking, cena 1,5 euro za godzinę, 15 za dobę). W promieniu kilometra mamy większość atrakcji kurortu.
Najpierw kierujemy się w stronę Lichtentaler Allee. To najpiękniejszy deptak Baden-Baden, prowadzący nad brzegiem rzeki Oos. Żwirową aleją między pięknymi drzewami można przejść parę kilometrów na południe, aż do opactwa w Lichtenthal. Dzisiaj nie zdążyliśmy tego zrobić. Nie zobaczyliśmy też otwartego w 2004 r. Muzeum Friedera Burdy, w którym można obejrzeć obrazy Picassa i powojennych artystów ze Stanów (np. Pollocka) i Niemiec. W Baden-Baden można też zwiedzić Narodową Galerię Sztuki (Staatliche Kunsthalle). Cóż, może następnym razem… Z dziećmi i tak byłoby trudno delektować się ekspozycją;-)
Prosto z parkingu kierujemy się w stronę głównych zabytków kurortu. Promenada wzdłuż rzeki Oos nie przytłacza, jest przyjemnie kameralna, między drzewami wyłaniają się piękne gmachy hoteli. Można odnieść wrażenie, że niewiele się tu zmieniło od czasów belle époque. Skręcamy w lewo za strzałkami na Kurhaus i wchodzimy w elegancką, pełną butików aleję. Oglądanie sklepowych wystaw może przyprawić o zawrót głowy. Bawimy się w poszukiwanie najbardziej absurdalnych cen – kto da więcej?
Wychodzimy z podziemnego parkingu Kongresshaus i taki widok mamy przed oczami
Wzdłuż rzeczki Oos urządzono urokliwą trasę spacerową – można dojść aż do Lichtenthal.
Kto nie lubi spacerów, może wybrać przejażdżkę bryczką.
Gmach teatru przy alei Lichtentaler.
Serce Baden-Baden bije w… kasynie
Na początku naszego spaceru oglądamy dom zdrojowy (Kurhaus) – neoklasycystyczny gmach z lat 20. XIX w. W jego prawym skrzydle znajduje się najstarsze i najbardziej luksusowe kasyno w Niemczech. Ten najbardziej reprezentacyjny gmach miasta nie zatrzymuje jednak na dłużej naszej uwagi – cóż, zawartość portfeli nie ta;) Zajrzeliśmy do środka tylko na chwilę, bo Grześ nie był akurat skłonny porzucić wrzucania kamyczków do kratek odpływowych przed budynkiem…
Dom zdrojowy – Kasyno to serce Baden-Baden.
Miasto zdobią piękne kompozycje kwiatowe.
Kolejny punkt naszego spaceru to pijalnia wód mineralnych (Trinkhalle). Budynek robi na nas duże wrażenie. Na ścianach zewnętrznej galerii pod kolumnadą można podziwiać piękne obrazy ilustrujące lokalne legendy. Wreszcie udaje nam się zapakować Grzesia do wózka (tylko dzięki lizakowi – które dziecko ich nie lubi, to świetny patent na chwilę spokoju podczas zwiedzania zazwyczaj nudnych dla dzieci miast!). Po spacyfikowaniu Młodego szybszym krokiem przechodzimy na prawy brzeg Oos.
Piękny budynek pijalni wód.
Malowidła ścienne przedstawiają lokalne legendy.
A my nie zabawiamy tu dłużej i kierujemy się na przeciwny brzeg rzeki Oos.
Starówka, czyli luksusowe butiki i malownicze zaułki
Urokliwymi wąskimi uliczkami wspinamy się pod górę, mijając wystawy sklepów najlepszych światowych marek. Idziemy m.in. przez Lange Strasse i Hirschstrasse, unikając w ten sposób wnoszenia wózka po schodach. W końcu docieramy na zaskakująco pusty i spokojny Marktplatz na tyłach dostojnego gmachu późnogotyckiej kolegiaty. Grześ wysiada z wózka i z zachwytem biegnie do poidełka-fontanny, której woda spływa wprost na chodnik. Jest cieplutko, jak fajnie chlapać się na bosaka! Nie mamy serca odmawiać Grześkowi tej przyjemności, więc atak na Nowy Zamek (Neues Schloss) przypuszczają tylko R. ze starszymi chłopcami.
Dawna rezydencja margrabiów Badenii znajduje się obecnie w prywatnych rękach, taras jest jednak ogólnodostępny. Już samo wejście tutaj jest bardzo przyjemne. Schody prowadzą przez urocze zakamarki, sprawiające, że czujemy się jak w krajach południowej Europy. Chłopców ciekawią wygrzewające się na ścianach budynków jaszczurki i usiłujące utrzymać się na pionowych ścianach rośliny, nawet nasze poczciwe dziewanny potrafią tego dokonać. W ogrodach widać kilkumetrowe rododendrony i araukarie. Do Nowego Zamku warto jednać podejść przede wszystkim ze względu na widok. Z zamkowego tarasu pięknie widać dolinę Oos i miasto Baden-Baden przycupnięte wśród schwarzwaldzkich wzgórz.
Stroma uliczka wprowadza na Marktplatz.
Czujemy się jak w śródziemnomorskim miasteczku.
Urokliwy zbieg dwóch ulic.
Marktplatz z późnogotycką kolegiatą.
Nad nami góruje renesansowy Nowy Zamek – zaraz tam wejdziemy.
Pięknie widać stąd kolegiatę.
I całe Baden-Baden, położone w dolinie rzeki Oos.
Na tyłach łaźni rzymskich znajduje się piękny śródziemnomorski ogród.
Nasi kuracjusze zaraz będą chyba zażywać kąpieli leczniczych.
Wycieczka na zamek zakończona, Grzesiek wychlapany, więc już w komplecie schodzimy w stronę Römerplatz. Przechodzimy obok zbudowanego w 1877 r. pięknego pałacu Friedrichsbad. Mieści on ekskluzywne, kilkunastoetapowe łaźnie rzymsko-irlandzkie. Dla nas niestety niedostępne, bo wstęp jest możliwy dopiero od 14 rż. (kąpiele nago). W podziemiach budynku można oglądać (niestety według informacji pani z recepcji łaźni tylko w godzinach 15-16) częściowo odrestaurowane łaźnie rzymskie (Römische Badruinen) z multimedialnymi prezentacjami dawnego wyglądu. W pobliżu znajduje się także kąpielisko Caracalla-Therme, znacznie tańsze i dostępne dla dzieci powyżej 7 lat.
Zbliża się pora obiadu, gdzie by tu coś zjeść? Zamiast udać się do wcześniej upatrzonej kebabo-pizzerii, dajemy się skusić podrzędnej knajpie umiejętnie podszywającej się pod lokalną badeńską restaurację. Jedzenie drogie, niezbyt smaczne, nieakceptowane przez Grzesia… Ale na plus miłe stoliki z widokiem na pobliskie uliczki, zupełnie jak we Włoszech. Grześ ma gdzie spacerować, więc oczekiwanie na posiłek też mija bezproblemowo.
Odrestaurowany budynek łaźni rzymskich.
W budynku łaźni można poza zażywaniem kąpieli obejrzeć pozostałości łaźni z czasów rzymskich.
Obiad – najlepiej przy stolikach na ulicy!
W Baden-Baden można spokojnie spędzić calutki dzień. Niestety Grześ w samochodzie nie spał i w wózku (znając jego tegoroczne zwyczaje) na pewno nie zaśnie, więc z bólem serca rezygnujemy ze spaceru słynną promenadą wzdłuż Oos i wracamy na parking.
Aby osłodzić sobie nieco nie do końca zrealizowane plany turystyczne, postanawiamy wrócić do naszego domku w Kienbronn bardziej czasochłonną, ale za to malowniczą drogą nr 500. Schwarzwaldhochstrasse prowadzi wzdłuż całego Schwarzwaldu, mijając wiele miejsc interesujących turystycznie i punktów widokowych. Wspinamy się długim podjazdem w okolice najwyższego szczytu północnej części Schwarzwaldu – Hornisgrinde (1164 m n.p.m.). Za oknami piękne lasy i chwilami rozległe widoki. Po drodze oglądamy dwie główne atrakcje w okolicy: Mummelsee i Allerheiligen.
Punkt widokowy na północy Schwarzwaldu
Mummelsee
Niewielkie jeziorko polodowcowe rozsiadło się na wysokości 1036 m n.p.m., prawie pod samym szczytem Hornisgrinde. Zatrzymaliśmy się tutaj z myślą o krótkiej kąpieli dla chłopców. Miejsce jednak nie jest szczególnie godne polecenia. Parking spory, chociaż i tak trudno znaleźć wolne miejsce. Samo jezioro okazało się maleńkie i niespecjalnie urocze, bo po prostu otoczone lasem. Możliwości kąpieli brak. Ale przemysł turystyczny wyciska z okolicy, ile się tylko da. Ogromne sklepy z pamiątkami, duży górski hotel z restauracją na tarasie i barem szybkiej obsługi na dole, stoliki porozstawiane nad brzegiem jeziora, wypożyczalnia rowerków wodnych i łódek, no i oczywiście tłumy ludzi…
Ale są też plusy. Na przykład przyjemny plac zabaw, możliwość zanurzenia nóg w przyjemnej wodzie czy przespacerowania się wokół jeziorka. Na koniec kawałek schwarzwaldzkiego tortu i wszyscy są zadowoleni! Chłopcy kupili sobie pamiątki, więc w dobrych humorach ruszamy w dalszą drogę.
Zaglądamy nad brzegi Mummelsee- niewielkiego jeziorka polodowcowego.
Jeziorko nie nadaje się do kąpieli, ale można po nim popływać na rowerach wodnych.
Chłopców satysfakcjonuje nawet możliwość pobrodzenia po brzegu.
Degustacja słynnego tortu schwarzwaldzkiego.
Świetnie zaopatrzony sklep z pamiątkami nie może się obejść bez symbolu Schwarzwaldu – zegarów z kukułką.
Ruiny w Allerheiligen
Po krótkim błądzeniu (z powodu nie do końca precyzyjnych drogowskazów) wreszcie trafiamy na właściwy parking. Dojście zajmuje dosłownie kilka minut asfaltową drogą. Grześ zbiegając, zalicza glebę i obciera oba kolana, ale nasz trzyletni turysta dzielnie znosi niewygody.
O tej porze (zbliża się 18:00) przy ruinach plączą się tylko pojedyncze osoby. Jest kameralnie, wręcz refleksyjnie. Początki klasztoru sięgają głębokiego średniowiecza, a czasy największego rozkwitu przypadają na XVIII w. Później budynki klasztorne trzykrotnie trawił pożar, a na koniec w wieżę uderzył piorun. W 1816 r. zdecydowano o częściowej rozbiórce budynków. Na szczęście niedługo później w regionie zaczęła się rozwijać turystyka, dzięki czemu zachowano pozostałości, które możemy oglądać do dzisiaj.
Allerheilingen
Można tu oglądać ruiny XIII-wiecznego klasztoru.
To niezwykle malownicze miejsce.
Opactwo zostało zniszczone przez pożary i uderzenie pioruna.
Miejscami zachowały się pozostałości dawnych sklepień.
Klasztor przeżywał swoją świetność w XVIII stueciu.
Dziś dawnej świetności możemy się tylkko domyślać.
W ruinach jesteśmy tylko małymi mróweczkami.
Ruiny klasztowu Wszystkich Świętych w Allerheilingen – jedno z pięknych zapomnianych miejsc.
Około dwa kilometry dalej znajdują się jeszcze ciekawe wodospady Allerheiligen. Nasz Grzesiek jednak jest już bardzo marudny, bo nadal nie zasnął, nawet w samochodzie, a i chłopcy też już są zmęczeni po całym turystycznym dniu. Rezygnujemy więc z tej atrakcji i przyjmujemy kierunek dom. I tak mieliśmy dziś przebogaty dzień, dzień pełen schwarzwaldzkich wrażeń!
Nasz czas: 9:30–19:30. Cztery godziny spędziliśmy w Baden-Baden, godzinę nad Mummelsee i pół godziny przy ruinach w Allerheiligen. Same przejazdy (ponad 200 km) zajęły około 4 godziny (plus tankowanie i myjnia).