Połonina Wetlińska zimą

Połonina Wetlińska – najrozleglejsza połonina w Bieszczadach – jest piękna o każdej porze roku. Jesienią romantyczna, latem przyjazna dla wszystkich, zimą nabiera surowego charakteru. Przy dobrych warunkach pogodowych wycieczka nie będzie trudna, trzeba jednak pamiętać, że to, co latem jest przyjemnym spacerem, w warunkach zimowych wymaga dużo wysiłku i może zmienić się w poważną wyprawę górską. Przy mgle i leżącym śniegu łatwo o pobłądzenia. Wiatr – tak często tu wiejący – w ujemnych temperaturach przeszywa do szpiku kości – mieliśmy dziś całkiem niezłą tego próbkę. Przy pięknej pogodzie zimowe widoki z Wetlińskiej są jednak niezapomniane. Jeśli zawędrujemy na Przełęcz Orłowicza, warto jeszcze wybrać się na nieodległy Smerek – to fantastyczny punkt widokowy.

25 stycznia 2018

Słoneczna zimowa aura, na dole ok zera, na górze ok. -8 stopni i bardzo silny wiatr

Dzień zaczynamy wcześnie. W Bieszczady ruszamy rano z Rzeszowa, gdzie przywieźliśmy dzień wcześniej Sebusia na ostatnie dni ferii u Babci i Dziadka. Udaje nam się wyjechać przed 6:30. O 9:30 stawiamy się już w Brzegach Górnych, skąd rozpoczynamy naszą wycieczkę.

Jeśli zależy Wam na szybkim i wygodnym dostaniu się na Połoninę Wetlińską, lepiej wybrać drogę z Przełęczy Wyżnej – szlak stamtąd jest zdecydowanie bardziej uczęszczany i lepiej przetarty. My tym razem wybieramy czerwono znakowaną ścieżkę z Brzegów Górnych – nigdy nią jeszcze nie szliśmy.

Połonina Wetlińska z Brzegów Górnych

Szlak z Brzegów jest rzadziej wybieranym dojściem na połoninę niż ten z Przełęczy Wyżnej, ale nie znaczy to, że nie jest wykorzystywany w ogóle. Widać wyraźne ślady skitourowców. W ciągu ostatnich dni przed nami szło też tędy kilka osób. Ścieżka jest dość wygodnie i równomiernie nachylona, więc sprawnie zdobywa się wysokość. Przez większość czasu towarzyszą nam piękne widoki na Caryńską.

Ruszamy z Brzegów Górnych.

Za nami wyłania się piękna Połonina Caryńska.

Wyżej las jest już pięknie zaszroniony.

Chwilami podejście przez buczynę jest całkiem strome.

Podczas podejścia raz tylko mamy problemy orientacyjne – nasz dzisiejszy szlak jest, widać, chyba częściej wybierany przez skitourowców niż turystów pieszych – ślady zjazdów są momentami znacznie lepiej widoczne niż wydeptana ścieżka. Jak łatwo się domyślić, staje się w końcu to, co stać się musiało – idziemy esem-floresem narciarzy, a zwykły szlak gdzieś się gubi. Na szczęście dołączamy do znakowanej ścieżki jeszcze przed skałkami podszczytowymi. No, przez chwilę jest może mniej wygodnie, ale przyjemność wędrowania w dziewiczym śniegu przysłania wszystkie niedogodności.

Czujemy się jak w bajce.

Dostojna Caryńska znowu nas śledzi.

I znowu bardziej stromy fragment szlaku.

Grzbiet osiągamy między malowniczo położonymi skałkami.

Jeszcze nie wiemy, jak zaraz będzie wiało.

Wiatr na razie jeszcze nam nie przeszkadza.

Krajobraz przed nami staje się księżycowy.

Nasza wycieczka miała dotąd charakter czysto rekreacyjny. Wszystko zmienia się, gdy tylko wychodzimy poza górną granicę lasu. Dołącza do nas nasz nieodłączny towarzysz dzisiejszej wycieczki. Wiatr. Właściwie powinniśmy powiedzieć „wicher” – porywy są momentami tak silne, że trudno nam utrzymać się w pozycji pionowej. Mimo rękawiczek grabieją ręce, zimno wciska się w każdą szczelinę. Porywy wiatru były zdecydowanie największym utrudnieniem dzisiejszej wycieczki – ale z drugiej strony dzięki nim wędrówka była dla nas takim prawdziwym doświadczeniem surowej przyrody – no a w końcu dla takich prawdziwych przeżyć też idzie się w góry, prawda?

Połonina Wetlińska zimą

Po dojściu do „Chatki Puchatka” przed nami otwierają się nie – jak wiosną – trawiaste przestrzenie, lecz iście księżycowy krajobraz. Wokół śnieg dziwacznie urzeźbiony przez wszechobecny wiatr. Od 2015 r., kiedy Chatkę przejął od PTTK Bieszczadzki Park Narodowy – obiekt zmienił klasyfikację ze schroniska na schron turystyczny. Obecnie nie można już liczyć tu na posiłek, ale można wejść, nieco się ogrzać, przenocować w spartańskich warunkach.

Chatka Puchatka przycupnęła pod samą kulminacją Hasiakowej Skały (1232 m).

Tu nareszcie się rozgrzejemy!

Chatka Puchatka jest dzisiaj polukrowana.

Ostatnie spojrzenie na Schron BdPN i ruszamy dalej.

Jemy kanapki, popijamy herbatą z termosu i ruszamy dalej w kierunku Przełęczy Orłowicza.

Ścieżka biegnąca Połoniną Wetlińską jest długa – ma ok. 8 km długości. Gdyby nie wiatr-siłacz, dzisiejsza wycieczka byłaby samą przyjemnością. Po prawej zostawiamy Roh, bo szlak prowadzi przez kulminację Osadzkiego Wierchu. Za nami pięknie widać Caryńską. W oddali wyłaniają się Rawki. Z boku pyszni się Hnatowe Berdo, przed nami dumnie wyrasta Smerek. A to wszystko w pięknej zimowej scenerii… R. nie może się rozstać z aparatem – wieczorem okazuje się, że zrobiliśmy ponad 300 zdjęć – każdy krok nas zachwycał!

Główne kulminacje Połoniny Wetlińskiej – Osadzki Wierch i Roh – przed nami.

Prawdziwa śnieżna zima kończy się kilka kilometrów na północ od połonin.

Roh (1255 m) zostawiliśmy po prawej, zbliżamy się do Osadzkiego Wierchu.

Osadzki Wierch (1253 m)

Ze zboczy Osadzkiego Wierchu widać, jak już oddaliliśmy się od Hasiakowej Skały i Caryńskiej.

Kulminacja Wetlińskiej – wyżej już tylko słońce!

Ostatnie spojrzenie z Połoniną Caryńską w tle.

Teraz przed nami Hnatowe Berdo (po lewej) i Smerek.

Smerek widać jak z lotu ptaka.

A ku ku!

Grzbiet Hnatowego Berda wygląda bardzo dostojnie.

Smerek powoli się przybliża.

Chmury dzisiaj często ubarwiają nasze widoki.

Kulminacje Wetlińskiej, od lewej – Roh, Osadzki Wierch i Hnatowe Berdo.

Przez chwilę szlak prowadzi zalesionym garbem.

Smerek znowu zaczyna nas mamić swoim urokiem.

Po ok. półtorej godziny marszu stawiamy się na Przełęczy Orłowicza (1078 m n.p.m.). Oj, odpoczęłoby się chwilę, ale jak to zrobić w takich warunkach? Schodzimy kilkanaście metrów poniżej grzbietu i przysiadamy za oszadzionym karłowatym świerkiem. Do siadania w zimie od lat świetnie sprawdza się nam płachta izolacyjna na szybę samochodową  – znacznie mniejsza niż karimata. Wieje trochę mniej, jednak nie na tyle, by postój sprawiał przyjemność.

Wejście na Smerek

Z przełęczy żółtym szlakiem chcemy wrócić do Wetliny. Jest jednak tak pięknie, że postanowiliśmy nieco przedłużyć wycieczkę i zrobić szybki wypad na Smerek (1222  m n.p.m.). To jeden z najpiękniejszych bieszczadzkich szczytów, a przy tym fantastyczny punkt widokowy. 20 min w jedną stronę, chwila na szczycie, 15 min w drugą – i jesteśmy z powrotem.

Niższy wierzchołek Smereka jest udostępniony turystycznie.

Widoki są bardzo rozległe, chociaż dzisiaj nieco ograniczone przez chmury.

Smerek stanowi piękne wykończenie pasma połonin.

Stalowy krzyż upamiętnia śmierć turysty porażonego prądem w 1978 r.

Obniżające się słońce wyostrza rysy Połoninie Wetlińskiej.

Z Przełęczy Orłowicza do Wetliny

Żółty szlak sprowadzający z Przełęczy Orłowicza do Wetliny jest wygodny i bardzo dobrze przedeptany. Jak tylko opuszczamy rejon grzbietowy, przestaje wiać. Co za miła odmiana! Po 15 minutach od przełęczy znajduje się bardzo porządna wiata – świetne miejsce na odpoczynek. I my zatrzymujemy się tu na chwilę, dopijamy herbatę (jest już, niestety tylko letnia – zapomnieliśmy wziąć nakrętki od naszych najlepszych termosów i musimy zadowalać się takimi, które ciepło zamiast zatrzymywać w sobie, oddają na zewnątrz…). Do Wetliny schodzimy znaczniej szybciej niż przewidują to informacje na mapach. Po godzinie (z odpoczynkiem) jesteśmy na dole. Ale mieliśmy piękny spacer!

W kilkanaście minut schodzimy z powrotem na Przełęcz Orłowicza.

Jeszcze nie wiemy, że zaraz przestanie wiać.

Iść, ciągle iść, w stronę słońca…

Buczyna pokryła się bajkową szadzią.

Żółty szlak sprowadza nas do Wetliny przez rozległe pola.

Dobrze, że udało się wrócić na Połoninę Wetlińską – ostatni raz byliśmy tu pewnego pięknego wrześniowego dnia 2011 r. Chłopcy jeszcze byli bardzo mali – Sebuś miał dopiero niecałe dwa lata. Wtedy doszliśmy tylko do Chatki Puchatka, co i tak uznaliśmy za wielkie rodzinne osiągnięcie😊 Ale pogoda również była prześliczna. Relacja tutaj.

W Wetlinie szybko odnajdujemy naszą kwaterę. Nasz gospodarz zgadza się nas podwieźć do Brzegów Górnych, gdzie rano zostawiliśmy samochód. Z radością witamy tę możliwość – hurra, nie będziemy musieli robić sobie dodatkowego spacerku 10 km asfaltem!

Wieczorem wybieramy się jeszcze na obiad do absolutnie godnej polecenia karczmy „Paweł nie całkiem święty” w miejscowości Smerek. Jak dobrze wreszcie zjeść coś ciepłego!

Nasz czas: 9:30-16:30, ok. 16,5 km, 750 m  górę i 850 m w dół.

Tu mieszkamy: Noclegi u Boguszów, Wetlina 136. Niewielki, ale sympatyczny i czyściutki dwuosobowy pokój z aneksikiem kuchennym i niezależnym wejściem. Bardzo dobry jak na nasze potrzeby.

Więcej propozycji wycieczek po Bieszczadach? Zajrzyjcie tutaj. 🙂

Zimowy wypad w Bieszczady

Choroba bieszczadzka – co robić, gdy dopadnie nas zimą?

Choroba bieszczadzka. Może dopaść każdego i o każdej porze roku, szczególnie groźna dla zapalonych włóczykijów i górołazów. Im dłuższa terapia, tym skuteczniejsza, choć nie zapobiega, niestety, nawrotom choroby. Tym razem testujemy czterodniową zimową terapię. Połonina Wetlińska, Tarnica-Halicz-Rozsypaniec, Tworylne, Krywe i źródła Sanu  – czujecie tęsknotę w sercu? To znak, że niechybnie zaraza Was nie ominęła. Podobnie jak nas. Zapraszamy w zimowe Bieszczady!

Dzień 1. Połonina Wetlińska zimą

Dzień 2. Hulskie, Krywe i Tworylne – spacer do serca zapomnianych Bieszczadów

Dzień 3. Tarnica – Halicz – Rozsypaniec

Dzień 4. Doliną Górnego Sanu do grobu Hrabiny, Bukowiec – Sianki

Gmunden i Gmundenberg – gdyby komuś pięknych widoków było jeszcze mało:)

Gmunden i Gmundenberg

To niewielkie miasteczko w Górnej Austrii jest bardzo przyjemnym celem spaceru. Zadowoli zarówno miłośnika pięknych widoków – leży nad niezwykle malowniczym jeziorem Traun, otoczonym górami –  jak i amatorów romantycznych zakątków (kto nie zakocha się w XVI-wiecznym zamku z arkadowym dziedzińcem, położnym na wysepce nad jeziorem i połączonym ze stałym lądem pomostem?) oraz.. rodziców z dziećmi, szukających miejsca do wybiegania swoich pociech – kręte alejki położonego na półwyspie parku Toscana nadają się do tego wprost idealnie. Jeśli będziecie w okolicy Gmunden, koniecznie trzeba podjechać na widokowe wzgórze Gmundenberg – widok na całe otoczenie jeziora Traun jest po prostu bajkowy! My oba miejsca odwiedzamy w drodze powrotnej z Alp Salzburskich do domu. Continue reading

Dolne Jezioro Gosau – jeden z najbardziej znanych górskich plenerów w Austrii

To powinien być żelazny punkt rodzinnego programu turystycznego w Alpach Salzburskich. Jezioro jest niezwykle malowniczo położone, obramowane z trzech stron strzelistymi pasmami górskimi. Widok na Dachstein z jego lodowcem, wyłaniający się zza jeziora sprawi, że trudno Wam będzie wyjąć aparat z ręki – to jeden z najbardziej znanych górskich plenerów w Austrii. Spacer wokół jeziora jest łatwy i dostępny dla każdego – w letnich warunkach zajmuje około godziny i wymaga pokonania ok. 4,5 km. W zimie (i z dziećmi) zapewne nieco więcej, nie zawsze też da się obejść całe jezioro – śnieg z nawisów skalnych czasami zasypuje ścieżkę. Warto jednak przespacerować się chociaż kilkaset metrów i wrócić – wtedy najlepiej zacząć okrążać jezioro z lewej strony – tu widoki są najpiękniejsze. Continue reading

Hallstatt – wizytówka Austrii

Jeśli chcielibyśmy zdefiniować idealną atrakcję turystyczną, to Hallstatt spełniłoby chyba wszystkie kryteria takiej atrakcji. Piękne położenie, ciekawe zabytki, niezwykła i tajemnicza historia, a do tego najstarsza na świecie kopalnia soli. Po raz kolejny potwierdza się prawda, że najpiękniejsze jest to, co różnorodne, tak jak tutejszy widok – skaliste, teraz ośnieżone góry, wody jeziora, w których przegląda się przeurocze miasteczko przyklejone do stromego nabrzeża, stare zabytki i tajemnice sprzed wieków. Hallstatt to wizytówka Austrii. Cały rejon został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Continue reading

Kampinoski Park Narodowy

Nasze ulubione trasy w Puszczy Kampinoskiej

Poniżej linki do szczegółowych opisów poszczególnych wycieczek. Wystarczy kliknąć w napis lub zdjęcie:)

Pętla z Granicy (32 km)

Pętla ze Starej Dąbrowy (25 km)

Do Poleskich Dębów (22,5 km)

Pętla z Piasków Królewskich 21 km – „Dziki Zachód” Puszczy Kampinoskiej

Pętla z Izabelina (19 km)

Pętla z Truskawia (17 km)

Właśnie reorganizujemy wpisy o Puszczy Kampinoskiej, znajdą się tu opisy poszczególnych tras, jednak chwilkę to potrwa 😉 

Póki co poniżej znajdziecie linki do relacji z wycieczek odbytych przez nas w poszczególnych latach:

Spacery 2017

Spacery 2016

Spacery 2015

Spacery 2013

I link do naszego największego pieszego osiągnięcia ;-):

Maraton Pieszy po Puszczy Kampinoskiej 2017

Skansen Ziemi Salzburskiej i Hallein – kolebka „Cichej nocy”

Skansen Ziemi Salzburskiej (Salzburger Freilichtmuseum)

Widzieliście kiedyś doskonale zachowane drewniane chałupy z ponad 500-letnią historią? Jeśli nie, koniecznie musicie odwiedzić Skansen Ziemi Salzburskiej (Salzburger Freilichtmuseum). Zobaczenie na własne oczy tak starych drewnianych domów wywarło na nas ogromne wrażenie. Skansen jest położony w Großgmain, na południowy zachód od Salzburga. Na 50 hektarach powierzchni zgromadzono około 100 doskonale zachowanych drewnianych budynków – najstarsze obiekty pochodzą nawet z pierwszej połowy XV wieku! Continue reading

Ośrodek narciarski Dachstein West

W skład ośrodka Dachstein West (szczegóły tutaj) wchodzą trzy rejony narciarskie: Gosau, Russbach i Annaberg. Dziś odwiedzamy pierwszy z nich z najdłuższą niebieską trasą – rodzinna nartostrada ma aż 4 km długości i pokonuje na tym dystansie 800 m różnicy wzniesień.

W Dachstein West narciarze mają do dyspozycji łącznie 75 km oznakowanych tras na wysokości od ok. 700 do 1600 m n.p.m. Ośrodek oferuje trasy o różnych stopniach trudności, jednak najwięcej możliwości wyboru będą mieli narciarze średniozaawansowani. Dla nas równie ważne jak warunki narciarskie są jednak walory widokowe, a tego ośrodkowi Dachstein zdecydowanie odmówić nie można. Piękne wysokogórskie otoczenie pasma Tennengebirge, podobnego wysokością do naszych Tatr, i szerokie widoki na masyw Dachstein to zdecydowanie jeden z powodów do odwiedzenia Dachstein West. Szkoda, że trasy nie są wieczorem oświetlane – tryb dzienna wycieczka + wieczorne szusowanie zdecydowanie najbardziej by nam odpowiadał. Continue reading

Postalm – największa górska hala w austriackich Alpach

Postalm – piękne miejsce na zimowy górski spacer i wieczorne narty w Gosau

W polskich przewodnikach próżno szukać informacji o Postalm. Jedynie na stronach opisujących ośrodki narciarskie można znaleźć suchą wzmiankę o ilości tutejszych wyciągów. Nic poza tym. A to piękny płaskowyż, na którym wytyczono zimowe szlaki piesze i narciarskie, są tu też trasy zjazdowe i kilka schronisk. Postalm to największa górska hala w austriackich Alpach. Wokół przepiękne górskie krajobrazy. Czego chcieć więcej? Zimowe trasy piesze są łatwe i w sam raz nadają się na rodzinną wycieczkę.

29 grudnia 2017, piątek

Dzisiaj rozpogadza się i mamy piękną mroźną zimę, -8 st.

Piękna pogoda i założone wczoraj łańcuchy na kołach😉 skłaniają nas do wybrania na dzisiejszy cel położonego wysoko w górach Postalm. Sam dojazd do tego miejsca jest wart wysiłku. Dostaniemy się tu płatną (10 Euro) drogą Postalmstrasse, prowadzącą z okolic wioski Voglau w kierunku Strobl i St. Wolfgang. Trasa pokonuje ponad 600 m przewyższenia, po drodze ukazując nam pięknie cały postrzępiony masyw Tennengebirge. Po uiszczeniu opłaty (w automacie, trochę podobnym do parkingowego, z unoszonym szlabanem) wjeżdżamy na spory płaskowyż. Po chwili dojeżdżamy do ogromnego parkingu, na którym zatrzymują się narciarze wybierający trasy zjazdowe (dużo łatwych, rodzinnych wyciągów z dala od cywilizacji). My dziś jedziemy dalej w kierunku Strobl. Na skrzyżowaniu skręcamy w lewo i dojeżdżamy na parking P3 (dalej jechać się nie da). Tutaj jest nieco mniej samochodów, parkują tu głównie narciarze biegowi (w okolicy jest około 20 km tras dla sympatyków tego sportu!).

Przejazd Postalmstrasse dostarcza fantastycznych przeżyć – jest przepięknie.

Droga jest płatna 10 euro za samochód osobowy.

Dotarliśmy do rejonu Postalm. Parkujemy na parkingu P3.

Termometr w samochodzie pokazuje -2 st., ale na zewnątrz pomimo świecącego słońca jest naprawdę chłodno. Sprawnie ruszamy więc trasą spacerową (Wanderweg) w prawo (na północ). Zaskakuje nas spora ilość ludzi (w tym narciarzy biegowych, ich trasy dopiero są przecierane przez ratrak po wczorajszych opadach śniegu). Sama trasa nie jest zbyt wygodna, bo śnieg jeszcze nie został dobrze ujeżdżony przez ratraki i przy każdym kroku „mielimy” biały puch, trochę boksując w miejscu. Ale co to dla nas! Idziemy w górę, podziwiając okoliczne szczyty, raz ukrywające się w cieniu, a raz pięknie oświetlone zimowym słońcem.

Ruszamy przed siebie zimową trasą spacerową.

W okolicy jest też kilka wyciągów oraz trasy dla narciarzy biegowych.

Chłopcy są raczej mało zainteresowani widokami. Bardzo kręci ich natomiast ponadmetrowa pokrywa śnieżna po obu stronach naszej trasy… Ogromne połacie dziewiczego śniegu i troje niewybieganych dzieciaków. Taak, to się musiało tak skończyć. Starsi chłopcy znaczną część drogi brodzą w śniegu po kolana lub po pas, kopiąc zawzięcie jabłuszkami tunele, dziury itp. Są przy tym niebywale zadowoleni. Grześ również najchętniej poszedłby w ich ślady, tylko wtedy nigdzie byśmy nie doszli, więc ograniczamy się do wpuszczania go w zaspy co kilkadziesiąt metrów (przy kolejnych „niebieskich patyczkach”😊). Niesamowicie przydatne okazały się zakupione kilka miesięcy temu stuptuty dla chłopców. Dzięki nim śnieg nie nasypywał im się do butów i mogli bezkarnie hasać do woli w śnieżnych zaspach!

Największą atrakcją dla chłopców jest oczywiście śnieg.

Grzesiowi też bardzo podoba się takie wchodzenie zaspy.

Co może być lepszego niż wspólny zimowy spacer?

Rejon Postalm to płaskowyż otoczony strzelistymi szczytami.

Trasa nie pokonuje dużych przewyższeń, a prowadzi na sporej wysokości.

Cały czas towarzyszą nam wspaniałe widoki – co poniektórzy tylko patrzą się wciąż pod nogi…

Schronisko Wiesler Hütte – droga przechodzi tuż obok niego.

Planowaliśmy zrobić ok. 5-kilometrową pętlę, zaglądając po drodze do schroniska Schafbergblickhütte. Ostatecznie docieramy tylko do Wieslerhütte, bo z takimi rozrywkami tempo mamy beznadziejnie wolne, zaczynamy też trochę marznąć, czekając ciągle na Grzesia i chłopców, kopiących swoje tunele…

Schronisko Wieslerhütte okazuje się sympatyczną bacówką z dwoma niewielkimi izbami. Każda z tych izb mieści po 2-3 stoliki dla gości. Jemy zupę gulaszową z parówkami i coś w rodzaju knedli z pieczonym mięsem, sosem i kapustą. Jedzenie dobre, choć oczywiście niezbyt tanie (prawie 50 euro za dwie sycące zupy i dwa drugie dania oraz 4 herbaty, ale nie mieliśmy alternatywy na obiad…).

Bacówka jest niewielka

…ale przytulna – i można zjeść coś ciepłego!

Schronisko ma nawet własny punkt widokowy.

Zaspy śniegu większe od Grześka.

W powrotnej drodze przyświeca nam jeszcze piękniejsze słoneczko. Z zazdrością patrzymy na śmigających po okolicznych pagórkach narciarzy biegowych i pojedynczych skitourowców zdobywających nieco wyższe wzniesienia. Ale chętnie byśmy się tak intensywniej poruszali! Pomarzyć warto, ale tymczasem brodzimy sobie coraz bardziej rozdeptaną trasą w stronę naszej czerwonej bryki, ćwicząc cierpliwość przy każdej większej zaspie, do której muszą wejść młodsi turyści. W myślach dziękujemy naszej gospodyni, która zachęciła nas do wybrania się właśnie na ten spacer ze względu na piękne, wysokogórskie otoczenie.

Na śniegu żaden ślad nie pozostaje niezauważony.

Okoliczne wzniesienia są idealnym celem dla skitourowców.

Śnieg to, czy piaskowa zaspa?

Wracamy – Wiesler Hütte zostaje za nami

Chłopcy w tym czasie zaliczają własną polarną ekspedycję.

Wszystkie chwyty dozwolone – tym razem próby jabłuszkowe.

Zaspy jak wydmy w Słowińskim Parku Narodowym.

Jak możemy iść szybko, skoro większość wycieczki wybiera alternatywne drogi…?

Gdzie by tu dalej?

Tu! Tu jest pięknie!

Grześkowi pozwalamy wskakiwać w śnieg przy kolejnych niebieskich tyczkach.

Siąść łatwo, ale jak stąd wstać?

Tunele i jabłuszka już były, teraz kolej na sanki.

W dole przycupnęła mała kapliczka Postalm.

Postalm. Cieszymy się, że tutaj zawędrowaliśmy .

Wysokość otaczających szczytów przypomina te znane z Tatr.

Przez cały dzień cieszymy się dziś pięknym zimowym słońcem.

Stąd zaczyna się trasa saneczkowa.

Rejon Postalm – może komuś mapka się przyda.

Wracając do Abtenau, mamy jeszcze chwilowe trudności ze zdjęciem łańcuchów (na drodze coraz częściej prześwituje asfalt), ale po kilkunastu minutach ruszamy już dalej do domku. Drogi są co prawda świetnie utrzymane, pługi jeżdżą regularnie, ale po świeżych opadach śniegu łańcuchy poprawiały nam komfort na najstromszych odcinkach górskich dróg.

Wieczorne narty w ośrodku Gosau

Po podwieczorku decydujemy się jeszcze pojechać na jedyną w okolicy oświetloną trasę narciarską w Gosau w ośrodku Dachstein West.. Mamy niebywałe szczęście, bo na miejscu okazuje się, że wyciąg jest czynny tylko w piątki i został uruchomiony dosłownie kilka minut wcześniej. Dziwimy się, że w Austrii nie ma czegoś takiego jak wieczorna jazda na nartach – oświetlonych tras tu jak na lekarstwo. A dla nas byłyby idealne, bo pozwoliłyby na krajoznawcze wycieczki w ciągu dnia.

No nic, nie narzekamy, ważne, że dziś nam się udało. M z Sebusiem jeżdżą na niebieskiej, ale miejscami całkiem stromej trasie, Tymo zwiedza także drugą, czerwoną. Wyciąg orczykowy ma niespełna 400 m długości, ale pozwala fajnie sobie pośmigać, bo kolejek zupełnie brak. Karnety dla dorosłego są w cenie 7,90, a dla dziecka 5,40 euro za dwugodzinną jazdę (w godzinach 18:30–20:30).

R. w tym czasie namawia Grzesia na pierwszą w jego życiu przejażdżkę na prawdziwych nartach. Nasza najmłodsza pociecha zakłada z radością buty narciarskie, a potem także nartki (spadek po starszakach😊). O świadomej nauce jazdy nie ma oczywiście jeszcze mowy, ale możemy z dumą powiedzieć, że Grześ jako najmłodszy z wszystkich naszych chłopców postawił swoje pierwsze kroki na nartach!

Grześ pierwszy raz na nartach!

Taka okazja nie może obejść się bez zdjęcia!

Zaliczamy nawet pierwszy wspólny przejazd.

Brawo, Grzesiu!

 

 

Salzburg, twierdza Hohensalzburg

Twierdza Hohensalzburg

Jak głosi legenda, w VII w. św. Rupert, uznawany za założyciela miasta, miał uderzyć laską pasterską w salzburskie skały i spowodować wypłynięcie z nich słonej wody, w ten sposób odkrywając bogate złoża solne. Salzburg – miasto soli, pięknie położone na przełomie uroczej alpejskiej rzeki Salzach, jest głównie znany jako miasto Mozarta. Piękno zabytkowego centrum, z wpisaną na listę UNESCO starówką, wabi tu każdego roku tysiące turystów. To jedno z najpiękniejszych miast, jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Dokładniej zwiedzaliśmy je podczas wakacji 2017 r. we dwoje (opis i bogata fotorelacja tutaj – zobaczcie, jaki Salzburg jest piękny latem!), dziś – z dziećmi – ograniczyliśmy się od odwiedzenia twierdzy Hohensalzburg. Robi wrażenie!

28 grudnia 2017, czwartek

Od rana pada śnieg, ok. zera stopni

Zwiedzenie twierdzy to świetny pomysł dla wszystkich, którzy dysponują niewielką ilością czasu na wizytę w Salzburgu – to taki „Salzburg w pigułce” – poza odwiedzeniem bardzo ciekawej warowni będziemy mieli też okazję podziwiania zachwycającej panoramy miasta z kilku punktów widokowych. Szczerze polecamy taki plan wszystkim zwiedzającym Salzburg z dziećmi – najmłodsi zazwyczaj nie gustują w oglądaniu kościołów, a w twierdzy atrakcji będzie co niemiara. Wspaniałym zwieńczeniem rodzinnej wizyty w Salzburgu będzie przechadzka promenadą wzdłuż rzeki Salzach i spacer po pięknych ukwieconych ogrodach Mirabell – no, ale one mają urok głownie w ciepłych porach roku.

Twierdza została zbudowana przez książąt-arcybiskupów na dolomitowym szczycie Góry Mniszej (Mönchsberg). Góruje 120 m nad lustrem rzeki Salzach, a widok z góry na miasto jest naprawdę przepiękny. Budowa zaczęła się w XI w, ale w kolejnych stuleciach warownia była rozbudowywana. Wzmacniano jej walory obronne, jednocześnie przekształcając ją w wygodną rezydencję dla arcybiskupów.

Do zamku można dostać się na dwa sposoby – albo podejść pieszo (ok. kilkunastu minut z placu katedralnego), albo wybrać przejażdżkę kolejką linowo-terenową (bilety obejmują również zwiedzanie zamku, 26 euro – bilet rodzinny). Wybraliśmy tę drugą opcję ze względu na jej większą atrakcyjność dla dzieci i mocno niezachęcającą pogodę.

Na górę można dostać się pieszo lub wjechać kolejką (widoczna z prawej strony).

Dziś wybieramy kolejkę linowo-terenową.

Na górze zadziwia nas rozległość całego założenia – przedmurze zamku tworzy niemal całe małe miasteczko. Najeżony flankami zamek o wybitnie obronnym położeniu prezentuje się naprawdę imponująco. Największe wrażenie wywierają na nas jednak przepiękne widoki na stary Salzburg, wtulony między wzgórza i przecięty zakręcającą tu rzeką Salzach. Z góry doskonale widać mnogość zabytkowych kościołów, a jest ich w Salzburgu naprawdę wiele.

Z góry można podziwiać strategiczne położenie warowni.

Przedmurze przypomina małe miasteczko.

Rozmach całości bardzo nas zaskoczył.

Z prześwitów wygląda kaplica św. Grzegorza.

Widok na górny zamek.

Na wysuniętym fragmencie bastionu znajdziemy fantastyczny taras widokowy.

My podziwiamy raczej groźne osadzenie zamku na skale.

Widoki na Salzburg są naprawdę zachwycające. Na pierwszym planie katedra.

Teraz dobrze widać kościół św. Piotra i kościół franciszkański.

Widok zachwyci nawet młodszych turystów.

Sprawdzamy, czy w zamkowej studni mieszka echo.

Pomnik księcia biskupa Leonharda von Keutschach, XVI w.

Kaplica św. Grzegorza

Zaglądamy do wnętrza kaplicy.

Sądząc po monetach, wiele osób chciało tu wrócić w przyszłości:)

Zamek miał pełnić funkcje i obronne, i rezydencyjne.

Kolejka do muzeum zamkowego. Oj, chyba nie będziemy stali…

Stare armaty nadal wycelowane są w stronę miasta.

Dziś pełnią funkcję głównie pleneru turystycznego.

Szczyt sezonu turystycznego robi swoje – zwiedzamy zamek w tłumie innych turystów. Kolejka do wejścia do Muzeum Zamkowego jest tak długa, że w końcu rezygnujemy, poprzestając tylko na spacerze po warowni. Na pewno warto jednak zwiedzić zamkowe komnaty – szczególnie nam szkoda, że nie udało się zobaczyć Złotej Izby ze słynnym gotyckim (!) piecem kaflowym.

Salzburska twierdza nigdy w swojej 900-letniej historii nie została zdobyta.

Herb Salzburga

Bez problemu dostajemy się za to na ekspozycję marionetek, urządzoną w jednej z zamkowych sal – w Salzburgu odbywały się niegdyś słynne przedstawienia kukiełkowe. Chłopcom bardzo się podobało, mogli też spróbować swoich sił w ożywianiu szmacianych aktorów.

Za zamku mieści się muzeum marionetek.

Można tu oglądać zabytkowe lalki z Teatru Marionetek w Salzburgu.

… i samemu spróbować swoich sił w tym fachu – a proste to nie jest!

Scena powrotu Mozarta do Salzburga

Stanowiska interaktywne – kto uwolni biskupa? Mamy już dwóch chętnych.

Poznajemy tajniki pracy lalkarza.

Dawny plakat zapraszający na przedstawienie marionetkowe.

Po odwiedzeniu zamku obieramy kurs na sprawdzoną podczas naszej poprzedniej wizyty w Salzburgu włoską knajpkę Trattoria Domani niedaleko Kajetanerplatz. Nie jest tu może najtaniej, ale objadamy się jak bąki – nie wiemy, czy podczas tego wyjazdu jeszcze pozwolimy sobie na taką rozpustę😊

Ostatni punkt programu to zakup pysznych czekoladek Mozartkugeln – to nadziewane m.in. nadzieniem pistacjowym czekoladowe kulki z charakterystycznym wizerunkiem Mozarta. Ostatnio zagapiliśmy się i nie kupiliśmy ich w Salzburgu, musieliśmy na nie polować w innych miejscach w Austrii. Receptura czekoladek jest niezmienna od 1890 r. Są naprawdę przepyszne – rozkochają w sobie każdego łasucha😊

Spacer po Salzburgu warto zakończyć przechadzką nad rzeką Salzach

Czekoladki Mozartkugeln – najlepsza pamiątka z Salzburga!

Szczególna pochwała należy się dzisiaj Grzesiowi, bo przeszedł na własnych nóżkach ponad cztery kilometry, w ogóle nie narzekając, i z grubsza nie utrudniał nam oglądania salzburskiej twierdzy. Nie wzięliśmy ze sobą nosidła, bo pierwotny plan zakładał wizytę w podsalzburskim skansenie. Po drodze jednak prószący śnieg zamienił się w siąpiący deszcz, wymuszając zmianę planów. Mamy nadzieję, że na skansen trafi nam się lepsza pogoda 😉.

Z biegiem dnia śniezy coraz bardziej…

Przepraszamy się z łańcuchami…

Wieczorne szaleństwa na śniegu

Jeden już znokautowany w bitwie na śnieżki

Jak widać, trup ściele się gęsto:)