Poznań, 2006.11-12

Pretekstem do rodzinnego zwiedzania Poznania była konferencja R. organizowana w tym właśnie mieście. Uznaliśmy, że oto nadarza się świetna okazja na wycieczkę: po pierwsze: nie znaliśmy jeszcze dokładnie Poznania (a wiedzieliśmy, że jest piękny), a po drugie: chcieliśmy wykorzystać ostatnie miesiące, w których Tymo jeździ w wózku i na spacerach zasypia – wbrew pozorom w pierwszym roku życia dziecko jest bardzo wdzięcznym towarzyszem wędrówki: można z nim oglądać, na co tylko przyjdzie ochota, a pociecha nie marudzi (hmm, z reguły …), nie neguje rodzicielskich planów, nie ma jeszcze kłopotów z karmieniem. Wyjazd był bardzo udany – udało nam się złapać przepiękne wczesnozimowe słońce i magiczną atmosferę.

30 listopada, czwartek

Ok. 6 stopni, mżawka i mgła, ale po południu mamy już słońce!

Warszawa-Poznań (5:50-10:20)

Mimo że wyruszamy raniutko, wyjazd z Warszawy jest koszmarny: ciemno i dżdżysto, duży ruch na drodze i nasza upiorna tłusta plama na szybie (…która nie chce się niczym zmyć…). Pełno tirów i różnych dziwnych „mechanizmów” typu pilotowana kolumna pojazdów wiozących wielkie metalowe konstrukcje i jadących pod prąd przez rondo.

Po zjeździe na Piątek robi się pusto, choć droga wąska.

Końcowe 160 km to nareszcie luksus (szkoda, że dość drogi…) – autostradą kilometry uciekają nie wiadomo kiedy.

Tymo zachowuje się super, najpierw śpi, a potem aż przez półtorej godziny się bawi. Problemy mamy tylko z jego rozpraszaniem się przy jedzeniu.

Zaraz po przyjeździe szybko rozpakowujemy się w wygodnym lokum – wynajęliśmy małą kawalerkę w nowym bloku, niedaleko miejsca konferencji R.

Po południu R. przypomina sobie, po co tu przyjechał, czyli udaje się na konferencję, a w tym czasie M. z T. bawią się w domu.

Wieczorem udaje się nam jeszcze całą trójką wyrwać na szybki spacer po poznańskiej starówce. Oglądamy ładnie podświetlony, obszerny rynek z przepięknym renesansowym ratuszem (b. ładna iluminacja), wąskimi kamieniczkami – domami budniczych, fontannami w czterech rogach i słynną figurą Bamberki. Poznań od pierwszego spaceru robi na nas bardzo dobre wrażenie – zabytkowe centrum jest ładnie odnowione, zadbane i bardzo atrakcyjne turystycznie.

Powitanie z Poznaniem

Powitanie z Poznaniem

Nasze lokum

Nasze lokum

 1 grudnia, piątek

Ok. 7 stopni i piękne słońce

Przedpołudnie R. spędza na konferencji, a M. z T. bawią się w domu. Po powrocie R. jemy szybko obiad i w drogę!

Spacer Centrum – Targi Poznańskie – Park Wilsona obfituje w atrakcje turystyczne. Oglądamy imponującą bryłę zamku, stylowe budynki uniwersyteckie: Colegium Maius i Colegium Minus, Teatr Wielki, Plac Mickiewicza z pomnikami samego wieszcza i ofiar czerwca 1956, Filharmonię. Wejście na teren Targów Poznańskich i słynne „szklane domy” w dzisiejszych czasach nie robią już tak dużego wrażenia (przydałby się remont?), ale dobrze je zobaczyć na własne oczy. Spacer kończymy w Parku Wilsona z amfiteatrem, dużą palmiarnią, stawami i alpinarium.

Wracając, wymieniamy wrażenia: Poznań to atrakcyjne miasto o wielkomiejskim charakterze. Przejezdny widzi dużo okazałych, poodnawianych budynków. Poza starówką toczy się normalne miejskie życie, z całym dobrodziejstwem inwentarza (korki itp.). Przez chwilę chcemy porównać Poznań do jakiegoś znanego nam miasta, ale po namyśle stwierdzamy, że ma on swoją niepowtarzalną atmosferę.

Zadziwiają nas dziwnie zsynchronizowane światła – przez jedną ulicę musimy przechodzić aż na cztery raty!

Tymo wszystkie atrakcje przesypia. Jest nieświadomy nawet tego, że jego pojazd znów łapie gumę (mimo że był wulkanizowany dwa dni przed wyjazdem). A my jesteśmy szczęśliwi, że udało nam się choć na chwilę przełamać rutynę i wyrwać z domu.

Zamek

Zamek

Colegium Maius

Colegium Maius

Colegium Minus

Colegium Minus

Teatr Wielki zw. Operą

Teatr Wielki zw. Operą

Akademia Muzyczna

Akademia Muzyczna

My spacerujemy, Tymuś śpi

My spacerujemy, Tymuś śpi

Targi Poznańskie

Targi Poznańskie

Palmiarnia w Parku Wilsona

Palmiarnia w Parku Wilsona

 2 grudnia, sobota

Słońce, ale powietrze już zimowe, ok. 4 stopni

Nareszcie od początku do końca razem spędzony dzień, bez żadnych konferencji.

Rano wybieramy się na spacer nad Jezioro Malta przez Ostrów Tumski

Chcemy wyjść wcześniej, ale rano zaspaliśmy do 7:30, a potem w TV był półfinał MŚ w siatkówce (wygrany mecz z Bułgarią), więc nad Jezioro Malta pędzimy prawie biegiem, naiwnie sądząc, że o 10:00 będzie uruchomiona fontanna (no co, tak zapewniał przewodnik…). Oczywiście na miejscu okazuje się, że w zimowych porach roku  tego typu atrakcje są nieczynne. Mimo to i tak spacer nad Maltą sprawia nam wiele radości. Okolica jest bardzo malownicza: dookoła tereny rekreacyjne, ścieżki rowerowe, stok narciarski, lodowisko, kolejka wąskotorowa. Zwracamy uwagę na tor regatowy wioślarzy na jeziorze, obserwujemy chwilę trenujących kajakarzy i kanadyjkarzy (… ale niewygodnie!).

W drodze powrotnej zahaczamy o Ostrów Tumski otoczony wodami Warty i Cybiny. Na brzegach widać pozostałości śluzy i umocnień. Na wyspie oglądamy niezwykle imponującą Katedrę Piotra i Pawła (w środku kilkanaście kaplic; kryptę z grobami pierwszych władców Polski można zwiedzać tylko z przewodnikiem – my nie mogliśmy, bo organista hukiem organów obudził nam Tyma), Pałac Arcybiskupi oraz Akademię Lubrańskiego z pomnikiem Jana Kochanowskiego przed nią.

Wracamy przez rynek ulicą Żydowską, po drodze odnajdujemy budynek synagogi. Na rynku pstrykamy jeszcze kilka zdjęć w słońcu i wracamy do domu.

Na obiad zamawiamy pizzę na telefon – ale wygoda z małym dzieckiem! Tymo trochę poszalał, więc wybieramy się na kolejny spacer: do Parku Cytadela.

Po drodze oglądamy przestronny Plac Wolności, Muzeum Narodowe, Bazar, Bibliotekę Raczyńskich i Teatr Ósmego Dnia. Do parku idziemy dalej Alejami Marcinkowskiego i przez Wzgórze Św. Wojciecha: znajdujemy kościoły Św. Wojciecha i Św. Józefa, Pomnik Armii Poznań i Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan.

Na teren Parku Cytadela wchodzimy stromym zboczem wzgórza pomiędzy cmentarzami (gł. wojskowymi). Obok Muzeum Uzbrojenia wypatrujemy niewielką plenerową ekspozycję czołgów i samolotów – spodobałoby się Tymowi, gdyby był większy. Największe wrażenie robi na nas jednak plenerowa kompozycja „Nierozpoznani” autorstwa Abakanowicz – 112 postaci odlanych z żeliwa skłania do chwili refleksji.

Wracamy przez rynek, gdzie robimy ostatnie zdjęcia i kupujemy obowiązkowe rogale marcińskie na dzisiejszą kolację – mniam! Na pożegnanie oglądamy też ciekawie zaprojektowane, budowane właśnie Centrum Kulturalno-Handlowe Stary Browar.

Jezioro Malta z torem regatowym

Jezioro Malta z torem regatowym

A ciuchcią pojedziemy, jak Tymuś podrośnie

A ciuchcią pojedziemy, jak Tymuś podrośnie

Katedra św.św. Piotra i Pawła

Katedra św.św. Piotra i Pawła

Psałteria i Kościół NMP in Summo

Psałteria i Kościół NMP in Summo

Poznański rynek

Poznański rynek

Rynek i domy budniczych

Rynek i domy budniczych

Fontanna Neptuna

Fontanna Neptuna

Arkadia

Arkadia

Biblioteka Raczyńskich

Biblioteka Raczyńskich

'Nierozpoznani' Abakanowicz

'Nierozpoznani’ Abakanowicz

'Stary Browar'

'Stary Browar’

I tak kończy się nasz weekendowy wypad do Poznania. Nam dostarczył mnóstwa miejskich wrażeń, a Tymo, zapytany o wrażenia, na pewno odpowiedziałby: „świetnie mi się spało” – w ramionach Morfeusza spędził wszystkie nasze spacery🙂

Tatry, 2006.09

Po powiększeniu się naszej rodziny najtrudniej nam było przyzwyczaić się do braku górskich wyjazdów. My, którzy dotąd w każdej wolnej chwili wyrywaliśmy się w góry, którzy znaliśmy niemal każdy odcinek polskich i słowackich tatrzańskich szlaków, nagle musieliśmy wejść w rolę rodziców wydeptujących z wózkiem znaną trasę po parkowych alejkach. Nuda… Oczywiście znaleźliśmy szybko nowy konik – aktywną turystykę krajoznawczą z dziećmi – ale góry zawsze były i są dla nas miejscem wyjątkowym.

Nie wiem, kto pierwszy wpadł na pomysł dwóch całodniowych tatrzańskich wypraw tylko we dwoje – grunt, że haczyk szybko został połknięty. Pewnym utrudnieniem było karmienie pięciomiesięcznego Tymka – Młody jadł tylko i wyłącznie mleko mamy. Ale na wszystko znalazła się rada. Po pierwsze: Babcia zgodziła się pojechać z nami i zaopiekować się T. w czasie naszych wycieczek. Po drugie: odpowiednio wcześniej zadbaliśmy o zebranie odpowiedniego zapasu ściągniętego mleka (potem trzeba było tylko dopilnować tego, by zapasy dojechały na miejsce nierozmrożone). I po trzecie: musieliśmy zaakceptować laktator jako nieodłącznego towarzysza naszych górskich postojów.

Cały wyjazd udał się nam wspaniale, choć trzeba przyznać, że wymagał sporo wysiłku i dużego samozaparcia (wykończeni po całodziennej wycieczce w nocy musieliśmy wstawać do dziecka, a M. cały czas karmiła, więc czuła się – delikatnie mówiąc – zmęczona). Za to ściąganie mleka warczącym laktatorem na Przełęczy Zawrat pozostaje niepowtarzalnym przeżyciem 😉

Podsumowując: grunt to solidna organizacja (i oczywiście pomoc otoczenia – gorące podziękowania dla Babci), a to, co wydaje się nierealne z maluchem, może się udać. Continue reading

Gdynia część II – Gdańsk, Sopot i Puck

21.01.2015, środa

Pochmurno i przelotny śnieg z deszczem, ok. 1 st.

Ośrodek Kultury Morskiej w Gdańsku

Z racji utrzymującej się kiepskiej pogody wybieramy na dzisiaj kolejną zadaszoną atrakcję. Odpowiednio wyekwipowani (wyprawa z dojazdem zajmie nam ponad pięć godzin, więc niezbędne będzie karmienie, przewijanie, ściągania mleka itp…) ruszamy w drogę. Parkujemy na Podwalu Staromiejskim i szybciutko kierujemy się do celu, gdyż właśnie mija 12:00, a właśnie o pełnych godzinach są wejścia na najciekawszą, interaktywną ekspozycję Ośrodka Kultury Morskiej. Continue reading

Gdynia część I – z podwodnego świata do krainy kaktusów

15.01.2015, czwartek

Całkiem ładnie, ok. 5 st.

Wyjazd zaplanowaliśmy na wczesne popołudnie – Sebuś jeszcze dzisiaj w przedszkolu miał bal karnawałowy, na który bardzo chciał pójść. Był przebrany za króla i prezentował się naprawdę okazale.

Dzięki bardzo intensywnym wysiłkom podejmowanym od wczoraj wyrabiamy się z pakowaniem około południa. Babcia z Dziadkiem odbierają chłopców i po nakarmieniu Grzesia wyruszamy około 13:40.

Dzisiejsza droga przebiega w 95% autostradą, więc mija nam szybko i spokojnie. Chłopcy są świetnymi kompanami w podróży – i to wszyscy! Grześ ok. 2/3 czasu przesypia, a resztę grzecznie siedzi i rozgląda się, rozdając uśmiechy. Sebuś przesypia pierwszą część trasy, a potem miło trajkocze. Tymuś wspaniale pomaga kierowcy z nawigacją i dbaniem o oprawę muzyczną podróży. Słuchamy Czesława i Happysada, a chłopcy – nowej płyty Arki Noego. Continue reading

Gdynia i okolice, 2015.01

Wyjazdy zimowe zazwyczaj nieodłącznie kojarzą się z górami i sportami zimowymi. Czy jednak można ciekawie spędzić czas nad morzem w zimnej porze roku? Oczywiście. Co prawda wyjazd do mniejszych miejscowości może wiązać się z tym, że zastaniemy wszystkie lokale gastronomiczne i obiekty interesujące dla turysty zamknięte na cztery spusty, ale większe ośrodki, a w szczególności Trójmiasto, otwierają swe podwoje dla przyjezdnych przez cały okrągły rok. W dodatku – co ważne dla osób poszukujących spokoju – poza sezonem nie spotkamy tu tłumów, co umożliwi spokojne zwiedzenie najpopularniejszych atrakcji turystycznych i cieszenie się kameralną atmosferą. Spacer pustą plażą, tu i ówdzie przyprószoną śniegiem, ma w sobie bardzo dużo uroku. Widok morza zawsze uspokaja i jest źródłem refleksji, zimą tym bardziej. Dla nas wyjazd do Trójmiasta był doskonałym wyborem – potrzebowaliśmy przede wszystkim rozległych terenów spacerowych łatwo dostępnych dla wózka. Wyjazd z pięciomiesięcznym niemowlęciem i dwojgiem starszych dzieci to duże wyzwanie organizacyjne, ale bilans zysków i strat zdecydowanie wychodzi na plus – oderwaliśmy się od codziennej rutyny i mieliśmy możliwość spędzić wiele czasu razem. Nie zawsze było cukierkowo – nasza rodzina ciągle dociera się w nowym składzie – ale na pewno nie było nudno!

 

 

Widok na Kanał Portowy.

Gdynia część I – z podwodnego świata do krainy kaktusów

 

05. Molo w Sopocie

Gdynia część II – Gdańsk, Sopot i Puck

 

 

Rzeszów

Muzeum Dobranocek w Rzeszowie

2011.11.12

To świetne, przyjazne miejsce dla młodszych dzieci, a i dorośli z łezką w oku przypomną sobie własne dzieciństwo.

Ekspozycja muzeum jest naprawdę niepowtarzalna: wszystkie eksponaty związane są z PRL-owskimi wieczorynkami – od lalek – odtwórców głównych ról – po przeróżne przedmioty z nadrukami wieczorynkowych bohaterów. Przestrzennie i przyjaźnie dla dzieci w każdym wieku.

Całości dopełnia pokaz dawnych bajek w stylowo urządzonym pomieszczeniu. Kolorowe buzie bohaterów wieczorynek, wymalowane na oparciu każdego z krzeseł, dodatkowo zachęcają do obejrzenia seansu.

Chłopcy byli zachwyceni. I spisali się na medal. Tymuś gawędził z przemiłą panią przewodnik (on to ma gadane!), a Sebuś czuł się w nieznanym przecież dla siebie miejscu jak u siebie w domu. Najchętniej sam by wszystko rozmontował i poustawiał po swojemu. Na pokazie bajek głośno komentował wszystko, co widział na ekranie i chodził z krzesła na krzesło. Na szczęście obsługa muzeum jest dla takich zachowań małych gości zupełnie wyrozumiała. Polecamy!

Przyszli piłkarze w Rzeszowie.

Przyszli piłkarze w Rzeszowie.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Uczniowie dawnej szkoły.

Uczniowie dawnej szkoły.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Muzeum dobranocek, Rzeszów.

Spacer po centrum Rzeszowa

2014.12.21

W przedbożonarodzeniowy weekend jedziemy z wizytą do Dziadków. Niedzielę spędzamy szczególnie przyjemnie. Po śniadaniu, korzystając z pięknego słoneczka za oknem, wybieramy się na spacer po głównych zabytkach Rzeszowa. Wcześniej przepytujemy Dziadków ze znajomości głównych atrakcji turystycznych ich miasta – zabawa na 102, nawet R. przyznaje, że na rodzinne miasto patrzy się głównie pragmatycznym, a nie turystycznym wzrokiem.

Rzeszów jest czysty i zadbany, więc spacer po centrum jest prawdziwą przyjemnością. Frajdę mają również chłopaki – najpierw urządzamy im zabawę w znajdowanie zabytków (które wcześniej pokazujemy im na zdjęciach), potem robimy konkurs: kto wypatrzy więcej dekoracji świątecznych. Grześ cały spacer śpi smacznie w wózku. Jest bardzo przyjemnie – jak to dobrze ruszyć się od stołu.

Zwiedzanie zaczynamy od imponującego rozmiarem Zamku Lubomirskich (kon. XVI w., potem przeb.), mieszczącego obecnie sąd i prokuraturę.

Zamek Lubomirskich (kon. XVI, przeb. XIX-XX).

Zamek Lubomirskich (kon. XVI, przeb. XIX-XX).

Nasi turyści wypatrują zabytków.

Nasi turyści wypatrują zabytków.

Tuż obok znajduje się Letni Pałac Lubomirskich – budynek i ogrodzenie jest aktualnie w remoncie. Rzucamy okiem na secesyjne wille przy alei Pod Kasztanami i kierujemy się na najbardziej znany deptak Rzeszowa – ul. 3 Maja. M. pamięta, że właśnie tu R. ją zabrał na pierwsze narzeczeńskie lody przy okazji wizyty u przyszłych Teściów:) Dziś interesuje nas głównie dawny konwent pijarów – barokowy zespół klasztorny obejmuje kościół Św. Krzyża (XVII w., proj. Tylman z Garmen) z pięknym barokowym wystrojem, klasztor (obecnie siedziba Muzeum Okręgowego) i jedną z najstarszych (poł. XVII w.) polskich szkół – pijarskie kolegium (obecnie I LO).

Kościół św. Krzyża (XVII), proj. Tylmana z Garmen.

Kościół św. Krzyża (XVII), proj. Tylmana z Garmen.

Barokowe wnętrze Kościoła Św. Krzyża.

Barokowe wnętrze Kościoła Św. Krzyża.

Pijarskie kolegium - obecnie I LO w Rzeszowie.

Pijarskie kolegium – obecnie I LO w Rzeszowie.

Ulicą 3 Maja idziemy w kierunku rynku. Przed nami rysuje się rzeszowska fara (XV w., przeb. w stylu barokowym).

Kościół farny (XV, wielokrotnie przeb.).

Kościół farny (XV, wielokrotnie przeb.).

Zatrzymujemy się jeszcze na chwilę w sklepie – Sebuś coraz głośniej domaga się o picie. Na rynku uwagę chłopców zwraca duża choinka, my przypatrujemy się raczej koronkowej sylwetce ratusza (kon. XVI w.). Potem już wszyscy podchodzimy pod zajmującą centralne miejsce na rynku XVII-wieczną studnię, chłopaki zaglądają nawet do środka – dna nie widać! My odszukujemy jeszcze kamienicę nr 19 – podobno najstarszą na rynku, sięgającą korzeniami przełomu XV i XVI w.

Rzeszowski ratusz (kon. XVI, przeb. XIX-XX).

Rzeszowski ratusz (kon. XVI, przeb. XIX-XX).

Studnia z XVII w - bardzo głęboka - sprawdzaliśmy.

Studnia z XVII w – bardzo głęboka – sprawdzaliśmy.

Pomnik Tadeusza Kościuszki.

Pomnik Tadeusza Kościuszki.

Kamienica nr 19 powstała prawd. w końu XV w.

Kamienica nr 19 powstała prawd. w końu XV w.

Opuszczamy rynek i przenosimy się do bardziej współczesnej atrakcji turystycznej – okrągłej kładki dla pieszych, o której swego czasu było bardzo głośno – mówiono, że to jedyna tego typu konstrukcja w Europie. Rzeczywiście, kładka jest miła dla oka, a wykorzystane do budowy materiały nadają jej nowoczesny wygląd.

Z kładki doskonale prezentuje się jeszcze jedna wizytówka Rzeszowa – Pomnik Czynu Rewolucyjnego (znany również – ze względu na charakterystyczny kształt – pod inną nazwą, ale o tym zmilczmy:).

Okrągła kładka - hit turystyczny ostatnich lat.

Okrągła kładka – hit turystyczny ostatnich lat.

Widok z kładki na słynny rzeszowski pomnik ... Czynu Rewolucyjnego.

Widok z kładki na słynny rzeszowski pomnik … Czynu Rewolucyjnego.

Słynny rzeszowski pomnik ... Czynu Rewolucyjnego.

Słynny rzeszowski pomnik … Czynu Rewolucyjnego.

Zbliża się pora karmienia, więc zaczynamy kierować się w stronę samochodu. Ostatnim punktem na naszej dzisiejszej trasie jest barokowy zespół klasztorny bernardynów z kościołem NMP (XVII w.).

Zespół klasztorny Berardynów (XVII).

Zespół klasztorny Berardynów (XVII).

Niedawno obok urządzono sympatyczne tzw. ogrody bernardyńskie, jednak na pospacerowanie po nich już dziś nie starcza nam czasu. Cóż, będzie do tego zapewne jeszcze nie jedna okazja. Chętnie wybierzemy się też obejrzeć podziemną trasę turystyczną, ale to już jak zrobi się cieplej i będzie można wziąć Grzesia w chustę.

 

Dziekanów Nowy

Park Rozrywki Pepeland

2014.06.08

Upał, powyżej 26 stopni

Dzięki ciąży M. mamy rzadką okazję spędzać gorące weekendy w Warszawie i korzystać z miejskich i podmiejskich atrakcji. Od jakiegoś czasu planujemy wyjście na odkryte baseny na Moczydło, ale T. i R. są nadal na antybiotyku, więc ten wariant odpada. Po sobotniej burzy mózgów decydujemy się w końcu odwiedzić Park Rozrywki Pepeland (obecnie Monpepelandia) w Dziekanowie Nowym.

To atrakcja od co najmniej kilku lat figurująca na naszej liście rzeczy do zrobienia. Czytaliśmy o niej niemal w każdym przewodniku po Mazowszu, i to zazwyczaj w samych superlatywach, przez co spodziewaliśmy się atrakcji co najmniej rzędu paryskiego Disneylandu. Może więc nic dziwnego, że rzeczywistość nieco nas rozczarowała – począwszy od zakurzonego parkingu, a skończywszy na ogólnym wrażeniu zaniedbania, braku dbałości o porządek i unoszącego się wokół ducha minionej epoki. Ale w końcu to nie dorośli, tylko dzieci powinni odgrywać tu rolę jurorów – a one były zadowolone: nasi chłopy spędzili w Pepelandzie ponad trzy bite godziny pełne wrażeń.

Ośrodek powstał 15 lat temu i pierwotnie jego funkcją było utrzymywanie stadniny i nauka jazdy konnej (co jest możliwe w dalszym ciągu, a konie są naprawdę piękne). Potem powoli zaczął zmieniać się w park rozrywki, stopniowo wzbogacany w atrakcje i dla dużych, i dla małych gości. Ci pierwsi mogą zakosztować adrenaliny, przechadzając się po zawieszonym wysoko mostku tybetańskim (niestety, obecnie zamknięty) czy próbując swoich sił w zjeździe „windą desantową” z wysokości 3. piętra (całość sprawiała jednak wrażenie mocno niezabezpieczonej, więc nie pozwoliliśmy Tymowi na zjazd). Dzieciaki mogą poszaleć w naprawdę pomysłowym małpim gaju, na odkrytym i zadaszonym placu zabaw, pokręcić się na karuzeli łańcuchowej, napędzanej siłami tatusia bądź mamusi (kupa śmiechu dla całej rodziny gwarantowana). Naszym chłopcom chyba jednak najbardziej podoba się mini wesołe miasteczko – zwłaszcza pływanie sympatycznymi łódeczkami po basenie i karuzele (które – niestety, lata swojej świetności mają już za sobą – młodsi goście nie zwracają na to jednak specjalnej uwagi). Plusem Pepelandu jest też niewątpliwie możliwość zjedzenia na miejscu domowego posiłku – z czego skwapliwie skorzystaliśmy.

Pepeland - wchodzimy.

Pepeland – wchodzimy.

Można pojeździć na psie.

Można pojeździć na psie.

Pepelandzkie konie.

Pepelandzkie konie.

Pepelandzkie konie.

Pepelandzkie konie.

Winda desantowa - dla odważnych.

Winda desantowa – dla odważnych.

Klasycznie, ale fajnie.

Klasycznie, ale fajnie.

O rety, rakiety!.

O rety, rakiety!.

Nasz hit - karuzela napędzana tatą.

Nasz hit – karuzela napędzana tatą.

Dmuchańce są zawsze fajne.

Dmuchańce są zawsze fajne.

Karuzela silnikowa - odjazd o 11.00.

Karuzela silnikowa – odjazd o 11.00.

Coś dla młodszych.

Coś dla młodszych.

Po atrakcjach burczy nam w brzuchach.

Po atrakcjach burczy nam w brzuchach.

Małpi gaj.

Małpi gaj.

Małpi gaj.

Małpi gaj.

Winda desantowa w wersji mini.

Winda desantowa w wersji mini.

Minizoo.

Minizoo.

Namiastka dinoparku...

Namiastka dinoparku…

Nasz hit nr 2 - łódeczki.

Nasz hit nr 2 – łódeczki.

To był prawdziwy hit.

To był prawdziwy hit.

Atrakcja na deser.

Atrakcja na deser.

Podsumowując, mimo pewnych zastrzeżeń (w dobie nowoczesnych placów zabaw ośrodek aż prosi się o doinwestowanie) dnia spędzonego w Pepelandzie absolutnie nie uznajemy za stracony. Mamy możliwość doświadczenia miłej, rodzinnej rozrywki i spędzenia kilku godzin na świeżym powietrzu, w otoczeniu zieleni. Atrakcja do polecenia zwłaszcza dla amatorów jazdy konnej, grup zorganizowanych i rodzin z kilkuletnimi dziećmi.

Bieszczadzka Gwiazdka część II – zapomniane wsie

 30.12.2013, poniedziałek

Odczuwalnie chłodniej, z przebłyskami słońca, ok. 4 stopni

Jaworzec

Nasyceni miejskimi atrakcjami, nabieramy ochoty na spacer w przyrodzie. Jako nasz cel obieramy Bacówkę PTTK Jaworzec. W Kalnicy skręcamy w lewo, po czym po przejechaniu kawałka parkujemy samochód na poboczu i dalej idziemy już pieszo. Droga wiedzie uroczą bieszczadzką doliną wzdłuż biegu Wetliny, widoki cieszą oczy. Walory turystyczne tego spaceru podnosi dodatkowo fakt, że wiedzie on po terenie dawnej wsi Jaworzec, której mieszkańcy (ponad 500 osób) zostali po wojnie wysiedleni na tereny północno-wschodniej Polski. Obecnie po dawnej wsi nie został ani jeden budynek, zabudowania spalono, zniszczono nawet cerkiew. Obecność zdziczałych drzew owocowych może tylko świadczyć o istnieniu w tym miejscu kilkadziesiąt lat temu wcale niemałej wsi. Wzdłuż drogi rozstawiono niedawno tablice informacyjne, z których turysta może dowiedzieć się o historii Jaworzca i o tym, w jakiej jego części aktualnie się znajduje. Continue reading