Jedna z najbardziej znanych ferrat w Dolomitach. Bliskość uroczego wodospadu, ciekawe poprowadzenie trasy i fotogeniczny mostek nad przepaścią jak magnes przyciągają wielbicieli żelaznych dróg. Jeśli dodamy do tego krótkie dojście do startu ferraty i schronisko Piscadu czekające na strudzonych wędrowców na końcu trasy, nie będziemy się dziwić, że w sezonie Brigata Tridentina to ferrata dość mocno oblegana. Jednak nawet jeśli trzeba będzie postać trochę w korkach, jakie ze względu na nasilony ruch lubią tu tworzyć się w trudniejszych miejscach, nie będziecie żałować. Wspinaczka Brigatą jest bardzo przyjemna i oferuje wiele emocji! Trudność ferraty oceniana jest na C, nie jest więc to propozycja na początek przygody z żelaznymi perciami. Doświadczonym turystom trasa sprawi jednak wiele przyjemności.
Continue readingTag Archives: Dolomity
Tre Cime i ferrata na Monte Paterno
Wycieczka z pocztówkowymi widokami Dolomitów – słynne turnie Tre Cime widnieją chyba na wszystkich folderach turystycznych poświęconych tym górom. Nic dziwnego, że w letnie pogodne dni wędrują tędy prawdziwe tłumy. Wierzcie jednak, że to aż tak bardzo nie przeszkadza, bo widoki są tak piękne, że nie zwraca się uwagi na ludzi. Jeśli czujecie się na siłach, gorąco polecamy uzupełnić wycieczkę o wejście niezbyt trudną ferratą na szczyt Monte Paterno – już sam szlak wejściowy, prowadzący po części wykutymi w skale tunelami z okresu I wojny światowej, jest atrakcją samą w sobie, o widokach ze szczytu nie wspominając.
Continue readingMigogn z Passo Fedaia – przepiękna, odludna trasa w sercu Dolomitów
Szlak na Migogn (2384 m n.p.m.) to nasze odkrycie tegorocznego wyjazdu w Dolomity. Taki kontrolowany przypadek – pochodna ciekawości tego, co widać z okna apartamentu i poszukiwania w bliskiej okolicy odludnego i widokowego szlaku na „kondycyjny” dzień po przejściu wspaniałej, ale męczącej ferraty Lipella na Tofanę di Roses. Trasa na Migogn pozwala dostać się do naszym zdaniem jednego z piękniejszych widoko miejsc w całych Dolomitach. Można tam rozkoszować się wspaniałą szeroką panoramą (bez trudu wypatrzycie stąd większość najbardziej znanych szczytów!) i piękną alpejską przyrodą. A to wszystko w zupełnej samotności – nawet w środku sezonu!
Continue readingFerrata Lipella – klasyczna droga na szczyt Tofany di Roses
Via ferrata Lipella to prawdziwy klasyk, zawierający w sobie wszystko to, co najlepsze w żelaznych perciach. Droga wprowadza na Tofanę di Roses, a to prawdziwie honorny cel dla każdego miłośnika Dolomitów!
Niesamowite ujęcia, piękne plenery, dopracowany scenariusz i szybkie zwroty akcji… I wcale nie chodzi o świetny film, tylko nasze dzisiejsze wrażenia z przejścia tej niesamowitej trasy! Pokonanie tunelu z czasów I wojny światowej, imponujące trawersy po eksponowanych skalnych półkach, pionowe ściany, niesamowite widoki i jakieś nieokreślone wrażenie kontaktu z górą, odcięcia od wszystkiego, co zostało za nami. To wszystko otrzymacie w zamian za wielogodzinny wysiłek i prawdziwy test dla Waszej kondycji, a momentami też umiejętności technicznych i odporności psychicznej.
Via ferrata Lipella to wymagająca trasa dla doświadczonych górołazów. Wybierajcie się na nią tylko po aklimatyzacji i przy pewnej pogodzie. Niesamowite wrażenia i wspomnienia gwarantowane!
Continue readingFerrata Passo Santner
Ferrata Passo Santner do prawdziwy dolomicki klasyk, łatwo dostępny dzięki kolejce gondolowej. Trasa pozwala na przejście pięknej pętli przez kocioł Gartl, czyli miejsce, gdzie znajdować się miał legendarny ogród różany Króla Laurina.
Na trasie ferraty czekają na Was tylko krótkie trudniejsze momenty. Dobrze poczuje się tutaj każdy zaawansowany tatrzański turysta. A końcowy fragment żelaznej drogi dostarcza nie tylko adrenaliny, lecz też wspaniałych wrażeń widokowych.
Ferrata to dopiero początek wrażeń. Przed nami jeszcze piękne turnie Vajolet i malowniczo położony u ich stóp kocioł Gartl. A do tego bardzo widokowa droga powrotna trawersem wschodnich zboczy Catinaccio i przejście przez przełęcz Passo delle Coronelle.
Continue readingCinque Torri z przełęczy Giau
Charakterystyczne formacje skalne Cinque Torri to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc Dolomitów. Szlaki dojściowe nie są trudne, a okolica obfituje w atrakcje – od ścieżki Giro delle Torri, okrążającej skalne wieże, przez trasy kolarstwa górskiego, doskonale zachowane pozostałości stanowisk bojowych z okresu I wojny światowej i widokowy szczyt Nuvolau – dostępny bądź łatwym szlakiem z wyciągu krzesełkowego Cinque Torri, bądź nietrudną ferratą Gusela. Same Cinque Torri to mekka wspinaczy wysokogórskich. Trudno się więc dziwić, że w sezonie rejon „pięciu wież” jest tłumnie odwiedzany. My proponujemy nietrudną okrężną wycieczkę z przełęczy Giau – do zrobienia w jeden dzień, nawet przez nieco mniej doświadczonych turystów górskich.
Continue readingColac – wejście drogą normalną
Colac (2715 m n.p.m) poza piękną panoramą (niezły widok na Masyw Selli i grupę Marmolady z ciekawym profilem Królowej Dolomitów) oferuje także dużą porcję adrenaliny dla miłośników ferrat. Wejściowa ferrata dei Finanzieri wraz z zejściową „via normale” tworzą ferratowy trawers przez szczyt Colac.
I to był nasz plan na pierwszy dzień tegorocznej dolomickiej włóczęgi. Niestety z powodu czasowego zamknięcia ferraty dei Finanzieri pozostało nam wejście i zejście na Colac drogą normalną. Dysponując jeszcze odrobiną siły po wejściu i zejściu umiarkowanie wymagającą ferratą, przedłużyliśmy trasę o znaczny odcinek sentiero antrezzato Lino Pederiva. Ten piękny trawers południowych stoków Sas de Roches stanowił świetne urozmaicenie dzisiejszej trasy, pozwalając nam zajrzeć w głąb wspaniałej Val San Nicolo.
Continue readingDolomity – okolice Marmolady i nie tylko
lipiec 2023 r.
Czy o Dolomitach można zapomnieć? Otóż nie, proszę Państwa, nie można. Kto raz tu przyjechał, przepadnie. Jak my.
Po siedmiu latach znów więc wracamy w okolice Marmolady. Znów mieszkamy w uroczej górskiej miejscowości – Sottogudzie – i łazimy po ferratach i szlakach wysokogórskich głownie okolic Marmolady (i takich relacji jest najwięcej), ale nie tylko. Przywiewa nas też do Tre Cime, obecnych chyba na wszystkich pocztówkach z Dolomitów , a jeden dzień spędzamy na plaży nad jeziorkiem Lago delle Piazze – cudnowny odpoczynek dla zmęczonych górskimi wędrówkami nóg.
Poniżej zamieszczamy dokładne opisy zrealizowanych przez nas wycieczek. Więcej informacji o Dolomitach znajdziecie w naszym pierwszym wpisie o tych pięknych górach – relacja tutaj.
Dolomity – trasy z lipca 2023 r.:
1. Colac – wejście drogą normalną
2. Cinque Torri z przełęczy Giau
3. Relaks nad jeziorem Lago delle Piazze
4. Ferrata Passo Santner
5. Via ferrata Lipella – klasyczna droga na szczyt Tofany di Roses
6. Migogn z Passo Fedaia – przepiękna, odludna trasa w sercu Dolomitów
7. Tre Cime i ferrata na Monte Paterno
8. Ferrata Brigata Tridentina
9. Grań Padon i wejście na Mesolinę
10. Ferrata degli Alpini na Col dei Bos
Dolomity – trasy z sierpnia 2016 r.:
1. Wąwóz Serrai di Sottoguda – idealny na deszczowy dzień lub wycieczkę dla całej rodziny.
2. Via ferrata Ivano Dibona w masywie Cristallo
3. Wejście na Piz Boé granią Cresta Strenta.
4. Od Tofany di Mezzo do Tofany di Dentro, ferrata Formenton.
5. Wejście na Marmoladę ferratą Marmolada.
6. Szczyt Roda di Vaél w masywie Catinaccio.
7. Ferraty Sentiero Nico Gusella i del Velo w masywie Pale di San Martino.
8. Dookoła masywu Sassolungo – piękna, widokowa trasa bez trudności technicznych.
Sottoguda – świetna meta na szlaki w okolicach Marmolady
W 2023 r. po drodze w Dolomity zwiedziliśmy urocze czeskie miasteczo – Znojmo. Naprawdę warto się tu zatrzymać na turystyczny postój! W okolicy znajdziecie mnóstwo ofert noclegowych. Opis spaceru po Znojmo zamieszczamy tutaj.
Dolomity, dzień 10. Dookoła masywu Sassolungo – piękna, widokowa trasa bez trudności technicznych.
28 sierpnia 2016, niedziela
Słońce dosłownie praży, ale nie narzekamy
Dookoła masywu Sassolungo,
czyli piękna, widokowa trasa odpoczynkowo-pożegnalna
Dzisiaj ostatni dzień przed podróżą do domu – nie zrywamy się więc skoro świt, co niestety ma swoje konsekwencje. Rano droga z Sottogudy jest zablokowana z powodu uroczystości organizowanej przez członków stowarzyszenia alpejskiego. Mamy przymusowy postój, ale przy okazji przypadkiem bierzemy udział w życiu lokalnej społeczności, co jest dla nas bardzo interesujące. Orkiestra, bębny, starsi panowie idący równymi rzędami w takich samych strojach i z tyrolskimi kapelusikami, panie ubrane w ludowe stroje. Pal sześć opóźnioną wycieczkę!
Gdy wreszcie wydostajemy się z Sottogudy, dojazd idzie jak krew z nosa. Przed 10:00 na drogach są już wszyscy – samochody, autobusy, kampery, motocykliści, rowerzyści. Tych ostatnich samochody mijają o milimetry – jaka może być przyjemność z jazdy w takich warunkach? Zdecydowanie przy dłuższych dojazdach warto przejechać tutejsze drogi przed 8:00, wtedy jest dużo spokojniej. Mamy wrażenie, że w ciągu dnia poza górskimi włóczykijami i tubylcami na drogach prym wiodą turyści przełęczowi. Objeżdżają oni okoliczne przełęcze, zatrzymują się na najwyżej położonych parkingach, żeby robić zdjęcia, odwiedzić położone na przełęczy rifugia i knajpki, i jadą na kolejną przełęcz. W tej „turystyce przełęczowej” istotną grupę stanowią motocykliści, często podróżujący w grupach i nawzajem nakręcający się do wyprzedzania i efektownego pokonywania zakrętów. Jeden z nich kilka dni temu prawie w nas wjechał, jadąc z przeciwka naszą stroną drogi. Cudem ominął nas poboczem (po naszej prawej stronie…).
W takim uroczym tłumie po około godzinie docieramy na przełęcz Sella. O darmowych miejscach parkingowych można zapomnieć, wszystkie zatoczki są zapchane. Na szczęście przy schronisku (a właściwie hotelu) Passo Sella Resort jest duży parking, na którym za 5 Euro można zostawiać auto na cały dzień.
Na dzień pożegnalny wybraliśmy „odpoczynkową” spacerową trasę dookoła Sassolungo, najmniejszego samodzielnego masywu Dolomitów. Pogoda nadal piękna, podobno to najładniejszy tydzień w Dolomitach w tym roku – ale mamy szczęście!
Najpierw kierujemy się na północ, na szlak nr 526. Początkowy odcinek trasy biegnie wśród różnej wielkości głazów, porośniętych pięknymi drzewami, głównie limbami. Niektóre głazy mają po ponad 10 metrów wysokości! Ta pozostałość po wielkim obrywie skalnym z Sassolungo stanowi raj dla boulderowców i początkujących wspinaczy. Po 40 minutach mijamy schronisko Comici. Zaglądamy tylko do toalety, ale i tak wrażenia są niesamowite – futurystyczne podświetlenia na schodach, klamkach i w samych toaletach zadziwiają nas… Czujemy się jak w klubie, a nie w schronisku, więc szybko idziemy dalej. Na szczęście rozległe panoramy otaczające nas dziś przez cały dzień mają jak najbardziej górski charakter.
Nasz szlak okrąża teraz masyw Sassolungo od północnej strony. Powoli znika nam z oczu grupa Selli, szlak podchodzi pod smukłe turnie Sassolungo. Można iść pod samymi skałami, nieco niżej lub po halach na samym dole. Chcieliśmy iść górą, przy skałach, ale jakoś nie trafiliśmy i przeszliśmy „wariantem środkowym”. Masyw Sassolungo ma kształt podkowy, a jedyne łatwe wejście do serca grupy jest możliwe od północnego-zachodu. Nie skręcamy tam jednak, nie chcąc przedłużać spaceru i obawiając się tłumów przy schronisku Vicenza. Nasz szlak teraz zmienia numer na 527.
Przez dłuższą chwilę trawersujemy piarżyste zbocza Sassolungo, powoli tracąc wysokość. Potem pokonujemy najbardziej nużący fragment trasy – około półtoragodzinne podejście w skwarze południa. Przed nami otwierają się coraz szersze widoki w stronę południową, na kolejne szczyty grupy Catinaccio. Głodni, z radością witamy schronisko Sassopiatto. To raczej górski hotel. Wolelibyśmy coś bardziej kameralnego, no ale nie marudzimy – po chwili poszukiwań znajdujemy wolny stolik i pałaszujemy pyszne włoskie dania, popijając je piwem.
Od schroniska ścieżka zmienia numer na 557. Na tej części trasy nie ma już większych podejść – trawersujemy zbocza Sassopiatto, które od strony schroniska wygląda bardzo niepozornie. Delektujemy się widokami na Catinaccio i wychylające się zza zakrętu szczyty grupy Marmolady, w tym samą królową Dolomitów. Mijamy schroniska Pertini i Friedrich August. W pobliżu jest mnóstwo schronisko-restauracjo-hoteli, wręcz za dużo, ale taka już uroda tej okolicy. Intensywne zagospodarowane turystycznie są zwłaszcza tereny przy samej przełęczy Sella. Mamy wrażenie, że liny wyciągów zaraz poplączą się ze sobą. Na szczęście wzrok można zawiesić na wyłaniającej się przed nami w pełnej okazałości Selli.
Wreszcie wracamy na parking,. Szlak domyka pętlę wokół Sassolungo, a my kończymy dolomickie wędrówki. Na pewno tu jeszcze wrócimy – choćby na ferratę Oscara Schustera na Sassopiatto! I na łatwiejsze szlaki z dziećmi! Kolejne plany rosną jak grzyby po deszczu.
Nasz czas: 10:45 – 16:45, ok. 15 km, 800 m przewyższenia
Nasza dzisiejsza trasa jest godna polecenia jako trasa aklimatyzacyjna albo ‘kondycyjna’, na luźniejszy dzień. To też świetny szlak dla rodzin z dziećmi. Jest kilka schronisk (właściwie restauracji i hoteli) z placami zabaw, gdzie pociechy mogą odpocząć i nabrać ochoty na dalszą wędrówkę. My sami chętnie zabierzemy tutaj naszych chłopaków. Można na przykład wjechać kolejką do serca masywu, zejść przez schronisko Vicenza i obejść grupę tylko od północy lub południa zamiast przechodzić całą pętlę, co stanowi dość długą wycieczkę.
Dolomity, dzień 9. Ferraty Sentiero Nico Gusella i del Velo w masywie Pale di San Martino.
27 sierpnia 2016, sobota
Znowu pięknie, z popołudniowymi obłoczkami
Ferraty Sentiero Nico Gusella i del Velo w masywie Pale di San Martino
Dzisiaj cudowna trasa na ukoronowanie pobytu w Dolomitach. Długi dojazd (półtorej godziny z Sottogudy) zmusza nas do zwleczenia się z łóżek jeszcze po ciemku, żeby skoro świt ruszyć do miejscowości San Martino di Castrozza. Na darmowym parkingu pod kolejką meldujemy się tuż po 8:30. Gondolkami, a następnie kolejką linową pokonujemy łącznie prawie 1200 m przewyższenia i lądujemy na zboczu Rosetty tuż po 9:00. Nie jest źle.
Na górze wita nas po prostu inny świat. Nie dość, że jest dużo cieplej niż na parkingu, to przede wszystkim widok przed nami jakby z księżyca albo z innej planety. Pod naszymi stopami rozciąga się polodowcowy krajobraz płaskowyżu Altipiano, a za nim niekończące się morze szczytów. Po prostu coś niesamowitego.
Nie podchodzimy na szczyt La Rosetta, na którego zbocze dociera kolejka, bo nie chcemy potem się spieszyć z przejściem obu ferrat, ale stamtąd podobno widok jest jeszcze piękniejszy. Idziemy od razu w kierunku schroniska Rosetta, robimy tam kolejne zdjęcia i skręcamy w prawo w kierunku przełęczy Passo di Ball.
Idziemy rzadko spotykanym w Dolomitach szlakiem. Zazwyczaj jedzie się na piargach, a tu dziś jak paniska wędrujemy w dół bardzo wygodnymi zakosami! Ścieżka-autostrada sprowadza nas w okolice wierzchołka Col delle Fede. Ten wygodny szlak zbudowano wielkim nakładem sił ponad sto lat temu jako realizację pomysłu barona von Lessera, który chciał… konno wjeżdżać na płaskowyż, żeby polować sobie na kozice!
Dalej podchodzimy nieco eksponowaną ścieżką na Passo di Ball. Trasa miejscami jest ubezpieczona. Doskonale nadaje się na tym odcinku do nauki chodzenia po ferratach dla starszych dzieci.
Ferrata Nico Gusella
Na przełęczy Passo di Ball robimy postój, przepuszczając idącą z naprzeciwka grupę ze Słowenii. W końcu ruszamy w górę na ferratę Nico Gusella (cała nasze dzisiejsza trasa jest doskonale opisana w serwisie wdolomitach.pl; można znaleźć tu mnóstwo cennych wskazówek orientacyjnych). Początkowo podchodzimy typowym szlakiem po piargach, a następnie, skręcając lekko w lewo, docieramy do początku ubezpieczeń.
Po skałach, miejscami stromo pniemy się w kierunku Forcella Stephen. Momentami trzeba się trochę pogimnastykować, ale ogólnie podejście daje nam się we znaki głównie z powodu palącego słońca, a nie z racji kłopotów technicznych. Ostatnie metry podejścia na przełęcz prowadzą już bez ubezpieczeń przez górną część żlebu zasypanego grubszymi i mniejszymi kamieniami.
Z przełęczy Forcella Stephen można zrobić sobie kilkudziesięciominutową wycieczkę na Cima di Val di Roda. Podobno jest stamtąd przepiękny widok. My znowu z powodu czekającej nas dzisiaj jeszcze wielogodzinnej wędrówki rezygnujemy z tej przyjemności. Dodatkowo zniechęcają nas gromadzące się pod szczytami chmury, które i tak zasłoniłyby znaczną część widoków. Przyjdziemy tu następnym razem. Słowo! Jemy więc spokojnie kanapki i ruszamy dalej.
Kolejną godzinę spędzamy na nużącym powolnym obniżaniu się, trawersując, przeważnie bez zabezpieczeń, dość mocno nachylone zbocze. Widoków nie mamy, bo chwilowo zasłaniają je chmury. Zadziwiamy się bardzo wyraźnymi zjawiskami krasowymi. Dzięki porom i żłobkom krasowym o wiele łatwiej znaleźć podparcie dla nóg i rąk. Ten odcinek tylko miejscami jest ubezpieczony, nie zawsze tam, gdzie to by się faktycznie przydało, jednak przy suchej skale nie ma problemów.
Docieramy na sympatyczną przełączkę, skąd po raz pierwszy widzimy chyba najsłynniejszy duet Dolomitów – turnie Sass Maor oraz Cima della Madonna. Widok na te dwa szczyty będzie nam dzisiaj towarzyszyć bardzo długo. Widok z przełączki jest w ogóle bardzo piękny i zdecydowanie rozleglejszy niż z przełęczy Porton czy Passo di Ball.
Niestety, czas ruszać dalej. Teraz przed nami długi, ale wygodny trawers prowadzący w dół w okolice przełęczy Porton. Szlakowskaz znajduje się poniżej głębokiego wcięcia przełęczy, ale my wdrapujemy się też na przełęcz, żeby zajrzeć na początek ferraty Porton.
Spotykamy znajomą grupę ze Słowenii – właśnie skończyli przechodzić tę ferratę. My dzisiaj już tędy nie pójdziemy, ale kiedyś… – ach, jak miło snuć plany na przyszłość;-)
Po minięciu przełęczy Porton dalej podążamy w kierunku gwiazd dzisiejszego dnia – Sass Maor i Cima della Madonna.
Ferrata del Velo
Trochę obawialiśmy się zejścia przez „welon Madonny”, opisywanego w różnych miejscach jako bardzo eksponowane i wymagające odporności psychicznej. Kiedy docieramy do właściwej części ferraty del Velo, okazuje się, że nie taki diabeł straszny. Zejście faktycznie jest eksponowane i prowadzi prawie pionowo w dół, ale wymagania techniczne nie są tu przesadnie duże. Dla nas (subiektywnie) zarówno ekspozycja, jak i trudności były większe na ferracie prowadzącej granią zachodnią na Marmoladę, szczególnie przy pokonywaniu jej w dół w drodze powrotnej.
Najbardziej efektownie nasze zejście prezentuje się z oddali – welon Madonny rzeczywiście opada bardzo stromo w dół. Możliwe, że na nasze odczucia wpłynął niedawny remont ferraty – wydaje się, że niedawno zamontowano tu nowe stopnie, które pewnie są wygodniejsze od umieszczonych tu wcześniej kotew. Dodatkowo wyremontowana została też w tej okolicy ferrata Vecchia, która jest opisywana u Tkaczyka jako zniszczona i zamknięta – teraz widzimy normalne drogowskazy prowadzące na nią i turystów kierujących się w jej stronę.
Mocno zmęczeni i pełni wrażeń z dzisiejszej trasy docieramy do schroniska Velo della Madonna, czyli schroniska Welon Madonny. Wewnątrz spędzamy bardzo miłe trzy kwadranse. Pani z obsługi jest bardzo sympatyczna, kluchy przepyszne, a piwo świetnie gasi pragnienie. Na koniec włoskie espresso i czas ruszać dalej!
Zejście do San Martino
Do zejścia wybieramy nieco dłuższy, ale bardziej widokowy wariant szlakiem trawersującym zbocza w kierunku San Martino. Najpierw kilkaset metrów schodzimy nużącymi zakosami szlaku 713, aby skręcić w prawo na szlak 721. Długo trawersujemy zbocza szczytów, w okolicy których dzisiaj przechodziliśmy. Szlak prowadzi w okolicy górnej granicy lasu, a później sprowadza coraz niżej. Na koniec idziemy leśnymi drogami. Koniecznie trzeba mieć przy sobie mapę, bo bez niej można zejść za wcześnie i trzeba byłoby wtedy podchodzić na parking z centrum San Martino. Nam udało się wyjść tuż przy dolnej stacji gondolek.
W San Martino żegnają nas dzisiejsze szczyty, pięknie podświetlone promieniami zachodzącego słońca. Masyw Pale di San Martino wywarł na nas duże wrażenie – na pewno jeszcze tu kiedyś wrócimy! W grupie Pale można zaplanować zarówno ambitne trasy z przejściami ferratowymi, jak i rodzinne wędrówki przez przełęcze i schroniska. A wszystko to w oprawie przepięknych i różnorodnych widoków. Księżycowy płaskowyż, a zaraz obok strzeliste granie i turnie. Nie można przejść obok tego miejsca obojętnie.
Wycieczka była niewątpliwie męcząca, ale warta każdego metra przebytej drogi. Dodatkowo dzisiaj nie spieszyliśmy się za bardzo, chcąc podziwiać widoki i cieszyć się z każdej chwili w górach. Na ferratach potrzebna była duża koncentracja, nie tylko na fragmentach ubezpieczonych (w naszym odczuciu dotyczy to zwłaszcza ferraty Nico Gusella – tam jest wiele odcinków nieubezpieczonych, gdzie trzeba zachować uwagę). To dobra trasa dla wszystkich, którzy przeszli już kilka ferrat i nie obawiają się ekspozycji.
Nasz czas:
9:10 – 12:30 Rosetta – Forcella Stephen 13:00 – 16:15 Forc. Stephen – Rif. Velo della Madonna 17:00 – 19:30 zejście ze schroniska na parking
Razem ok. 15 km, ok. 800 m podejść i prawie 2000 m zejścia.