Tatry, 2010.08

Tatry – nasza młodzieńcza fascynacja – zawsze będą dla nas wyjątkowe. Bardzo cieszymy się perspektywą wyjazdu. Oczywiście nie ma róży bez kolców. Babcia ma zostać pierwszy raz sama z 9-miesięcznym Sebusiem, więc trochę się denerwujemy. Na dodatek tuż przed wyjazdem – a jakże mogło by być inaczej – Młody dostaje temperatury. Na szczęście okazuje się, że to zwykła wirusówka, ale i tak musimy skrócić wyjazd, denerwujemy się, czy możemy go zostawić itp. Ruszamy z duszą na ramieniu i wydenerwowani. Ot, rodzicielskie realia…

7 sierpnia 2010, sobota

Do 27 stopni

Warszawa-Rzeszów, 7:00-13:00

Po drodze musimy zahaczyć o Rzeszów, żeby odstawić Tyma do Dziadków. Bohaterem podróży jest kontuzjowana maskotka-prosiaczek, cała poobklejana plastrami, i dźwig z bajki Tomek i przyjaciele.

Na miejscu zjadamy szybki obiad, rozpakowujemy Tyma i ruszamy dalej, już tylko we dwoje. O ironio, rozmawiamy oczywiście o … dzieciach. Tymo na odchodnym mówi, że nas kocha i że będzie za nami tęsknił. Nasze kochane Serduszko…

Rzeszów-Zakopane, 15:00-20:30

Wąskie drogi, ale jakie piękne! Podziwiamy krajobrazy beskidzkich wzniesień. Szczególnie malowniczy odcinek od Krościenka, droga biegnie nad samym Dunajcem.

Postój w Starym Sączu (17:30-18:45)

Stary Sącz, malowniczo położony u zbiegu Popradu i Dunajca, to doskonałe miejsce na romantyczną randkę. Malowniczość, kameralność i cenne zabytki, a przy tym brak komercyjnej tandety. Robimy sobie przemiły spacer, oglądając po drodze rynek z ładnymi kamieniczkami, mury klasztoru Klarysek (zał. XIII, przeb. XVI) i źródełko Św. Kingi, plac Św. Kingi, przyklasztorny kościół, Dom Św. Kingi i wejście do klasztoru.

Na miejsce dojeżdżamy zmęczeni, ale co to za problem poogarniać się bez dzieci – raz dwa i siedzimy przy herbatce, planując trasy na najbliższe dni.

Rynek w Starym Sączu

Rynek w Starym Sączu

Stary Sącz.

Stary Sącz.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Dom Kingi.

Dom Kingi.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

Klasztor Klarysek w Starym Sączu.

8 sierpnia 2010, niedziela

15-17 stopni, ale pułap chmur ok. 1700 m

Ździar – Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna; 11:30-18:30

Ruszamy o 9:00. Najpierw dojeżdżamy naszym autem do Jaworzyny Spiskiej. Ku naszemu zaskoczeniu wyremontowali drogę Oswalda Balzera. Na „języku teściowej” nie da obyć się bez jazdy za bryką.

Następny punkt programu to transport autobusem do Ździaru. Oczywiście nie obywa się bez przygód. Kierowca pierwszego autobusu chce zapłatę tylko w Euro, drugi na szczęście przyjmuje złotówki. W Ździarze wysiadamy za wcześnie – zmyla nad przydrożny drogowskaz do naszego szlaku. Najpierw chcemy znaleźć wyjście szlaku, idąc na azymut, w efekcie czego przez ponad pół godziny błądzimy po grzbiecie oddzielającym Ździar od naszego szlaku. W końcu zrezygnowani wracamy asfaltem i do punktu wyjścia dochodzimy dookoła.

Ździar- Przełęcz pod Kopą („naučny chodnik”)

Sympatyczny, choć w środkowej części mozolny szlak. W innych warunkach trud wynagradzałyby widoki, dziś niestety idziemy w mleku. Czekają na nas za to inne atrakcje: między Przełęczą Szeroką i Wyżnim Kopskim Sedlem spotykamy stado kozic, których zupełnie nie płoszy nasza obecność. Pasą się jak krowy, a my cichutko obserwujemy je, mając je na wyciągnięcie ręki. Na całym odcinku innych turystów jak na lekarstwo, mimo środka sezonu turystycznego.

Przełęcz pod Kopą – Dolina Zadnich Koperszadów – Jaworzyna

Przeurocze (nawet mimo braku rozległych widoków ← chmury) zejście szlakiem trawersującym zbocza Tatr Bielskich. Dalej wygodna szutrowa droga wzdłuż pięknego huczącego potoku. Szczególnie podoba nam się odcinek prowadzący przez Cieśniawę Bramka, przywodzącą nieco na myśl Dolinę Kościeliską, oraz malownicza Polana pod Muraniem (Murań na szczęście widoczny jako jeden z nielicznych dziś szczytów).

Tatry Bielskie od zawsze czarowały nas swoją bajkową atmosferą. Chętnie wrócimy tu podczas bardziej sprzyjającej aury.

Wracając, wstępujemy już po polskiej stronie do karczmy na zasłużoną kolację. Przypominamy sobie, jak ostatnio byliśmy tu z Tymem.

Szukamy szlaku w Ździarze....

Szukamy szlaku w Ździarze….

Ździar z Szerokiej Doliny.

Ździar z Szerokiej Doliny.

Szeroka Przełęcz (1825).

Szeroka Przełęcz (1825).

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Kozice przy szlaku!.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Vyżnie Kopskie Sedlo.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

Zejście Dol. Zadnich Koperszadów.

9 sierpnia 2010, poniedziałek

Rano słońce, po południu deszcz, ok. 15 stopni

Kuźnice – Hal Gąsienicowa – Krzyżne – Dolina Pięciu Stawów – Dolina Roztoki, 7:45-18:30

Wstajemy o 5:45 i tuż po 7:00 ruszamy. Podjeżdżamy z boku pod Murowanicę i dalej pieszo. Miło odwiedzić stare kąty…

Kuźnice – Murowaniec przez Boczań

Pomimo wysiłku to zawsze przyjemne wejście, a widok Hali Gąsienicowej w porannym słońcu jak zawsze zapiera dech w piersiach. W Murowańcu drugie śniadanie i do przodu!

Murowaniec – Krzyżne

Dobrze przypomnieć sobie stary szlak. Pod koniec trochę żmudnie, ale pomaga bliskość celu. Tu na szczęście już dużo mniej ludzi.

Podejście w okolice Buczynowych Turni

Pierwotnie planujemy przejść się kawałek Orlą Percią, ale coraz bardziej się chmurzy, aż wreszcie zaczyna padać, więc zamiast na Granaty wracamy na Krzyżne i schodzimy w dół.

Krzyżne – „Piątka”

Zapomnieliśmy już, jak długi to był odcinek szlaku, a może aklimatyzacja dała o sobie znać. Do schroniska docieramy głodni, mokrzy i znużeni. W środku tłum i parna mgła, ale udaje nam się gdzieś przycupnąć i zaliczyć po gorącej zupie.

Zejście Doliną Roztoki

Już od zakosów dokucza nam zmęczenie i deszcz, marszu nie ułatwia marsz w „plandekach” przeciwdeszczowych. Zaskakuje nas nowiutki asfalt do Moka. Rany, po co?!!

Wracamy busem. Wszędzie straszne korki. Ot, uroki Zakopanego w sezonie. Rozbawiamy się słuchaniem klnących górali przez CB-radio.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Widok na Giewont i Dol. Jaworzynki.

Zdjęcie z Tymusiem.

Zdjęcie z Tymusiem.

Hala Gąsienicowa.

Hala Gąsienicowa.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

Widok na Dol. Pięciu Stawów.

10 sierpnia 2010, wtorek

Umiarkowane zachmurzenie, do 20 stopni

Jesteśmy zmęczeni po wczorajszej wycieczce i mamy dość zakopiańskich tłumów, więc urządzamy sobie ,,wycieczkę ździarską” po pasmie Magury Spiskiej (ok. 12:00-15:00 plus dojazd)

Samochodem jedziemy dookoła – wybieramy trasę widokową przez Jurgów. Jak miło zobaczyć coś nowego… Przy tym widoki na Tatry Bielskie są naprawdę przepiękne.

Na miejscu ucinamy sobie spacer po centrum Ździaru – bardzo urokliwa tradycyjna zabudowa, widać dynamiczny rozwój zaplecza turystycznego.

Po spacerze czas na wycieczkę szlakiem. Wypatrujemy zielonych znaków i wchodzimy na szczyt pasma Magury Spiskiej. Na dojściu do szczytu robimy sobie przemiły postój na podszczytowej łące. Ziemia pachnie, pająki na nas wchodzą, pięknie widać Tatry Bielskie. Jest przemiło. Potem jeszcze spacerujemy po zalesionych (ale z „vyhladkami” na stronę polską) partiach szczytowych (szlak niebieski). Zejście z Magurki (1193 m) czerwonym szlakiem po trawiastym zboczu. Widok jak z fototapety. Piękna trasa, pusto, prawdziwy odpoczynek.

Wracając, zatrzymujemy się w Bukowinie na obiad. Ceny sporo niższe niż w Zakopanem.

Wieczorem wybieramy się na Krupówki – przynajmniej raz wypada tu zajrzeć. Tłumy nad tłumami, dobrze, że nie musimy tu bywać codziennie. Kupujemy pamiątki dla wszystkich.

Ździar.

Ździar.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Ździar, kapliczka z XVIII w.

Styl ździarski.

Styl ździarski.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Tatry Bielskie z pasma Magury Spiskiej.

Dom ździarski.

Dom ździarski.

11 sierpnia 2010, środa

Słonecznie, 23 stopnie

Po dniu odpoczynku czas na ambitniejszą wycieczkę na deser:

Orlą Percią: Kozia Przełęcz – Granaty; 6:40-18:40

Kuźnice – Hala Gąsienicowa przez Boczań

Jak zwykle wchodzi się bardzo miło, z pięknym widokiem na Karczmisku. Wszystko przebija jednak główna atrakcja dnia: pod Kopą Magury widzimy NIEDŹWIEDZIA! Tyle już chodziliśmy po Tatrach, a nigdy wcześniej nam się to nie zdarzyło. Na szczęście nasz bohater był odpowiednio daleko i zupełnie nie interesował się ludźmi; po chwili spokojnej obserwacji ruszyliśmy dalej.

Z Hali na Kozią Przełęcz

Szczególnie urokliwy odcinek szlaku wiedzie wzdłuż Czarnego Stawu Gąsienicowego do Zmarzłego Stawu. Potem nieco trudniejszy technicznie odcinek, nie przysparzający jednak specjalnych kłopotów.

Orlą Percią na odcinku Kozia Przełęcz – Kozi Wierch

To bardzo trudny technicznie odcinek, wymagający uwagi i doświadczenia szczególnie w okolicach Koziej Przełęczy i Koziej Przełęczy Wyżniej. Przypominamy sobie naszą pierwszą wycieczkę na Kozią wiele lat temu… Dalej, z Koziego Wierchu przepiękny widok na Dolinę Pięciu Stawów Polskich.

Odcinek Kozi Wierch – Zadni Granat

Tu już łatwiej, może poza nużącym zejściem fragmentem Żlebu Kulczyńskiego i wysokim kominkiem. Ogólnie dziś na Orlej ruch turystyczny był spory, jak to w sezonie, ale bez zatorów; mieliśmy też szczęście spotkać samych uprzejmych ludzi.

Zejście z Zadniego Granatu na Halę; zejście przez Jaworzynkę

Widać, że szlak niedawno remontowany, idzie się bardzo wygodnie. W Murowańcu raczymy się zasłużonym obiadem – po takiej trasie to po prostu poezja. Schodzimy Doliną Jaworzynki, uroki tej trasy są jednak przysłonięte przez tłumy ludzi.

Wieczorem czas na pakowanie. Nie możemy doczekać się jutrzejszego spotkania z chłopcami. Ale cudnie będzie móc im kiedyś pokazać Tatry!

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Niedźwiedź pod Kopą Magury.

Widok na Kościelec.

Widok na Kościelec.

Widok na Halę Gąsienicową.

Widok na Halę Gąsienicową.

Na Kozią Przełęcz.

Na Kozią Przełęcz.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Z Koziej Przełęczy na Kozi Wierch.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Zejście na Kozią Przełęcz Wyżnią.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok na Cichą Przełęcz z Koziego Wierchu.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

Widok z Koziego Wierchu na Dol. Pięciu Stawów.

12 sierpnia 2010, czwartek

Słonecznie, 31 stopni

Z Zakopanego udaje nam się wyjechać już o 6:30. Do Rzeszowa jedzie się jednak fatalnie jak nigdy: na odcinku omijającym Kraków kilka razy ruch wahadłowy, na „czwórce” co chwilę korki, nawet parokilomentrowe. Dojeżdżamy dopiero o 12:30.

Ściskamy Tyma ze wszystkich stron, jemy razem obiad i o 14:30 ruszamy do domu. Droga mija sprawnie. Zatrzymujemy się na bardzo miły postój w Iłży, gdzie wchodzimy na wzgórze zamkowe z ruinami zamku biskupiego (XIV) i zrekonstruowaną wieżą. Wszyscy troje podziwiamy widok z góry, Tymuś zachwycony, wszędzie sam dziarsko wchodzi. O 20:30 jesteśmy w domu i ściskamy naszego Sebusia!

Warmia – tydzień II

17 lipca 2010, sobota

Upał, 35 stopni

Wycieczka do Ostródy

Wizytę w Ostródzie zaczynamy od odwiedzenia XIV-wiecznego zamku krzyżackiego. Jest niecharakterystyczny, bez baszty, ale w środku znajduje się ciekawa ekspozycja. Karmimy Sebcia na nastrojowym dziedzińcu.

Potem chcemy wejść na wieżę kościoła ewangelickiego (pocz. XX), szczególnie napalony jest Tymuś, niestety, punkt widokowy okazuje się nieczynny. W przelocie robimy tylko zdjęcie kościołowi św. Dominika Savio (XIV, odbudowany). Potem urządzamy sobie uroczy spacer po deptaku nad Jeziorem Drwęckim i po molo, zakończony piknikiem na kocyku. Tymo dostaje śmiechawki, Seba też w szampańskim humorze, ochoczo wyrusza na poszukiwanie trawy.

Ostróda robi na nas bardzo dobre wrażenie. Nieodparcie przypomina nam Augustów. Zadbane centrum, molo, wyciągi dla narciarzy wodnych, łabędzie, statki i żaglówki… Niezwykle malownicze są też okolice Ostródy, szczególnie w rejonie Taborza – prześliczne lasy, miejsca biwakowe. Rezerwat Sosny Taborskie uznajemy za zeksplorowany z samochodu.

Po południu

Wszyscy troje pluskamy się w naszym jeziorze (Sebuś śpi w wózku). Tymo przerzucił się z dmuchanego smoka-żółwia na rękawki i dziarsko uczy się pływać.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Zamek krzyżacki (XIV w) w Ostródzie.

Muzeum zamkowe.

Muzeum zamkowe.

Molo w Ostródzie (najdłuższe na Mazurach).

Molo w Ostródzie (najdłuższe na Mazurach).

Turysta Tymuś.

Turysta Tymuś.

Jezioro Limajno i my, odsłona VII.

Jezioro Limajno i my, odsłona VII.

18 lipca 2010, niedziela

22 stopnie, przed południem ulewa, potem pochmurno i wietrznie – w sumie miła odmiana od upałów

Rano ulewa, więc na śniadanie chodzimy na zmianę (Sebuś śpi w domu). Ok. 11:00 przyjeżdżają w odwiedziny Babcia i Dziadek i miło wspólnie spędziliśmy czas, spacerując po okolicy. Po obiedzie skwapliwie korzystamy z okazji do wyrwania się na spacer we dwoje do grodziska po drugiej stronie Jeziora Limajno. Przechodzimy ok. 9 km, okrążając Jezioro Limajno od strony Cerkiewnika.

Wieczorem robimy niezbędne pranie i planujemy kolejne wyprawy.

Swobodna.

Swobodna.

Okolice Cerkiewnika - grodzisko Kapelusz.

Okolice Cerkiewnika – grodzisko Kapelusz.

 Spacer na 'drogę ze szlabanem'.

Spacer na 'drogę ze szlabanem’.

Spacer na 'drogę ze szlabanem'.

Spacer na 'drogę ze szlabanem’.

19 lipca 2010, poniedziałek

22-25 stopni, małe chmurki na niebie

W związku z ochłodzeniem decydujemy się na wycieczkę do skansenu w Olsztynku. To wielka atrakcja dla dzieci w każdym wieku, dla nas też spacer po terenie skansenu to wielka przyjemność. Skansen jest wspaniale urządzony, rozciąga się na rozległym terenie, sprawia wrażenie żyjącej wsi (uprawiane pola, zwierzęta itp.).

Tymo wszystkim się żywo interesuje, chętnie słucha i bez problemu wytrzymuje cały spacer. Oczywiście wszystko przebija wspinaczka na wiatrak. Sebuś w większości w wózku i w chuście. Najbardziej interesuje go … trawa (zwłaszcza jak może ją badać na siedząco).

Wyjeżdżając z Olsztynka, podjeżdżamy pod zamek krzyżacki (obecnie przerobiony na szkołę), dawny kościół ewangelicki (teraz muzeum) i rynek z ratuszem (pocz. XX w.) i lwem.

Po południu, nie zważając na chłodniejsze powietrze, idziemy się kąpać. Woda nadal cudownie ciepła.

Skansen w Olsztynku - największy w Polsce.

Skansen w Olsztynku – największy w Polsce.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

'Dziadek mojego (Tymusia) kuzyna tramwaja'.

'Dziadek mojego (Tymusia) kuzyna tramwaja’.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Na wiatrak!.

Na wiatrak!.

Skansen w Olsztynku.

Skansen w Olsztynku.

Dawny kościół ewangelicki (XIV w).

Dawny kościół ewangelicki (XIV w).

Zamek krzyżacki w Olsztynku (ob. szkoła).

Zamek krzyżacki w Olsztynku (ob. szkoła).

20 lipca 2010, wtorek

27 stopni, po południu powraca gorąco

Wycieczka do Głotowa k. Dobrego Miasta

Naszym celem jest Sanktuarium Najświętszego Sakramentu i Męki Pańskiej w Głotowie. Zwiedzamy barokowy kościół Najświętszego Zbawiciela (XVIII w.), ale przede wszystkim Kalwarię Warmińską, czyli zespół 14 neogotyckich (kon. XIX) kaplic drogi krzyżowej w dolinie rzeki Kwieli. Spacer po kameralnych dróżkach Kalwarii Warmińskiej skłania do głębszej refleksji, bardzo podoba się też chłopcom, głównie ze względu na ciekawe ukształtowanie powierzchni (my wiemy, że wiernie naśladuje ono jerozolimską drogę krzyżową).

Popołudnie

Tradycyjnie kąpiel w jeziorze. To żelazny punkt naszego programu.

Barokowy kościów w Głotowie (XVIII w).

Barokowy kościów w Głotowie (XVIII w).

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

Kalwaria Warmińska w Głotowie.

21 lipca 2010, środa

30 stopni, słonecznie

Wycieczka do Reszla

Rano Tymo, zapytany o to, jakie wyprawy lubi najbardziej, odpowiada, że długie. No to mamy długą wyprawę – dziś robimy ponad 140 km.

Warmińskie drogi są bardzo malownicze, choć wąskie i wymagające natężonej uwagi kierowcy. Dużo średniowiecznych kościołów.

Po drodze oglądamy „diabelski kamień” w Bisztynku. To drugi co do wielkości głaz narzutowy w Polsce; rzeczywiście robi wrażenie. Warto pofatygować się (dojazd b. słabo oznaczony…) i podjechać w to miejsce. Tymo biega dookoła głazu, Seba ze stoickim spokojem pozuje do zdjęć.

Potem już prosto do Reszla. Ta miejscowość jest ze wszech miar warta odwiedzenia. Pięknie zachowana starówka (wpisana na listę UNESCO), gotyckie mosty nad Sajną, XIV-wieczny kościół św. Piotra i Pawła (nieopodal niego rozkładamy się na kocyku na popas). Największą atrakcją turystyczną Reszla jest jednak zamek biskupów warmińskich (XIV-XVIII) z charakterystycznymi trzema wieżami. Na jedną z wież wspinają się M. z Tymem – Tyma nie zrażają strome, kręte i ciemne schody. Ale z niego dzielny turysta! Sebuś w tym czasie grzecznie czeka w wózku, z zapamiętaniem zjadając troczki od swojej czapki.

Wracając, zahaczamy o sanktuarium w Świętej Lipce. Niestety, znana barokowa (XVII) świątynia jest obecnie w remoncie.

Po południu wszyscy czworo pluskamy się w jeziorze.

'Diabelski kamień' w Bisztynku.

'Diabelski kamień’ w Bisztynku.

Popas w Reszlu.

Popas w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich (XIV-XVIII w) w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich (XIV-XVIII w) w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Widok z zamkowej wieży na Reszel.

Widok z zamkowej wieży na Reszel.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Zamek biskupów warmińskich w Reszlu.

Gotycki most (XIV w), Reszel.

Gotycki most (XIV w), Reszel.

Święta Lipka (XVII w).

Święta Lipka (XVII w).

Jezioro Limajno i my - odsłona XI.

Jezioro Limajno i my – odsłona XI.

22 lipca 2010, czwartek

34 stopnie, znowu upał i duszno

Wyprawa na Dylewską Górę (9:50-15:00, ok. 180 km w obie strony)

Po długich dywagacjach: jechać czy nie jechać, wyruszamy – nie możemy przepuścić okazji odwiedzenia najwyższego wzniesienia północno-wschodniej Polski. To morenowe wzniesienie ma 312 m wysokości.

Wybieramy dojazd „krótszą” trasą, przez lasy Parku Krajobrazowego Wzgórz Dylewskich od strony Dylewa – jest niewątpliwie bardzo ładnie, ale trochę błądzimy i w końcu robimy sobie popas w lesie w okolicy Jeziora Francuskiego. Po takim przerywniku wjeżdżamy w końcu od właściwej strony do Wysokiej Wsi. Samochodem wjeżdża się właściwie na szczyt Dylewskiej Góry, po zaparkowaniu robimy sobie jednak jeszcze spory spacer ścieżką dydaktyczną – zdobywamy właściwy szczyt, oglądamy kilka tablic edukacyjnych, zabawiamy chwilę na placu zabaw. Do powrotu do samochodu nakłaniają nas jednak coraz groźniejsze grzmoty i spadające pierwsze krople deszczu. Wracając, stwierdzamy, że PK Wzgórz Dylewskich to tereny wprost stworzone na rowery.

Po południu oczywiście kolejna kąpiel. Ale cudowne wakacje…

Park Krajobrazowy Gór Dylewskich.

Park Krajobrazowy Gór Dylewskich.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Na szczyt Dylewskiej Góry.

Szczyt Dylewskiej Góry.

Szczyt Dylewskiej Góry.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Ścieżką przyrodniczą na Dylewskiej Górze.

Jezioro Limajno i my - odsłona XII.

Jezioro Limajno i my – odsłona XII.

23 lipca 2010, piątek, dzień pożegnalny

Rano 28 stopni, potem pogoda się psuje i zaczyna padać

Poranna kąpiel

Dzień pożegnalny planujemy spędzić leniwie, na miejscu. Rano zaliczamy ostatnią kąpiel w Jeziorze Limajno. Jest bardzo przyjemnie. My przepływamy się po kilkaset metrów, chłopaki siedzą w wodzie ponad godzinę.

Tymuś i jego VIPy.

Tymuś i jego VIPy.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Pożegnanie z jeziorem Limajno.

Chyba wraz z końcem naszego wyjazdu kończy się piękna pogoda – była chyba zamówiona, bo po południu już chmurzy się i zaczyna padać, prognozy zapowiadają też ochłodzenie. Po obiedzie planujemy pożegnalny spacer wzdłuż brzegów Jeziora Limajno, ale nasilający się deszcz krzyżuje nasze plany. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło – dzięki temu szybciej pakujemy się do domu. Ogromnie żal nam wyjeżdżać. Wakacje udały się po prostu wspaniale. Słowo „Warmia” na pewno będzie budziło w nas na długo same pozytywne skojarzenia!

Na koniec kilka impresji z naszego ośrodka i okolicy.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Nasz ośrodek nad Jeziorem Limajno.

Próba sprzętu pływającego.

Próba sprzętu pływającego.

Drzewo się do nas uśmiechało.

Drzewo się do nas uśmiechało.

Las otaczający Jezioro Limajno.

Las otaczający Jezioro Limajno.

Warmia – tydzień I

 10 lipca 2010, sobota

Słońce, 32 stopnie, po prostu pięknie!

Warszawa – Swobodna, k. Dobrego Miasta, 9:50-16:30

Jedziemy z samym Sebciem – Tymuś spędza wakacje nad morzem z Dziadkami i ma do nas dojechać niebawem. Wyjazd bez pośpiechu, na wylotówce z Warszawy duży tłok, ale potem w sumie jedzie się bez problemów. Robimy sobie dwa postoje: jeden po prostu na kocyku przy bocznej drodze pod drzewkami (Sebuś zjada jogurciki; poza tym próbuje wpakować sobie do buzi wszystko, czego tylko dosięgną jego rączki, łącznie z trawą i ziemią), i drugi– w Grunwaldzie – zwiedzaniowy.

Grunwald

Tę nazwę zna chyba każde dziecko już po pierwszym roku nauki historii w szkole. Ale co innego czytać o nim w podręczniku, a co innego zobaczyć na własne oczy. Pole słynnej bitwy jest oznaczone widocznym z daleka pomnikiem. W pobliżu jest też muzeum bitwy grunwaldzkiej. Wszędzie ładne, zadbane dróżki. Dziś wszędzie wokół widać było gorączkowe przygotowania do mającej się odbyć niebawem corocznej inscenizacji bitwy pod Grunwaldem (a w tym roku okazja jest wyjątkowa – w końcu wypada 600. rocznica tego wydarzenia!). Cieszymy się, że udało się nam zahaczyć o Grunwald – nie nadkładając wiele drogi, mieliśmy przemiły postój i dodatkowe wrażenia turystyczne.

Dojeżdżamy na miejsce bez pośpiechu. Zakwaterowujemy się w ośrodku w Swobodnej, tuż nad jeziorem Limajno. Z radością witamy przestronny domek z dużym, bezpiecznie ogrodzonym tarasem. Wieczorem idziemy przywitać się z jeziorem – kąpielisko jest miłe i zadbane, z łagodnym zejściem do wody.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Pola Grunwaldu.

Grunwald - odpoczynek na trawce.

Grunwald – odpoczynek na trawce.

11 lipca 2010, niedziela

Słońce, 33 stopnie

Orneta

Po śniadaniu jedziemy do Ornety – tam umówiliśmy się z Dziadkami na przechwycenie wracającego z wakacji nad morzem Tymcia. Cieszymy się na spotkanie – tak bardzo brakowało już nam jego wesołego trajkotania!

W Ornecie karmimy i przewijamy Sebusia na ławce (wiwat lato!), i w przelocie (tak ,w taki właśnie sposób zwiedza się z małymi dziećmi) „zaliczamy” dostojny kościół pw. Jana Chrzciciela (XIV) – jeden z najcenniejszych gotyckich zabytków na Warmii, gotycki ratusz (XIV) oraz kamieniczki z XIX w.

Popołudnie nad Jeziorem Limajno

Wczesne popołudnie spędzamy razem z Dziadkami u nas – idziemy na obiad, pijemy kawę na tarasiku itp. Potem Babcia z Dziadkiem odjeżdżają, a my spędzamy miłe dwie godziny nad jeziorem. Tymo pluska się jak mała rybka (w większości „po warszawsku – brzuchem po piasku”), Seba najpierw śpi, a potem też pluska się w jeziorze. Nawet nam udaje się na zmianę popływać. Woda jest ciepła jak zupa. Jest bosko!

Na Tymusia cały dzień nie możemy się napatrzeć – ale stęskniliśmy się za nim przez ostatni tydzień! Co chwila ma nowe pomysły – m.in. robi plastelinowe buźki drzewom rosnącym przy naszym tarasie. Sebcik z kolei rozwija się w oczach. Jest ciągle w ruchu, wciąż coś łapie, albo gdzieś „idzie”, zadzierając pupę do góry. Jemy i przewijamy się w plenerze. Jednym słowem egzamin na turystę po raz kolejny zaliczony! Rega ma tu raj. Najchętniej cały dzień przeleżałaby na tarasie.

Wieczorem chłopaki padają, ale stęsknieni za sobą, w jednym pokoju nakręcają się nawzajem:

My: Tymusiu, spróbuj zasnąć.

T: Ale Seba jeszcze nie śpi.

My: To nic, zaraz zaśnie, śpij.

Po chwili słyszymy pisk Sebcia i widzimy Tyma z głową nad jego łóżeczkiem.

T: Tato, Seba jeszcze nie spi.

R: Jak ma spać, jak ciągle gadacie.

T.: Tato, ale Sebuś NAPRAWDĘ nie śpi. Itp. itd.

Ratusz, XIV w, Orneta.

Ratusz, XIV w, Orneta.

W Ornecie spotykamy się z Tymem.

W Ornecie spotykamy się z Tymem.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

Kościół pw. Jana Chrzciciela, XIV w, Orneta.

12 lipca 2010, poniedziałek

33 stopnie cd.:)

Wycieczka do Olsztyna

Wyprawa jest w sumie bardzo udana, ale trzeba przyznać, że z małymi dziećmi nie zawsze jest różowo – Seba w samochodzie podmarudza, Tymo rozbija łokieć i płacze itp. – w dodatku plan wycieczki trzeba ustalać pod najmłodszych, a nie pod dorosłych turystów. W związku z tym zwiedzanie olsztyńskiej starówki jest raczej pobieżne – M. wyskakuje i robi dokumentację fotograficzną w czasie, gdy chłopcy zasypiają w samochodzie: znajduje katedrę św. Jakuba (XIV), Wysoką Bramę (XIV), rynek, ratusz, kamieniczki. Potem dokładniej zwiedzamy Olsztyn wieczorem na ekranie komputera.

Głównym celem naszego dzisiejszego wyjazdu jest olsztyńska plaża miejska – o, to się chłopakom podoba. Plaża jest bardzo dobrze zorganizowana – czysty piasek, chodniczki, ławeczki, zjeżdżalnia dla dzieci, mała gastronomia itp. Dziś męczy nas tylko duży upał, który zmusza do chowania się w cieniu.

Po późniejszym obiedzie idziemy znowu nad „nasze” jezioro. Kąpiemy się wszyscy. Jest bardzo wakacyjnie!

Katedra Św. Jakuba, XIV w, Olsztyn.

Katedra Św. Jakuba, XIV w, Olsztyn.

Na Rynku w Olsztynie.

Na Rynku w Olsztynie.

Na Rynku w Olsztynie.

Na Rynku w Olsztynie.

Gotycki ratusz (przebudowywany), Olsztyn.

Gotycki ratusz (przebudowywany), Olsztyn.

Detal ratusza.

Detal ratusza.

Wysoka Brama, fr. fortyfikacji, XIV w.

Wysoka Brama, fr. fortyfikacji, XIV w.

13 lipca 2010, sobota

Upał, 34 stopnie

Olsztyn bis

Nie daliśmy rady odwiedzić wszystkich olsztyńskich atrakcji za jednym razem, więc dziś jedziemy do stolicy Warmii po raz drugi. Na celowniku znajduje się przede wszystkim zamek biskupów warmińskich. Oglądamy dziedziniec z tajemniczymi babami sprzed kilkuset lat, wchodzimy na wieżę (Tymo dwukrotnie – najpierw z M., a potem jeszcze raz z R. – wchodzenie na wieże to jest to!), szukamy śladów Mikołaja Kopernika. Potem czas na miły spacer po malowniczym parku okalającym zamek z przepływającą przez jego środek wijącą się Łyną. Oglądamy dwie fontanny, próg na Łynie i mosty kolejowe z XIX w. Robimy sobie piknik na kocyku na trawce nad Łyną – wszędzie wozimy ze sobą podgumowany koc, co umożliwia nam zrobienie sobie popasu, przewinięcie Sebcia itp. kiedy tyko przyjdzie nam na to ochota. Ten patent bardzo się sprawdza. Sebuś koniecznie chce zjadać trawę, którą regularnie zrywa i dostarcza mu …Tymo. Gramy w „żółtą febrę” – rzucanie z trzęsieniem żółtą grzechotką – zdecydowanie najlepszy jest Sebuś. Sielanka kończy się histerią i temperowaniem Tyma. Jego ukochany prosiaczek do wieczora ma siedzieć w plecaku.

Po południu tradycyjnie pluskamy się w naszym jeziorku.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Tymo i kilkusetletnia 'baba'.

Tymo i kilkusetletnia 'baba’.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Zamek Kapituły Warmińskiej, XIV w.

Widoki z zamkowej wieży.

Widoki z zamkowej wieży.

I na dół.

I na dół.

Pozegnanie olsztyńskiego zamku.

Pozegnanie olsztyńskiego zamku.

Widok na olsztyński zamek i próg na Łynie.

Widok na olsztyński zamek i próg na Łynie.

Mosty kolejowe - zabytki techniki z XIX w.

Mosty kolejowe – zabytki techniki z XIX w.

Popas w Parku Podzamcze.

Popas w Parku Podzamcze.

14 lipca 2010, środa

Przelotny deszcz w nocy, dziś parno i duszno, 27 stopni

Wycieczka do Lidzbarka Warmińskiego

Po drodze Sebcik odpływa, więc najpierw samochodem objeżdżamy miasto, R. robi zdjęcie Wysokiej Bramy (XIV), kościoła św. Piotra i Pawła (XIV) i kościoła ewangelickiego z pocz. XIX w (obecnie pełniącego funkcje cerkwi). Zatrzymujemy się na dłużej przy zamku biskupim z XIV w. To naprawdę piękny gotycki zamek, zbudowany na planie kwadratu, z czterema smukłymi wieżami. Niestety, dziedziniec z krużgankami jest obecnie w remoncie, a całe przedzamcze to wielki plac budowy – powstaje tu wielki hotel… Po obejrzeniu zamku jemy drugie śniadanie na ławeczce z widokiem na zamek, zamkową fosę i znajdujące się w niej – ku uciesze Tyma – trzy fontanny.

Wracając z Lidzbarka, kierowani opisem z przewodnika podjeżdżamy do Pieszkowa na fermę strusi. Okazuje się jednak, że ferma już nie istnieje, więc wycieczka kończy się piknikiem na łące nad jeziorem – też miło.

W drodze powrotnej obaj chłopcy zasypiają w samochodzie, a my oglądamy jeszcze (z samochodu) Pałac w Smolajnach (XVIII) – ulubioną rezydencję letnią biskupa Ignacego Krasickiego.

Popołudnie

Kąpiel w jeziorze jest dziś wyjątkowo miła – z powodu niepewnej pogody jest zdecydowanie mniej tłoczno na plaży.

Prosiak na smyczy.

Prosiak na smyczy.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Zamek biskupów w Lidzbarku Warmińskim.

Tu byłem.

Tu byłem.

Fontanny w fosie zamku.

Fontanny w fosie zamku.

Mały piknik w Pieszkowie.

Mały piknik w Pieszkowie.

Na naszym pomoscie.

Na naszym pomoscie.

Czy te oczy mogą kłamać...

Czy te oczy mogą kłamać…

15 lipca 2010, czwartek

I znów słonecznie, 29 stopni

Wycieczka do Dobrego Miasta

Dobre Miasto zazwyczaj nie znajduje się na liście must-see turystów zwiedzających Warmię, ale my z chęcią tu zaglądamy. Panuje tu miła, kameralna atmosfera – w centrum, obok fontanny, napis na ławce głosi „Dobre miasto dobrych ludzi”, jest też „latarnia dobrych myśli”. Miłośnicy zabytków też nie byliby zawiedzeni – tutejsza kolegiata – piękna gotycka świątynia z XIV w – swoim rozmiarem robi ogromne wrażenie; zachował się też fragment średniowiecznych fortyfikacji miejskich – Bociania Baszta. Niestety, nie można wejść na szczyt, ale za to dostępu do baszty strzeże tajemniczy rycerz. Zwiedzanie Dobrego Miasta kończymy wizytą na placu zabaw. Sebuś w cieniku uparcie chce zejść z koca i zjadać wyrwaną trawę i ziemię.

W drodze powrotnej z samochodu robimy zdjęcie neogotyckiemu (XIX) kościołowi św. Katarzyny w Cerkiewniku. Aby przedłużyć drzemkę Seby, objeżdżamy dodatkowo samochodem nasze jezioro – piękny las, potem łąki i bociany – ale tu malowniczo!

Popołudniowa kąpiel w naszym jeziorze

Kąpiemy się wszyscy: Sebuś macha rączkami i chlapie jak nakręcana zabawka, Tymo najchętniej siedzi po szyję w głębinie.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście, XIV w. Jeden z największych warmińskich kosciołów.

Kolegiata w Dobrym Mieście.

Kolegiata w Dobrym Mieście.

Bociania Baszta, XIV w. Dobre Miasto.

Bociania Baszta, XIV w. Dobre Miasto.

ZNAKI mają pamiątkę z wakacji.

ZNAKI mają pamiątkę z wakacji.

Dobre Miasto dobrych mysli i ludzi.

Dobre Miasto dobrych myśli i ludzi.

17 lipca 2010, piątek

Najpierw upał, po południu burza z ulewą

Ale frajda – dzień wyprawy do POCIĄGOSTATKU!

Wycieczka do Buczyńca

Pociągostatki – tak opowiadaliśmy chłopakom o pojazdach pokonujących Kanał Ostródzko-Elbląski. Cały kanał to zabytek techniki, jedyny taki obiekt w Europie. Cały mechanizm napędzany jest wodą, przy pomocy urządzeń, pracujących tutaj od ponad 150 lat – to naprawdę robi wrażenie! Musimy koniecznie kiedyś pokonać wodą całą trasę. Dziś decydujemy się podjechać pod największą z pochylni, tę w Buczyńcu (różnica poziomów ponad 20 m!), i poczekać, aż statek będzie pokonywał trawiasty odcinek trasy.

Tymo jest po prostu zachwycony, potem długo opowiada o „pociągostatkach”, które najpierw pływały, a potem jeździły po torach. Wspaniałym uwieńczeniem wycieczki jest obiad w tutejszym punkcie gastronomicznym (przy okazji chowamy się przed deszczem) – naleśniki z jagodami są naprawdę przepyszne. Sebuś buszuje po stole, usiłując zjadać różne rzeczy.

Popołudnie

Po rzęsistej ulewie nie idziemy na plażę, ale za to wybieramy się na długi spacer wzdłuż Jeziora Limajno.

Wieczorem Tymo opowiada niestworzone historie o tramwajach, które przebywają tutaj na koloniach, mieszkają w dziuplach na drzewach, na szczytach brzóz mają stołówkę itp. – zaśmiewamy się do łez!

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Pochylnia Buczyniec.

Pochylnia Buczyniec.

Pochylnia Buczyniec.

Pochylnia Buczyniec.

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Kanał Ostródzko- Elbląski.

Sebuś ciągle gdzieś idzie...

Sebuś ciągle gdzieś idzie…

Warmia, 2010.07

Wakacje na Warmii wspominamy jako jedne z najbardziej udanych. Na pewno przyczyniła się do tego piękna, słoneczna pogoda i zakwaterowanie w wygodnym domku nad samym jeziorem. Warmińskie zabytki również niezmiernie przypadły nam do gustu. Wszyscy byliśmy zdrowi i przez cały wyjazd dopisywały nam szampańskie humory. Kto by pomyślał, że 9-miesieczny maluch i z czterolatek mogą być tak fantastycznymi kompanami!

Wyjazd przez dłuższy czas stał pod znakiem zapytania. Po czerwcowej stłuczce nie wiedzieliśmy, czy w ogóle będziemy mieli samochód, chodziliśmy cali skwaszeni. W ostatniej chwili udało nam się załatwić samochód zastępczy – hura!, jedziemy!

 

Grunwald - odpoczynek na trawce.

Warmia – tydzień I

 

Jezioro Limajno i my - odsłona XII.

Warmia – tydzień II

Białowieża, 2010.05

W naszych planach wyjazd do Białowieży miał być rodzinną sielanką w sielskim otoczeniu prastarej puszczy i z piękną pogodą. Rzeczywistość trochę rozminęła się z oczekiwaniami – i pogoda nie była taka piękna jak planowaliśmy, i – przede wszystkim – choroby umęczyły nas do tego stopnia, że musieliśmy skrócić pobyt o jeden dzień. Z perspektywy czasu doceniamy jednak starą prawdę, że to, co złe, szybko odchodzi w zapomnienie. Z kilku dni w Białowieży zostały piękne wspomnienia i sentyment do tej wyjątkowo cennej przyrodniczo okolicy. Wizyta w Białowieży jest godna polecenia wszystkim rodzicom maluszków – przede wszystkim z tego względu, że ogromną większość atrakcyjnych turystycznie miejsc można bez problemu zwiedzić z dziecięcym wózkiem.

13 maja 2010, czwartek

Przelotne deszcze, chwilami 21 stopni, chwilami 16, pogoda w sumie dobra do jazdy

Warszawa – Białowieża, 11:10-16:30, ok. 240 km

Wyjeżdżamy późno, bo chłopaki ostatnio ciągle chorzy, wiszą na nebulizatorze, więc rano trzeba zaliczyć wszystkie inhalacje i inne procedury higieniczno-medyczne. W dodatku Sebuś wstaje dziś lewą nogą i o byle co płacze. Cóż, nie jest lekko…

Za to w drodze obaj chłopcy spisują się na medal: S. ciągle śpi, a T. to bombowy kumpel – m.in. co chwilę dopytuje się, kiedy będzie ta „Galgalka”.

Postój na Świętej Górze Grabarce

To wyjątkowe miejsce – najważniejszy ośrodek prawosławnego kultu religijnego w Polsce – trzeba choć raz odwiedzić, niezależnie od wyznania. Tysiące krzyży robią ogromne wrażenie – te stare mieszają się z tymi ustawionymi całkiem niedawno. Oglądamy główną cerkiew klasztorną, odbudowaną po pożarze w 1990 r., a także studnię cudownego źródełka, znajdującą się u podnóża góry, zachodzimy też nad przepływający tuż obok strumień, którego woda – jak się uważa – ma cudowne właściwości. Atmosfera tego miejsca udziela się wszystkim, nawet chłopcom – Sebuś grzecznie siedzi w chuście.

Na miejsce dojeżdżamy o 16:30. Mieszkamy w jednej z kwater przy głównej ulicy w Białowieży. Ogarniamy się, zmiatamy z chęcią późny obiad u gospodarzy.

Warszawa-Białowieża.

Warszawa-Białowieża.

Czas na małe co nieco.

Czas na małe co nieco.

Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

 Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

 Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

 Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

Klasztor na Grabarce.

Klasztor na Grabarce.

Święta Góra Grabarka.

Święta Góra Grabarka.

14 maja 2010, piątek

„Czasem słońce, czasem deszcz”, 17-24 stopnie

Decydujemy się nie kłaść Tyma w dzień na wyjeździe – to znacznie ułatwia planowanie wycieczek.

Wycieczka do Topiła, 10:30-15:00

Już sam dojazd samochodem to frajda – puste drogi, wsie, w których zatrzymał się czas… Topiło – miejscowość leśniczo-turystyczną położoną w sercu Puszczy – warto odwiedzić z dziećmi ze względu na ciekawą ścieżkę turystyczną „Osobliwości puszczy” (a.k.a. ”Puszczańskie drzewa”…). Wypuszczony z samochodu Tymo biega jak szalony, Seba w większości śpi w wózku, a my ucinamy sobie bardzo miły spacer wokół topiłskiego stawu – żaby rechoczą, komary latają – każdym centymetrem skóry czuć przyrodę dookoła. W pewnym momencie Tymcia zaczynają boleć nóżki, na szczęście sytuację ratują stare tory wąskotorówki, którymi przez spory odcinek wiedzie nasza ścieżka. Tymo zamienia się w Koko ze „Stacyjkowa” i do końca spaceru „jedzie” ochoczo do przodu.

Robimy postój przy starej wąskotorówce – „miniskansenie” – gdzie wszyscy z chęcią wrzucamy coś na ząb. Sebcik je w terenie, my widzimy już w nim ducha turysty!

W drodze powrotnej zahaczamy o skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce

Sama ekspozycja jest dość skromna, ale za to uwagę dzieci przyciągają „ruchome” drewniane tablice edukacyjne dotyczące drzew i zwierząt.

Wieczorny spacer do granic Parku Pałacowego

Tymowi do szczęścia wystarczy latarka, dodatkową atrakcją są wszechobecne błotniste kałuże. Seba siedzi z grzechotką. My mamy miły spacer. Fajnie jest.

Dziś cały dzień z sukcesem udaje nam się uciekać przed deszczem. Tymo ma wilczy apetyt i co chwila dopomina się o jedzenie. Sebuś dla odmiany bardzo łatwo rozprasza się przy karmieniu, które momentami bywa przez to naprawdę trudne.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Ścieżka edukacyjna w Topile.

Kapliczka ekumeniczna w Topile.

Kapliczka ekumeniczna w Topile.

Białowieskie pola...

Białowieskie pola…

Skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce.

Skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce.

Skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce.

Skansen kolejki wąskotorowej w Hajnówce.

Wieczorny spacer nad Narewkę. Tymo w dziupli.

Wieczorny spacer nad Narewkę. Tymo w dziupli.

15 maja 2010, sobota

16-19 stopni, umiarkowane zachmurzenie

Wycieczka do rezerwatu żubrów, 11:10-14:30

Mówisz „Białowieża”, myślisz „żubry”, więc oczywistym punktem naszego programu jest białowieski rezerwat żubrów. Rezerwat znajduje się kilka kilometrów od Białowieży, zajmuje sporą powierzchnię i jest naprawdę nieźle zorganizowany. Zagrody dla zwierząt są bardzo duże (przez co czasem trudno głównych bohaterów wypatrzeć). Oprócz żubrów można tu spotkać się też z konikami polskimi, jeleniami, łosiami, dzikami i rysiami. Tymo bez problemu pokonuje spory spacer na własnych nogach, a na koniec kupuje soczek z automatu i wybiera sobie widokówki ze zwierzętami na pamiątkę. Seba – jak to często bywa – przesypia wszystkie atrakcje.

Po opuszczeniu rezerwatu próbujemy jeszcze podjechać do tajemniczego puszczańskiego „Miejsca mocy”, ale najpierw trochę błądzimy, a potem już robi się późno, więc wracamy na obiad.

Spacer po Parku Pałacowym, 17:40-19:20

Chcieliśmy zwiedzić Muzeum Białowieskiego PN w ramach nocy muzeów, ale było czynne dopiero od 19:30, a to trochę późno jak dla nieśpiącego cały dzień Tymcia. Ale za to dokładnie zwiedziliśmy Park Pałacowy (zał. kon. XIX) – to rozległy park w stylu angielskim, piękne drzewa i malownicze polany. Niegdyś na wzgórzu wznosił się pałac carski, ale spłonął w 1944 r, obecnie pozostało trochę zabytkowych budynków z dawnego założenia parkowo-pałacowego, m.in. dworek namiestnika (poł. XIX), Dom Marszałkowski, Dom Myśliwski i Dom Zarządu. Przeszliśmy ok. 3 km, Tymo sporo na barana. Obecnie wzrok przyciąga przede wszystkim nowoczesna siedziba dyrekcji parku i muzeum BPN. Na pewno jeszcze tu wrócimy.

Rezerwat pokazowy żubrów.

Rezerwat pokazowy żubrów.

Rezerwat pokazowy żubrów.

Rezerwat pokazowy żubrów.

Rezerwat pokazowy żubrów - łoś.

Rezerwat pokazowy żubrów – łoś.

Rezerwat pokazowy żubrów - dziki.

Rezerwat pokazowy żubrów – dziki.

Zygzak McQueen psuje drogę...

Zygzak McQueen psuje drogę…

Tymuś w swoim żywiole.

Tymuś w swoim żywiole.

Pakujemy chłopaków i w drogę.

Pakujemy chłopaków i w drogę.

Siedziba BPN.

Siedziba BPN.

Park Pałacowy w Białowieży.

Park Pałacowy w Białowieży.

16 maja 2010, niedziela

Rano 24 stopnie, potem opady, 15 stopni

Spacer szlakiem Dębów Królewskiech w uroczysku Stara Białowieża, 11:00-12:00

Uroczy spacer w przepięknym miejscu: dostojny mieszany las, wiele starych dębów. Cała ścieżka bardzo starannie przygotowana turystycznie: ławka, wiaty, tablice informacyjne przy pomnikowych dębach.

Tymusiowi najbardziej podoba się drewniana „zakrętowa kładka”, którą cały czas wiedzie nasza trasa (nota bene to świetna trasa na spacer z wózkiem) – biegnie po niej jak szalony, a potem z apetytem wsuwa kanapkę. Sebuś cały spacer słodko śpi.

Skansen w Białowieży, 12:00-13:00

Może nie ma tu wielu obiektów do zwiedzenia, ale to miejsce wyjątkowo malownicze – urocze łąki, latające bociany, wijąca się rzeka. Oglądamy m.in. dwa wiatraki-koźlaki, stare chałupy, prawosławną kapliczkę, żuraw. Tymo jest zachwycony, bo … je lizaka, Sebuś znów w większości śpi.

Objazd okolic Białowieży, 18:00-19:15

Mieliśmy w planach powtórkę Miejsca Mocy, ale się rozpadało więc wybieramy się na samochodową wycieczkę. Może to i dobrze. Z samochodu oglądamy kościół w Białowieży (20.-30. XX w), Ośrodek Edukacji Ekologicznej „Jagiellońskie” z ptasim budzikiem, zespół budynków kolejowych „Białowieża Towarowa” z kon. XIX w., sobór Św. Trójcy w Hajnówce i … pomnik żubra w Zwierzyńcu.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Szlakiem Dębów Królewskich.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Skansen w Białowieży.

Restauracja Carska w budynku dworca z końca XIX w.

Restauracja Carska w budynku dworca z końca XIX w.

Dzika puszcza.

Dzika puszcza.

29 maja 2010, sobota

19 stopni, słońce

Ostatniego dnia naszego pobytu (17.05) u Sebusia nasiliła się obturacja oskrzeli, a M. obudziła się zupełnie bez życia i z wysoką gorączką. Cóż było robić, spakowaliśmy się i wróciliśmy do domu (ale z mocnym przekonaniem, że wrócimy tu jeszcze na jeden dzień, żeby dokończyć zwiedzanie). Okazja nadarzyła się dwa tygodnie później. Tym razem wyrwaliśmy się z samym Tymusiem, zostawiając Sebcia z Babcią i Dziadkiem na działce.

Rakówiec-Białowieża (8:50-11:45)

Jedzie się bardzo sprawnie; zatrzymujemy się na miły postój w połowie drogi, nad Bugiem.

Białowieża (11:45-16:45). Oglądamy:

Muzeum Przyrodnicze Białowieskiego PN

Muzeum mieści bogate, naprawdę ciekawie zaprezentowane zbiory. Najbardziej podoba się nam przekrój mrowiska, nory borsuka, widok na korzenie sosny i wiewiórka-albinos (M. i R.) oraz kolejka wąskotorowa (T.). Tymuś świetnie znosi godzinne zwiedzanie z przewodnikiem. Na koniec wchodzimy na wieżę widokową.

Miejsce Mocy

Tym razem trafiamy bez problemów – okazuje się, że przyczyną naszych poprzednich kłopotów były pozdejmowane (na czas renowacji) drogowskazy – tym razem są na swoim miejscu. Od parkingu trzeba trochę podejść, ale to przemiły spacer przez las. „Miejsce mocy”, emanujące ponoć niezwykłą energią, to kilka dużych kamieni, drzewa wyrastające z jednego pnia i wieża widokowa. Powrót (nieczynnymi) torami kolejowymi to wielka frajda dla Tyma.

Obiad w Restauracji Carskiej

Drogo jak diabli i niewielkie porcje, ale mimo to naprawdę warto odwiedzić to wyjątkowe miejsce – zespół dworcowy z końca XIX w, stara lokomotywa, drezyna – zabytkowa Syrena (można się nią przejechać po puszczy za 100 zł!), stolik na środku torowiska. „Ale czad!” – skwitował Tymuś.

Z wycieczki wracamy z poczuciem, że udało nam się odrobić dzień urwany z majowego wyjazdu. I to w jakim stylu! Było przesympatycznie!

 

Beskid Sądecki – tydzień II

13 lutego 2010, sobota

-2 stopnie, cały dzień sypie, do tego podmuchy zimnego wiatru

Przedpołudniowy spacer po alejkach Parku Zdrojowego, tym razem bez M. We dwoje potem wychodzimy jeszcze raz i odbywamy spacer do dwóch krynickich cerkwi – cerkwi grekokatolickiej (XIX) w Krynicy Dolnej i cerkwi prawosławnej (zbudowana w 1995 r, ale bardzo stylowa).

Po południu wszyscy idziemy do Parku Pułaskiego, ale zawracamy w połowie drogi, bo planowane przez nas przejście przez teren Parku Zdrojowego jest nieoświetlone. Za to oglądamy z mostku kolejkę wjeżdżającą na Górę Parkową, a potem kręcimy się wśród padającego śniegu po oświetlonych alejkach. Continue reading

Beskid Sądecki – tydzień I

6 lutego 2010, sobota

4 stopnie, pogoda spokojna, bez opadów

Warszawa – Krynica-Zdrój (przez Radom, Kielce, Tarnów i Wojnicz), 7:15-17:30, ok. 410 km

Podróż minęła ogólnie bez większych problemów, chociaż w takim składzie … hmmm… zawsze jest wesoło! Do Radomia szybko i sprawnie, zatrzymujemy się w McD na śniadanie. Termin feryjny, więc wszędzie tłumy ludzi, do WC długaśna kolejka.

Dalej jedzie się dużo gorzej, droga jest wąska, ale najbardziej doskwiera brak sensownych lokali na postój . W końcu lądujemy w podejrzanym barze pod lasem – jest brudno, koty sikają pod stołem, na dodatek okazuje się, że nie ma toalety – aż nie do wiary, że mamy XXI wiek. No ale przynajmniej nie ma innych ludzi – siedzimy sami. Wybieramy jakieś w miarę „bezpieczne” menu. Continue reading

Beskid Sądecki, 2010.02

To nasz pierwszy wyjazd z Sebusiem. Nasz niespełna czteromiesięczny turysta w gruncie rzeczy nie sprawia nam żadnych problemów, oczywiście nie licząc nagromadzenia zwykłych obowiązków związanych z pielęgnacją niemowlęcia. Dobrze znów cieszyć się Maluszkiem w domu! Tym razem wybieramy zakwaterowanie w kurorcie, i to w miarę w centrum – za czym generalnie nie przepadamy, nie tylko ze względów finansowych. Chodzi jednak o to, żeby było gdzie pospacerować z wózkiem – odśnieżony chodnik w takiej sytuacji jest na wagę złota. Babcia zgadza się po raz kolejny towarzyszyć nam w zimowej wyprawie. Wesoło w szerszym gronie, ale cieszymy się też na myśl, że będziemy mogli od czasu do czasu wyrwać się gdzieś tylko z prawie czteroletnim Tymusiem, zainteresowanym innymi atrakcjami niż Sebiątko śpiące w wózku. Continue reading

Beskid Śląski, część II

 7 marca 2009, sobota

Rano załamuje nas deszcz, który potem na szczęście przechodzi w mokry śnieg

Przedpołudniowa wycieczka M. i R.: Jawornik – Soszów

Podjeżdżamy samochodem do Jawornika, rozmawiając cały czas o wczorajszej radosnej nowinie. Ośrodek narciarski Wisła-Soszów wywiera na nas bardzo korzystne wrażenie – nowoczesny, o rodzinnym charakterze (specjalny „wyciąg dla przedszkolaka” itp.). Może nie ma tu zbyt wielu tras i nie są one zbyt długie, ale te, które są, mają przyjemne nachylenie – na pewno można sobie miło pojeździć.

Skuleni pod parasolami wjeżdżamy wyciągiem krzesełkowym na górę, po czym podchodzimy na szczyt (20’) brzegiem trasy narciarskiej. Ze szczytu ponoć podziwiać można piękny widok, my dziś widzimy tylko mleko.

Schodzimy na odpoczynek i coś ciepłego do schroniska Soszów – w środku bardzo przyjemna, rodzinna, schroniskowa atmosfera. Zjeżdżamy wyciągiem (ale mokro!) na dół.

Wycieczka do Bielska-Białej (16:00-18:45)

Jesteśmy dzielnymi turystami, więc nie zniechęca nas podający deszcz ze śniegiem. Chcemy coś zjeść w środku zwiedzania, ale jakoś nie spotykamy żadnej zachęcającej knajpy, więc napychamy Tyma chrupami i decydujemy się zaliczyć wszystko za jednym zamachem, po czym w drodze powrotnej zahaczyć o regionalną karczmę, którą widzieliśmy z samochodu. Pada coraz bardziej, więc robimy sprint pod parasolami po największych atrakcjach miasta, Tymo dzielnie nam towarzyszy w nosidle, R. trzyma mapę i pilnuje drogi, M. spod parasola robi zdjęcia. W ten sposób oglądamy w Bielsku: Plac Chrobrego z przyciągającym wzrok witrażem, rynek w Bielsku, zamek Sułkowskich (XIV-XIX), budynek Teatru Polskiego i poczty oraz Katedrę Św. Mikołaja (XV), a w Białej rynek z kamienicą Pod Żabami (Tymusiowi bardzo się podoba, żaby nazywamy Moniką i Minerwą) i kościołem ewangelickim (XVIII) oraz deptak (ul. 11 listopada).

Mimo nieszczególnej aury humory wszystkim dopisują i wspomnienia z wycieczki mamy bardzo dobre.

Ośrodek narciarski Soszów.

Ośrodek narciarski Soszów.

Na Wielki Soszów.

Na Wielki Soszów.

Czy to Tatry?

Czy to Tatry?

Schronisko 'Soszów'.

Schronisko 'Soszów’.

Na rynku w Bielsku.

Na rynku w Bielsku.

Teatr Polski, XIX w.

Teatr Polski, XIX w.

Monika i Minerwa.

Monika i Minerwa.

Ul. Przechod schodowy ;-), Biała.

Ul. Przechod schodowy ;-), Biała.

8 marca 2009, niedziela

W nocy nasypało ok. 30 cm świeżego świtu, od rana już nie pada, a po południu wychodzi słońce!

Wycieczka do Cieszyna (10:00-13:20)

Cieszyn zachwyca nas bardzo ładną starówką. Na rynku M. robi kilka zdjęć, po czym przenosimy się na Wzgórze Zamkowe. Koniecznie trzeba tu zajrzeć, odwiedzając Beskid Śląski! Można obejrzeć tu XIV-wieczną Wieżę Piastowską (Tymo wchodzi sam po b. stromych 120 schodach) i – uwaga uwaga – rotundę św. Mikołaja z … XI w (znaną m.in. z banknotu 20-złotowego). Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że rotundę zwiedza się samemu, po uprzednim pobraniu (na dowód osobisty) wielkiego klucza w Wieży Piastowskiej. Wrażenia są niezapomniane – to w końcu 1000 lat historii Polski!

Wracamy przez czeski Cieszyn – ale fajnie, że to takie łatwe po Schengen!

Wycieczka na Stożek M. + R. (14:00-18:00)

Droga przez Przełęcz Salmopolską utrudniona z powodu parkujących na drodze samochodów. Zatrzymujemy się na parkingu dla narciarzy i podchodzimy pod dolną stację wyciągu krzesełkowego. Kolej jest dość krótka (240 m różnicy wysokości), ale trasy wyglądają na fajne (jest trasa czarna, czerwona i niebieska) i niezatłoczone; ośrodek sprawia wrażenie nowoczesnego. Z górnej stacji wyciągu podchodzimy kilkaset metrów do ładnego i uroczo położonego schroniska PTTK Stożek. Doczytujemy, że to pierwsze polskie schronisko w Beskidach. Pijemy sobie herbatkę, jesteśmy sami w jadalni. Schodzimy w dół w pięknym słońcu.

W drodze powrotnej zajeżdżamy do kościoła w Łabajowie z dołączoną wieżą drewnianą z XVI w.

Wieża Piastowska, XIV w.

Wieża Piastowska, XIV w.

Wieża Piastowska, XIV w.

Wieża Piastowska, XIV w.

Widok na Cieszyn z Wieży Piastowskiej.

Widok na Cieszyn z Wieży Piastowskiej.

Rotunda Św. Mikołaja, XI w.

Rotunda Św. Mikołaja, XI w.

Cieszyński rynek

Cieszyński rynek

Z Łabajowa pod Stożek.

Z Łabajowa pod Stożek.

Do dolnej stacji kolejki na Stożek.

Do dolnej stacji kolejki na Stożek.

Ośrodek narciarski Wisła-Stożek.

Ośrodek narciarski Wisła-Stożek.

Grzbietem Stożka.

Grzbietem Stożka.

Schronisko na Stożku (957 m n.p.m.).

Schronisko na Stożku (957 m n.p.m.).

9 marca 2009, poniedziałek

Walka zimy z wiosną. Od wysokości Szczyrku prawie cały dzień pada śnieg, niżej – deszcz

Wycieczka (z przygodami) do Chaty Wuja Toma (9:30-13:15)

Po drodze zatrzymujemy się na zdjęcie przed drewnianym kościółkiem Św. Jakuba (XVIII) w Szczyrku. Chcemy też zajechać do Sanktuarium na Górce, ale – jak się okazuje – wybieramy złą, nieodśnieżaną drogę i musimy się wycofywać (przy okazji zakopując się w zaspie = przygoda I).

Spacer na Przełęcz Karkoszczonka

Idziemy przez bajkowo zasypany śniegiem las, uważając na czapy śniegu spadające z drzew. Wyglądamy na przełęcz, ale niestety nie ma widoku, tylko jedno wielkie mleko.

Chata Wuja Toma to prywatne schronisko w niedużym drewnianym budynku, ale w środku panuje prawdziwie schroniskowa atmosfera. Tymo biega jak szalony – nadrabia kilometry spędzone w nosidle. Wsuwamy z apetytem kiełbasę z chlebem, wracamy tą samą drogą.

Przygoda II spotyka nas w drodze powrotnej. Po ostatnich opadach śniegu całą drogę pokrywa śnieżna breja i nasza Fabia nie może wyjechać z miejsca postojowego. Próbujemy różnych sposobów – wypychania (z pomocą innych kierowców), bujania, wszystko na nic. W końcu udaje się wyjechać za pomocą łańcuchów (które wcześniej – jak na złość – na amen się splątały).

Popołudniowa przejażdżka M. + R.

Najpierw chcemy jechać do Koniakowa, ale po boksowaniu już na samym początku drogi na przełęcz zmieniamy plany. Podjeżdżamy na parking w Bielsku-Białej i ucinamy sobie krótki spacer do schroniska na Dębowcu. Ciągle pada. Niestety, dziś wyjątkowo gospodarze wyjechali i schronisko jest zamknięte, więc nie zaliczamy ani herbatki, ani pieczątki.

Usatysfakcjonowani tylko częściowo postanawiamy kontynuować wycieczkę – podjeżdżamy do Ustronia i wjeżdżamy na Równicę po schroniskową pieczątkę dla Tymusia. Prześladuje nas chyba jakiś pech – i to schronisko z powodu jakiejś awarii okazuje się zamknięte. Ale może i dobrze się stało – w końcu lądujemy w znanej Kolibie pod Czarcim Kopytem. Nawet tylko dla kolacji w tej karczmie warto było tu wjechać. Wita nas stylowe wnętrze w starej chałupie (obok „stodoła” z paleniskiem), zaaranżowane na piekło. A wokół ciemny i mglisty wieczór. Ale atmosfera! Zjadamy po porcji przepysznych pierogów i zarządzamy powrót.

Schronisko na Stożku (957 m n.p.m.).

Schronisko na Stożku (957 m n.p.m.).

Na Przełęcz Karkoszczonka.

Na Przełęcz Karkoszczonka.

Na Przełęczy Karkoszczonka.

Na Przełęczy Karkoszczonka.

Chata Wuja Toma (pod przełęczą).

Chata Wuja Toma (pod przełęczą).

Schronisko Na Dębowcu.

Schronisko Na Dębowcu.

Jedziemy na Równicę.

Jedziemy na Równicę.

Koliba pod Czarcim Kopytem.

Koliba pod Czarcim Kopytem.

Koliba pod Czarcim Kopytem.

Koliba pod Czarcim Kopytem.

10 marca 2009, wtorek

Przed południem bajkowa pogoda: słońce i śnieg, w górach -1, na dole do 3 stopni

Kolejką na Szyndzielnię (bis) i wejście na Klimczok (9:20-13:00)

Wjazd – jak poprzednio – przyjemny, a na górze po prostu bajka: wszystko pokryte świeżym śniegiem i szadzią. Do tego idziemy jako pierwsi po świeżo wyratrakowanym stoku – to bardzo przyjemne.

W schronisku na Szyndzielni jemy obiad. Tymusiowi udaje się kupić drewnianego kotka – pamiątkę, którego wypatrzył sobie ostatnio. Kotek otrzymuje imię Malwa. W drodze powrotnej Tymo mówi do Babci „Nie WEZMUJ tego kotka, bo to mój ulubiony”.

Wycieczka do Koniakowa i Istebnej (M. + R.)

W czasie drzemki Tyma jedziemy we dwoje z planem zwiedzenia Koniakowa i kupna słynnych koronek, ale na miejscu większość lokalików oferujących regionalne produkty okazuje się zamknięta – cóż, jesteśmy w środku tygodnia poza sezonem. W Istebnej z kolei całujemy klamkę w chacie Kawuloka (izbie regionalnej) – zaglądamy tylko do środka przez okno i uciekamy do samochodu przed śnieżycą. Randkę kończymy wizytą w regionalnej karczmie w Koniakowie, jest bardzo miło.

Wracamy przez przełęcz Kubalonkę i Salmopolską.

O, tu wpada do tunelu!.

O, tu wpada do tunelu!.

Na Szyndzielnię.

Na Szyndzielnię.

 Szyndzielni na Klimczok.

Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Szyndzielni na Klimczok.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

Z Klimczoka na Szyndzielnię.

11 marca 2009, środa, dzień pożegnalny

Pogoda brzydka: poniżej 700 m deszcz i deszcz ze śniegiem, wyżej śnieg

Wycieczka do Ustronia i na Czantorię (M. + R.), 9:20-14:20

Przez całą drogę mocno pada i zastanawiamy się, czy w ogóle jest sens wjeżdżać na górę. W końcu decydujemy się – i dobrze! Wjeżdżamy na Czantorię nowym, 4-osobowym wyciągiem krzesełkowym – w sezonie na pewno tłumy, dziś jeździli pojedynczy narciarze. Z wyciągu nie mogliśmy obejrzeć całej trasy (jest czerwona i niebieska z niezłym przewyższeniem plus ośla łączka dla dzieci). Wjeżdżamy pod parasolami.

Na górze, zwątpieni, idziemy do baru na herbatkę. Ogrzani decydujemy się jednak przespacerować na szczyt Czantorii. To dobra decyzja: dzięki niej mamy piękny, zimowy spacer w sypiącym śniegu. Ścieżka przetarta przez pojedyncze osoby. Wzdłuż niej mnóstwo uśpionych teraz atrakcji turystycznych (park linowy, sokolarnia, plac zabaw…).

Na szczycie Czantorii punkty gastronomiczne i wieża widokowa. My widzimy mleko i brodzimy w śniegu do kolan. Podchodzimy jeszcze 10-15’ do czeskiego schroniska pod Czantorią – tu szlak lepiej przetarty. Samo schronisko niezbyt urodziwe, ale klimatyczne, jemy wyprażany ser. Powrót tą samą drogą.

Pożegnalna wycieczka do Żywca, 16:00-19:45

Trochę nam się nie chce jechać, bo znowu pada, a czeka nas pakowanie, ale w końcu się mobilizujemy – z czego finalnie jesteśmy bardzo zadowoleni. Po drodze zahaczamy o Sanktuarium Matki Boskiej na Górce – już jesteśmy mądrzejsi i wiemy, że w warunkach zimowych trzeba jechać tu drogą jak do hotelu Orle Gniazdo. Ciekawe miejsce: kamienny kościół z cudownym źródełkiem obok, piękny widok na Szczyrk.

Potem już prosto do celu. Żywiec bardzo nam się podoba, i to mimo złej pogody. Zwarte, ładnie odnowione centrum z miłymi butikami. Podczas spaceru oglądamy Park Habsburgów z pałacem (XIX) i zamkiem (XVI, piękne krużganki na dziedzińcu), katedrę (XV), kamienną dzwonnicę (XVIII), miły rynek z ratuszem oraz gotycki kościół św. Krzyża kryty gontem (XIV). Cały spacer obfituje we wrażenia turystyczne i sprawia nam wielką przyjemność. Tymcio grzecznie siedzi w nosidle.

Na pożegnalną kolację idziemy wszyscy do Karczmy Żywieckiej. Strzelamy sobie takie porcje, że mało nie pękamy. Tymo długo nie chciał wchodzić do knajp, ale wzięliśmy go na sposób – jajka z niespodzianką, które w tajemniczy sposób znajdują się w pobliżu stolika, przy którym jemy.

Wieczorem, chcąc nie chcąc, pakujemy się o domu. Wiemy, że teraz przez jakiś czas będzie u nas posucha w aktywnych wyjazdach, ale za to następnym razem pojedziemy już w powiększonym gronie!

Na Wielką Czantorię.

Na Wielką Czantorię.

Wielka Czantoria.

Wielka Czantoria.

Wielka Czantoria.

Wielka Czantoria.

Sanktuarium Maryjne na Górce w Szczyrku.

Sanktuarium Maryjne na Górce w Szczyrku.

Żywiecki Pałac Habsburgów (XIX w).

Żywiecki Pałac Habsburgów (XIX w).

Żywiecki Zamek Habsburgów (XVI w).

Żywiecki Zamek Habsburgów (XVI w).

Katedra (XV w) w Żywcu.

Katedra (XV w) w Żywcu.

Żywiecki rynek z ratuszem.

Żywiecki rynek z ratuszem.

Gotycki Kościół Św. Krzyża, XIV w.

Gotycki Kościół Św. Krzyża, XIV w.

Beskid Śląski, część I

 28 lutego 2009, sobota

Całkiem ładny dzień, sporo słońca, przelotny deszcz ze śniegiem, 0-3 stopnie

Warszawa – Olsztyn – Szczyrk

Dzielnie wstajemy o 5:15 i półtorej godziny później już jesteśmy w drodze. Na Katowickiej ruch umiarkowany, bez przestojów, większe natężeniu ruchu przez Śląsk. Trochę nam ciasno w samochodzie, bo M. cudem rano przypomina sobie o nosidle, dopychamy je w ostatniej chwili, ale nie mieści się już w bagażniku i – o radości – jedzie z nami w środku.

Continue reading