Gmunden i Gmundenberg – gdyby komuś pięknych widoków było jeszcze mało:)

Gmunden i Gmundenberg

To niewielkie miasteczko w Górnej Austrii jest bardzo przyjemnym celem spaceru. Zadowoli zarówno miłośnika pięknych widoków – leży nad niezwykle malowniczym jeziorem Traun, otoczonym górami –  jak i amatorów romantycznych zakątków (kto nie zakocha się w XVI-wiecznym zamku z arkadowym dziedzińcem, położnym na wysepce nad jeziorem i połączonym ze stałym lądem pomostem?) oraz.. rodziców z dziećmi, szukających miejsca do wybiegania swoich pociech – kręte alejki położonego na półwyspie parku Toscana nadają się do tego wprost idealnie. Jeśli będziecie w okolicy Gmunden, koniecznie trzeba podjechać na widokowe wzgórze Gmundenberg – widok na całe otoczenie jeziora Traun jest po prostu bajkowy! My oba miejsca odwiedzamy w drodze powrotnej z Alp Salzburskich do domu. Continue reading

Dolne Jezioro Gosau – jeden z najbardziej znanych górskich plenerów w Austrii

To powinien być żelazny punkt rodzinnego programu turystycznego w Alpach Salzburskich. Jezioro jest niezwykle malowniczo położone, obramowane z trzech stron strzelistymi pasmami górskimi. Widok na Dachstein z jego lodowcem, wyłaniający się zza jeziora sprawi, że trudno Wam będzie wyjąć aparat z ręki – to jeden z najbardziej znanych górskich plenerów w Austrii. Spacer wokół jeziora jest łatwy i dostępny dla każdego – w letnich warunkach zajmuje około godziny i wymaga pokonania ok. 4,5 km. W zimie (i z dziećmi) zapewne nieco więcej, nie zawsze też da się obejść całe jezioro – śnieg z nawisów skalnych czasami zasypuje ścieżkę. Warto jednak przespacerować się chociaż kilkaset metrów i wrócić – wtedy najlepiej zacząć okrążać jezioro z lewej strony – tu widoki są najpiękniejsze. Continue reading

Ośrodek narciarski Dachstein West

W skład ośrodka Dachstein West (szczegóły tutaj) wchodzą trzy rejony narciarskie: Gosau, Russbach i Annaberg. Dziś odwiedzamy pierwszy z nich z najdłuższą niebieską trasą – rodzinna nartostrada ma aż 4 km długości i pokonuje na tym dystansie 800 m różnicy wzniesień.

W Dachstein West narciarze mają do dyspozycji łącznie 75 km oznakowanych tras na wysokości od ok. 700 do 1600 m n.p.m. Ośrodek oferuje trasy o różnych stopniach trudności, jednak najwięcej możliwości wyboru będą mieli narciarze średniozaawansowani. Dla nas równie ważne jak warunki narciarskie są jednak walory widokowe, a tego ośrodkowi Dachstein zdecydowanie odmówić nie można. Piękne wysokogórskie otoczenie pasma Tennengebirge, podobnego wysokością do naszych Tatr, i szerokie widoki na masyw Dachstein to zdecydowanie jeden z powodów do odwiedzenia Dachstein West. Szkoda, że trasy nie są wieczorem oświetlane – tryb dzienna wycieczka + wieczorne szusowanie zdecydowanie najbardziej by nam odpowiadał. Continue reading

Postalm – największa górska hala w austriackich Alpach

Postalm – piękne miejsce na zimowy górski spacer i wieczorne narty w Gosau

W polskich przewodnikach próżno szukać informacji o Postalm. Jedynie na stronach opisujących ośrodki narciarskie można znaleźć suchą wzmiankę o ilości tutejszych wyciągów. Nic poza tym. A to piękny płaskowyż, na którym wytyczono zimowe szlaki piesze i narciarskie, są tu też trasy zjazdowe i kilka schronisk. Postalm to największa górska hala w austriackich Alpach. Wokół przepiękne górskie krajobrazy. Czego chcieć więcej? Zimowe trasy piesze są łatwe i w sam raz nadają się na rodzinną wycieczkę.

29 grudnia 2017, piątek

Dzisiaj rozpogadza się i mamy piękną mroźną zimę, -8 st.

Piękna pogoda i założone wczoraj łańcuchy na kołach😉 skłaniają nas do wybrania na dzisiejszy cel położonego wysoko w górach Postalm. Sam dojazd do tego miejsca jest wart wysiłku. Dostaniemy się tu płatną (10 Euro) drogą Postalmstrasse, prowadzącą z okolic wioski Voglau w kierunku Strobl i St. Wolfgang. Trasa pokonuje ponad 600 m przewyższenia, po drodze ukazując nam pięknie cały postrzępiony masyw Tennengebirge. Po uiszczeniu opłaty (w automacie, trochę podobnym do parkingowego, z unoszonym szlabanem) wjeżdżamy na spory płaskowyż. Po chwili dojeżdżamy do ogromnego parkingu, na którym zatrzymują się narciarze wybierający trasy zjazdowe (dużo łatwych, rodzinnych wyciągów z dala od cywilizacji). My dziś jedziemy dalej w kierunku Strobl. Na skrzyżowaniu skręcamy w lewo i dojeżdżamy na parking P3 (dalej jechać się nie da). Tutaj jest nieco mniej samochodów, parkują tu głównie narciarze biegowi (w okolicy jest około 20 km tras dla sympatyków tego sportu!).

Przejazd Postalmstrasse dostarcza fantastycznych przeżyć – jest przepięknie.

Droga jest płatna 10 euro za samochód osobowy.

Dotarliśmy do rejonu Postalm. Parkujemy na parkingu P3.

Termometr w samochodzie pokazuje -2 st., ale na zewnątrz pomimo świecącego słońca jest naprawdę chłodno. Sprawnie ruszamy więc trasą spacerową (Wanderweg) w prawo (na północ). Zaskakuje nas spora ilość ludzi (w tym narciarzy biegowych, ich trasy dopiero są przecierane przez ratrak po wczorajszych opadach śniegu). Sama trasa nie jest zbyt wygodna, bo śnieg jeszcze nie został dobrze ujeżdżony przez ratraki i przy każdym kroku „mielimy” biały puch, trochę boksując w miejscu. Ale co to dla nas! Idziemy w górę, podziwiając okoliczne szczyty, raz ukrywające się w cieniu, a raz pięknie oświetlone zimowym słońcem.

Ruszamy przed siebie zimową trasą spacerową.

W okolicy jest też kilka wyciągów oraz trasy dla narciarzy biegowych.

Chłopcy są raczej mało zainteresowani widokami. Bardzo kręci ich natomiast ponadmetrowa pokrywa śnieżna po obu stronach naszej trasy… Ogromne połacie dziewiczego śniegu i troje niewybieganych dzieciaków. Taak, to się musiało tak skończyć. Starsi chłopcy znaczną część drogi brodzą w śniegu po kolana lub po pas, kopiąc zawzięcie jabłuszkami tunele, dziury itp. Są przy tym niebywale zadowoleni. Grześ również najchętniej poszedłby w ich ślady, tylko wtedy nigdzie byśmy nie doszli, więc ograniczamy się do wpuszczania go w zaspy co kilkadziesiąt metrów (przy kolejnych „niebieskich patyczkach”😊). Niesamowicie przydatne okazały się zakupione kilka miesięcy temu stuptuty dla chłopców. Dzięki nim śnieg nie nasypywał im się do butów i mogli bezkarnie hasać do woli w śnieżnych zaspach!

Największą atrakcją dla chłopców jest oczywiście śnieg.

Grzesiowi też bardzo podoba się takie wchodzenie zaspy.

Co może być lepszego niż wspólny zimowy spacer?

Rejon Postalm to płaskowyż otoczony strzelistymi szczytami.

Trasa nie pokonuje dużych przewyższeń, a prowadzi na sporej wysokości.

Cały czas towarzyszą nam wspaniałe widoki – co poniektórzy tylko patrzą się wciąż pod nogi…

Schronisko Wiesler Hütte – droga przechodzi tuż obok niego.

Planowaliśmy zrobić ok. 5-kilometrową pętlę, zaglądając po drodze do schroniska Schafbergblickhütte. Ostatecznie docieramy tylko do Wieslerhütte, bo z takimi rozrywkami tempo mamy beznadziejnie wolne, zaczynamy też trochę marznąć, czekając ciągle na Grzesia i chłopców, kopiących swoje tunele…

Schronisko Wieslerhütte okazuje się sympatyczną bacówką z dwoma niewielkimi izbami. Każda z tych izb mieści po 2-3 stoliki dla gości. Jemy zupę gulaszową z parówkami i coś w rodzaju knedli z pieczonym mięsem, sosem i kapustą. Jedzenie dobre, choć oczywiście niezbyt tanie (prawie 50 euro za dwie sycące zupy i dwa drugie dania oraz 4 herbaty, ale nie mieliśmy alternatywy na obiad…).

Bacówka jest niewielka

…ale przytulna – i można zjeść coś ciepłego!

Schronisko ma nawet własny punkt widokowy.

Zaspy śniegu większe od Grześka.

W powrotnej drodze przyświeca nam jeszcze piękniejsze słoneczko. Z zazdrością patrzymy na śmigających po okolicznych pagórkach narciarzy biegowych i pojedynczych skitourowców zdobywających nieco wyższe wzniesienia. Ale chętnie byśmy się tak intensywniej poruszali! Pomarzyć warto, ale tymczasem brodzimy sobie coraz bardziej rozdeptaną trasą w stronę naszej czerwonej bryki, ćwicząc cierpliwość przy każdej większej zaspie, do której muszą wejść młodsi turyści. W myślach dziękujemy naszej gospodyni, która zachęciła nas do wybrania się właśnie na ten spacer ze względu na piękne, wysokogórskie otoczenie.

Na śniegu żaden ślad nie pozostaje niezauważony.

Okoliczne wzniesienia są idealnym celem dla skitourowców.

Śnieg to, czy piaskowa zaspa?

Wracamy – Wiesler Hütte zostaje za nami

Chłopcy w tym czasie zaliczają własną polarną ekspedycję.

Wszystkie chwyty dozwolone – tym razem próby jabłuszkowe.

Zaspy jak wydmy w Słowińskim Parku Narodowym.

Jak możemy iść szybko, skoro większość wycieczki wybiera alternatywne drogi…?

Gdzie by tu dalej?

Tu! Tu jest pięknie!

Grześkowi pozwalamy wskakiwać w śnieg przy kolejnych niebieskich tyczkach.

Siąść łatwo, ale jak stąd wstać?

Tunele i jabłuszka już były, teraz kolej na sanki.

W dole przycupnęła mała kapliczka Postalm.

Postalm. Cieszymy się, że tutaj zawędrowaliśmy .

Wysokość otaczających szczytów przypomina te znane z Tatr.

Przez cały dzień cieszymy się dziś pięknym zimowym słońcem.

Stąd zaczyna się trasa saneczkowa.

Rejon Postalm – może komuś mapka się przyda.

Wracając do Abtenau, mamy jeszcze chwilowe trudności ze zdjęciem łańcuchów (na drodze coraz częściej prześwituje asfalt), ale po kilkunastu minutach ruszamy już dalej do domku. Drogi są co prawda świetnie utrzymane, pługi jeżdżą regularnie, ale po świeżych opadach śniegu łańcuchy poprawiały nam komfort na najstromszych odcinkach górskich dróg.

Wieczorne narty w ośrodku Gosau

Po podwieczorku decydujemy się jeszcze pojechać na jedyną w okolicy oświetloną trasę narciarską w Gosau w ośrodku Dachstein West.. Mamy niebywałe szczęście, bo na miejscu okazuje się, że wyciąg jest czynny tylko w piątki i został uruchomiony dosłownie kilka minut wcześniej. Dziwimy się, że w Austrii nie ma czegoś takiego jak wieczorna jazda na nartach – oświetlonych tras tu jak na lekarstwo. A dla nas byłyby idealne, bo pozwoliłyby na krajoznawcze wycieczki w ciągu dnia.

No nic, nie narzekamy, ważne, że dziś nam się udało. M z Sebusiem jeżdżą na niebieskiej, ale miejscami całkiem stromej trasie, Tymo zwiedza także drugą, czerwoną. Wyciąg orczykowy ma niespełna 400 m długości, ale pozwala fajnie sobie pośmigać, bo kolejek zupełnie brak. Karnety dla dorosłego są w cenie 7,90, a dla dziecka 5,40 euro za dwugodzinną jazdę (w godzinach 18:30–20:30).

R. w tym czasie namawia Grzesia na pierwszą w jego życiu przejażdżkę na prawdziwych nartach. Nasza najmłodsza pociecha zakłada z radością buty narciarskie, a potem także nartki (spadek po starszakach😊). O świadomej nauce jazdy nie ma oczywiście jeszcze mowy, ale możemy z dumą powiedzieć, że Grześ jako najmłodszy z wszystkich naszych chłopców postawił swoje pierwsze kroki na nartach!

Grześ pierwszy raz na nartach!

Taka okazja nie może obejść się bez zdjęcia!

Zaliczamy nawet pierwszy wspólny przejazd.

Brawo, Grzesiu!

 

 

Abtenau – dobre miejsce na rodzinne ferie

Abtenau – rekonesans turystyczny, narciarski i saneczkowy

Abtenau to miejscowość turystyczna przytulona do stóp dolomitowego masywu Kogel. W lecie to dobra baza wypadowa do górskich wycieczek, w zimie ściągają tu głównie narciarze. Na miejscu ośrodek Karkogel oferuje sporą kolejkę gondolową (ok. 400 m przewyższenia) i kilka mniejszych wyciągów, są też trasy narciarstwa biegowego i zimowe szlaki piesze. W promieniu kilkunastu kilometrów znajdziemy też kilka innych ośrodków narciarskich, w tym największy w rejonie Dachstein West. Największą zimową atrakcją Abtenau jest jednak 3-kilometrowa (oświetlona wieczorami) trasa do jazdy na sankach. Frajda dla całej rodziny!

Pierwszy ranek w Abtenau rozpoczynamy późno i – jak to na początku wyjazdu – jacyś tacy jesteśmy ze wszystkim nieogarnięci. Po późnym śniadaniu decydujemy na wycieczkę-rekonesans do Abtenau.

Miejscowość jest bardzo malowniczo położona wśród wapiennych szczytów Tennengebirge, kameralna, bardzo sympatyczna. Największym zabytkiem jest gotycki dwunawowy kościół parafialny św. Błażeja z pocz. XVI w. Zdecydowanie warto tu zajrzeć ze względu na cenne wnętrze i mistyczną atmosferę, pozostającą w jaskrawej opozycji wobec głośnego przemysłu narciarsko-turystycznego widocznego na ulicach. Zwracamy uwagę na piękne gotyckie sklepienie („oscypkowe”, jak to nazwali chłopcy), dwupiętrowy chór, zachowane fragmenty fresków i XVI-wieczne figury św. św. Jerzego i Floriana.

Abtenau to przyjemna miejscowość wypoczynkowa w masywie Tennengebirge.

Jest pięknie położona u stóp szczytów Tennengebirge.

Największym zabytkiem Abtenau jest kościół św. Błażeja z 1500 r.

Już od wyjścia widać elementy gotyckie.

Podziwiamy sklepienie świątyni.

Figura św. Floriana pochodzi z 1518 r.

Niezwykła atmosfera świątyni konstrastuje z turystycznym gwarem miejscowości.

Dwupoziomowy chór, charakterystyczny dla późnego gotyku.

Pięknie zachowane freski

A chłopcy znaleźli prawdziwy skarb. Domek z piernika!

Rekonesans zobowiązuje, więc po spacerze po Abtenau podjeżdżamy pod stację narciarską Karkogel. Mimo szczytu sezonu turystycznego (okres świąteczno-noworoczny) bez problemu znajdujemy miejsca na (bezpłatnym) parkingu,  a kolejek do wyciągów brak. Tak, tu to można sobie pojeździć.

Zbliża się pora drzemki Grześka, więc kończymy wycieczkę i kierujemy się w stronę domu. Na sczęście dziś mamy gotowy, zabrany jeszcze z domu obiad (dziękujemy Babci)! Gołąbki znikają z talerzy w ekspresowym tempie.

Po obiedzie Grześ śpi, a R. ze starszymi chłopcami wskakują do samochodu i ruszają na kolejny rekonesans – tym razem narciarski do ośrodka Karkogel. Trasa niebieska na schemacie okazała się całkiem solidnie na początku nachylona, więc Sebuś zrezygnował i w końcu jeździł sam Tymo.

Karkogel to najbliższy Abtenau ośrodek narciarski

Środek sezonu, a trasy puste – bajka!

Na główną trasę wwozi kolej gondolowo-krzesełkowa.

Jak rekonesans, to rekonesans – tym razem narciarski

Tor saneczkowy, Karkogel

Wieczorem wspólnie idziemy na trasę saneczkową (szczegóły i aktualny cennik tutaj, obowiązek jazdy w kaskach). Grześ na początku jest niepewny, czy w ogóle chce iść na sanki, czy też może nie, ale w końcu jest bardzo zadowolony. Sanki (naprawdę solidne, jedno-lub dwuosobowe) można wypożyczyć na dole przy kasach, potem wjeżdża się gondolką na gorę i ziuuuu na dół! Ale się pędzi! Zwłaszcza na początku trasy jest spore nachylenie, trzeba uważać i zachować kontrolę nad sankami, bo początkowy odcinek trasy jest dość przepaścisty. Dzisiejszy zmrożony śnieg nie ułatwia manewru hamowania. Na prostych odcinkach można jednak poczuć prędkość. Wielka przygoda dla dużych i małych!

Sankostrada widziana z naszego okna

W tle piękny masyw Karkogel

Świetna sankostrada to jedna z największych zimowych atrakcji Abtenau

Piękny widok z góry nocą

Wjechaliśmy na górę, zaraz ruszamy na dół!

Niżej też jest pięknie!

Gotowi do zjazdu!

Piloci ruchu oporu na stanowiskach…

A mój X-wing nie chce ruszyć…

A mój pojazd spisuje się świetnie.

Wiatr we włosach, pęd w oczach, jedziemy!

Największe brawa dla najmłodszego saneczkarza!

Końcowa rampa umożliwia przejazd nad drogą jezdną

My dziś poprzestajemy na jednym zjeździe, tylko Tymo jedzie jeszcze raz sam. W domu szybka kolacja i dzieci do łóżek – i spacer po Abtenau, i narty, i sanki – ale mieliśmy dziś aktywny dzień!

Biohof  Haus Wieser, Wagner, Abtenau – tu mieszkamy

Podczas pobytu w Alpach Salzburskich zatrzymaliśmy się w przysiółku Wagner k. Abtenau. Przysiółek leży na wysokości ok. 870 m i wyraźnie góruje nad okolicą – widok z okien na otaczające Abtenau góry jest przepiękny. Wokół cisza, spokój. Biohof Haus Wieser to duży, trzykondygnacyjny dom o typowej dla regionu architekturze. Zajmujemy najwyższe piętro – mamy kompaktowy, ale przytulny i czysty apartamencik (chłopcy: łóżko piętrowe plus tapczanik, sypialnia dla nas, kuchnia z posiedzeniem). U gospodyni można kupić świeże mleko od krowy i jajka. W lecie przed domem jest dostępny niewielki basen dla gości. Przyjemne miejsce na rodzinne wakacje.

Tu mieszkamy – Abtenau, Biohof Haus Wieser, przysiółek Wagner

Charakterystyczny skręt do naszego domu

Widok z okna jest przepiękny.

Z okolicy możemy podziwiać masyw Tennengebirge w całej okazałości

Tennengebirge to jeden z masywów Alp Salzburskich.

Widoki z przysiółka Wagner są przepiękne.

Widoki z naszej drogi dojazdowej

Piękne tradycyjne domy w przysiółku Wagner

To świetne miejsce na bliższe i dalsze spacery

Alpy Salzburskie zimą

Alpy Salzburskie –  świetny pomysł na rodzinne ferie

Chcecie wyjechać z dzieciakami  na narty w Alpy, ale nie wiecie, od czego zacząć? Polecamy Alpy Salzburskie. Stosunkowo niedaleko, niedrogo, a  bardzo atrakcyjnie. Głównym ośrodkiem narciarskim w okolicy jest Dachstein West. Nie należy on może do najbardziej znanych kompleksów narciarskich w Alpach, ale jest przyjazny dla rodzin. Jest oczywiście dużo większy niż znane nam polskie ośrodki, ale ma ludzki rozmiar – jego skalę można ogarnąć – w sam raz na pierwszy raz. Dachstein West jest otoczony wianuszkiem mniejszych satelitarnych ośrodków. Karnety w nich są dużo tańsze niż w Daschtein West, a też można sobie przyzwoicie pojeździć.

Nas w Alpy Salzburskie, szczerze mówiąc,  przyciągnęły jednak nie narty, lecz fantastyczne atrakcje turystyczne. Od kopalni soli, których zwiedzanie przypomina wizytę w parku rozrywki, po widokowe jeziora, piękne rodzinne trasy spacerowe i zwiedzanie magicznego Salzburga.

Poniżej znajdziecie propozycje rodzinnych wycieczek na 10-dniowy zimowy wyjazd (wystarczy kliknąć na dany dzień, a pojawi się pełna fotorelacja). Mieszkaliśmy w uroczym przysiółku Wagner obok Abtenau. Nasze wycieczki obejmowały nie tylko pobliskie Tennengebirge, lecz także Alpy Berchtesgadeńskie i Salzkammergut-Berge.

Enns – najstarsze miasto w Austrii (przystanek w podróży)

Dzień 1. Abtenau – rekonesans turystyczny, narciarski i saneczkowy

Dzień 2. Salzburg, twierdza Hohensalzburg

Dzień 3. Postalm – największa hala w austriackich Alpach

Dzień 4. (i 7. ). Ośrodek narciarski Dachstein West

Dzień 5. Jezioro Königsee – najpiękniejsze jezioro Bawarii?

Dzień 6. Skansen Ziemi Salzburskiej (Salzburger Freilichtmuseum) i Hallein – kolebka „Cichej nocy”

Dzień 8. Hallstatt – wizytówka Austrii

Dzień 9. Kopalnia soli Salzbergwerk w Berchtesgaden – znów wyskakujemy do Niemiec

Dzień 10. Dolne Jezioro Gosau – jeden z najbardziej znanych górskich plenerów w Austrii

Dzień 11. Gmunden i Gmundenberg – gdyby komuś pięknych widoków było jeszcze mało 🙂 

Wyjeżdżając zimą w Alpy Salzburskie, trzeba pamiętać, ze cześć atrakcji jest wtedy niedostępna dla zwiedzających. Jeżeli więc spodoba komuś się tutaj w zimnej porze roku, to pewnie tak jak my pomyślicie też o letnim wyjeździe w te strony! Listę wybranych atrakcji turystycznych zamkniętych dla turystów w lecie przedstawiamy poniżej.

Wybrane rodzinne atrakcje Alpach Salzburskich, niedostępne do zwiedzenia zimą:

Wzdłuż Doliny Salzach:

  1. Wąwóz Liechtenstein (położony za Bischofshofen)
  2. Wąwozy Salzachöfen i Lammeröfen
  3. Jaskinia Eisriesenwelt
  4. Wodospady w Golling (przy okazji warto też zobaczyć 500-letni kościół w Golling)
  5. Zjeżdżalnia grawitacyjna na stoku Karkogel
  6. Zamek Hohenwerfen
  7. Kopalnia soli w Hallein, opisywana jako najstarsza na świecie. Na trasie zwiedzania są drewniane zjeżdżalnie, rejs po podziemnym jeziorze, przekraczanie podziemnej granicy z Niemcami (w zimie czynna, ale krótsze godziny otwarcia). Dzieci od 4 lat.

Północ regionu:

  1. Dwa skanseny: Domów na Palach i Wędzarnia w Mondsee
  2. Rejs parowcem z Gschwendt do St. Wolfgang
  3. Kolejka na Schafberg. Zębata, albo – jeszcze lepiej – parowa! Widok na 7 jezior.
  4. „Orle Gniazdo” Hitlera na grzbiecie Kehlstein w Alpach Berchtesgadeńskich

Okolice masywu Dachstein:

  1. Kopalnia soli w Hallstatt z wjazdem kolejką linowo-terenową i punktem widokowym ponad miastem (można też wejść pieszo – zajmuje to ponad godzinę, wejście zaczyna się obok kościoła za cmentarzem i kaplicą).
  2. Jaskinie: Lodowa i Mamucia w masywie Dachstein. Dojeżdża tam kolejka Krippenstein, którą można też dotrzeć na piękny punt widokowy na lodowiec Dachstein i do punktu wyjścia ciekawych górskich szlaków.
  3. Zamek Trautenfels

Radstadter Tauern:

  1. Zamek Mautendorf (audioprzewodnik, interaktywne punkty). Na dziedzińcu plac zabaw – pole gier rycerskich, jest też kolekcja pułapek na myszy.
  2. Pociąg z parową lokomotywą na trasie Mauntendorf–Tamsweg (mauntendorf.at)

 W każdej porze roku można natomiast jeszcze zobaczyć m.in.

  1. St. Gilgen (m.in. Muzeum Instrumentów Muzycznych)
  2. St. Wolfgang (m.in. piękny kościół z cennym wyposażeniem)
  3. Traunkirchen. Kaplica Johannesberg na skale. Kościół z amboną rybaka, piękne widoki i procesja Bożego Ciała po jeziorze.
  4. Attersee z kościołem z XV w. Ze wzgórza kościelnego piękny widok. Niedaleko nad jeziorem o tej samej nazwie przyjemne kąpieliska.
  5. Bad Ischl (kurort, budynki zdrojowe itp.)
  6. Ogród zoologiczny Cumberland (za Gmunden na wschód) w naturalnym otoczeniu (wildparkgruenau.at)
  7. Obok Salzburga wjazd na widokowe wzgórze Gaisberg samochodem i kolejka na Untersberg
  8. Purgg (freski romańskie)

 

Kopalnia soli Salzbergwerk w Berchtesgaden

Kopalnia soli Salzbergwerk w Berchtesgaden

Wydobycie w kopalni Salzbergwerk Berchtesgaden trwa nieprzerwanie od 1517 r. Przed wiekami pieniądze ze sprzedaży soli, zwanej często „białym złotem”, stanowiły źródło dochodów dla całego regionu, szczególnie dla kanoników, do których należały te tereny. Od 1880 roku część korytarzy kopalnianych jest udostępniona dla celów masowej turystyki. Trasa w obecnej postaci funkcjonuje od 2007 r. To prawdziwa gratka dla każdego, ale chyba szczególnie dla rodzin z dziećmi, bo zwiedzanie jest dość krótkie i wypełnione atrakcjami.

4 stycznia 2017, czwartek

Cały dzień pada, głównie deszcz, ok. 3 st.

O czym myślimy, słysząc o kopalni soli? O Wieliczce oczywiście (relacja z naszej wycieczki do Wieliczki ze specjalnym programem zwiedzania dla dzieci tutaj). Austriacy i Niemcy pewnie jednak na pierwszym miejscu pomyślą o swoich kopalniach. Tradycje wydobycia soli w Alpach Salzburskich sięgają nawet kilku tysięcy lat wstecz! Na informacje o austriackich kopalniach trafiliśmy przy okazji szukania informacji o Hallstatt. Z żalem stwierdziliśmy, że tamtejsza kopalnia jest w zimie zamknięta dla zwiedzających. Pozostałe dwie – w Hallein i w Altaussee – są otwarte nawet w sezonie zimowym, ale mają skrócone godziny otwarcia. Co gorsza, nie można ich odwiedzać z dziećmi poniżej 4 lat.

Na szczęście przypadkiem natknęliśmy się na informację o równie atrakcyjnej kopalni, Salzbergwerk Berchtesgaden, położonej w Bawarii w Niemczech. To jednak zaledwie 50 minut jazdy od naszej kwatery w austriackim Abtenau, więc wpisujemy kopalnię w plan pobytu, czekając tylko na dzień z najbardziej niesprzyjającą aurą (bo w końcu pod ziemią nie będzie nam to przeszkadzać). Taki „idealny” deszczowy dzień trafił się właśnie dzisiaj.

Zanim wjechaliśmy pod ziemię

Samo zwiedzanie kopalni trwa nieco ponad godzinę, ale razem z przebraniem się w specjalny strój i czasem na zakup pamiątek spędzimy tu zapewne co najmniej dwie godziny, nawet przy zakupie biletu przez Internet na określoną godzinę. My do końca nie wiedzieliśmy, którego dnia i o której godzinie odwiedzimy kopalnię, więc nie kupowaliśmy biletów wcześniej. Udało się to jednak zrobić nawet tego samego dnia. Przy wjeździe na parking specjalny zegar pokazuje godzinę, na którą aktualnie sprzedawane są wejścia. Po dojechaniu na miejsce R. z Tymem szybko biegną po bilety, a M. w tym czasie organizuje w samochodzie przekąskę dla młodszych chłopców. Potem już razem sprawnie idziemy do wejścia, bo zaczyna coraz mocniej padać, a do kopalni z parkingu jest dobrych kilkaset metrów pieszo.

Idziemy do kopalni soli w Berchtesgaden (Salzbergwerk).

Jak każdy porządny turysta po drodze robimy sobie zdjęcia przy figurkach ustawionych w tym celu.

To lepsze niż Tomek i Przyjaciele!

Kompleks kopalni Salzbergwerk Berchtesgaden

Wejście do budynku, skąd zaczyna się trasa turystyczna.

Multimedialną trasę turystyczną otwarto w 2007 r.

W kolejce do wejścia spędzamy kilkanaście minut –  takie jest opóźnienie. Grupy liczą po 50 osób, wejścia co 10-20 minut. Najpierw dostajemy gustowne górnicze kombinezony, w które staramy się sprawnie przebrać 🙂 . W zimie można zdjąć kurtki, bo pod ziemią jest około 12 stopni, dla dzieci warto mieć cieńsze czapki. Czasu na przebranie jest wystarczająco dużo, zdążamy odwiesić kurtki, schować cenniejsze rzeczy do schowka i skorzystać z toalety. Najgorsza jest dla nas informacja, że wewnątrz nie można filmować ani robić zdjęć. Chyba tylko dlatego, żeby kupić potem zdjęcia wykonywane przez obsługę… No trudno, co mamy zrobić, dokumentacja foto z dzisiejszego dnia będzie bardziej skąpa niż zazwyczaj…

Nie, nie, to nie wyprawa na księżyc – po prostu wszyscy musimy założyć ubrania ochronne!

Na przebranie się są specjalne ławeczki, kurtki zostawiamy na wieszakach.

Gotowi na zwiedzanie! Czekamy na kolejkę górniczą, która zabierze nas w głąb kopalni.

Kopalnia prawie jak Park Rozrywki

Do kopalni wjeżdżamy specjalnymi wagonikami z długimi siedziskami, na których siada się okrakiem. Pociąg pędzi całkiem szybko kilkaset metrów przez miejscami naprawdę wąski tunel. Wysiadamy i idziemy prosto do sali o nazwie Solna Katedra. Tu zwiedzającym prezentowana jest animacja pokazującą, jak woda wypełnia sale kopalni, wypłukując sól ze ścian, a potem jest odpompowywana w celu odzyskania soli w warzelni.

Zaraz potem po krótkiej instrukcji dotyczącej bezpieczeństwa czeka nas najbardziej emocjonująca chwila – zjazd drewnianą zjeżdżalnią górniczą. Osoby, które nie chcą zjeżdżać, mogą wybrać obejście po chodniczku, ale warto się odważyć! Dzielimy się na dwie drużyny (w jednej grupie mogą jechać maksymalnie cztery osoby) i mkniemy w dół! Nachylenie jest naprawdę spore, ale konstrukcja zjeżdżalni jest w pełni bezpieczna, a na dole wyhamowanie następuje automatycznie (chyba dobre tarcie zapewniają nasze gustowne czarne kombinezonki😉).

Wagoniki mkną w ciemnych tunelach.

Największa atrakcja na trasie!

…zjazd górniczymi zjeżdżalniami między poziomami kopalni.

Uff, wylądowaliśmy – jazda była naprawdę emocjonująca!

Dalej zwiedzanie przebiega bardziej „klasycznie”. Odwiedzamy kamienną solną grotę, poświęconą pamięci króla Ludwika II Bawarskiego, a później słuchamy o dawnych i obecnych technikach wydobycia soli. Oglądamy ciekawy film połączony z prezentacją poszczególnych poziomów kopalni na trójwymiarowym modelu. Dowiadujemy się, jak powstały tutejsze złoża soli oraz że kopalnia nadal jest eksploatowana.

Kolejne przystanki pozwalają z bliska obejrzeć niektóre maszyny służące do drążenia tuneli i wydobywania solanki, która transportowana jest do oddalonej o dwadzieścia kilka kilometrów warzelni w Bad Reichenhall (tamtejsze nieco mniejsze tunele oraz muzeum także są udostępnione do zwiedzania, można kupić łączony bilet na obie atrakcje). Przewodnik opowiada po niemiecku, ale my (wszyscy, nawet Grześ!) dostaliśmy gratis audioprzewodniki, które pozwalają wysłuchać informacji po polsku (oraz w kilkunastu innych językach).

Na koniec zostają jeszcze dwie atrakcje. Kolejna, jeszcze większa i szybsza zjeżdżalnia oraz przejażdżka łodzią po słonym Lustrzanym Jeziorze z towarzyszącym pokazem audiowizualnym. Jesteśmy w pełni usatysfakcjonowani, a dzieci krzyczą „jeszcze raz”!… Wjeżdżamy na początkowy poziom windą, przypominającą wyciąg linowo-terenowy, a na powierzchnię wyjeżdżamy takim samym pociągiem, jaki przywiózł nas pod ziemię godzinę temu.

Z powrotem na powierzchni

Jeszcze pełni emocji zostawiamy nasze piękne wdzianka, bez żalu zostawiamy 15 euro za 3 zdjęcia dokumentujące naszą wizytę (w tym zjazd górniczą zjeżdżalnią) i idziemy do sklepu z pamiątkami, gdzie zostawiamy kolejne kilkadziesiąt euro. Kupujemy pamiątkowe solniczki i młynek z zapasem soli chyba na cały rok! Chłopcy kupują nasionka szarotki w zestawie do zasiania na wiosnę i małe minerały.

I po zwiedzaniu! Teraz jeszcze musimy oddać ochronne kombinezony.

Na koniec obowiązkowa wizyta w sklepie z pamiątkami. Kupujemy oczywiście sól!

Na miejscu spędziliśmy ok. 3 godzin, z czego około godzinę zajęło czekanie na wejście, reszta to sama wizyta w kopalni z czasem na przebranie się i zakupy w sklepie z pamiątkami. Po wyjściu okazuje się, że na dworze jest tak samo paskudnie jak przed przyjazdem, co tylko utwierdza nas w przekonaniu, że wybraliśmy świetną atrakcję na dzisiejszy dzień!

Jeżeli potrzebujecie aktualnych informacji dotyczących zwiedzania kopalni, odwiedźcie jej stronę internetową: www.saltzeitreise.de

Adres dla nawigacji to Berchtesgaden, Salzburger Straße 24 (piszemy, bo nasz przewodnik podawał adres samej kopalni, a nie trasy turystycznej, i to w dodatku błędny…).

Zwiedzanie kopalni bardzo podoba się dzieciom. Nie ma tu ograniczeń dot. wieku, ale nie można zabierać na trasę zwiedzania wózków dziecięcych. Naszym zdaniem atrakcja nadaje się dla dzieci od trzech lat w górę.

Veni, vidi, vici, to teraz jazda do domu!

Jezioro Königsee – najpiękniejsze jezioro Bawarii?

Rejs po Jeziorze Königsee i kaplica św. Bartłomieja

Rejs po jeziorze wciśniętym między góry niczym fiord. Do tego widoki na zaśnieżone szczyty, w tym na imponującą prawie dwukilometrową ścianę Watzmanna. To najwyższa skalna ściana w całych Alpach! Czy można chcieć więcej? Chyba tylko pobyć tutaj dłużej w bardziej sprzyjającej wędrówkom porze roku!

31 grudnia 2017, niedziela

Piękny słoneczny dzień z prawie wiosenną temperaturą, do 7 stopni

To zaledwie niespełna godzina jazdy z Abtenau, chociaż po drodze pokonujemy niemiecką granicę. Nawigacja utrudnia nam dotarcie do celu, ale w końcu trafiamy na ogromny parking w Schönau am Königssee. Płacimy za trzy godziny parkowania 4 euro i ruszamy ze sporym tłumkiem ludzi w stronę przystani. Dzisiaj odwiedzamy perłę niemieckich Alp – Jezioro Königsee. To jedno z turystycznych must see w Niemczech, więc nie dziwi nagromadzenie stoisk z pamiątkami czy przekąskami (w tym słynnymi niemieckimi preclami). Czujemy się trochę jak na Krupówkach 😉.

Masyw Watzmanna, dominujący nad Berchtesgaden, w głębi po prawej stronie Hochkalter.

Statki spacerowe wypływają z miejscowości Schönau am Königsee.

Doskonale stąd widać górę Kehlstein ze złynnym Orlim Gniazdem Hitlera.

Z parkingu do przystani wiedzie turystyczna promenada.

Malowidła na ścianach podkreślają walory turystyczne regionu.

W kilka minut docieramy do kasy przy nabrzeżu. Rejs całej naszej rodziny (pięć osób, w tym troje dzieci) kosztuje 37 euro. Na łódź musimy poczekać około pół godziny (żeby uniknąć czekania, należałoby zameldować się tutaj przed 10:30, nam – jak to na rodzinnych wyjazdach – udało się dotrzeć dopiero ok. 12:00…). Czekając, przegryzamy precle i zdejmujemy swetry spod kurtek, bo słońce przygrzewa zupełnie jak na wiosnę. Zadziwiają nas stare tradycyjne konstrukcje drewnianych „garaży” dla łodzi, usadowione na palach. Piękne stare budowle.

Piękna przystań w Schönau am Königsee

W tych starych tradycyjnych budynkach zimują elektryczne stateczki

Nieco zniecierpliwieni czekaniem w sporej kolejce wsiadamy na stateczek. Mieści on na pokładzie prawie 100 osób, wszyscy mają wygodne miejsca siedzące. W środku jest dość ciepło – chyba mają jakieś ogrzewanie. Łódź jest napędzana elektrycznie (już od ponad stu lat tylko jednostki o takim napędzie mogą pływać po jeziorze) – na jednym ładowaniu może pływać przez kilkanaście godzin. Nasza podróż trwa nieco ponad pół godziny w każdą stronę.

Takim właśnie stateczkiem wypłyniemy w rejs po Königsee.

Pozwolenie na przewóz pasażerów uzyskuja tylko jednostki z napędem elektrycznym

Początkowo widoki przypominają krajobraz naszych Pienin, tylko zamiast Dunajca widzimy oczywiście Königsee😉. Jednak z każdym kilometrem perspektywa się rozszerza. Mniej więcej w połowie drogi dopływamy w okolice słynnej Ściany Echa. Obsługa statku wyłącza silnik i nasz przewodnik rozpoczyna grę na trąbce. Melodia jest prosta, ale cudownie uzupełniana przez odpowiedzi echa. Wrażenia bezcenne!

To chyba najprzyjemniejszy moment podróży. Przewodnik z humorem (i skutecznie😉) prosi o wrzucenie symbolicznej monety do czapki w ramach podziękowania za koncert. Przez całą drogę opowiada o mijanych widokach nie tylko po niemiecku, lecz także po angielsku.

Königsee uchodzi za jedno z najczystszych jezior Niemiec

Nad jeziorem wznosi się Watzmann z najwyższą skalną ścianą w Alpach

Do kaplicy św. Bartłomieja można dostać się tylko drogą wodną

Pobliskie skalne ściany są wyjątkowo niedostępne

W łodzi warto zająć miejsca z przodu po prawej stronie (w drodze powrotnej po lewej), bo wówczas lepiej można docenić walory widokowe rejsu. R. nie może odłożyć aparatu (wieczorem selekcja zdjęć jest wyjątkowo trudna, bo mamy po kilkanaście ujęć z jednego miejsca…😉). Nie chce pominąć żadnego dobrego kadru, szczególnie gdy dopływamy już na Półwysep św. Bartłomieja. To z wody można najlepiej ująć słynny widok z czerwonymi kopułami kaplicy.

Przed nami nasz cel – kościół pielgrzymkowy św. Bartłomieja

Kościół znajduje się nad Königsee, na półwyspie Hirschau.

Do kościoła można dotrzeć tylko statkiem lub po długiej wędrówce przez okoliczne pasma górskie.

Św. Bartłomiej apostoł to patron alpejskich rolników i mleczarzy.

Stateczki przybijają do niewielkiej przystani

Po dopłynięciu na półwysep M. zajmuje się tym, na co akurat ochotę ma Grzesiek, czyli dreptaniem po resztkach rozmakającego śniegu i bujaniem się na huśtawce na miejscowym placu zabaw. R. ze starszakami realizuje plan bardziej turystyczny: szybko obchodzą pobliski teren, fotografując co się da. Czujemy się trochę jak japońscy turyści, których zresztą tu nie brakuje 😉.

Najchętniej obeszlibyśmy cały półwysep i podeszli chociaż do kaplicy lodowej u stóp Watzmanna, ale potrzebowalibyśmy na to co najmniej jeszcze trzech godzin. Widok wysokogórskiego otoczenia jeziora, szczególnie imponującej ściany drugiego co do wysokości szczytu Niemiec – Watzmanna – powoduje, że zapisujemy to miejsce gdzieś na liście naszych wyjazdowych planów – tam koniecznie trzeba będzie wejść! O dziwo słynna niemal dwukilometrowa ściana nie sprawia jakiegoś przytłaczającego wrażenia, pięknie wkomponowuje się w krajobraz. Może to spojrzenie z brzegu jeziora powoduje takie wrażenie, ale te dwa kilometry wzwyż wydają się jak dobre kilkaset metrów.

Jezioro Königsee bardziej przypomina fiord, wijający się daleko w głąb lądu.

Kościół został założony przez proboszcza Berchtesgaden już w XII w.

Charakterystyczne cebulaste kopuły to jeden z wyróżników tej świątyni.

W kolejnych stuleciach kościół był przebudowywany w stylu barokowym.

Widok na Königsee sprzed kościoła.

Piękno okolicy jest chronione w ramach Parku Narodowego Berchtesgaden.

Można stąd wybrać się do kaplicy lodowej u podnóży Watzmanna.

Wyruszając na Półwysep św. Bartłomieja po południu w zimie nie ma oczywiście co liczyć na długie spacery: ostatni stateczek odpływa dzisiaj o 16:20, później nie można już stąd wrócić, o czym informują wyraźnie informacje na statku i przy kasach. Do szybkiego powrotu zmusza nas też coraz dłuższa kolejka do przystani. Musimy w niej odstać ponad pół godziny, a w międzyczasie sznurek oczekujących na powrót znacznie się wydłuża. Nie chcemy myśleć, co tutaj się dzieje w szczycie sezonu turystycznego! W ciepłej części roku można popłynąć aż na południowy kraniec jeziora. Tam z przystani Salem w kilkanaście minut można dotrzeć nad brzeg Obersee, a to podobno niezapomniany widok… Ach, trzeba tu jeszcze wrócić!

Pora wracać, choć kolejka oczekujących na statek długa.

Wreszcie płynie! Ciekawe, czy do tego stateczku my się zmieścimy.

Opuszczamy półwysep. WIdzimy, że kolejka do statków powrotnych z biegiem dnia się wydłuza.

W drodze powrotnej lepiej przyglądamy się północnemu otoczeniu jeziora, które prezentuje się teraz przed nami. Wypatrujemy górę Jenner, której szczyt jest podobno świetnym punktem widokowym na jezioro (obecnie kolejka na niego jest w remoncie do wiosny 2018 r.). Szukamy też Orlego Gniazda – reprezentacyjnej rezydencji Hitlera na skalnej ostrodze Kehlstein (można tam dotrzeć specjalnymi autobusami i windą, ale tylko w ciepłej części roku). Chłopcy nie kryją też radości, rozpoznając kształt leżącej czarownicy w grani Schlafende Hexe.

Königsee to jedno z must see w Niemczech.

Wokół panuje niemal doskonała cisza.

Pasmo Śpiąca Czarownica przed nami. Kogo przypomina, można wywnioskować samemu.

I z powrotem dobijamy do klimatycznej przystani w Schönau am Königsee.

Pomimo pełnej wrażeń wycieczki udaje nam się dowieźć Grzesia do domu bez drzemki. Dzięki temu po zjedzeniu przygotowanego wczoraj spaghetti możemy położyć naszą najmłodszą latorośl na drzemkę już w naszej kwaterze. M. zyskuje chwilę dla siebie i komputera, a R. z Tymkiem i Sebkiem jadą do Abtenau na kilka zjazdów torem saneczkowym (3-kilometrowy, frajda dla całej rodziny, szczegóły w relacji nt. Abtenau). Takiego Sylwestra jeszcze nie było – na pewno go zapamiętamy!

Cała nasza rodzinka celebruje ostatni wieczór 2017 roku, robiąc sobie wróżby i grając w kalambury. Im hasło śmieszniejsze, tym lepiej! Nie kupiliśmy co prawda fajerwerków, ale z okien i tak podziwiamy piękny kolorowy spektakl za oknem (nieco ograniczony przez mgłę spowijającą Abtenau). Wszyscy chłopcy dzielnie czekają do północy, ale potem już w miarę grzecznie idą spać, a i my nie przedłużamy imprezy – na jutro planujemy rodzinny spacer po Postalm – największej górskiej hali w austriackich Alpach (fotorelacja tutaj).

Sylwestra czas zacząć!

Do siego roku! Już 2018! Szampan oczywiście bezalkoholowy:)

Południowy Schwarzwald – Jeziora Schluchsee i Titisee

Ostatniego dnia naszego pobytu w Schwarzwaldzie wracamy do południowej części regionu, jednak tym razem nie podążamy szlakiem najwyższych widokowych szczytów, tylko największych jezior – Schluchsee i Titisee. To pierwsze jest jeziorem zaporowym i stanowi największy schwarzwaldzki zbiornik wodny. To drugie ma pochodzenie polodowcowe i urokliwie chowa się wśród zielonych wzgórz. Położone przy jego brzegu Titisee-Neustadt i Hinterzarten to gwarne i pełne turystów kurorty-uzdrowiska. 

W obu jeziorach można się kąpać, ale brzegi nie wszędzie nadają się do kąpieli (np. nad jeziorem Titisee kąpieliska znajdziemy po północnej stronie) – najlepiej sprawdzić na mapie, gdzie wyznaczono miejsca do kąpieli. Osoby, które chcą uciec od gwaru kurortów, mogą wybrać kąpiel w znacznie mniejszym jeziorze Windgfäll-weiher, położonym nieco na północ od Schluchsee.

17 sierpnia 2017, czwartek

Częściowe zachmurzenie, ok. 23 stopni

Południowy Schwarzwald – jeziora Schluchsee i Titisee 

 

Po raz kolejny wybieramy się na południe Schwarzwaldu i po raz kolejny mamy podobne obserwacje na temat różnic między północą i południem Czarnego Lasu.

Południe słynie z najwyższych widokowych szczytów, z których niezalesionych wierzchołków rozciągają się spektakularne widoki. Są tu najbardziej znane schwarzwaldzkie jeziora. Te atrakcje jak magnes przyciągają turystów, stąd też trudniej tu o samotność na szlakach. Jednocześnie rzeźba terenu jest nieco inna. Mimo wyższej wysokości względnej częściej spotyka się tu szczytowe wypłaszczenia, przypominające nam nieco nasze Góry Izerskie.

Środkowy Schwarzwald nie może się pochwalić najwyższymi szczytami, a wierzchołki wzniesień najczęściej porasta las (na kilku szczytach podziwianie panoram umożliwiają wieże widokowe), jednak też jest tu bardzo malowniczo. To tu – jak nam się wydaje – bije serce Czarnego Lasu. Jadąc wąskimi lokalnymi dróżkami co chwilę spotyka się tradycyjne domy schwarzwaldzkie jakby żywcem wyjęte ze skansenu. Drogi są puste, uroczo wiją się przez leśne wzniesienia – to raj dla rowerzystów.

My dziś jedziemy na południe Schwarzwaldu. Naszym głównym celem są największe jeziora – chłopcy bardzo ucieszyli się perspektywą orzeźwiającej kąpieli. My z kolei liczymy na piękne widoki, urozmaicone taflami niebieskiej wody.

Zaczynamy od odwiedzenia jeziora Schluchsee. Kąpanie zostawiamy na później, teraz celujemy w najlepszy punkt widokowy na okolicę – wieżę widokową Riesenbühl  (1097 m n.p.m.). Wieża znajduje się na południe od miejscowości Schluchsee. Samochód można zostawić na leśnym parkingu. Na szczyt, na którym stoi wieża widokowa, można dojść leśną drogą, a potem – za znakami – ścieżką przyjemnie wijącą się wśród jeżyn i malin. Spacer w górę zajmuje ok. pół godziny i wymaga pokonania ok. 100 m przewyższenia. Wieża jest bardzo solidna. Pięknie stąd widać jezioro Schluchsee i okolicę. I przy wieży, i przy parkingu są przyjemne miejsca odpoczynku. Idealne miejsce na krótki spacer z dziećmi.

Samochód zostawiamy na leśnym parkingu na obrzeżach Schluchsee.

Nieopodal urządzono miłe miejsce odpoczynku.

Cel naszego spaceru wyłania się zza drzew.

Bzzzzzz!

Potem skręcamy w prawo w ścieżkę wprowadzającą na szczyt wzniesienia.

Drzew coraz mniej.

Wokół polne kwiaty, maliny i jeżyny.

Kto zmęczony, siada, kto nie – prosto na górę!

Ze ścieżki otwierają się urokliwe widoki na Schluchsee.

Wieża Riesenbühlturm – jesteśmy!

Konstrukcja zadziwia swoją solidnością.

Wszyscy dzielnie wchodzimy na górę.

…podziwiając coraz szersze widoki

Wieża rozsiadła się na wysokości 1097 m n.p.m.

Pięknie stąd widać Schluchsee.

To największy zbiornik wodny w Schwarzwaldzie.

Ściąga z panoramy – dla tych, którzy nie wiedzą, co widzą.

Na wieży podoba się i tym dużym, i tym małym!

Schwarzwaldzkie widoki chwytają za serce.

U podnóża wieży urządzono zadaszone miejsce odpoczynku.

Z racji pięknej pogody wybraliśmy kamienie.

Oststni rzut oka na wieżę Riesenbühl.

…i pora na dół.

Górna część ścieżki oferuje piękne widoki na jezioro.

Tu widoki się kończą – zaraz wkroczymy w las.

A w lesie – równie pięknie!

Sesja Rodzice by Tymo:)

Trasa naszego spaceru.

Na jezioro Schluchsee patrzyliśmy z góry, więc jezioro Titisee postanawiamy zobaczyć z perspektywy tafli jego wody😊 – wybieramy się na kąpielisko w znanym uzdrowisku Titisee-Neustadt. Na mapie sprawa wydawała się prosta, plaża z kąpieliskiem zaznaczona była na północno-zachodnim brzegu jeziora. Najpierw zajechaliśmy na parking położony obok miasta, ale daleko od jeziora, potem nawigacja zaprowadziła nas na parking dla… autobusów! Na szczęście w końcu zaufaliśmy naszym nosom geografów i przejechaliśmy przez miasto, kierując się w stronę brzegu jeziora. Tuż za parkiem zdrojowym zobaczyliśmy parking z napisem „Badestelle”, co niezmiernie nas ucieszyło!

Plaża w Titisee

Parking płatny 2 euro za pierwszą, kolejne 1 euro za kolejną godzinę płatny z góry w parkomacie. Nie ma zbyt wiele miejsca, ale nam się akurat trafiło i to w cieniu! Plaża jest bardzo przyjemna, zejście po drobnych kamyczkach, dno stopniowo zagłębia się w toń jeziora. Przy nabrzeżu jest obszerny, trawiasty teren do plażowania. Do tego sympatyczne, drewniane przebieralnie, toalety i stoisko z lodami i przekąskami. Obok wypożyczalnia sprzętu wodnego. Część terenu zagrodzona – budowane są jeszcze prysznice, więc będzie pełna kulturka ;-).

My oczywiście zaliczamy pobyt z przygodami. Jeszcze przed dotarciem na plażę Grześ tak się nam wyrywa do jeziora, że w końcu zalicza wywrotkę na betonowy chodnik i ponownie rozbija sobie oba kolana, które właśnie prawie się zagoiły od upadku w Allerheiligen. Jego krzyki słyszy chyba całe Titisee. Potem Sebusia boleśnie żądli osa. I jak tu się zrelaksować w takich okolicznościach przyrody? 😉

Jezioro Titisee – świetne miejsce na kąpiel!

Można brodzić nogami w chłodnej wodzie.

… a można kąpać się na całego!

Najpierw spacer górski, potem kąpiel – wymarzony wakacyjny dzień.

A na deser – oczywiście lody!

Bo strasznie tu fajnie!

Taki okaz grzyba mijamy po drodze do Kienbronn!

W końcu M. wyskoczyła, żeby utrwalić go na zdjęciu.

Jest zjawiskowy!

Sama kąpiel jest jednak bardzo przyjemna i sprawia starszym chłopcom (w tym R.) wiele frajdy. W tym czasie M. brodzi z Grzesiem przy brzegu, wrzucając kamyczki do wody i zajmując się tymi podobnymi maluchowo-jeziornymi atrakcjami. Nie chce nam się opuszczać Titisee, zwłaszcza, że mamy w perspektywie wieczorne pakowanie, skomplikowane przez dwa noclegi po drodze. Czy Wy też tak nie lubicie pakowania przed podróżą powrotną?

A wieczorem – pakujemy się do domu. Żeby tylko nie zapomnieć Grzesia!

Środkowy Schwarzwald – spacery w okolicy Kienbronn

Schwarzwald to wymarzone miejsce dla wszystkich szukających spokojnego, bliskiego kontaktu z naturą. Tutejsze lasy są naprawdę arcywspaniałe – nazwa tej krainy (’Schwarzwald’ oznacza 'Czarny Las’) jest w pełni uzasadniona. Nawet nas – botanicznych laików – na każdym spacerze zadziwiało bogactwo tutejszej flory. Zwracaliśmy uwagę zwłaszcza na  wspaniałe, niezwykle zróżnicowane mchy i porosty. Podszyt lasu jest bardzo gęsty i tętniący życiem. Wybujałe paprocie, dorodne grzyby, misterne pajęczyny ozdobione kropelkami rosy… Zapraszamy na rodzinny spacer po lasach Schwarzwaldu!

16 sierpnia 2017, środa

Słoneczny, prawdziwie wakacyjny dzień

Spacery w okolicy Kienbronn (środkowy Schwarzwald)

Po wczorajszym dłuuuugim i pełnym wrażeń dniu w Europa-Parku potrzebujemy chwili wytchnienia. Urządzamy sobie spokojny, leniwy dzień, spacerując po leśnych szlakach w pobliżu Kienbronn. Zazwyczaj na wyjazdach brakuje nam czasu na dokładne poznanie najbliższej okolicy, bo zajęci jesteśmy odwiedzaniem tych najbardziej spektakularnych atrakcji, ale potem w końcu bardzo tego żałujemy. Dzisiejsze spacery przyniosły nam prawdziwy odpoczynek, były przy tym bardzo ciekawe pod względem przyrodniczym. Starsi chłopcy bardzo chętnie bawili się dziś z nami w znajdowanie IFO – Interesujących Fotograficznie Obiektów – takich okazów grzybów i roślin, których nigdy wcześniej nie widzieli.

Jaskinia Höchler Stein

Po śniadaniu wybieramy się na spacer do jaskini Höchler Stein, znajdującej się jedynie 15 min spaceru od Kienbronn (nie prowadzi do niej znakowany szlak, trzeba ją wypatrzeć na mapie; nam jaskinię wskazał nasz miły gospodarz, pracujący w tutejszych lasach jako drwal). Jaskinia jest niewielka i bezpieczna, ale bardzo ciekawa. Dzieciom podoba się zwłaszcza możliwości samodzielnego zeksplorowania jej wnętrza. Dobrze oczywiście zabrać ze sobą latarki.

W poszukiwaniu jaskini – ruszamy w lasy za Kienbronn.

Wszystko tu jakieś takie większe – dzieci wyglądają jak krasnale.

Grzesiowi trawy sięgają do pasa, a paprocie – po szyję

Wokół pachnie żywicą.

Pod nogami pajęczyny ozdobione rosą

…i piękny dywan kurek

Grzyby jak rafa koralowa – zawołali nasi chłopcy. Czy to świecznik rozgałęziony?

Piękne mchy i porosny to wyróżnik schwarzwaldzkiego lasu

Jest! Jaskinia Höhler Stein.

Nie prowadzi do niej znakowany szlak, ale można ją wypatrzeć na mapie.

Zanim wejdziemy do środka, chowamy się pod okazałymi skalnymi okapami.

R. przeprowadza badanie wstępne.

Kto pierwszy na pożarcie – starszaki!

Skoro starsi bracia poszli, idę i ja!

Obecność taty z tyłu zdecydowanie dodaje odwagi.

Tymo odważył się przecisnąć przez wąską szczelinę.

Za przykładem starszego brata ruszył niebawem Grześ.

Szczelina łączy dwia sąsiadujące ze sobą komory jaskini.

Na ścianach mnóstwo jadowitych pająków – sieciarzy jaskiniowych – z charakterystycznymi białymi kokonami.

Czyżby udało nam się spotkac świetlankę – mech świecący?

Wracamy do Kienbronn. Naszą agroturystykę wskazuje taki piękny znak!

Trzy domy na krzyż. Kienbronn. Tu jest jak w bajce.

Nie ma to jak przedpołudniowy mecz.

Chłopaki, zaraz Grzesiek strzeli wam gola!

Wzgórze Mooswald i Lauterbacher Hochtalrunde

Po upichconym w domu obiedzie i szybkim przedpołudniowym meczu piłkarskim 🙂 wybieramy się z kolei na nieodległe wzgórze Mooswald (879 m n.p.m.) – najwyższy szczyt w okolicy. Na jego stokach w zimie działa wyciąg narciarski, w lecie to dobry punkt wypadowy pieszych  wycieczek. Można wjechać samochodem aż na górną stację wyciągu. Stoi tu znane schwarzwaldzkie schronisko Gedächtnishaus Fohrenbühl. Obiekt ma długą tradycję turystyczną. Wyróżnia się niezwykle oryginalną (bo trochę przypominającą komin) wieżą widokową, skąd rozpościera się wspaniały widok na całą okolicę (gospodarze obiektu chwalą się, że przy dobrej widoczności widać nawet Alpy). My niestety nie mogliśmy przekonać się o tym na własne oczy, bo w każdą środę i czwartek schronisko jest zamknięte, a dziś akurat był czwartek. Wiele obiektów turystycznych w Schwarzwaldzie działa nie we wszystkie dni w tygodniu, zazwyczaj jest to jasno napisane na tablicach informacyjnych. Na wieżę nie udało nam się wejść, ale za to udał się nam bardzo przyjemny spacer. Samochód zostawiliśmy na parkingu przed schroniskiem, a sami ruszyliśmy szlakiem w stronę naszego Kienbronn. To fragment okrężnej trasy, zwanej Lauterbacher Hochtalrunde. Całość (Mooswald-Mooswald) ma 9 km, my idziemy tylko 3,5-kilometrowym odcinkiem ze szczytu Mooswald do Kienbronn. Trasa wiedzie najpierw zalesionymi drogami, potem wprowadza do niezwykle malowniczych przysiółków z zielonymi pagórkowatymi pastwiskami. Po godzinie bardzo przyjemnego spaceru (przerywanego postojami na podjadanie malin i jeżyn) dochodzimy do naszego domku. Swoją krzepą zadziwił nas zwłaszcza Grześ, który całą trasę przeszedł w podskokach i nie okazywał nawet na końcu żadnych oznak zmęczenia. M. z chłopcami zostaje już w domku i przygotowuje kolację, a R. wraca marszobiegiem po zostawiony na Mooswaldzie samochód. Dobre pół godziny i jest z powrotem.

Schronisko Gedächtnishaus Fohrenbühl leży na wysokości prawie 900 m

Takiej dekoracji na schroniskowej wieży zupełnie się nie spodziewaliśmy.

Niegdyś tu biegła granica między Badenią a Wirtembergią.

Przypominają o tym stylowe tablice.

Ruszamy w kierunku Kienbronn.

To fragment 9-kilometrowej pętli Lauterbacher Hochtalrunde.

Co krok spotykamy przepiękne grzyby.

Są i nasze ulubione – te jak rafa koralowa! Czy to świeczniki rozgałęzione?

Grześ podgrzybka, czy podgrzybek Grzesia?

Pierwsza część trasy sprowadza w dół lesistym zboczem.

Przy szlaku gdzieniegdzie stoją piramidy z kamieni.

Piękne mchy – wyróżnik Schwarzwaldu.

Leśna biżuteria

Przec cały spacer nie spotykamy żywej duszy, poza tym sympatycznym ślimakiem.

Niezmiennie zachwycamy się dorodnymi, mięsistymi mchami.

Jakie one mają kolory! Leśna rafa koralowa!

Propozycja podania. Jak nie skorzystać!

Odpoczynek leśnego skrzata.

Wszystkie węzły szlaków są jasno pooznaczane.

Biegniemy na dół. Jest świetnie!

Leśna droga doprowadza aż do Kienbronn.

Bajkowe Kienbronn.

Wokół doskonałe tereny dla rowerzystów.

Nasza lokalna gospoda.

Ostatnie pastwiska przed naszym domkiem.

Wypasane są tu duże stada krów.

Trasa naszego popołudniowego spaceru.

Ale mieliśmy dziś przyjemny dzień! Okolica Kienbronn jest jak z obrazka, taki lokalny koniec świata, idealny na rodzinne spacery (namiary na świetną rodzinną kwaterę tutaj). Rowerzyści byliby zachwyceni. Trochę nam smutno, że już pojutrze będziemy musieli opuścić te sielskie okolice.