Weekend nad morzem (Jantar), 2012.06

W czerwcu nadarza się okazja do wyrwania się na nadmorski weekend: Tymo jedzie na dwutygodniowe wakacje z Dziadkami w Jantarze, a my postanawiamy odwieźć go na miejsce i przy okazji, razem z Sebusiem, pooddychać najodowanym powietrzem. A przy tym uznajemy, że to świetna okazja, żeby zobaczyć coś nowego!

22 czerwca 2012, piątek

Deszczowo, 20 stopni

Rano R. idzie do pracy, a M. gorączkowo próbuje z głową nas wszystkich spakować. O 13:00 udaje nam się być w pełnej gotowości, zebrać chłopaków i ruszyć w długą.

Droga Warszawa-Jantar mija nam w sumie sprawnie (13:30-18:30, ok. 330 km), choć wyjazd z Warszawy jest mocno zatłoczony. Po drodze pada, no i czas nas goni, więc nie rozwijamy się turystycznie, tylko jedziemy prosto do celu. Udaje nam się przejechać tylko na jeden postój: zatrzymujemy się na ciacho w, skądinąd bardzo sympatycznej, Karczmie Pod Gołębiem w Niedzicy. Po drodze dopisują nam humory, wszyscy wygłupiamy się i śpiewamy do dźwięków piosenek dziecięcego Teatru Guliwer.

Na miejscu zakwaterowujemy się w niewielkim drewnianym dwupokojowym domku z tarasem. Bez luksusów, ale na nasze potrzeby absolutnie wystarczy. Wieczorem chłopaki emocjonują się łóżkiem piętrowym (jeszcze im nie spowszedniało?!!) i długo dokazują w łóżkach. Kładąc się spać, marzymy o pięknym słońcu jutro – na udane powitanie z morzem!

23 czerwca 2012, sobota

23 stopnie, rano bezchmurnie, potem kłębią się chmury

Rano świeci piękne słoneczko, więc po miłym śniadaniu na tarasie i po szybkim spacerku z Regą wzdłuż torów kolejki wąskotorowej wybieramy się na plażę.

Przedpołudniowe plażowanie

Schodząc na plażę w Jantarze , mijamy rybackie łodzie i rybaków idących przez plażę. To bardzo malownicze.

Jeszcze nie zaczął się główny sezon wakacyjny, więc plaża jest przyjemnie niezatłoczona. Chłopaki cieszą się wielką piaskownicą. Sebuś widzi morze po raz pierwszy w życiu, a jednak sprawia wrażenie, jakby tu był częstym gościem. Szumiące dziś głośno morze w ogóle go nie peszy. Razem z Tymkiem biegają, robią „bach w piach” i wrzucają patyki do wody. Niestety, rześkie powietrze (i jeszcze bardziej rześka woda w morzu) nie pozwalają na prawdziwe kąpiele; poprzestajemy na pomoczeniu nóg.

Plażowanie zakańczamy atrakcją dla chłopaków: 10-min zabawą na „wyszalarni” (dmuchana zjeżdżalnia, trampolina, dmuchana poducha; z serii 10 min za 10 zł). Sebuś najpierw nie chce iść sam, ale razem z R. odwaga go nie opuszcza. We dwójkę zjeżdżają z samej góry na dół. Tymowi do szaleństw oczywiście nie jest potrzebna żadna asysta.

Koło południa zjadamy obiad w barze przy zejściu na plażę. Spotykamy Dziadków, którzy właśnie dotarli na miejsce. Szybko oglądamy ich pokój i wracamy do siebie, bo Sebuś robi się coraz bardziej senny.

Po popołudniowej drzemce Sebka wybieramy się do Mikoszewa z zamiarem przepłynięcia promem przez Przekop Wisły i urządzenia wycieczki do Rezerwatu Mewia Łacha. Ile w końcu można leżeć na plaży.

Pierwsza część planu udaje się nam znakomicie: chłopakom bardzo podoba się przeprawa promem, śmiejemy się z kół i rowerów ratunkowych, Sebuś wrzuca do wody kamyczki. Gorzej z drugą częścią planu: tylko zdążamy wyekwipować się i ruszyć na szlak, a tu nadciąga niepozorna chmurka i zaczyna lać jak z cebra. Naprędce cali mokrzy wracamy do samochodu i zarządzamy odwrót. Pan „promowy” patrzy trochę dziwnie na turystów wracających po 15 min z powrotem. Nie chce nam dać też zniżki dla stałych klientów:-), drugi raz płacimy przepisowe 15 zł.

Przeprawa promowa w Mikoszewie.

Przeprawa promowa w Mikoszewie.

Przeprawa promowa w Mikoszewie.

Przeprawa promowa w Mikoszewie.

Płyniemy przez Przekop Wisły.

Płyniemy przez Przekop Wisły.

Do Rezerwatu Mewia Łacha.

Do Rezerwatu Mewia Łacha.

Nieudaną wycieczkę z nawiązką rekompensuje nam wieczór. Do umytych i nakarmionych chłopców przychodzą Dziadkowie, a my hajda w długą, ile sił mamy w nogach.

Udaje nam się zrealizować nasz ambitny plan: przechodzimy plażą z Jantaru aż pod sam Przekop Wisły w Mikoszewie i z powrotem (19:45-22:00 naprawdę szybkim tempem). Wrażenia są nie do opisania. Idziemy po plaży pełnej muszelek i bursztynów (nazbieraliśmy całą garść!), w stronę zachodzącego słońca. Im bliżej Przekopu, tym plaża węższa, zasłana materiałem naniesionym przez Wisłę. Widać też coraz więcej ptaków na piaszczystych łachach. Spacer marzenie. Wracamy zmęczeni (ale o to chodziło! musimy zaprawiać się przed Alpami Bawarskimi!), ale przeszczęśliwi.

Spacer Jantar-Mikoszewo.

Spacer Jantar-Mikoszewo.

Spacer Jantar-Mikoszewo.

Spacer Jantar-Mikoszewo.

Zaczyna się zachód słońca.

Zaczyna się zachód słońca.

Miejscami plaża jest nietypowa...

Miejscami plaża jest nietypowa…

Im bliżej Wisły, tym więcej naniesionego materiału na plaży.

Im bliżej Wisły, tym więcej naniesionego materiału na plaży.

Przekop Wisły przed nami.

Przekop Wisły przed nami.

Tu właśnie Wisła wpada do morza

Tu właśnie Wisła wpada do morza

Tak właśnie Wisła wpada do morza.

Tak właśnie Wisła wpada do morza.

Mieszkańcy rezerwatu Mewia Łacha.

Mieszkańcy rezerwatu Mewia Łacha.

Na umocnieniach.

Na umocnieniach.

 Mewie łachy w tle.

Mewie łachy w tle.

 Mewie łachy w tle.

Mewie łachy w tle.

24 czerwca 2012, niedziela

20-22 stopnie, rano bezchmurnie, potem trochę się zaciąga

Nasze ostatnie przedpołudnie nad morzem decydujemy się spędzić na plaży: po pierwsze ze względu na Sebusia, a po drugie – na M., która po wczorajszym omyłkowym skasowaniu wszystkich zdjęć znad morza ma wielkiego kaca moralnego i chce odkupić swoje winy.

Dziś plażujemy z Dziadkami. Wersja stonkowa, czyli parawanik, leżaczki, siata plażowego ekwipunku, ale dziś nam to nie przeszkadza. Chłopaki bawią się w piachu, Sebuś może trochę mniej żywiołowo niż wczoraj, nie pędzi do morza, preferuje raczej babki i zbieranie muszelek. Tymo biega jak szalony, skacze po falach, naciąga Dziadków na dmuchańce.

Chłopcy na plaży mieli pełne ręce roboty.

Chłopcy na plaży mieli pełne ręce roboty.

Do morza.

Do morza.

Kopiemy taaaaki dół.

Kopiemy taaaaki dół.

O rety! Mama wpadła do pułapki!.

O rety! Mama wpadła do pułapki!.

Chłopaki ciągną na mały spacer.

Chłopaki ciągną na mały spacer.

AAA! Fala!.

AAA! Fala!.

Przyszły piłkarz.

Przyszły piłkarz.

O, tak trzeba strzelać gola!.

O, tak trzeba strzelać gola!.

Czy na plaży można spać...

Czy na plaży można spać…

Około południa z łezką w oku żegnamy się z Tymusiem i po szybkim obiedzie w nadmorskim barze ruszamy do domu.

Droga Jantar-Warszawa mija dość sprawnie (13:00-18:00 z postojem). Sebuś większą jej część przesypia. Zatrzymujemy się dopiero za Mławą, pijemy herbatę w leśnym barze, kupujemy jagody na kolację. W garażu Sebuś zdecydowanie stwierdza, że nie chce do domu, tylko „na wyprawę”. Udaje się nam go przekupić dopiero obietnicą bajki.

Ziemia lubuska, 2010.08

Tereny środkowo-zachodniej Polski były dla nas do tej pory terra incognita. Ten stan rzeczy uwierał jak drzazga. Tym bardziej nęciło nas, żeby odwiedzić ziemię lubuską. Okazja nadarzyła się niedługo po wakacjach na Warmii – kilku z trudem wygospodarowanych sierpniowych dni nie mogliśmy przeznaczyć na nic innego. Ziemia lubuska to według nas idealne tereny do aktywnego wypoczynku – jest pusto, a przyroda piękna – czyste jeziora, wszędzie przepiękne lasy. Dla turystów spragnionych innego rodzaju wrażeń okolice Zielonej Góry też mają wiele do zaoferowania – stare zamki, tajemniczy Międzyrzecki Rejon Umocniony, podążanie szlakiem tradycji winiarskich. My spędziliśmy tu tylko kilka dni, ale z powodzeniem w te tereny można przyjechać na pełne dwa tygodnie i zapominieć o nudzie.

14 sierpnia 2010, sobota

22 stopnie, przelotne opady

Warszawa Niesulice, 6:10-15:30, ok. 460 km

Wygodnie jedziemy autostradą A2. Pierwszy przystanek po godzinie, zatrzymujemy się na śniadanie w zajeździe i ruszamy dalej. Drugi (i ostatni) postój urządzamy w Swarzędzu, gdzie po długich poszukiwaniach odnajdujemy i zwiedzamy

Swarzędzkie Muzeum i Skansen Pszczelarstwa

To największy tego typu obiekt w Polsce. Zdecydowanie najciekawszy dla nas jest szklany ul, w którym przez przezroczyste ściany można podejrzeć pracujące pszczoły (rety, jak ciasno tam u nich!). Bardzo rozczarowuje nas brak możliwości kupienia miodu na miejscu – gdzie jak gdzie, ale w muzeum pszczelarstwa to powinna być oczywistość. Tymo kupuje na pamiątkę świeczkę-świnkę z wosku.

Na zewnątrz bogata ekspozycja uli, ale nic poza tym – teren ma ogromny potencjał, aż się prosi o lepsze wykorzystanie. Tymciowi najbardziej podobają się ule w kształcie sowy, misia i krasnali, a Sebusiowi coś zgoła innego – rosnące w jednym miejscu żółte kwiaty. Na pożegnanie pijemy kawę w pobliskiej restauracji.

Ogólnie cała droga mija nam sprawnie i – poza małym błądzeniem w Swarzędzu i pod Świebodzinem – bez żadnych problemów. Zakwaterowujemy się w ośrodku wypoczynkowym w Niesulicach, nad Jeziorem Niesłysz. Wieczorem robimy jeszcze wypad do pobliskiej tawerny na rybkę.

Skansen pszczelarski w Swarzędzu.

Skansen pszczelarski w Swarzędzu.

Skansen pszczelarski w Swarzędzu.

Skansen pszczelarski w Swarzędzu.

Skansen pszczelarski w Swarzędzu.

Skansen pszczelarski w Swarzędzu.

Skansen pszczelarski w Swarzędzu.

Skansen pszczelarski w Swarzędzu.

15 sierpnia 2010, niedziela

Po wietrznym i chłodnym poranku piękny dzień, 28 stopni

Pobyt inaugurujemy spacerem po naszym ośrodku. Piękny, duży teren, plaża, estetyczne drewniane domki – zdecydowanie do polecania (choć może trochę mało kameralnie). Po porannym spacerze rekonesans uznajemy za zaliczony.

Wycieczka do Łagowa, 11:00-16:00

Dojeżdżamy bocznymi drogami, po drodze atrakcje typu asfalt na jedno koło, kocie łby itp.

Łagów to naprawdę przeurocze miasteczko, malowniczo położone między dwoma jeziorami: Trześniowskim i Łagowskim. Jedną z najsłynniejszych łagowskich atrakcji jest zamek joannitów (ob. postać z XVII w), zbudowany na przesmyku między jeziorami. Nad zamkiem góruje imponująca warowna wieża, na którą odważnie wchodzą M. i T. Dopiero widok z góry pozwala w pełni docenić wyjątkowe położenie Łagowa. Potem szalejemy i na obiad idziemy do zamkowej restauracji – jest dość drogo, ale za to jedzenie pyszne, no i możemy siedzieć na zamkowym dziedzińcu, obrośniętym winoroślą – to wyjątkowe miejsce. Czekając na jedzenie, Tymo jeszcze raz wchodzi na wieżę – tym razem z R.

Spacer na Sokolą Górę

Po obiedzie oglądamy przyzamkowy park ze starymi drzewami, a potem poniemiecki cmentarz zarośnięty lasem – bardzo tajemnicze miejsce… Kulminacją spaceru są dobrze widoczne ślady po tysiącletnim grodzisku. Tymo biega jak nakręcony po ścieżkach; Seba trochę w wózku, trochę w chuście.

Popołudniowa kąpiel w „naszym” Jeziorze Niesłysz

Mimo początkowych obiekcji co da kąpieli (← zimny wiatr) Tymuś stwierdza, że „woda jest gorąca” i że idzie się kąpać. W końcu kąpiemy się wszyscy. Dobrze, że się przełamaliśmy – było warto. Sebcik zachwycony, spędza na czworaka miłe chwile na trawce nad brzegiem jeziora.

Wieczorem idziemy na zapiekankę do naszego ośrodkowego baru. A tu – co za niespodzianka – gra „zespół śpiewaczy” – gustowne różowe stroje, dyrygent we fraku, repertuar biesiadny, średnia wieku 70 – oj, warto było!

Łagów - Brama Marchijska.

Łagów – Brama Marchijska.

Wchodzimy na zamek joannitów, XIV w.

Wchodzimy na zamek joannitów, XIV w.

Na wieżę zamku Joannitów.

Na wieżę zamku Joannitów.

Na wieżę zamku Joannitów.

Na wieżę zamku Joannitów.

Widoki z łagowskiej wieży.

Widoki z łagowskiej wieży.

Widoki z łagowskiej wieży.

Widoki z łagowskiej wieży.

Widoki z łagowskiej wieży.

Widoki z łagowskiej wieży.

W zamkowej restauracji.

W zamkowej restauracji.

Sebuś na naszej plaży.

Sebuś na naszej plaży.

16 sierpnia 2010, poniedziałek

20-25 stopni, ale ranki już odczuwalnie chłodne

Wycieczka w okolice Międzyrzecza, 9:30-15:30

1) Międzyrzecki Rejon Umocniony (MRU)

Pozostałości rozbudowanego systemu umocnień, stworzonego przez Niemców w latach 30. i 40. XX w. to chyba jedna z najbardziej znanych atrakcji turystycznych ziemi lubuskiej. Atrakcyjność miejsca podnosi fakt, że podziemia są obecnie rezerwatem nietoperzy.

Niestety, podziemne trasy zwiedzania są dla nas za długie (1,5 lub 2,5 godz.) – obawiamy się, że Sebusiowi w pewnym momencie przestanie się podobać – więc ograniczamy się o obejrzenia tego, co można zobaczyć na powierzchni. Betonowe konstrukcje przeciwczołgowe, stanowiska ogniowe na wzgórzu, wieża widokowa, armaty i czołg przed głównym budynkiem – jest na co popatrzeć. Piękne słoneczko i biwak na trawie dopełniają wrażeń. Łyżką dziegciu są tylko ogromnie uciążliwe osy.

2) Zwiedzanie Międzyrzecza

Oglądamy XV-wieczny gotycki kościół Jana Chrzciciela, rynek i renesansowo-klasycystyczny ratusz. Na dłużej zabawiamy przy zamku (a właściwie jego pozostałościach), wzniesionym na polecenie Kazimierza Wielkiego w XIV w. Oglądamy główne basteje i mury otoczone fosą (obecnie w remoncie). Obok zamku budynek starostwa z XVIII w (w nim mieści się muzeum) i barokowy dom bramny (obecnie kawiarenka). Spacer po plantach uniemożliwia senny i marudzący Sebuś.

3) Gościkowo-Paradyż

W drodze powrotnej zahaczamy o piękny klasztor pocysterski (XIII-XVIII, po rozbudowie rokokowy). Chłopcy śpią w samochodzie, więc my oglądamy na zmianę.

Wieczór spędzamy na placu zabaw przy jeziorze w naszym ośrodku. Sebusiowi bardzo spodobały się zjeżdżalnie – choć jeszcze nie potrafi chodzić, już chce zjeżdżać – i na siedząco, i na śledzia.

Międzyrzecki Rejon Umocniony, Kaława-Pniewo.

Międzyrzecki Rejon Umocniony, Kaława-Pniewo.

Międzyrzecki Rejon Umocniony, Kaława-Pniewo.

Międzyrzecki Rejon Umocniony, Kaława-Pniewo.

Międzyrzecki Rejon Umocniony

Międzyrzecki Rejon Umocniony

Międzyrzecki Rejon Umocniony

Międzyrzecki Rejon Umocniony

Międzyrzecki Rejon Umocniony

Międzyrzecki Rejon Umocniony

MRU - wieża widokowa.

MRU – wieża widokowa.

Międzyrzecz - Ratusz (XIX w).

Międzyrzecz – Ratusz (XIX w).

Międzyrzecki zamek (XIV w).

Międzyrzecki zamek (XIV w).

Dom starostów międzyrzeckich (XVIII w).

Dom starostów międzyrzeckich (XVIII w).

Tymo na podzamczu.

Tymo na podzamczu.

Barokowy zespół klasztorny w Gościkowie-Paradyżu.

Barokowy zespół klasztorny w Gościkowie-Paradyżu.

Zachód słońa nad Jeziorem Niesłysz.

Zachód słońa nad Jeziorem Niesłysz.

17 sierpnia 2010, wtorek

18 stopni, przelotne opady

Pogoda zrobiła nam psikusa – znacznie się ochłodziło – ale prawdziwych turystów to nie zraża!

Wycieczka do Zielonej Góry, 9:30-16:00

W związku z czarnymi chmurami na horyzoncie decydujemy się zacząć od rynku, a palmiarnię zostawić na później (pod dachem…). Oglądamy kościół św. Jadwigi (XV), a na rynku – kamieniczki i XVI-wieczny ratusz. Na ławeczce w centrum zjadamy drugie śniadanie.

Potem przenosimy się do Parku Winnego – to urocze miejsce, po zadbanych alejkach hasa Tymuś, na zboczach uprawiana jest winorośl.

Ostatni punkt programu to zielonogórska palmiarnia. Zrobiona z rozmachem: wodospady, rzeczki, akwaria z rybkami, żółwie, podświetlana podłoga – bardzo nam się podoba. Sebuś, który ostatnio najchętniej ciągle przy czymś stoi, też jest zauroczony rybkami.

Na obiad wpadamy do centrum handlowego Focus. To sprawdzian naszej cierpliwości i umiejętności zachowania zimnej krwi. Najpierw Sebcik marudzi, bo trudno mu usiedzieć w jednym miejscu. Potem Tymo wylewa na siebie sok pomarańczowy i trzeba go przebierać aż po majtki. Obaj ryczą. Wokół tłumy ludzi. Fajnie jest.

Wieczorny spacer brzegiem Jeziora Niesłysz

Idziemy miłą ścieżką wzdłuż jeziora, wśród pomostów, ośrodków wypoczynkowych i wypożyczalni sprzętu wodnego. Bardzo miło (oczywiście do czasu, potem Seba się rozmarudza, Tymo wpada w kałużę i moczy sobie spodnie itp.)

Zielonogórski ratusz (XVI w).

Zielonogórski ratusz (XVI w).

Drugie śniadanie koło rynku.

Drugie śniadanie koło rynku.

Park Winny, Zielona Góra.

Park Winny, Zielona Góra.

Park Winny, Zielona Góra.

Park Winny, Zielona Góra.

Zielonogórska palmiarnia.

Zielonogórska palmiarnia.

Zielonogórska palmiarnia.

Zielonogórska palmiarnia.

Park Winny.

Park Winny.

Brzegiem Jeziora Niesłysz.

Brzegiem Jeziora Niesłysz.

Brzegiem Jeziora Niesłysz.

Brzegiem Jeziora Niesłysz.

18 sierpnia 2010, środa

Najpierw 15 stopni i deszcz, od popołudnia cieplej i znaczna poprawa pogody

Wycieczka do Drzonowa i Świebodzina

Drzonów – Lubuskie Muzeum Wojskowe

Jak tylko wysiadamy z samochodu, przestaje padać – hura! Najpierw zwiedzamy bogatą wystawę plenerową z armatami, czołgami, samolotami, śmigłowcami i rakietami; eksponaty gł. produkcji ZSRR i polskiej. Chłopakom bardzo się podoba.

Potem krótko oglądamy ekspozycję wewnętrzną. Oglądamy różne rodzaje broni, zbroje, mundury. Dla maluchów mniej ciekawe, ale przynajmniej w środku Sebuś mógł trochę pochodzić.

Świebodzin

Jadąc do Świebodzina, naszą uwagę przyciąga słynna figura Chrystusa – obecnie jest w trakcie montażu: ciało już stoi, głowa leży na ziemi osobno. Widok – delikatnie mówiąc – dość niezwykły. Bardzo żałujemy (jeszcze później wielokrotnie), że nie podjechaliśmy zrobić zdjęcia.

Przed zwiedzaniem Świebodzina nabieramy sił w położonej przy rynku pizzerii. Smaczna pizza i miłe miejsce.

Po obiedzie oglądamy ratusz (pocz. XIV) i rozczarowani stwierdzamy, że wejście na wieżę jest obecnie w trakcie remontu i jest niemożliwe. Potem podchodzimy pod XV-wieczny kościół św. Michała, pozostałości zamku (z niespotykanym krzyżem z kul armatnich) oraz pozostałości murów z basztą. Sebuś wreszcie zasypia w wózku, Tymo bardzo dzielnie nam towarzyszy.

Wieczorem plączemy się po ośrodku, potem chłopcy szaleją na placu zabaw. Sebuś bywa czasami uciążliwy – przede wszystkim chce wszędzie chodzić SAM, ale przy tym szybko się męczy i bardzo marudzi. Ale zaciskamy zęby – żeby było lepiej, przejściowo musi być gorzej…

Lubuskie muzeum wojskowe w Drzonowie.

Lubuskie muzeum wojskowe w Drzonowie.

Lubuskie muzeum wojskowe w Drzonowie.

Lubuskie muzeum wojskowe w Drzonowie.

Lubuskie muzeum wojskowe w Drzonowie.

Lubuskie muzeum wojskowe w Drzonowie.

Lubuskie muzeum wojskowe w Drzonowie.

Lubuskie muzeum wojskowe w Drzonowie.

Świebodzin, ratusz (XIV w, przebud.)

Świebodzin, ratusz (XIV w, przebud.)

Okolice rynku w Świebodzinie.

Okolice rynku w Świebodzinie.

Kościół Św. Michała, XV w

Kościół Św. Michała, XV w

Tymo nad Jeziorem Niesłysz.

Tymo nad Jeziorem Niesłysz.

Nasze Skarby nad Jeziorem Niesłysz.

Nasze Skarby nad Jeziorem Niesłysz.

19 sierpnia 2010, czwartek

17-20 stopni, wietrznie

Wycieczka do skansenu w Ochli, 10:00-15:00

Skansen zajmuje niewielki, ale bardzo miły, zadrzewiony teren. Wzdłuż alejek stoją piękne drewniane rzeźby. Przy wejściu wita nas staw ze … skaczącymi rybami. Chłopcy zachwyceni.

Na terenie ochlańskiego skansenu można zobaczyć naprawdę stare budynki – jest tu wiele eksponatów z XVIII, a zdarzają się nawet i takie z XVII w. Najciekawszym budynkiem jest wieża winiarska z symboliczną uprawą winorośli wokół – taki cuda tylko w Ochli!

Tymuś biega, Sebuś trochę w wózku, trochę w chuście. Traci cierpliwość dopiero pod koniec spaceru. Obiad jemy w przyskansenowej karczmie, urządzonej w starej gospodzie. Wybór okazuje się strzałem w dziesiątkę – to rewelacyjne miejsce na obiad z dziećmi – stoliki na dworze, plac zabaw, obok ławka-huśtawka, a jedzenie pycha. Towarzyszy nam kotek, liczący na resztki ze stołu.

Wieczorem urządzamy sobie spacer pożegnalny wzdłuż brzegów jeziora, żegnamy się też z placem zabaw – Sebuś znów szaleje na zjeżdżalni. Wieczorem zbieramy się o domu – rano planujemy wczesny wyjazd.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Wieża winiarska z XVIII w.

Wieża winiarska z XVIII w.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Muzeum etnograficzne w Ochli.

Nasz ośrodek, Niesulice.

Nasz ośrodek, Niesulice.

Warmia – tydzień II

17 lipca 2010, sobota

Upał, 35 stopni

Wycieczka do Ostródy

Wizytę w Ostródzie zaczynamy od odwiedzenia XIV-wiecznego zamku krzyżackiego. Jest niecharakterystyczny, bez baszty, ale w środku znajduje się ciekawa ekspozycja. Karmimy Sebcia na nastrojowym dziedzińcu.

Potem chcemy wejść na wieżę kościoła ewangelickiego (pocz. XX), szczególnie napalony jest Tymuś, niestety, punkt widokowy okazuje się nieczynny. W przelocie robimy tylko zdjęcie kościołowi św. Dominika Savio (XIV, odbudowany). Potem urządzamy sobie uroczy spacer po deptaku nad Jeziorem Drwęckim i po molo, zakończony piknikiem na kocyku. Tymo dostaje śmiechawki, Seba też w szampańskim humorze, ochoczo wyrusza na poszukiwanie trawy.

Ostróda robi na nas bardzo dobre wrażenie. Nieodparcie przypomina nam Augustów. Zadbane centrum, molo, wyciągi dla narciarzy wodnych, łabędzie, statki i żaglówki… Niezwykle malownicze są też okolice Ostródy, szczególnie w rejonie Taborza – prześliczne lasy, miejsca biwakowe. Rezerwat Sosny Taborskie uznajemy za zeksplorowany z samochodu.

Po południu

Wszyscy troje pluskamy się w naszym jeziorze (Sebuś śpi w wózku). Tymo przerzucił się z dmuchanego smoka-żółwia na rękawki i dziarsko uczy się pływać.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Muzeum zamkowe.

Muzeum zamkowe.

Molo w Ostródzie (najdłuższe na Mazurach).

Molo w Ostródzie (najdłuższe na Mazurach).

Turysta Tymuś.

Turysta Tymuś.

Jezioro Limajno i my, odsłona VII.

Jezioro Limajno i my, odsłona VII.

18 lipca 2010, niedziela

22 stopnie, przed południem ulewa, potem pochmurno i wietrznie – w sumie miła odmiana od upałów

Rano ulewa, więc na śniadanie chodzimy na zmianę (Sebuś śpi w domu). Ok. 11:00 przyjeżdżają w odwiedziny Babcia i Dziadek i miło wspólnie spędziliśmy czas, spacerując po okolicy. Po obiedzie skwapliwie korzystamy z okazji do wyrwania się na spacer we dwoje do grodziska po drugiej stronie Jeziora Limajno. Przechodzimy ok. 9 km, okrążając Jezioro Limajno od strony Cerkiewnika.

Wieczorem robimy niezbędne pranie i planujemy kolejne wyprawy.

Swobodna.

Swobodna.

Okolice Cerkiewnika - grodzisko Kapelusz.

Okolice Cerkiewnika – grodzisko Kapelusz.

 Spacer na 'drogę ze szlabanem'.

Spacer na 'drogę ze szlabanem’.

Spacer na 'drogę ze szlabanem'.

Spacer na 'drogę ze szlabanem’.

19 lipca 2010, poniedziałek

22-25 stopni, małe chmurki na niebie

W związku z ochłodzeniem decydujemy się na wycieczkę do skansenu w Olsztynku. To wielka atrakcja dla dzieci w każdym wieku, dla nas też spacer po terenie skansenu to wielka przyjemność. Skansen jest wspaniale urządzony, rozciąga się na rozległym terenie, sprawia wrażenie żyjącej wsi (uprawiane pola, zwierzęta itp.).

Tymo wszystkim się żywo interesuje, chętnie słucha i bez problemu wytrzymuje cały spacer. Oczywiście wszystko przebija wspinaczka na wiatrak. Sebuś w większości w wózku i w chuście. Najbardziej interesuje go … trawa (zwłaszcza jak może ją badać na siedząco).

Wyjeżdżając z Olsztynka, podjeżdżamy pod zamek krzyżacki (obecnie przerobiony na szkołę), dawny kościół ewangelicki (teraz muzeum) i rynek z ratuszem (pocz. XX w.) i lwem.

Po południu, nie zważając na chłodniejsze powietrze, idziemy się kąpać. Woda nadal cudownie ciepła.

Skansen w Olsztynku - największy w Polsce.

Skansen w Olsztynku – największy w Polsce.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

'Dziadek mojego (Tymusia) kuzyna tramwaja'.

'Dziadek mojego (Tymusia) kuzyna tramwaja’.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Na wiatrak!.

Na wiatrak!.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Dawny kościół ewangelicki (XIV w).

Dawny kościół ewangelicki (XIV w).

Zamek krzyżacki w Olsztynku (ob. szkoła).

Zamek krzyżacki w Olsztynku (ob. szkoła).

20 lipca 2010, wtorek

27 stopni, po południu powraca gorąco

Wycieczka do Głotowa k. Dobrego Miasta

Naszym celem jest Sanktuarium Najświętszego Sakramentu i Męki Pańskiej w Głotowie. Zwiedzamy barokowy kościół Najświętszego Zbawiciela (XVIII w.), ale przede wszystkim Kalwarię Warmińską, czyli zespół 14 neogotyckich (kon. XIX) kaplic drogi krzyżowej w dolinie rzeki Kwieli. Spacer po kameralnych dróżkach Kalwarii Warmińskiej skłania do głębszej refleksji, bardzo podoba się też chłopcom, głównie ze względu na ciekawe ukształtowanie powierzchni (my wiemy, że wiernie naśladuje ono jerozolimską drogę krzyżową).

Popołudnie

Tradycyjnie kąpiel w jeziorze. To żelazny punkt naszego programu.

Barokowy kościów w Głotowie (XVIII w).

Barokowy kościów w Głotowie (XVIII w).

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

21 lipca 2010, środa

30 stopni, słonecznie

Wycieczka do Reszla

Rano Tymo, zapytany o to, jakie wyprawy lubi najbardziej, odpowiada, że długie. No to mamy długą wyprawę – dziś robimy ponad 140 km.

Warmińskie drogi są bardzo malownicze, choć wąskie i wymagające natężonej uwagi kierowcy. Dużo średniowiecznych kościołów.

Po drodze oglądamy „diabelski kamień” w Bisztynku. To drugi co do wielkości głaz narzutowy w Polsce; rzeczywiście robi wrażenie. Warto pofatygować się (dojazd b. słabo oznaczony…) i podjechać w to miejsce. Tymo biega dookoła głazu, Seba ze stoickim spokojem pozuje do zdjęć.

Potem już prosto do Reszla. Ta miejscowość jest ze wszech miar warta odwiedzenia. Pięknie zachowana starówka (wpisana na listę UNESCO), gotyckie mosty nad Sajną, XIV-wieczny kościół św. Piotra i Pawła (nieopodal niego rozkładamy się na kocyku na popas). Największą atrakcją turystyczną Reszla jest jednak zamek biskupów warmińskich (XIV-XVIII) z charakterystycznymi trzema wieżami. Na jedną z wież wspinają się M. z Tymem – Tyma nie zrażają strome, kręte i ciemne schody. Ale z niego dzielny turysta! Sebuś w tym czasie grzecznie czeka w wózku, z zapamiętaniem zjadając troczki od swojej czapki.

Wracając, zahaczamy o sanktuarium w Świętej Lipce. Niestety, znana barokowa (XVII) świątynia jest obecnie w remoncie.

Po południu wszyscy czworo pluskamy się w jeziorze.

'Diabelski kamień' w Bisztynku.

'Diabelski kamień’ w Bisztynku.

Popas w Reszlu.

Popas w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich (XIV-XVIII w) w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich (XIV-XVIII w) w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Widok z zamkowej wieży na Reszel.

Widok z zamkowej wieży na Reszel.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Gotycki most (XIV w), Reszel.

Gotycki most (XIV w), Reszel.

Święta Lipka (XVII w).

Święta Lipka (XVII w).

Jezioro Limajno i my - odsłona XI.

Jezioro Limajno i my – odsłona XI.

22 lipca 2010, czwartek

34 stopnie, znowu upał i duszno

Wyprawa na Dylewską Górę (9:50-15:00, ok. 180 km w obie strony)

Po długich dywagacjach: jechać czy nie jechać, wyruszamy – nie możemy przepuścić okazji odwiedzenia najwyższego wzniesienia północno-wschodniej Polski. To morenowe wzniesienie ma 312 m wysokości.

Wybieramy dojazd „krótszą” trasą, przez lasy Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich od strony Dylewa – jest niewątpliwie bardzo ładnie, ale trochę błądzimy i w końcu robimy sobie popas w lesie w okolicy Jeziora Francuskiego. Po takim przerywniku wjeżdżamy w końcu od właściwej strony do Wysokiej Wsi. Samochodem wjeżdża się właściwie na szczyt Dylewskiej Góry, po zaparkowaniu robimy sobie jednak jeszcze spory spacer ścieżką dydaktyczną – zdobywamy właściwy szczyt, oglądamy kilka tablic edukacyjnych, zabawiamy chwilę na placu zabaw. Do powrotu do samochodu nakłaniają nas jednak coraz groźniejsze grzmoty i spadające pierwsze krople deszczu. Wracając, stwierdzamy, że PK Wzgórz Dylewskich to tereny wprost stworzone na rowery.

Po południu oczywiście kolejna kąpiel. Ale cudowne wakacje…

Park Krajobrazowy Gór Dylewskich.

Park Krajobrazowy Gór Dylewskich.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Szczyt Dylewskiej Góry.

Szczyt Dylewskiej Góry.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Jezioro Limajno i my - odsłona XII.

Jezioro Limajno i my – odsłona XII.

23 lipca 2010, piątek, dzień pożegnalny

Rano 28 stopni, potem pogoda się psuje i zaczyna padać

Poranna kąpiel

Dzień pożegnalny planujemy spędzić leniwie, na miejscu. Rano zaliczamy ostatnią kąpiel w Jeziorze Limajno. Jest bardzo przyjemnie. My przepływamy się po kilkaset metrów, chłopaki siedzą w wodzie ponad godzinę.

Tymuś i jego VIPy.

Tymuś i jego VIPy.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Chyba wraz z końcem naszego wyjazdu kończy się piękna pogoda – była chyba zamówiona, bo po południu już chmurzy się i zaczyna padać, prognozy zapowiadają też ochłodzenie. Po obiedzie planujemy pożegnalny spacer wzdłuż brzegów Jeziora Limajno, ale nasilający się deszcz krzyżuje nasze plany. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – dzięki temu szybciej pakujemy się do domu. Ogromnie żal nam wyjeżdżać. Wakacje udały się po prostu wspaniale. Słowo „Warmia” na pewno będzie budziło w nas na długo same pozytywne skojarzenia!

Na koniec kilka impresji z naszego ośrodka i okolicy.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Próba sprzętu pływającego.

Próba sprzętu pływającego.

Drzewo się do nas uśmiechało.

Drzewo się do nas uśmiechało.

Las otaczający Jezioro Limajno.

Las otaczający Jezioro Limajno.

Warmia – tydzień I

 10 lipca 2010, sobota

Słońce, 32 stopnie, po prostu pięknie!

Warszawa – Swobodna, k. Dobrego Miasta, 9:50-16:30

Jedziemy z samym Sebciem – Tymuś spędza wakacje nad morzem z Dziadkami i ma do nas dojechać niebawem. Wyjazd bez pośpiechu, na wylotówce z Warszawy duży tłok, ale potem w sumie jedzie się bez problemów. Robimy sobie dwa postoje: jeden po prostu na kocyku przy bocznej drodze pod drzewkami (Sebuś zjada jogurciki; poza tym próbuje wpakować sobie do buzi wszystko, czego tylko dosięgną jego rączki, łącznie z trawą i ziemią), i drugi– w Grunwaldzie – zwiedzaniowy.

Grunwald

Tę nazwę zna chyba każde dziecko już po pierwszym roku nauki historii w szkole. Ale co innego czytać o nim w podręczniku, a co innego zobaczyć na własne oczy. Pole słynnej bitwy jest oznaczone widocznym z daleka pomnikiem. W pobliżu jest też muzeum bitwy grunwaldzkiej. Wszędzie ładne, zadbane dróżki. Dziś wszędzie wokół widać było gorączkowe przygotowania do mającej się odbyć niebawem corocznej inscenizacji bitwy pod Grunwaldem (a w tym roku okazja jest wyjątkowa – w końcu wypada 600. rocznica tego wydarzenia!). Cieszymy się, że udało się nam zahaczyć o Grunwald – nie nadkładając wiele drogi, mieliśmy przemiły postój i dodatkowe wrażenia turystyczne.

Dojeżdżamy na miejsce bez pośpiechu. Zakwaterowujemy się w ośrodku w Swobodnej, tuż nad jeziorem Limajno. Z radością witamy przestronny domek z dużym, bezpiecznie ogrodzonym tarasem. Wieczorem idziemy przywitać się z jeziorem – kąpielisko jest miłe i zadbane, z łagodnym zejściem do wody.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Grunwald - odpoczynek na trawce.

Grunwald – odpoczynek na trawce.

11 lipca 2010, niedziela

Słońce, 33 stopnie

Orneta

Po śniadaniu jedziemy do Ornety – tam umówiliśmy się z Dziadkami na przechwycenie wracającego z wakacji nad morzem Tymcia. Cieszymy się na spotkanie – tak bardzo brakowało już nam jego wesołego trajkotania!

W Ornecie karmimy i przewijamy Sebusia na ławce (wiwat lato!), i w przelocie (tak ,w taki właśnie sposób zwiedza się z małymi dziećmi) „zaliczamy” dostojny kościół pw. Jana Chrzciciela (XIV) – jeden z najcenniejszych gotyckich zabytków na Warmii, gotycki ratusz (XIV) oraz kamieniczki z XIX w.

Popołudnie nad Jeziorem Limajno

Wczesne popołudnie spędzamy razem z Dziadkami u nas – idziemy na obiad, pijemy kawę na tarasiku itp. Potem Babcia z Dziadkiem odjeżdżają, a my spędzamy miłe dwie godziny nad jeziorem. Tymo pluska się jak mała rybka (w większości „po warszawsku – brzuchem po piasku”), Seba najpierw śpi, a potem też pluska się w jeziorze. Nawet nam udaje się na zmianę popływać. Woda jest ciepła jak zupa. Jest bosko!

Na Tymusia cały dzień nie możemy się napatrzeć – ale stęskniliśmy się za nim przez ostatni tydzień! Co chwila ma nowe pomysły – m.in. robi plastelinowe buźki drzewom rosnącym przy naszym tarasie. Sebcik z kolei rozwija się w oczach. Jest ciągle w ruchu, wciąż coś łapie, albo gdzieś „idzie”, zadzierając pupę do góry. Jemy i przewijamy się w plenerze. Jednym słowem egzamin na turystę po raz kolejny zaliczony! Rega ma tu raj. Najchętniej cały dzień przeleżałaby na tarasie.

Wieczorem chłopaki padają, ale stęsknieni za sobą, w jednym pokoju nakręcają się nawzajem:

My: Tymusiu, spróbuj zasnąć.

T: Ale Seba jeszcze nie śpi.

My: To nic, zaraz zaśnie, śpij.

Po chwili słyszymy pisk Sebcia i widzimy Tyma z głową nad jego łóżeczkiem.

T: Tato, Seba jeszcze nie spi.

R: Jak ma spać, jak ciągle gadacie.

T.: Tato, ale Sebuś NAPRAWDĘ nie śpi. Itp. itd.

Ratusz, XIV w, Orneta.

Ratusz, XIV w, Orneta.

W Ornecie spotykamy się z Tymem.

W Ornecie spotykamy się z Tymem.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

12 lipca 2010, poniedziałek

33 stopnie cd.:)

Wycieczka do Olsztyna

Wyprawa jest w sumie bardzo udana, ale trzeba przyznać, że z małymi dziećmi nie zawsze jest różowo – Seba w samochodzie podmarudza, Tymo rozbija łokieć i płacze itp. – w dodatku plan wycieczki trzeba ustalać pod najmłodszych, a nie pod dorosłych turystów. W związku z tym zwiedzanie olsztyńskiej starówki jest raczej pobieżne – M. wyskakuje i robi dokumentację fotograficzną w czasie, gdy chłopcy zasypiają w samochodzie: znajduje katedrę św. Jakuba (XIV), Wysoką Bramę (XIV), rynek, ratusz, kamieniczki. Potem dokładniej zwiedzamy Olsztyn wieczorem na ekranie komputera.

Głównym celem naszego dzisiejszego wyjazdu jest olsztyńska plaża miejska – o, to się chłopakom podoba. Plaża jest bardzo dobrze zorganizowana – czysty piasek, chodniczki, ławeczki, zjeżdżalnia dla dzieci, mała gastronomia itp. Dziś męczy nas tylko duży upał, który zmusza do chowania się w cieniu.

Po późniejszym obiedzie idziemy znowu nad „nasze” jezioro. Kąpiemy się wszyscy. Jest bardzo wakacyjnie!

Katedra Św. Jakuba, XIV w, Olsztyn.

Katedra Św. Jakuba, XIV w, Olsztyn.

Na Rynku w Olsztynie.

Na Rynku w Olsztynie.

Na Rynku w Olsztynie.

Na Rynku w Olsztynie.

Gotycki ratusz (przebudowywany), Olsztyn.

Gotycki ratusz (przebudowywany), Olsztyn.

Detal ratusza.

Detal ratusza.

Wysoka Brama, fr. fortyfikacji, XIV w.

Wysoka Brama, fr. fortyfikacji, XIV w.

13 lipca 2010, sobota

Upał, 34 stopnie

Olsztyn bis

Nie daliśmy rady odwiedzić wszystkich olsztyńskich atrakcji za jednym razem, więc dziś jedziemy do stolicy Warmii po raz drugi. Na celowniku znajduje się przede wszystkim zamek biskupów warmińskich. Oglądamy dziedziniec z tajemniczymi babami sprzed kilkuset lat, wchodzimy na wieżę (Tymo dwukrotnie – najpierw z M., a potem jeszcze raz z R. – wchodzenie na wieże to jest to!), szukamy śladów Mikołaja Kopernika. Potem czas na miły spacer po malowniczym parku okalającym zamek z przepływającą przez jego środek wijącą się Łyną. Oglądamy dwie fontanny, próg na Łynie i mosty kolejowe z XIX w. Robimy sobie piknik na kocyku na trawce nad Łyną – wszędzie wozimy ze sobą podgumowany koc, co umożliwia nam zrobienie sobie popasu, przewinięcie Sebcia itp. kiedy tyko przyjdzie nam na to ochota. Ten patent bardzo się sprawdza. Sebuś koniecznie chce zjadać trawę, którą regularnie zrywa i dostarcza mu …Tymo. Gramy w „żółtą febrę” – rzucanie z trzęsieniem żółtą grzechotką – zdecydowanie najlepszy jest Sebuś. Sielanka kończy się histerią i temperowaniem Tyma. Jego ukochany prosiaczek do wieczora ma siedzieć w plecaku.

Po południu tradycyjnie pluskamy się w naszym jeziorku.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Tymo i kilkusetletnia 'baba'.

Tymo i kilkusetletnia 'baba’.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Widoki z zamkowej wieży.

Widoki z zamkowej wieży.

I na dół.

I na dół.

Pozegnanie olsztyńskiego zamku.

Pozegnanie olsztyńskiego zamku.

Widok na olsztyński zamek i próg na Łynie.

Widok na olsztyński zamek i próg na Łynie.

Mosty kolejowe - zabytki techniki z XIX w.

Mosty kolejowe – zabytki techniki z XIX w.

Popas w Parku Podzamcze.

Popas w Parku Podzamcze.

14 lipca 2010, środa

Przelotny deszcz w nocy, dziś parno i duszno, 27 stopni

Wycieczka do Lidzbarka Warmińskiego

Po drodze Sebcik odpływa, więc najpierw samochodem objeżdżamy miasto, R. robi zdjęcie Wysokiej Bramy (XIV), kościoła św. Piotra i Pawła (XIV) i kościoła ewangelickiego z pocz. XIX w (obecnie pełniącego funkcje cerkwi). Zatrzymujemy się na dłużej przy zamku biskupim z XIV w. To naprawdę piękny gotycki zamek, zbudowany na planie kwadratu, z czterema smukłymi wieżami. Niestety, dziedziniec z krużgankami jest obecnie w remoncie, a całe przedzamcze to wielki plac budowy – powstaje tu wielki hotel… Po obejrzeniu zamku jemy drugie śniadanie na ławeczce z widokiem na zamek, zamkową fosę i znajdujące się w niej – ku uciesze Tyma – trzy fontanny.

Wracając z Lidzbarka, kierowani opisem z przewodnika podjeżdżamy do Pieszkowa na fermę strusi. Okazuje się jednak, że ferma już nie istnieje, więc wycieczka kończy się piknikiem na łące nad jeziorem – też miło.

W drodze powrotnej obaj chłopcy zasypiają w samochodzie, a my oglądamy jeszcze (z samochodu) Pałac w Smolajnach (XVIII) – ulubioną rezydencję letnią biskupa Ignacego Krasickiego.

Popołudnie

Kąpiel w jeziorze jest dziś wyjątkowo miła – z powodu niepewnej pogody jest zdecydowanie mniej tłoczno na plaży.

Prosiak na smyczy.

Prosiak na smyczy.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Tu byłem.

Tu byłem.

Fontanny w fosie zamku.

Fontanny w fosie zamku.

Mały piknik w Pieszkowie.

Mały piknik w Pieszkowie.

Na naszym pomoscie.

Na naszym pomoscie.

Czy te oczy mogą kłamać...

Czy te oczy mogą kłamać…

15 lipca 2010, czwartek

I znów słonecznie, 29 stopni

Wycieczka do Dobrego Miasta

Dobre Miasto zazwyczaj nie znajduje się na liście must-see turystów zwiedzających Warmię, ale my z chęcią tu zaglądamy. Panuje tu miła, kameralna atmosfera – w centrum, obok fontanny, napis na ławce głosi „Dobre miasto dobrych ludzi”, jest też „latarnia dobrych myśli”. Miłośnicy zabytków też nie byliby zawiedzeni – tutejsza kolegiata – piękna gotycka świątynia z XIV w – swoim rozmiarem robi ogromne wrażenie; zachował się też fragment średniowiecznych fortyfikacji miejskich – Bociania Baszta. Niestety, nie można wejść na szczyt, ale za to dostępu do baszty strzeże tajemniczy rycerz. Zwiedzanie Dobrego Miasta kończymy wizytą na placu zabaw. Sebuś w cieniku uparcie chce zejść z koca i zjadać wyrwaną trawę i ziemię.

W drodze powrotnej z samochodu robimy zdjęcie neogotyckiemu (XIX) kościołowi św. Katarzyny w Cerkiewniku. Aby przedłużyć drzemkę Seby, objeżdżamy dodatkowo samochodem nasze jezioro – piękny las, potem łąki i bociany – ale tu malowniczo!

Popołudniowa kąpiel w naszym jeziorze

Kąpiemy się wszyscy: Sebuś macha rączkami i chlapie jak nakręcana zabawka, Tymo najchętniej siedzi po szyję w głębinie.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście.

Kolegiata w Dobrym Mieście.

Bociania Baszta, XIV w. Dobre Miasto.

Bociania Baszta, XIV w. Dobre Miasto.

ZNAKI mają pamiątkę z wakacji.

ZNAKI mają pamiątkę z wakacji.

Dobre Miasto dobrych mysli i ludzi.

Dobre Miasto dobrych myśli i ludzi.

17 lipca 2010, piątek

Najpierw upał, po południu burza z ulewą

Ale frajda – dzień wyprawy do POCIĄGOSTATKU!

Wycieczka do Buczyńca

Pociągostatki – tak opowiadaliśmy chłopakom o pojazdach pokonujących Kanał Ostródzko-Elbląski. Cały kanał to zabytek techniki, jedyny taki obiekt w Europie. Cały mechanizm napędzany jest wodą, przy pomocy urządzeń, pracujących tutaj od ponad 150 lat – to naprawdę robi wrażenie! Musimy koniecznie kiedyś pokonać wodą całą trasę. Dziś decydujemy się podjechać pod największą z pochylni, tę w Buczyńcu (różnica poziomów ponad 20 m!), i poczekać, aż statek będzie pokonywał trawiasty odcinek trasy.

Tymo jest po prostu zachwycony, potem długo opowiada o „pociągostatkach”, które najpierw pływały, a potem jeździły po torach. Wspaniałym uwieńczeniem wycieczki jest obiad w tutejszym punkcie gastronomicznym (przy okazji chowamy się przed deszczem) – naleśniki z jagodami są naprawdę przepyszne. Sebuś buszuje po stole, usiłując zjadać różne rzeczy.

Popołudnie

Po rzęsistej ulewie nie idziemy na plażę, ale za to wybieramy się na długi spacer wzdłuż Jeziora Limajno.

Wieczorem Tymo opowiada niestworzone historie o tramwajach, które przebywają tutaj na koloniach, mieszkają w dziuplach na drzewach, na szczytach brzóz mają stołówkę itp. – zaśmiewamy się do łez!

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Pochylnia Buczyniec.

Pochylnia Buczyniec.

Pochylnia Buczyniec.

Pochylnia Buczyniec.

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Sebuś ciągle gdzieś idzie...

Sebuś ciągle gdzieś idzie…

Warmia, 2010.07

Wakacje na Warmii wspominamy jako jedne z najbardziej udanych. Na pewno przyczyniła się do tego piękna, słoneczna pogoda i zakwaterowanie w wygodnym domku nad samym jeziorem. Warmińskie zabytki również niezmiernie przypadły nam do gustu. Wszyscy byliśmy zdrowi i przez cały wyjazd dopisywały nam szampańskie humory. Kto by pomyślał, że 9-miesieczny maluch i z czterolatek mogą być tak fantastycznymi kompanami!

Wyjazd przez dłuższy czas stał pod znakiem zapytania. Po czerwcowej stłuczce nie wiedzieliśmy, czy w ogóle będziemy mieli samochód, chodziliśmy cali skwaszeni. W ostatniej chwili udało nam się załatwić samochód zastępczy – hura!, jedziemy!

 

Grunwald - odpoczynek na trawce.

Warmia – tydzień I

 

Jezioro Limajno i my - odsłona XII.

Warmia – tydzień II

Białowieża, 2010.05

W naszych planach wyjazd do Białowieży miał być rodzinną sielanką w sielskim otoczeniu prastarej puszczy i z piękną pogodą. Rzeczywistość trochę rozminęła się z oczekiwaniami – i pogoda nie była taka piękna jak planowaliśmy, i – przede wszystkim – choroby umęczyły nas do tego stopnia, że musieliśmy skrócić pobyt o jeden dzień. Z perspektywy czasu doceniamy jednak starą prawdę, że to, co złe, szybko odchodzi w zapomnienie. Z kilku dni w Białowieży zostały piękne wspomnienia i sentyment do tej wyjątkowo cennej przyrodniczo okolicy. Wizyta w Białowieży jest godna polecenia wszystkim rodzicom maluszków – przede wszystkim z tego względu, że ogromną większość atrakcyjnych turystycznie miejsc można bez problemu zwiedzić z dziecięcym wózkiem.

13 maja 2010, czwartek

Przelotne deszcze, chwilami 21 stopni, chwilami 16, pogoda w sumie dobra do jazdy

Warszawa – Białowieża, 11:10-16:30, ok. 240 km

Wyjeżdżamy późno, bo chłopaki ostatnio ciągle chorzy, wiszą na nebulizatorze, więc rano trzeba zaliczyć wszystkie inhalacje i inne procedury higieniczno-medyczne. W dodatku Sebuś wstaje dziś lewą nogą i o byle co płacze. Cóż, nie jest lekko…

Za to w drodze obaj chłopcy spisują się na medal: S. ciągle śpi, a T. to bombowy kumpel – m.in. co chwilę dopytuje się, kiedy będzie ta „Galgalka”.

Postój na Świętej Górze Grabarce

To wyjątkowe miejsce – najważniejszy ośrodek prawosławnego kultu religijnego w Polsce – trzeba choć raz odwiedzić, niezależnie od wyznania. Tysiące krzyży robią ogromne wrażenie – te stare mieszają się z tymi ustawionymi całkiem niedawno. Oglądamy główną cerkiew klasztorną, odbudowaną po pożarze w 1990 r., a także studnię cudownego źródełka, znajdującą się u podnóża góry, zachodzimy też nad przepływający tuż obok strumień, którego woda – jak się uważa – ma cudowne właściwości. Atmosfera tego miejsca udziela się wszystkim, nawet chłopcom – Sebuś grzecznie siedzi w chuście.

Na miejsce dojeżdżamy o 16:30. Mieszkamy w jednej z kwater przy głównej ulicy w Białowieży. Ogarniamy się, zmiatamy z chęcią późny obiad u gospodarzy.

Warszawa-Białowieża.

Warszawa-Białowieża.

Czas na małe co nieco.

Czas na małe co nieco.

Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

 Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

 Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

 Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

Klasztor na Grabarce.

Klasztor na Grabarce.

Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

14 maja 2010, piątek

„Czasem słońce, czasem deszcz”, 17-24 stopnie

Decydujemy się nie kłaść Tyma w dzień na wyjeździe – to znacznie ułatwia planowanie wycieczek.

Wycieczka do Topiła, 10:30-15:00

Już sam dojazd samochodem to frajda – puste drogi, wsie, w których zatrzymał się czas… Topiło – miejscowość leśniczo-turystyczną położoną w sercu Puszczy – warto odwiedzić z dziećmi ze względu na ciekawą ścieżkę turystyczną „Osobliwości puszczy” (a.k.a. ”Puszczańskie drzewa”…). Wypuszczony z samochodu Tymo biega jak szalony, Seba w większości śpi w wózku, a my ucinamy sobie bardzo miły spacer wokół topiłskiego stawu – żaby rechoczą, komary latają – każdym centymetrem skóry czuć przyrodę dookoła. W pewnym momencie Tymcia zaczynają boleć nóżki, na szczęście sytuację ratują stare tory wąskotorówki, którymi przez spory odcinek wiedzie nasza ścieżka. Tymo zamienia się w Koko ze „Stacyjkowa” i do końca spaceru „jedzie” ochoczo do przodu.

Robimy postój przy starej wąskotorówce – „miniskansenie” – gdzie wszyscy z chęcią wrzucamy coś na ząb. Sebcik je w terenie, my widzimy już w nim ducha turysty!

W drodze powrotnej zahaczamy o skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce

Sama ekspozycja jest dość skromna, ale za to uwagę dzieci przyciągają „ruchome” drewniane tablice edukacyjne dotyczące drzew i zwierząt.

Wieczorny spacer do granic Parku Pałacowego

Tymowi do szczęścia wystarczy latarka, dodatkową atrakcją są wszechobecne błotniste kałuże. Seba siedzi z grzechotką. My mamy miły spacer. Fajnie jest.

Dziś cały dzień z sukcesem udaje nam się uciekać przed deszczem. Tymo ma wilczy apetyt i co chwila dopomina się o jedzenie. Sebuś dla odmiany bardzo łatwo rozprasza się przy karmieniu, które momentami bywa przez to naprawdę trudne.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Kapliczka ekumeniczna w Topile.

Kapliczka ekumeniczna w Topile.

Białowieskie pola...

Białowieskie pola…

Skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce.

Skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce.

Skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce.

Skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce.

Wieczorny spacer nad Narewkę. Tymo w dziupli.

Wieczorny spacer nad Narewkę. Tymo w dziupli.

15 maja 2010, sobota

16-19 stopni, umiarkowane zachmurzenie

Wycieczka do rezerwatu żubrów, 11:10-14:30

Mówisz „Białowieża”, myślisz „żubry”, więc oczywistym punktem naszego programu jest białowieski rezerwat żubrów. Rezerwat znajduje się kilka kilometrów od Białowieży, zajmuje sporą powierzchnię i jest naprawdę nieźle zorganizowany. Zagrody dla zwierząt są bardzo duże (przez co czasem trudno głównych bohaterów wypatrzeć). Oprócz żubrów można tu spotkać się też z konikami polskimi, jeleniami, łosiami, dzikami i rysiami. Tymo bez problemu pokonuje spory spacer na własnych nogach, a na koniec kupuje soczek z automatu i wybiera sobie widokówki ze zwierzętami na pamiątkę. Seba – jak to często bywa – przesypia wszystkie atrakcje.

Po opuszczeniu rezerwatu próbujemy jeszcze podjechać do tajemniczego puszczańskiego „Miejsca mocy”, ale najpierw trochę błądzimy, a potem już robi się późno, więc wracamy na obiad.

Spacer po Parku Pałacowym, 17:40-19:20

Chcieliśmy zwiedzić Muzeum Białowieskiego PN w ramach nocy muzeów, ale było czynne dopiero od 19:30, a to trochę późno jak dla nieśpiącego cały dzień Tymcia. Ale za to dokładnie zwiedziliśmy Park Pałacowy (zał. kon. XIX) – to rozległy park w stylu angielskim, piękne drzewa i malownicze polany. Niegdyś na wzgórzu wznosił się pałac carski, ale spłonął w 1944 r, obecnie pozostało trochę zabytkowych budynków z dawnego założenia parkowo-pałacowego, m.in. dworek namiestnika (poł. XIX), Dom Marszałkowski, Dom Myśliwski i Dom Zarządu. Przeszliśmy ok. 3 km, Tymo sporo na barana. Obecnie wzrok przyciąga przede wszystkim nowoczesna siedziba dyrekcji parku i muzeum BPN. Na pewno jeszcze tu wrócimy.

Rezerwat pokazowy żubrów.

Rezerwat pokazowy żubrów.

Rezerwat pokazowy żubrów.

Rezerwat pokazowy żubrów.

Rezerwat pokazowy żubrów - łoś.

Rezerwat pokazowy żubrów – łoś.

Rezerwat pokazowy żubrów - dziki.

Rezerwat pokazowy żubrów – dziki.

Zygzak McQueen psuje drogę...

Zygzak McQueen psuje drogę…

Tymuś w swoim żywiole.

Tymuś w swoim żywiole.

Pakujemy chłopaków i w drogę.

Pakujemy chłopaków i w drogę.

Siedziba BPN.

Siedziba BPN.

Park Pałacowy w Białowieży.

Park Pałacowy w Białowieży.

16 maja 2010, niedziela

Rano 24 stopnie, potem opady, 15 stopni

Spacer szlakiem Dębów Królewskiech w uroczysku Stara Białowieża, 11:00-12:00

Uroczy spacer w przepięknym miejscu: dostojny mieszany las, wiele starych dębów. Cała ścieżka bardzo starannie przygotowana turystycznie: ławka, wiaty, tablice informacyjne przy pomnikowych dębach.

Tymusiowi najbardziej podoba się drewniana „zakrętowa kładka”, którą cały czas wiedzie nasza trasa (nota bene to świetna trasa na spacer z wózkiem) – biegnie po niej jak szalony, a potem z apetytem wsuwa kanapkę. Sebuś cały spacer słodko śpi.

Skansen w Białowieży, 12:00-13:00

Może nie ma tu wielu obiektów do zwiedzenia, ale to miejsce wyjątkowo malownicze – urocze łąki, latające bociany, wijąca się rzeka. Oglądamy m.in. dwa wiatraki-koźlaki, stare chałupy, prawosławną kapliczkę, żuraw. Tymo jest zachwycony, bo … je lizaka, Sebuś znów w większości śpi.

Objazd okolic Białowieży, 18:00-19:15

Mieliśmy w planach powtórkę Miejsca Mocy, ale się rozpadało więc wybieramy się na samochodową wycieczkę. Może to i dobrze. Z samochodu oglądamy kościół w Białowieży (20.-30. XX w), Ośrodek Edukacji Ekologicznej „Jagiellońskie” z ptasim budzikiem, zespół budynków kolejowych „Białowieża Towarowa” z kon. XIX w., sobór Św. Trójcy w Hajnówce i … pomnik żubra w Zwierzyńcu.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Restauracja Carska w budynku dworca z końca XIX w.

Restauracja Carska w budynku dworca z końca XIX w.

Dzika puszcza.

Dzika puszcza.

29 maja 2010, sobota

19 stopni, słońce

Ostatniego dnia naszego pobytu (17.05) u Sebusia nasiliła się obturacja oskrzeli, a M. obudziła się zupełnie bez życia i z wysoką gorączką. Cóż było robić, spakowaliśmy się i wróciliśmy do domu (ale z mocnym przekonaniem, że wrócimy tu jeszcze na jeden dzień, żeby dokończyć zwiedzanie). Okazja nadarzyła się dwa tygodnie później. Tym razem wyrwaliśmy się z samym Tymusiem, zostawiając Sebcia z Babcią i Dziadkiem na działce.

Rakówiec-Białowieża (8:50-11:45)

Jedzie się bardzo sprawnie; zatrzymujemy się na miły postój w połowie drogi, nad Bugiem.

Białowieża (11:45-16:45). Oglądamy:

Muzeum Przyrodnicze Białowieskiego PN

Muzeum mieści bogate, naprawdę ciekawie zaprezentowane zbiory. Najbardziej podoba się nam przekrój mrowiska, nory borsuka, widok na korzenie sosny i wiewiórka-albinos (M. i R.) oraz kolejka wąskotorowa (T.). Tymuś świetnie znosi godzinne zwiedzanie z przewodnikiem. Na koniec wchodzimy na wieżę widokową.

Miejsce Mocy

Tym razem trafiamy bez problemów – okazuje się, że przyczyną naszych poprzednich kłopotów były pozdejmowane (na czas renowacji) drogowskazy – tym razem są na swoim miejscu. Od parkingu trzeba trochę podejść, ale to przemiły spacer przez las. „Miejsce mocy”, emanujące ponoć niezwykłą energią, to kilka dużych kamieni, drzewa wyrastające z jednego pnia i wieża widokowa. Powrót (nieczynnymi) torami kolejowymi to wielka frajda dla Tyma.

Obiad w Restauracji Carskiej

Drogo jak diabli i niewielkie porcje, ale mimo to naprawdę warto odwiedzić to wyjątkowe miejsce – zespół dworcowy z końca XIX w, stara lokomotywa, drezyna – zabytkowa Syrena (można się nią przejechać po puszczy za 100 zł!), stolik na środku torowiska. „Ale czad!” – skwitował Tymuś.

Z wycieczki wracamy z poczuciem, że udało nam się odrobić dzień urwany z majowego wyjazdu. I to w jakim stylu! Było przesympatycznie!

 

Tatry, 2008.09

Jesienny wyjazd do Zakopanego ma być rekompensatą dla Tymusia za niemiłe przeżycia podczas koniecznego do diagnostyki jego problemów nefrologicznych pobytu w szpitalu. My też cieszymy się na jesienne naładowanie akumulatorów, tym bardziej, że w Tatry zawsze przyjeżdżamy chętnie i chętnie pielęgnujemy wspomnienia tygodni spędzanych na tatrzańskich szlakach. Przy okazji ten wyjazd to pierwszy prawdziwy debiut Tyma na tatrzańskich szlakach (bo wózkiem jeździł po nich już w wieku 5 miesięcy). Nastawiamy się na spacery w pięknej jesiennej aurze, tymczasem rzeczywistość mocno rozmija się z oczekiwaniami: przez niemal cały czas jest deszczowo i bardzo zimno. Od czego jednak zapał i odpowiednie ubranie. Zresztą z dwuipółlatkiem i tak nie zapędzilibyśmy się dalej niż w dolinki reglowe, a te można podziwiać niezależnie od pogody. Na wyjazd z nami daje się namówić niezastąpiona Babcia, umożliwiając nam kilka wypadów tylko we dwoje. Czego chcieć więcej…

21 września 2008, niedziela

Pogoda… hmmm… od prawie dwóch tygodni zimno i prawie cały czas mży; dziś nie jest inaczej: po drodze 4-8 stopni, w Zakopcu ok. 5 stopni

Warszawa-Zakopane, 4:40-14:00

Wstajemy o 3:30. Mimo nieludzko wczesnej pory Tymo od razu pozytywnie nastawiony do wyjazdu, cieszy się, że „jedziemy w góry, do Zakopanego”. Nadal każe na siebie mówić „Amelka” (bohaterka ulubionej ostatnio książki o misiach) i nie rozstaje się z nową maskotką – Panem Czekoladką (to z kolei inspiracja książką „Lulaki”). Katowicką jedzie się sprawnie. Na śniadanie zatrzymujemy się po połknięciu niemal 250 km. Potem też bez przestojów. Na obiad zatrzymujemy się w Głogoczowie za Krakowem. Przez całą drogę wszyscy poprawiamy sobie humor przepysznymi rogalikami Babci. Podczas ostatniej części drogi Tymo dość długo zasypia. Nie możemy się pohamować i – przyjmując za wymówkę konieczność dłuższego polulania Tyma w samochodzie – fundujemy sobie jeszcze przejazd okrężną drogą z Poronina przez Bukowinę Tatrzańską, Głodówkę i drogą Oswalda Balzera do Zakopca.

Na miejscu zadekowujemy się w wygodnym lokum – o dziwo udało nam się znaleźć nowe, nieznane jeszcze kwatery, kuszące gości dobrą ceną i wysoką jakością. Mamy dwupokojowy apartament, więc mimo powiększonego składu możemy rozlokować się wygodnie i niekrępująco.

Po wstępnym ogarnięciu się wszyscy idziemy na spacer na Krupówki (17:00-18:30). W mżącym deszczu, pod parasolami. Na szczęście w ostatniej chwili dopakowaliśmy dla Tymcia zimową kurtkę i czapkę. Krupówkowy miś wyraźnie jest dziś pijany, omijamy go szerokim łukiem. Deszcz przerzedził na szczęście turystów, daje się iść bez wpadania na innych.

Po drodze - Pan Czekoladka jak nietoperz.

Po drodze – Pan Czekoladka jak nietoperz.

22 września 2008, poniedziałek

Ale radocha: cały dzień bez opadów, co tam, że pochmurno i 6 stopni; od wysokości 1300 m śnieg

Wycieczka do Dolinki ku Dziurze (10:15-11:15 od wylotu dolinki)

Ta trasa to świetny wybór na tatrzański debiut malucha: krótka, urokliwa, z atrakcją na końcu (jaskinia). My sami już zapomnieliśmy jak tu ładnie, z chęcią przypominamy sobie imponujące skalne otoczenie w górnej części doliny.

Tymo jest na początku onieśmielony głośnym szumem potoku, potem znów staje się rezolutną gadułą – np. mówi, że kaskady na potoku to takie „zjeżdżalnie dla wody”. Chętnie zwiedza z latarką jaskinię, ale zagłębiamy się w nią tylko niewielki kawałek.

W czasie drzemki Tyma M. z R. wymykają się na wycieczkę na Nosal.

Wchodzimy od Kuźnic przez Nosalową Przełęcz. Idziemy niespiesznie przez wilgotny, błotnisty szlak, w lesie mgiełki, widok na góry spowite chmurami i przyprószone śniegiem jest jakiś taki tajemniczy. Na szczycie i w drodze powrotnej o dziwo sporo ludzi. Spotykamy zsynantropizowanego lisa. Wracamy, klucząc trochę po Zakopanem i wspominając dawne czasy, patrzymy, co się zmieniło itp.

Wieczór kończymy wspólną obiadokolacją w jednej z pobliskich karczm. Tymo trochę boi się … kapeli góralskiej.

Widok z okna...

Widok z okna…

Doliną ku Dziurze.

Doliną ku Dziurze.

Doliną ku Dziurze.

Doliną ku Dziurze.

Doliną ku Dziurze.

Doliną ku Dziurze.

Jaskinia Dziura.

Jaskinia Dziura.

Na Nosal z Nosalowej Przełęczy.

Na Nosal z Nosalowej Przełęczy.

Widoki z Nosala.

Widoki z Nosala.

Widoki z Nosala.

Widoki z Nosala.

Lisek na Nosalu.

Lisek na Nosalu.

 

23 września 2008, wtorek

Pochmurno i mglisto, okresami mżawka, do 10 stopni

Wycieczka na Kopieniec (M. i R.); 10:20-13:20

Naprawdę miło przypomnieć sobie ten szlak po ponad 5 latach. Potok w Dolinie Olczyskiej, podejście na Polanę pod Kopieńcem… Im wyżej, tym więcej śniegu pod nogami, momentami całkiem ślisko. Na Polanie pod Kopieńcem, dziś całej białej (na ziemi nawet do 15 c, świeżego śniegu!), postój z gorącą herbatą z termosu. Ze szczytu Kopieńca ładny widok, od poziomu 1400-1500 m tajemniczo spowity chmurami. W dół schodzimy już nieco zniszczonym szlakiem do Cyrhli, w drodze do Jaszczurówki „skracamy” sobie jeden z łuków drogi – co chyba tylko wydłuża nam wyprawę. Przez całą drogę możemy wreszcie choć trochę się nagadać.

Tymo z Babcią w tym czasie idą na plac zabaw, kupują małą ciupagę, która Tymuś „klapacia” (podpiera się) idąc. Od dziś Tymo już nareszcie nie jest Amelką, tylko „wesołym wózkiem”, a od wieczora „wagonikiem”.

Późnym popołudniem, po obiedzie wszyscy wjeżdżamy kolejką na Gubałówkę. Jak można by zrezygnować z takiej atrakcji, bawiąc z kilkulatkiem w Zakopanem… Faktycznie, dla Tyma to wielka frajda. Z napięciem wyczekuje drugiego wagonika jadącego z naprzeciwka, i obserwuje ich rozmijanie się w połowie drogi. Na górze spacerujemy tylko chwilę – jest coraz ciemniej i zimno – główną atrakcją jest sama przejażdżka kolejką.

Jaszczurówka - dawne cieplice.

Jaszczurówka – dawne cieplice.

Dolina Olczyska.

Dolina Olczyska.

Walka lata z zimą.

Walka lata z zimą.

Na Kopieniec.

Na Kopieniec.

Widoki z Kopieńca.

Widoki z Kopieńca.

Widoki z Kopieńca.

Widoki z Kopieńca.

Widoki z Kopieńca.

Widoki z Kopieńca.

Kolejka na Gubałówkę.

Kolejka na Gubałówkę.

Na Gubałówce.

Na Gubałówce.

24 września 2008, środa

Co dzień, to gorzej: dziś non stop pada, 9 stopni

Wycieczka do Muzeum Tatrzańskiego (10:00-11:00)

Muzeum jest nieduże, ale miłe, salka ze zwierzętami wyremontowana. Mimo to nieco brakuje w nim interaktywności. Oglądamy dawne wyposażenie chałup góralskich i szkoły oraz wypchane zwierzęta. Tymo chętnie ogląda muzea, tylko trzeba robić to sprawnie.

Staników Żleb (z Nędzówki) – Przysłop Miętusi – Dolina Kościeliska (12:15-14:50) M.+R.

Pogoda sprawia, że przypominamy sobie niższe szlaki – to naprawdę miłe spacery. Szlak przez Staników Żleb jest stosunkowo mało uczęszczany. W dolnej części szeroka, wyremontowana droga wzdłuż strumienia, w górnej części wąska, zarastająca ścieżka przez las i trawy (przeklinamy dziś tę piękną, bujną roślinność, tak jest mokro).

Mimo ohydnej pogody (cały czas pada) na Przysłopie spotykamy ok. 10 osób, a na odcinku ścieżki pod Reglami do Kościeliskiej – jeszcze więcej. Zbiegamy ostatnim odcinkiem Kościeliskiej w deszczu.

Wspólna wycieczka do Kuźnic (17:00-18:15)

Tymo wynudził się w domu i po spaniu „wybiera się” i koniecznie chce iść „na wyprawę”. Podchodzimy pod dolną stację kolejki na Kasprowy. Tymuś ogląda wagonik i „ośnieżony szczyt”. Oglądamy potok Bystra i odnowiony zespół dworsko-pałacowy w Kuźnicach z fontanną („woda się leje!”). Tymuś idzie w kaloszach i pelerynce, wchodzi do kałuż i na duże kamienie, krzyczy „mocy przybywaj”! Potem, pytany o to, co mu się najbardziej podobało na wycieczce, odpowiada rozbrajająco: „kałuże”.

Wracając, zahaczamy do karczmy na obiadokolację, zerkamy też na prognozę ICM przy Rondzie Kuźnickim – znów niezbyt optymistyczna…

Muzeum Tatrzańskie.

Muzeum Tatrzańskie.

Muzeum Tatrzańskie.

Muzeum Tatrzańskie.

Muzeum Tatrzańskie.

Muzeum Tatrzańskie.

Przez Staników Żleb na Przysłop Miętusi.

Przez Staników Żleb na Przysłop Miętusi.

Przez Staników Żleb na Przysłop Miętusi.

Przez Staników Żleb na Przysłop Miętusi.

Z Przysłopu Miętusiego do Dol. Kościeliskiej.

Z Przysłopu Miętusiego do Dol. Kościeliskiej.

Kolejka na Kasprowy.

Kolejka na Kasprowy.

Zespół dworcowo-parkowy w Kuźnicach.

Zespół dworcowo-parkowy w Kuźnicach.

25 września 2008, czwartek

Pogoda najgorsza jak dotąd, znów cały dzień pada deszcz, wyżej deszcz ze śniegiem i śnieg

Mieliśmy pójść wszyscy razem do Doliny Strążysk, ale tuż przed naszym wyjściem zaczyna padać, więc Młody z Babcią zostają, a my dzielnie idziemy rozruszać kości we dwoje.

Wycieczka na Kasprowy Wierch (M. + R.), wjazd o 10:00, zejście 10:30-13:00

Postanawiamy sobie przypomnieć szlak wejściowy na Kasprowy, ale ohydna pogoda zniechęca nas do wchodzenia. Wjeżdżamy więc nową kolejką – duże wagoniki, przesuwające się perony, ale zmiana.

Na szczycie mgła jak mleko i sypie mokry śnieg (pokrywa w niektórych miejscach osiąga pół metra!), więc rezygnujemy ze spaceru grzbietowego i schodzimy szlakiem prosto do Kuźnic. Szlak dobrze przedeptany – zaskakuje nas ilość idących ludzi – spotykamy kilka kilkuosobowych grup i kilka par, często słabo wyekwipowanych jak na dzisiejsze warunki. Śnieg utrzymuje się do ok. 1300 m. Raki nam się nie przydają, ale kijki – bardzo. Przy Myślenickich Turniach stajemy na chwilę pod daszkiem budynku i pijemy herbatę. Niżej zaczyna lać. Do kurtek przeciwdeszczowych wyciągamy parasole.

Popołudniowa wycieczka do Doliny Strążysk (15:30-17:30 plus dojazd)

Po południu nareszcie opady się wyciszają, więc wychodzimy wszyscy razem. Na początku bardzo miło, nie pada, Tymo idzie sporo sam. Fascynuje się historią o „pani”, która wchodziła na Trzy Kominy i nie mogła zejść z trzeciego. Duże wrażenie robi na nim potok z kaskadami, obfity po ostatnich opadach deszczu. Przed polaną powraca nasz dobry przyjaciel – deszcz, który towarzyszy już nam do końca wycieczki, więc Tymo musi siedzieć pod parasolem w nosidle. W herbaciarni tłoczno, więc tylko pokrzepiamy się naleśnikami i wracamy.

Kolejką na Kasprowy.

Kolejką na Kasprowy.

Zima jesienią, Kasprowy.

Zima jesienią, Kasprowy.

Z Kasprowego do Kuźnic.

Z Kasprowego do Kuźnic.

Z Kasprowego do Kuźnic.

Z Kasprowego do Kuźnic.

Wylot Doliny Strążysk.

Wylot Doliny Strążysk.

Mocy przybywaj raz jeszcze.

Mocy przybywaj raz jeszcze.

Doliną Strążysk.

Doliną Strążysk.

Doliną Strążysk.

Doliną Strążysk.

Polana Strążyska i herbaciarnia.

Polana Strążyska i herbaciarnia.

 

26 września 2008, piątek, dzień pożegnalny

Nareszcie lepsza pogoda z przejaśnieniami

Wycieczka na Ornak przez Dol. Kościeliską i Przełęcz Iwaniacką (8:35-15:25), M. + R.

Nie możemy się oprzeć pokusie wyższej wycieczki we dwoje. Z radością ruszamy z kopyta. Na dole błoto, od 1300 m śnieg, od ok. 1600 prawdziwa zima z mrozem. Śniegu niewiele, w górze zmrożony, jedynka lawinowa.

Szlak wygodny, ciekawie poprowadzony i piękny widokowo (o czym wnioskujemy na podstawie nielicznych „okienek” w chmurach). Ze szczytu zgania nas lodowaty wiatr i mgła. Wracając, zatrzymujemy się w Ornaku na pyszną szarlotkę i herbatę.

Babcia z Tymem w tym czasie spacerują po Krupówkach, kupują oscypki, oglądają mostek itp.

Popołudniowy spacer pożegnalny

Tymo z R. spacerują Doliną Strążysk aż do Trzech Kominów. Po kilku dniach Tymuś zachowuje się prawie jak wytrawny górski turysta.

Babcia i M. wybierają inną trasę: Wylot Doliny Małej Łąki – Droga pod Reglami – Dolina za Bramką – Droga pod Reglami do wylotu Strążyskiej. Dolina za Bramką jak zwykle mała, ale urokliwa. Najbardziej podoba nam się potok z przepięknymi kaskadami.

Wieczorem idziemy do karczmy, smacznie jemy, pijemy grzańca. Potem pakujemy się do domu. Przykro wyjeżdżać – od następnego dnia pogoda ma być dużo lepsza. Ale w Tatry na pewno jeszcze wrócimy nie raz!

Doliną Kościeliską.

Doliną Kościeliską.

Doliną Kościeliską.

Doliną Kościeliską.

Na Przełęcz Iwaniacką.

Na Przełęcz Iwaniacką.

Na Ornak.

Na Ornak.

Na Ornak.

Na Ornak.

Na Ornak.

Na Ornak.

Na Ornak.

Na Ornak.

Widoki na otoczenie Dol. Kościeliskiej.

Widoki na otoczenie Dol. Kościeliskiej.

Widoki na otoczenie Dol. Kościeliskiej.

Widoki na otoczenie Dol. Kościeliskiej.

Widoki na Dol. Tomanową.

Widoki na Dol. Tomanową.

Dolina za Bramką.

Dolina za Bramką.

Tymo w Dol. Strążyskiej.

Tymo w Dol. Strążysk.

Zachodnie wybrzeże Bałtyku, tydzień II

 

 

9 sierpnia 2008, sobota

Słonecznie, ale przenikliwy zimny wiatr, 21 stopni

Tymo niesamowicie rozwija się na tym wyjeździe, ale to chyba potwierdzenie ogólnej prawidłowości. Nie jesteśmy nawet w stanie wynotować wszystkich jego powiedzonek, bo jest ich całe mnóstwo (np. dziś „Idziemy nad morze, panie pomidorze”). Chłonie słowa jak gąbka. Przejażdżka wąskotorówką z Trzęsacza do Pogorzelicy (10-10:33 i powrót 10:45-11:18) Zaczyna się jak u Hitchcocka: parkując, zahaczamy przednim zderzakiem o niewidoczny w trawie korzeń, co mocno nadweręża przód naszej Fabii. R. przygina i wciska, co może, i umawia się z mechanikiem na poniedziałek na tymczasowe klejenie. Przejażdżka ciuchcią choć trochę naprawia nasze zepsute humory. W weekendy jeżdżą prawdziwe parowe lokomotywy z węglarkami, więc jest na co popatrzeć. Trasa jest malownicza, szczególnie odcinek z widokiem na latarnię morską w Niechorzu. Chowamy się w wagoniku, bo mimo słońca wieje niemiłosiernie. Tymuś przeszczęśliwy: wygląda, macha do ludzi, śpiewa. My, patrząc na niego, uśmiechamy się szerzej. W drodze powrotnej oglądamy most zwodzony na Dziwnej, otwierający się właśnie dla żaglówek. Po południu świeci słońce, więc pakujemy się nad morze. Jednak jak tylko wychodzimy, wiatr mało nam głów nie urywa. Uchwalamy więc Plan B – spacer leśnym szlakiem do latarni Kikut. Po drodze jednak przez pomyłkę skręcamy w Kołczewie w złą stronę i lądujemy w końcu w Niechorzu. I dobrze! Latarnia morska w Niechorzu Do wejścia stoimy ok. 15 min w kolejce. Szkoda, że jesteśmy zmuszeni zwiedzać latarnię w wielkim tłumie – cóż, uroki sezonu turystycznego. Na górze nie możemy się długo cieszyć widokiem, jest straszna wichura, więc szybko schodzimy na dół. Ogólnie Niechorze opuszczamy jednak zadowoleni. Sama latarnia należy chyba do najładniejszych na wybrzeżu, a i widok na rozbujane wiatrem morze, okoliczne jeziorko i przejeżdżającą w dole wąskotorówkę na długo pozostaje w pamięci. Wracając, zatrzymujemy się dla Tyma na placu zabaw w Trzęsaczu. To chyba największa atrakcja dla naszego małego turysty.

Wąskotorówką Trzęsacz - Pogorzelica - Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz – Pogorzelica – Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz - Pogorzelica - Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz – Pogorzelica – Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz - Pogorzelica - Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz – Pogorzelica – Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz - Pogorzelica - Trzęsacz.

Wąskotorówką Trzęsacz – Pogorzelica – Trzęsacz.

Latarnia w Niechorzu.

Latarnia w Niechorzu.

Widoki z latarni.

Widoki z latarni.

Widoki z latarni - ciuchcia retro.

Widoki z latarni – ciuchcia retro.

Niespodzianka - plac zabaw w Trzęsaczu.

Niespodzianka – plac zabaw w Trzęsaczu.

10 sierpnia 2008, niedziela

Przed południem zimno, 18 stopni i kropi deszcz, zamieniający się po południu w ulewy…

Wycieczka do Dziwnowa (9:20-12:30)

Dziwnów to sympatyczne, pięknie położone nad dziwnie wijącą się Dziwną miasteczko z portem rybackim i jachtowym, ładną plażą, falochronami i zwodzonym mostem.

Rejs statkiem po Zalewie Kamieńskim

Uznajemy, że przejażdżka statkiem będzie dobrą rozrywką dla wszystkich i pomoże zapomnieć nam o ciągłych rozczarowaniach spowodowanych pogodą. Są też i dobre strony zachmurzonego nieba – wszędzie jest nieco mniej ludzi. Podpływamy pod Kamień Pomorski i z powrotem. W jedną stronę płyniemy pod pokładem, bo pada. Tymo fascynuje się znakami wodnymi, wyznaczającymi tor wodny. Wspomnienia naszych morskich rejsów żeglarskich z okresu studiów odżywają w pamięci. W drodze powrotnej przenosimy się na górny pokład. Tymo wniebowzięty – grało tana-tana – szanty, które znał. Na koniec robimy mu zdjęcie na mostku kapitańskim za sterem.

Krótka wizyta w porcie rybackim

Jest bardzo klimatycznie. Wokół pachnie rybami, widać rybaków przy pracy. Nie ma komercyjnej tandety, to po prostu realnie żyjące miejsce.

Po obiedzie zaczyna lać, więc szukamy jakiejś atrakcji pod dachem – wybieramy się do

Oceanarium w Międzyzdrojach

Atrakcja taka sobie, nastawiona głównie na wysępienie pieniędzy od turystów. Ktoś założył sieć akwariów w kurortach i teraz kosi kasę (10 zł/os). A całe „oceanarium” to kilka akwariów na krzyż z kilkunastoma może gatunkami rybek. Rozczarowanie jest tym większe, że wciąż mamy w pamięci CretAquarium na Krecie. Tymusiowi na szczęście bardzo się podoba , więc i my jesteśmy zadowoleni; poszczególne gatunki ryb są nawet dość ciekawie poopisywane.

Po wizycie w akwariach podejmujemy drugą próbę spaceru po molo. Niestety, znów mamy pecha – w połowie łapie nas nawet nie deszcz – ulewa. Co robić – po raz kolejny zarządzamy odwrót.

Nasz statek - Victoria I.

Nasz statek – Victoria I.

Na pokładzie Victorii I.

Na pokładzie Victorii I.

Kamień Pomorski.

Kamień Pomorski.

Regaty na Zalewie Kamieńskim.

Regaty na Zalewie Kamieńskim.

Na pokładzie grasuje groźny wilk morski.

Na pokładzie grasuje groźny wilk morski.

Oceanarium w Międzyzdrojach.

Oceanarium w Międzyzdrojach.

07. Oceanarium w Międzyzdrojach.

11 sierpnia 2008, poniedziałek

Wczorajsza pogoda była katastrofalna, na szczęście dziś wreszcie zrobiło się lepiej: 23 stopnie z przebłyskami słonca

Rano w odwiedziny przyjeżdżają do nas Dziadkowie. Cieszymy się na dzień z nimi. Jemy razem śniadanie. R. zahacza o warsztat samochodowy – mechanik wreszcie zabezpiecza nasz naderwany zderzak.

Przedpołudniowe plażowanie (9:15-11:45)

Mimo rześkiego wiaterku wszyscy korzystamy z uroków plaży. Rano jest wyjątkowo pusto, dopiero potem schodzą się ludzie. Tymo kąpie się z nami, pływa na dmuchanej łódce-rybce – prezencie od Dziadków.

Po południu Dziadkowie rezygnują ze wspólnego zwiedzania i wracają do siebie, a my nie możemy przepuścić kolejnej wyprawy: do Lubina i Zalesia

Lubin

To bardzo zadbana miejscowość turystyczna, położona na skarpie nad Zalewem Szczecińskim. My ruszamy niebieskim szlakiem od Wzgórza Zielonka do Jeziora Turkusowego i z powrotem (całość ok. 3 km). Widok ze Wzgórza Zielonka jest absolutnie powalający, spodziewaliśmy się czegoś mniej spektakularnego. Główną atrakcją jest możliwość obejrzenia wyjątkowej wstecznej delty Świny, pięknie też widać Zalew Szczeciński i majaczące w oddali morze. Sam spacer szlakiem też jest bardzo przyjemny. Wzdłuż drogi rozstawiono zadbane drewniane ławeczki i tablice informacyjne. Wbrew naszym oczekiwaniom spotykamy na nim wielu turystów.

Widok na Jezioro Turkusowe też jest wart wycieczki: z punktu widokowego jezioro prezentuje się w całej okazałości. Kolor wody zapewne lepiej by był widoczny rano. To miłe, kameralne, romantyczne miejsce. Ławeczki umożliwiają wygodny odpoczynek

Tymo ma krzepę jak stary. 3/4 drogi biegnie sam, szukając znaków szlaku i fascynując się żukami.

Zalesie

R. ogląda ruiny wyrzutni rakietowej V3. To naprawdę tylko resztki, ale dają pojęcie o wielkości wyrzutni. W tym czasie M. bawi się z Tymusiem na małym placu zabaw w miłej marinie z wypożyczalnią sprzętu wodnego nad Jeziorem Wicko Wielkie.

Popołudniowe plażowanie

Popołudniowe plażowanie

Spacer po Wartowie.

Spacer po Wartowie.

Widok na wsteczną deltę Świny.

Widok na wsteczną deltę Świny.

Widok na wsteczną deltę Świny.

Widok na wsteczną deltę Świny.

Szlakiem do Wapnicy.

Szlakiem do Wapnicy.

Jezioro Turkusowe.

Jezioro Turkusowe.

Ruiny wyrzutni V3, Zalesie.

Ruiny wyrzutni V3, Zalesie.

Ruiny wyrzutni V3, Zalesie.

Ruiny wyrzutni V3, Zalesie.

12 sierpnia 2008, wtorek

Pogoda rano fatalna, ulewy; od 11:00 robi się lepiej (= przelotne opady)

Wycieczka do Świnoujścia (cz. wschodnia), 9:30-12:30

Zaczynamy od obejrzenia świnoujskiej latarni morskiej. To najwyższa latarnia nad Bałtykiem, a podobno też jedna z najwyższych na świecie. Ma 68 m wysokości, a na górę prowadzi aż 300 schodów. Wchodzimy w towarzystwie grup kolonistów, Tymo w nosidle. Tym razem na górze bardzo mu się podoba. Wzrok przyciągają zwłaszcza maszyny ładujące towary na statki w porcie. Bardzo malowniczo prezentuje się widok na ujście Świny ujęte w falochrony ze stawą Młyny.

Potem zwiedzamy Fort Gerharda – jeden z fortów Twierdzy Świnoujście (XIX). Jest on zaliczany do najlepiej zachowanych pruskich nadbrzeżnych fortów w Europie. Fort jest doskonale przystosowany do zwiedzania. Już od wejścia witają nad strażnicy w strojach pruskich żołnierzy, którzy co chwilę robią większym grupom ćwiczenia z musztry. Na wejściu dostajemy „przepustkę” z rozkazem „zachować na pamiątkę”. Wszystko zorganizowane z pomysłem. Można dokładnie obejrzeć zachowane zabudowania fortu. Tymusiowi najbardziej podobają się armaty i … kozy, które rezydują w forcie.

Popołudniowy spacer do Latarni Kikut (16:45-19:00)

Podjeżdżamy do Wisełki i ruszamy leśnym szlakiem. Tymo większość z ok. 4-5 km spaceru pokonuje na własnych nóżkach, tylko ok. 1/3 dystansu jest niesiony w nosidle. Przy latarni urządzamy sobie odpoczynek, Niestety, jej wnętrze nie jest udostępnione do zwiedzania. Dzisiejszym spacerem „skompletowaliśmy” latarnie zachodniej części wybrzeża, następny dopiero Kołobrzeg.

Na chwilę zaglądamy na plażę Wolińskiego PN, ale po chwili przeganiają nas ciemne chmury. Plaża dzika, bardzo urokliwa – długie dojście efektywnie selekcjonuje liczbę turystów.

Latarnia morska w Świnoujściu.

Latarnia morska w Świnoujściu.

Do góry po 300 schodkach.

Do góry po 300 schodkach.

Widoki na port w Świnoujściu.

Widoki na port w Świnoujściu.

Fort Gerharda (pruski, XIX w).

Fort Gerharda (pruski, XIX w).

Główny budybek fortu.

Główny budybek fortu.

Spacer do latarni Kikut.

Spacer do latarni Kikut.

Latarnia Kikut.

Latarnia Kikut.

Plaża w WPN (dojście z Wisełki).

Plaża w WPN (dojście z Wisełki).

Plaża w WPN (dojście z Wisełki).

Plaża w WPN (dojście z Wisełki).

13 sierpnia 2008, środa

Słonecznie, ale zimny wiatr, odczucie chłodu mimo 22 stopni

Kwasowo – zagroda żubrów – Kawcza Góra – Kwasowo (9:40-12:00, ok. 6 km)

Spacer miłym, szerokim szlakiem przez bukowy las. Spotykamy wielu innych turystów. Tymo trochę sam, trochę w nosidle.

Zagroda żubrów

Woliński PN to drugie miejsce w Polsce (po Białowieży), w którym hodowane są żubry (nota bene z białowieskim rodowodem). Dla turystów udostępniony jest zalesiony teren z estetycznym drewnianym budynkiem wejściowym, tablicami informacyjnymi i drewnianymi zagrodami dla zwierząt. Poza żubrami (widzieliśmy 4 sztuki) można obejrzeć tu dziki, jelenie, sarny, orły.

Po wizycie w zagrodzie żubrów wyruszamy na spacer czarnym szlakiem na Kawczą Górę. Tymo b. wesoły, pyta co chwilę „A co to jest?”. Szczególnie piękny odcinek szlaku wiedzie od Międzyzdrojów wzdłuż klifu przez piękny las, z prześwitującymi przez drzewa widokami na morze. Sam punkt widokowy nie jest tak spektakularny jak ten na Wzgórzu Gosań – widok zasłaniają drzewa, ale jest miło zorganizowany (tablice informacyjne, mapy, altanka).

Popołudniowe plażowanie z przygodami

Słoneczko, miłe chmurki, więc wybieramy się na plażę. Tam sielanka: budujemy zamki z piasku, Tymo nosi wodę i „robi zdjęcia” (dostał dziś żółty plastikowy gwizdek i niemal natychmiast powiesił go sobie na szyi, ochrzciwszy wcześniej „aparatem fotograficznym”). Ni stąd ni zowąd na horyzoncie pojawia się ciemna chmurka, jakby żywcem wzięta z „Naszej mamy czarodziejki”, którą jednak zupełnie ignorujemy, bo wokół błękitne niebo. A tu nagle jak nie lunie! Strumienie deszczu jak z wiadra, grzmoty. Kulimy się pod dwoma parasolami pod wydmą. Wszystko dokumentnie nam moknie: koc, rzeczy plażowe, ubrania na nas. Nagrodą dla turystów-bohaterów jest przepiękna tęcza na koniec ulewy nad morzem. Bajkowy widok. Po powrocie rozkładamy mokre rzeczy i strzelamy sobie herbatę z dużą ilością miodu i cytryny.

Do zagrody żubrów w WPN.

Do zagrody żubrów w WPN.

Zagroda żubrów w WPN.

Zagroda żubrów w WPN.

Zagroda żubrów w WPN.

Zagroda żubrów w WPN.

Na Kawczą Górę.

Na Kawczą Górę.

Na Kawczą Górę.

Na Kawczą Górę.

Kawcza Góra.

Kawcza Góra.

Widok na Zatokę Pomorską.

Widok na Zatokę Pomorską.

Widok na Zatokę Pomorską.

Widok na Zatokę Pomorską.

Plażowanie z przygodami.

Plażowanie z przygodami.

Zjadło by się...

Zjadło by się…

Happy end.

Happy end.

14 sierpnia 2008, czwartek

Słońce, 22-24 stopnie, szkoda, że taki zimny wiatr

Na plażę

W nocy Tymo nieznośny, w dodatku wstaje o 5:00. Co robić, dzień zaczynamy bladym świtem.

Od rana świeci słońce, więc decydujemy się nadrobić wczorajsze zepsute przez burzę plażowanie, ale po 15 minutach zwijamy żagle, bo jest tak silny wiatr, że ziarenka piasku uderzają nas po twarzy, a Tymo marudzi, że ma piach w oczach. Za to widoki są przepiękne – odpychający wiatr odsłonił przy brzegu malownicze łachy piachu.

Przez następne godziny kręcimy się po najbliższej okolicy, spędzamy trochę czasu na placu zabaw. Na porządniejszą wycieczkę wyrywamy się dopiero późnym popołudniem.

Wolin-plaża i rezerwat archeologiczny „Wzgórze Wisielców” (17:10-18:30)

Wiatr wciąż się utrzymuje, dlatego zamiast nad morze jedziemy poplażować nad Zalew Szczeciński. Plaża przy kempingu i wypożyczalni sprzętu wodnego obok Wolina przypada nam do gustu. Jest ładnie położona, podobają nam się ciekawe drewniane rzeźby. Wszyscy się kąpiemy. Woda ciepła, piasek trochę brudny. Bezustannie napastują nas osy – jedna z nich nawet żądli Tyma, więc szybko uciekamy na Wzgórze Wisielców. Pod tą tajemniczą nazwą kryje się rezerwat archeologiczny chroniący pozostałości kilkudziesięciu kurhanów z ok. X w, rozlokowanych na zboczu wzgórza. Warto zobaczyć.

Wietrzna plaża.

Wietrzna plaża.

Wokół zero ludzo.

Wokół zero ludzo.

Plaża w Wolinie (Zalew Szczeciński).

Plaża w Wolinie (Zalew Szczeciński).

Plaża w Wolinie (Zalew Szczeciński).

Plaża w Wolinie (Zalew Szczeciński).

Plaża w Wolinie.

Plaża w Wolinie.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

Rezerwat archeologiczny na Wzgórzu Wisielców.

15 sierpnia 2008, piątek, dzień pożegnalny

Zapowiadali jakiś okropny front z ulewami, na szczęście przed południem jeszcze nie pada, 18 stopni

Przedpołudniowe pożegnanie z morzem (9:30-11:30)

Mamy wielki niedosyt morza i plaży na tym wyjeździe. Dziś też pogoda nie pozwala na kąpiel, w dodatku Tymo przeziębiony, więc tylko bawimy się na plaży. Obiecujemy sobie, że nad morze wrócimy za rok, oby w cieplejszej aurze.

Pożegnanie z morzem.

Pożegnanie z morzem.

Pożegnanie z morzem.

Pożegnanie z morzem.

Po południu pakujemy się do domu i podsumowujemy pobyt. Fakt, pogoda była mocno niesprzyjająca, przez cały pobyt śledziliśmy z (płonną) nadzieją prognozy pogody. Mimo to wyjazd oceniamy jako bardzo udany. Udało nam się dużo zobaczyć, szczególnie miejscowości położone na południe od morza – Trzebiatów, Gryfice, Kamień Pomorski – okazały się bardzo ciekawe i nieoblegane przez turystów. Z dwuletnim dzieckiem spędziliśmy bardzo aktywnie czas, dużo spacerowaliśmy – w sumie może to i lepsze od leżenia jak sardynka na plaży wśród innych sardynek (co zresztą nigdy specjalnie nie było w naszym stylu). Rejon Wybrzeża Zachodniego okazał się bardzo atrakcyjny przyrodniczo i bogaty w wiele cennych zabytków. Ograniczenie się tylko do plażowania byłoby grzechem.

Zachodnie wybrzeże Bałtyku, tydzień I

2 sierpnia 2008, sobota

Pogoda w kratkę, upalny poranek, potem przelotne upały, 23-28 stopni

Wstajemy o … 3:00, wyjeżdżamy tuż po 4:00, ale to w końcu nasza najdłuższa wyprawa samochodowa z Tymusiem (jak dotąd).

Warszawa-Wartowo, ok. 640 km

Przez Sochaczew i Łowicz przebijamy się do autostrady. Mimo wczesnej pory na drogach stada tirów. Jazda autostradą to zupełnie inna bajka. Nawet nie wiemy, kiedy połykamy ponad 250 km. W międzyczasie zatrzymujemy się na śniadanie w przyautostradowej knajpie.

Ostatni odcinek (ponad 250 km) to jazda w sznureczku, „urozmaicana” tworzącymi się z byle powodu korkami na długie kilometry. Po drodze trudno znaleźć jakąś sensowną gastronomię na obiad. To, co znajdujemy, jest zatłoczone i oferuje usługi średniej jakości. Na szczęście Tymo jest zachwycony makietami dinozaurów na zewnątrz i fontanną, więc nie jest źle. Dużo przyjemniejszy postój urządzamy sobie przed ostatnim odcinkiem, w lasach Puszczy Goleniowskiej.

Kwaterę znajdujemy z małymi kłopotami – jest na odludziu, ale o to nam chodziło. Mamy jeden trzyosobowy pokój z balkonem (na którym potem z zamiłowaniem czytamy książki w czasie południowej drzemki Tyma). Gospodarze hodują Polskie Konie Zimnokrwiste, które widać zaraz po wyjrzeniu z okna. Na zewnątrz hand-made plac zabaw, przechadzające się kury, psy gospodarzy. Wszystko to sprawia trochę wrażenie nieładu, ale za to mamy luz-blues z Tymem i Regą; jedzenia tony.

 3 sierpnia 2008, niedziela

Rano przelotne deszcze, po południu rozpogodzenia, 19-24 stopnie

Powitanie z morzem

Po śniadaniu podjeżdżamy samochodem do najbliższej nam plaży. Droga nad morze to przyjemny spacer przez las. Plaża pusta, bo pogoda niezachęcająca. Tymuś za to jest niesamowicie podekscytowany: biega, krzyczy, piszczy z radości, wbiega do morza. Przemilczmy, że całe to jego nakręcenie kończy się histerią;-)

Po powrocie Tymo śpi w pokoju, a my domykamy plan dalszego pobytu.

Popołudniowa wycieczka do Wolina

To niewielkie, ale przyjemne miasteczko. Oglądamy ratusz (XIX), budynek muzeum, okolice rynku, katedrę Św. Mikołaja (XIII), elewator zbożowy i deptak nad Dziwną.

A co najważniejsze: mamy wielkie szczęście – gościmy w Wolinie akurat w trakcie trwającego tu Festiwalu Słowian i Wikingów. Cała impreza wywiera na nas bardzo duże wrażenie. Wszystkie atrakcje znajdują się na wyspie na Dziwnej (przejście przez most pontonowy). Spodziewamy się nielicznych imprez organizowanych o okr. porach, a tymczasem wchodzimy do dużego obozowiska, stworzonego z dbałością o każdy szczegół przez tłum różnojęzycznych pasjonatów. Z ogromną ciekawością patrzymy na namioty z płótna, ludzi poubieranych w stroje z epoki, wykonujących różne tradycyjne zajęcia (wytop żelaza w dymarkach, wyrób tarczy, gra na dawnych instrumentach). Nawet Tymo aż zaniemówił z wrażenia. Udało mu się tylko wycisnąć z siebie oświadczenie „ale fajnie…”

Ukoronowaniem popołudniowych atrakcji jest wizyta na placu zabaw z dmuchańcami. Wyspę na Dziwnej wszyscy opuszczamy ukontentowani.

Pobyt w Wolinie kończymy wizytą na mszy w wolińskiej katedrze.

Pierwszy raz nad morze.

Pierwszy raz nad morze.

Powitanie z morzem.

Powitanie z morzem.

Powitanie z morzem.

Powitanie z morzem.

Powitanie z morzem.

Powitanie z morzem.

Trzygłów.

Trzygłów.

Wolin, katedra Św. Mikołaja, XIII w.

Wolin, katedra Św. Mikołaja, XIII w.

Festiwal Wikingów, Wolin.

Festiwal Wikingów, Wolin.

Festiwal Wikingów, Wolin.

Festiwal Wikingów, Wolin.

Festiwal Wikingów, Wolin.

Festiwal Wikingów, Wolin.

Festiwal Wikingów, Wolin.

Festiwal Wikingów, Wolin.

Kto odważny, ten na dół

Kto odważny, ten na dół

4 sierpnia 2008, poniedziałek

Rano pochmurno i opady deszczu, potem trochę słońca, ok. 21 stopni, pogoda taka sobie

Nie tracimy ducha i pomimo przelotnych ulew wyruszamy na wyprawę.

Wycieczka do Gryfic (9:30-13:30)

Po drodze Tymo zasypia na ponad pół godziny i potem po południu niestety już nie śpi. Zatrzymujemy się na chwilę w Cerkwicy, żeby zrobić zdjęcia XV-w kościółkowi z kamieni polnych.

W Gryficach naszym gł. celem są kolejki wąskotorowe, ale nie omieszkujemy też odnaleźć dwie zachowane średniowieczne bramy wjazdowe do miasta: Wysoką i Kamienną, a także średniowieczny (XIII-XV) kościół i fontannę na rynku.

Muzeum Kolejnictwa Kolei Wąskotorowych

To filia Muzeum Kolejnictwa w Warszawie, którego jesteśmy częstymi gośćmi. Niepozorny barak mieszczący muzeum kryje w środku ciekawą wystawę, jednak największą atrakcję stanowią parowozy wyeksponowane na zewnątrz. Warto tu zajrzeć z dzieckiem.

Wracając, zahaczamy o eklektyczny pałac w Stuchowie (XVI-XIX). Jedziemy z duszą na ramieniu na rezerwie paliwa, a stacji benzynowej ani śladu. Jakimś cudem udaje nam się na oparach dotoczyć do Kamienia Pomorskiego.

Po południu niestety utrzymują się przelotne deszcze i chłodny wiatr, więc kolejny dzień mamy nici z kąpieli. W zamian za to jedziemy na dwa miłe spacerki:

Na Wzgórze Gosań

To najwyższy punkt polskiego wybrzeża (93 m n.p.m.). Na szczyt wiedzie miły półkilometrowy spacer przez buczynę karpacką. Tymo wchodzi sam po naprawdę stromych kilkudziesięciu schodkach – czasami na czworaka, ale nie chce się dać wyręczyć. Punkt widokowy na Wzgórzu Gosań absolutnie nie rozczarowuje. Znajdujemy się na naprawdę wysokim klifie, w który dzisiaj nastrojowo uderzają fale, widok piękny i rozległy.

Ścieżką k. Jeziora Zatorek obok Wisełki (2-3 km w obie strony)

Tu zdecydowanie mniejsze nasilenie ruchu turystycznego. Szukaliśmy wieży widokowej zaznaczonej na mapie, ale bez powodzenia. I tak jest miło. Tymo trochę idzie sam, trochę na barana. Fajny już z niego kumpel.

Kościół w Cerkwicy, XV w.

Kościół w Cerkwicy, XV w.

Gryfice, Brama Wysoka, XIV w.

Gryfice, Brama Wysoka, XIV w.

Gryfice, Brama Kamienna, XIV w.

Gryfice, Brama Kamienna, XIV w.

Rynek w Gryficach.

Rynek w Gryficach.

Gotycki Kościół Mariacki, XIII w., Gryfice.

Gotycki Kościół Mariacki, XIII w., Gryfice.

Muzeum Kolejnictwa w Gryficach.

Muzeum Kolejnictwa w Gryficach.

Muzeum Kolejnictwa w Gryficach.

Muzeum Kolejnictwa w Gryficach.

Widoki ze Wzgórza Gosań.

Widoki ze Wzgórza Gosań.

Widoki ze Wzgórza Gosań.

Widoki ze Wzgórza Gosań.

Okolice Jeziora Zatorek.

Okolice Jeziora Zatorek.

5 sierpnia 2008, wtorek

19 stopni, ale bardzo porywisty wiatr; przelotne opady, szału nie ma…

Pogoda zupełnie nie pozwala na plażowanie, więc wybieramy się na

Wycieczkę do Międzyzdrojów (9:30-11:30)

Zaczynamy od wizyty w Muzeum Przyrodniczym Wolińskiego Parku Narodowego. Placówka mieści się w dużym, nowoczesnym budynku. Przy wejściu zauważamy klatkę puchacza. W środku mnóstwo wypchanych zwierząt (przedstawiciele obojga płci i ich młode), wnętrza miło zaaranżowane, ogląda się bardzo przyjemnie. Kupujemy Tymusiowi trzy drewniane zwierzątka do kompletu.

Po wizycie z muzeum odbywamy krótki spacer po mieście. Idziemy przez Plac Neptuna i deptak – ulicę Światowida obsypaną kramami. Niestety, wbrew planom nie możemy pospacerować po molo – wieje aż tak silny wiatr; pojedynczo wyglądamy na wzburzony Bałtyk, robimy kilka zdjęć. Tymusiowi bardzo podoba się Promenada Gwiazd. Przymierza swoją rączkę do odciśniętych dłoni. Wracając, pytamy Tyma, co mu się najbardziej podobało. Odpowiada – kto zgadnie? – „plac zabaw w remoncie”;-)

W czasie drzemki Tyma czytamy książkę na balkonie. Mimo porywistego wiatru jest super.

Popołudniowa wycieczka do Trzebiatowa (16:30-19:45)

Niewielki Trzebiatów zaskakuje nas bardzo pozytywnie – centrum jest kolorowe i zadbane, a przy tym przyciąga naprawdę cennymi zabytkami. Oglądamy słynne sgraffito ze słoniem (XVII), ratusz z pocz. XVIII, rynek otoczony ładnymi kamieniczkami (XVI-XIX), gotycki kościół mariacki (XIV; chcieliśmy wejść na wieżę, ale niestety nie zdążamy przed zamknięciem) i średniowieczne mury miejskie ze znaną z miejskich historii basztą kaszaną (XIV, syt. z wejściem na wieżę taka sama). Na koniec zabawiamy chwilkę na zwykłym placu zabaw między blokami. Tymo jest zachwycony.

W drodze powrotnej zahaczamy o Kłodkowo (cenny kościółek z drewnianą wieżą z kamieni polnych; XV) oraz Lędzin (urokliwy XIX-wieczny wiatrak holenderski, zamieniony na oryginalną kwaterę).

Muzeum Wolińskiego PN. Międzyzdroje.

Muzeum Wolińskiego PN. Międzyzdroje.

Muzeum Wolińskiego PN. Międzyzdroje.

Muzeum Wolińskiego PN. Międzyzdroje.

Międzyzdroje.

Międzyzdroje.

Sztorm na Bałtyku.

Sztorm na Bałtyku.

Promenada Gwiazd i nasza Gwiazda.

Promenada Gwiazd i nasza Gwiazda.

Trzebiatów.

Trzebiatów.

Ratusz (pocz. XVIII w.), Trzebiatów.

Ratusz (pocz. XVIII w.), Trzebiatów.

Kamieniczki w Trzebiatowie (XV - XIX w).

Kamieniczki w Trzebiatowie (XV – XIX w).

Kościół Mariacki, XIV w.

Kościół Mariacki, XIV w.

Tajemicze sgraffito.

Tajemicze sgraffito.

Baszta Kaszana (XIV w).

Baszta Kaszana (XIV w).

A teraz coś dla Tymusia...

A teraz coś dla Tymusia…

Kłodkowo, kościółek z XV w.

Kłodkowo, kościółek z XV w.

Wiatrak holenderski w Lędzinie (XIX w).

Wiatrak holenderski w Lędzinie (XIX w).

6 sierpnia 2008, środa

Nareszcie niezła pogoda, trochę słońca, trochę chmur, do 25 stopni

Tymo coraz lepiej śpi na wakacjach nad morzem, dziś nawet do 7:00 (wow!), choć krecią robotę robią nam koguty naszych gospodarzy, piejące głośno i skrzekliwie codziennie między 4:00 a 5:00 rano…

Świnoujście (9:20-18:05)

Na dziś zaplanowaliśmy odwiedziny u Babci i Dziadka, wypoczywających w niedalekim Świnoujściu. Normalnie podróż zajęłaby ok. godziny, gdyby nie koszmarna kolejka do promu, w której musimy stać kilkadziesiąt minut. Na szczęście M. wzięła kredę, którą rysujemy z Tymem na asfalcie, umilając sobie oczekiwanie.

Przeprawa promem to spora atrakcja dla nas i dla Tymusia. Wszyscy wychodzimy i oglądamy sobie prom i przesuwające się przed oczami widoki.

Po odwiedzinach Dziadków w ich sanatorium wszyscy w powiększonym składzie idziemy na plażę. Po wczorajszym sztormie plaża to szeroki pas ubitego i twardego piachu. Wszyscy miło spędzamy czas.

Na czas drzemki zostawiamy Tymcia z Dziadkami, a sami gorliwie korzystamy z okazji i wyrywamy się na dwugodzinny spacer po mieście. Oglądamy neogotycką (XIX) wieżę kościoła ewangelickiego, zabytkowe XIX-wieczne budynki, kościół (XVIII) z piękną repliką statku (XIX), wybrzeże Władysława IV ze statkami, park zdrojowy, Fort Zachodni i przeuroczą Stawę Młyny, znaną ze świnoujskich pocztówek. Po drodze jemy wielkie lody, a na plaży kąpiemy się. Jest bosko.

Pobyt w Świnoujściu kończymy wspólnym obiadem w jednej z nadmorskich restauracji, a potem zarządzamy odwrót – w końcu Rega została sama i na pewno marzy już o spacerku.

Droga powrotna mija sprawnie, tym razem szybko załapujemy się na prom. Tymo podsumowuje dzień „było fajowsko”!

Na promie Karsibór.

Na promie Karsibór.

Na promie Karsibór.

Na promie Karsibór.

Mina uśmiechnięta.

Mina uśmiechnięta.

Pozycja kreta.

Pozycja kreta.

Świnoujście, wieża kościoła ewangelickiego (pocz XX w).

Świnoujście, wieża kościoła ewangelickiego (pocz XX w).

Kościół w Świnoujściu (XVIII w).

Kościół w Świnoujściu (XVIII w).

Wnętrze z makietą żaglowca.

Wnętrze z makietą żaglowca.

Muzeum Rybołówstwa (d. Ratusz).

Muzeum Rybołówstwa (d. Ratusz).

Stawa Młyny.

Stawa Młyny.

7 sierpnia 2008, czwartek

Nareszcie upał i bezchmurne niebo!

Wycieczka do Golczewa

Golczewo to prowincjonalne miasteczko, ale można spędzić tu bardzo miło czas i odpocząć od tłumów nadmorskich turystów. Zaczynamy zwiedzanie od wieży – pozostałości średniowiecznego zamku (XIII-XIV) i wczesnośredniowiecznego grodziska (IX). Wieża jest ładnie odnowiona, z wygodnym wejściem na górę, przy kasie można wybić pamiątkową monetę. Tymo najpierw nie wyraża chęci wejścia na szczyt, ale jak widzi R. na górze, to zmienia zdanie – sam bardzo sprawnie pokonuje wszystkie schody – jak prawdziwy turysta.

Potem przenosimy się na ładne kąpielisko nad Jeziorem Szczucze. Mimo że jeziorko jest niewielkie, naprawdę jest przyjemnie: piaszczysta plaża, pomosty, ratownicy, no i opisywana w przewodnikach żaba w koronie, u stóp której wypływa rzeka Niemica („leje się woda!” – woła Tymo). Wszyscy zażywamy kąpieli.

Po powrocie Tymuś śpi, a my robimy niezbędne pranie i trochę czytamy.

Popołudniowe plażowanie

Po prawie tygodniu pobytu wreszcie udaje nam się pójść na plażę. Cóż, pogoda nas nie rozpieszczała, jak to nad Bałtykiem. Za to dziś cieplutko, a morze spokojne jak jezioro. Sielanka. Wszyscy się kąpiemy. Tymo, zachwycony, z zapamiętaniem pławi się w morzu, brodzi po płyciźnie, a nawet „pływa” z mamą i z tatą za rękę. Na koniec budujemy rodzinny zamek. Prawdziwie wakacyjny dzień. Jedynym utrapieniem są osy, których tu wszędzie pełno (jedna nawet gryzie M. w Golczewie).

Golczewo.

Golczewo.

Golczewo, w drodze na grodzisko (IX w).

Golczewo, w drodze na grodzisko (IX w).

Wieża zamku biskupów kamieńskich z XIV w.

Wieża zamku biskupów kamieńskich z XIV w.

Widoki z wieży.

Widoki z wieży.

Tymo zdecydował się wejść.

Tymo zdecydował się wejść.

Kąpielisko nad Jeziorem Szczucze, Golczewo.

Kąpielisko nad Jeziorem Szczucze, Golczewo.

Lokalna atrakcja...

Lokalna atrakcja…

Woda się leje!!!.

Woda się leje!!!.

Popołudniowe plażowanie.

Popołudniowe plażowanie.

Popołudniowe plażowanie.

Popołudniowe plażowanie.

8 sierpnia 2008, piątek

Zg. z prognozami pogoda miała być fatalna, a w sumie nie było źle: deszcze tylko przelotne, 20-24 stopnie

Wycieczka do Kamienia Pomorskiego („Morskiego”, jak to mówi Tymo) i na Wyspę Chrząszczewską (9:20-13:30)

Kamień Pomorski to łakomy kąsek dla turystów. Zdecydowanie jest tu co zwiedzać. Stareńka (XII-XIV, wieża z 1934) katedra Św. Jana Chrzciciela robi na nas duże wrażenie, z ciekawością zaglądamy na jedyny oryginalnie zachowany wirydarz w Polsce – ogród przykatedralny otoczony gotyckimi krużgankami (na środku chrzcielnica z XII w…). Potem znajdujemy Pałac Biskupi (XIV) z renesansowym szczytem, kurię dziekańską (XVIII), promenadę nad Zalewem Kamieńskim z molo, mury miejskie, rynek z ratuszem (XIII/XIV), otoczony jednak współczesnymi blokami, kamienicę ryglową z XVIII w. Ufff! Na końcu zaglądamy do Bramy Wolińskiej z Basztą Piastowską (XV) – wchodzimy na szczyt, zwiedzając przy okazji znajdujące się tu Muzeum Kamieni (filię Muzeum Mineralogicznego w Szklarskiej Porębie, które nota bene odwiedzimy w niedalekiej przyszłości).

Tymo zwiedza miasto w większości w nosidle, najbardziej podoba mu się na Baszcie Piastowskiej – wchodzi na punkt widokowy zupełnie sam.

Po zwiedzeniu Kamienia jedziemy, trochę błądząc po drodze, na Wyspę Chrząszczewską, żeby obejrzeć z dala panoramę Kamienia Pomorskiego i – przede wszystkim – zobaczyć Królewski Głaz. To jeden z największych głazów narzutowych w Polsce, z którego – jak głosi legenda – król Bolesław Krzywousty przyjmował defiladę okrętów.

Popołudnie pełne przygód (razem z Regą) – ok. 17:00-19:40

Po obiedzie niebo się rozchmurza, więc ochoczo szykujemy się na plażowanie. Chwilę bawimy się w piasku, robimy piaskowe rysunki, Rega bardzo się cieszy – chyba pamięta nasz przemarsz wybrzeżem Bałtyku. Płoszą nas (i większość z niewielu plażowiczów) nadciągające ciemne chmury. Nie rezygnujemy jednak z przygód i prosto z plaży przenosimy się na

Spacer szlakiem do Wydrzego Głazu (ok. 1 km w jedną stronę)

To miły szlak brzegiem Jeziora Czajczego, położonego między Wisełką i Warnowem. Prowadzi do pozostałości grodziska i tytułowego głazu. Tymuś chętnie biegnie, szukając na drzewach znaków szlaku; Rega, wniebowzięta, biega luzem, bo zupełnie nie ma ludzi. Od początku towarzyszy nam deszcz, z czasem zmieniający się w ulewę, w końcu musimy iść pod parasolami, a Tymo w nosidle, co tylko zwiększa „przygodowość” tej przygody. Wszyscy wracamy zadowoleni.

Kamień Pomorski, Katedra Św. Jana Chrzciciela (XII-XIV w).

Kamień Pomorski, Katedra Św. Jana Chrzciciela (XII-XIV w).

Wirydarz z gotyckimi krużgankami.

Wirydarz z gotyckimi krużgankami.

Pałac Biskupi z XIV w.

Pałac Biskupi z XIV w.

Dom ryglowy przy Pl. Katedralnym.

Dom ryglowy przy Pl. Katedralnym.

Molo w Kamieniu Pomorskim.

Molo w Kamieniu Pomorskim.

Ratusz z przełomu XIII i XIV w.

Ratusz z przełomu XIII i XIV w.

Baszta Piastowska i Brama Wolińska (XV w).

Baszta Piastowska i Brama Wolińska (XV w).

Muzeum Kamieni w Baszcie Piastowskiej.

Muzeum Kamieni w Baszcie Piastowskiej.

Widok z baszty na Zalew Kamieński.

Widok z baszty na Zalew Kamieński.

Widoki z baszty...

Widoki z baszty…

Królewski Głaz.

Królewski Głaz.

Królewski Głaz.

Królewski Głaz.

Rega na plaży.

Rega na plaży.

Nadciąga burza.

Nadciąga burza.

Wydrzy Głaz.

Wydrzy Głaz.

Wydrzy Głaz.

Wydrzy Głaz.

Zachodnie wybrzeże Bałtyku, 2008.08

Kiedyś, jeszcze bez dzieci, przeszliśmy z pieszo (z Regą) polskie wybrzeże Bałtyku, niosąc na plecach cały ekwipunek i śpiąc pod namiotami codziennie gdzie indziej. To była fantastyczna przygoda. Okolicą, która utkwiła nam w pamięci jako wyjątkowo piękna, był zachodni fragment naszego wybrzeża: Woliński Park Narodowy i okolice. Postanowiliśmy, że przyjedziemy tu kiedyś na dłużej, może już z dziećmi. I faktycznie tak się stało kilka lat później, w sierpniu 2008 roku.

 

Wiatrak holenderski w Lędzinie (XIX w).

Zachodnie wybrzeże Bałtyku, tydzień I

 

Plażowanie z przygodami.

Zachodnie wybrzeże Bałtyku, tydzień II