Ferrata Brigata Tridentina

Jedna z najbardziej znanych ferrat w Dolomitach. Bliskość uroczego wodospadu, ciekawe poprowadzenie trasy i fotogeniczny mostek nad przepaścią jak magnes przyciągają wielbicieli żelaznych dróg. Jeśli dodamy do tego krótkie dojście do startu ferraty i schronisko Piscadu czekające na strudzonych wędrowców na końcu trasy, nie będziemy się dziwić, że w sezonie Brigata Tridentina to ferrata dość mocno oblegana. Jednak nawet jeśli trzeba będzie postać trochę w korkach, jakie ze względu na nasilony ruch lubią tu tworzyć się w trudniejszych miejscach, nie będziecie żałować. Wspinaczka Brigatą jest bardzo przyjemna i oferuje wiele emocji! Trudność ferraty oceniana jest na C, nie jest więc to propozycja na początek przygody z żelaznymi perciami. Doświadczonym turystom trasa sprawi jednak wiele przyjemności.

Brigata Tridentina – ferratowy klasyk w Dolomitach

2023.07.18

Informacje praktyczne

Trudności. Brigata Tridentina – ferrata nazwana na cześć żołnierzy z okolic Trydentu, którzy zbudowali tę drogę – to jeden z najgorętszych turystycznie punktów w masywie Selli. Ferrata jest dość trudna (C), ale znakomicie ubezpieczona, przystosowana do nasilonego ruchu turystycznego. W przeciwieństwie do ferraty Lipella (relacja z przejścia Lipelli tutaj), bardzo naturalnej w swoim charakterze, tu przejście co trudniejszych miejsc ułatwiają wbite w skałę klamry, drabinki i kotwy. Pamiętajmy jednak, że droga wiedzie stromo w górę i wymaga sporo siły i wprawy w poruszaniu się po ferratach. Główne trudności (ale i największe atrakcje z mostkiem linowym na czele) czekają na nas na samym końcu trasy. W jednym miejscu trzeba pokonać krótką przewieszkę, przejście tego odcinka jest jednak ułatwione przez klamry. Jeśli nie czujecie się na siłach, ostatni fragment ferraty będziecie mogli ominąć, podchodząc łatwą ścieżką do schroniska.

Przejście ferraty wg topo zajmuje ok. 3-3,5 godziny, nam jednak ze względu na duże natężenie ruchu zajęło to nieco dłużej (4 godziny).

Dojście i powrót. Najdogodniejszym punktem startu jest parking Pisciadu (1956 m n.p.m.), położony poniżej przełęczy Passo Gardena. Pamiętajcie, że w sezonie letnim zapełnia się on bardzo szybko, trzeba więc rano zabić w sobie śpiocha i stawić się tu bez zbędnej zwłoki.

Ferrata Brigata Tridentina

Ruszając z parkingu widzimy – o zgrozo! – szlak nr 666, wiodący do schroniska Pisciadu. Szybko opuszczamy jednak tę „diabelską” trasę i kierujemy się za znakami prowadzącymi do ferraty. Po ok. 15 minutach łatwa ścieżka doprowadzi nas do początku ubezpieczeń. Nie jest to jeszcze właściwa Brigata Tridentina, a tylko krótka rozgrzewka przed rozpoczęciem właściwej ferraty. Stosunkowo łatwy ciąg ubezpieczeń (A/B-B, klamry) pozwala na pokonanie skalnej ściany i dojście do prawdziwego początku trasy.

Po pokonaniu pierwszego progu skalnego przyjemna trawersująca ścieżka doprowadza nas do niewielkiego, ale bardzo malowniczego wodospadu. To właśnie jego szum będzie nam towarzyszył przez znaczny odcinek ferraty.

Zaraz po wyjściu z parkingu napotykamy diabelski numer szlaku.


Po krótkiej ferratowej rozgrzewce robimy popas na drugie śniadanie.


Szlakiem numer 29 podchodzimy pod wodospad i właściwy początek ferraty.


Zanim wepniemy się w stalową linę, podchodzimy jeszcze pod wodospad.


Taki duży wodospad to rzadkość w Dolomitach.


Ferrata Brigata Tridentina nosi swoje imię na pamiątkę nazwy oddziału włoskich Alpini, którzy zbudowali tę żelazną drogę.


Wspinaczka początkowo nie jest zbyt trudna.


Po kilkudziesięciu metrach podejścia wchodzimy na wypłaszczenie, skąd można ostrożnie podejść pod wyższe piętro wodospadu Cascades de Pisciadu.

Pierwsza część Brigaty Tridentiny nie należy do specjalnie trudnych – trudności oscylują w granicach B-B/C. Mimo to ku naszemu zaskoczeniu idziemy w korku – tłoczno tu jak na Marszałkowskiej! Pogoda jednak jest piękna, widoki wspaniałe, a nam się nigdzie nie spieszy, więc z uśmiechem akceptujemy ten stan rzeczy. Widać że w lecie ferratą Brigata Tridentina po prostu wchodzi się w towarzystwie innych turystów i tyle! Trzeba to potraktować jako integralny (i integrujący 🙂 element wycieczki.

W pewnym momencie trasa zbliża się do górnego piętra wodospadu. Można tu opuścić ferratę i  w przyjemnych okolicznościach przyrody odpocząć (my właśnie tak robimy, mając przy okazji nadzieję na rozładowanie korka, który uformował się na wejściu), po czym wrócić na ferratę lub też odpuścić sobie drugą, trudniejszą część wejścia i pójść łatwą ścieżką w górę do pobliskiego schroniska.

Przed nami jeszcze długa ściana i jeszcze większa kolejka ludzi na trasie podejścia.


W oddali widać zabudowania miejscowości Colfosco.


Słoneczko dogrzewa, a my grzecznie stoimy w kolejce.

Jeśli czujecie się na silach, zdecydowanie polecamy wytrwać aż do końca, bo to właśnie druga część ferraty oferuje najwięcej wrażeń i emocji.

Co się zmienia w drugiej części? Trasa staje się nieco bardziej wymagająca. Trudności dochodzą do C, a nawet – na jednym króciutkim odcinku – C/D, gdzie musimy pokonać niewielką przewieszkę. Ten odcinek był ubezpieczony klamrami i nie sprawił nam jednak trudności.

Kulminacją ferraty jest mostek linowy przewieszony nad głęboką rozpadliną skalną. Przejście mostka jest łatwe, a plener niezwykle fotogeniczny. Chyba każdy wchodzący turysta robi sobie tu zdjęcie, wstrzymując ruch – może to właśnie to było przyczyną dzisiejszego zatwardzenia na szlaku?

Początek najdłuższej drabinki.


Widok z drabinki prosto w dół na kluczowe pionowe podejście.


Ostatnie metry podejścia przed wiszącym mostkiem.


W kolejce przed mostkiem.


I nareszcie na mostku – deser na koniec trasy:)


W oczekiwaniu na swoją kolej ludzie przysiadają na skałach przed mostkiem.


Jeszcze z końcówki trasy ferraty wypatrujemy budynek Rifugio Piscadu położony na pięknym progu polodowcowym.


Miło dostrzec chociaż kawałek zielonej trawki w tym skalnym świecie.

Po przejściu mostka ubezpieczenia kończą się, a my podchodzimy łatwą ścieżką w górę, po czym trawersujemy w bok do nieodległego schroniska Pisciadu (2585 m n.p.m.).

Kto ma jeszcze mnóstwo siły, może pokusić się na wejście na górujący nad schroniskiem szczyt Cima Pisciadu, którego wysokość jedynie nieznacznie odbiega od 3000 metrów. Wejście nie jest trudne, a widoki ponoć są fantastyczne. Trzeba jednak poświęcić na to dodatkowo min. 2 godziny i pokonać 400 m przewyższenia.

Schronisko Pisciadu przysiadło w cieniu swojego imiennika – Cima Pisciadu.


Już nie możemy doczekać się na zimny złoty napój:)))))


I jest! W dwóch odsłonach! Poza tym schronisko oferuje naprawdę duży wybór dań.


Cima Pisciadu bardzo nas dzisiaj ciągnął, ale oparliśmy się pokusie wejścia na niego ze względu na zapowiadane załamanie pogody.


Z tarasu schroniska widać też wyjątkowo piękne jezioro.


Staw Pisciadu ma wyjątkowy kolor wody.

Zejście ze przez dolinę Val de Mesdi

Najprostszą drogą zejścia od schroniska na parking Pisciadu jest szlak nr 666 (zejście ok półtorej godziny), my jednak poszliśmy za radą Tkaczyka i wybraliśmy okrężną trasę przez górne piętro doliny Val de Mesdi. Mimo że ten wariant był o ok. godzinę dłuższy od defaultowego 666, nie żałowaliśmy ani przez chwilę. Widoki, szczególnie w początkowym odcinku zejścia, były obłędne!

Aby wrócić dłuższą, ale ciekawszą drogą, należy zamiast szlaku 666 wybrać ścieżkę nr 676. W górnej części jest miejscami dość stromo, pojawiają się też krótkie odcinki ubezpieczone stalową liną (trudności rzędu A), potem teren się wypłaszcza i idziemy po prostu ścieżką. Nią dochodzimy do węzła szlaków i skręcamy lewo w drogę nr 651. Na kolejnym skrzyżowaniu szlaków po raz kolejny skręcamy w lewo, tym razem w szlak nr 29. On doprowadzi nas do końcowego odcinka znanej nam z rana drogi 666, która sprowadzi nas na parking.

666 dziś okazała się zaiste piekielna. Ok. 15-20 min przed samochodem złapała nas taka burza, o której można potem przy piwie w schronisku opowiadać  górskie opowieści. Dostaliśmy w pakiecie ulewę, grad i niezwykle silne porywy wiatru (jednemu z nich udało się przewrócić M. i strącić ją ze szlaku, na szczęście już w łatwym terenie – pamiątką przygody są tylko podrapane nogi). Mimo że początkowe uderzenie przeczekiwaliśmy schowani przy dużym głazie, do samochodu dotarliśmy przemoczeni do suchej nitki.

Kierujemy się na nieco dłuższy wariant zejścia przez Val de Mesdi.


Z widokiem na grań Fanes.


Schodząc na wschód, mamy przed sobą imponujące skalne otoczenie Val de Mesdi.


Ze szlaku 676, którym teraz idziemy, jak na dłoni widać końcowy odcinek naszej dzisiejszej ferraty..


Zbliżenie na mostek – nadal wędrują nim kolejni ferratowicze:)


Zbliżamy się do Val di Mesdi i jej surowych skalnych ścian.

Burza rzeczywiście była solidna, bo wracając do Sottogudy, mijaliśmy po drodze drzewa poprzewracane na drogę. Mamy nadzieję, że nikomu z dzisiejszych turystów na szlaku nic się nie stało. Na zakończenie serdecznie pozdrawiamy przemiłą parę z Polski – Olę i Alberta, których spotkaliśmy podczas dzisiejszego podejścia. Bardzo było nam miło dzielić z Wami przyjemność wędrowania tym pięknym szlakiem – pozdrowienia! 🙂

Więcej propozycji wycieczek po Dolomitach? Zajrzyjcie tutaj 🙂